czwartek, 21 marca 2019

Czy władza czyni mielczan szczęśliwymi?



Tytułem wstępu: wszystkie poniżej zacytowane wskaźniki gospodarczo społeczne nie są moim wymysłem, są realnymi bytami, funkcjonującymi w „nowoczesnym” społeczeństwie.

Zupełnie niezauważalnie minął ustanowiony na 20 marca Międzynarodowy dzień szczęścia, w którym, jako mielczanie, winniśmy chyba jednak mieć jakiś udział, a nie za bardzo daliśmy temu wyraz.

Czego to ludzie – tu ONZ w rezolucji z 2012 roku – nie wymyślą, można by rzec. W tej rezolucji napisano, że dążenie do szczęścia jest podstawowym celem człowieka, uznając jednocześnie potrzebę bardziej kompleksowego, sprawiedliwego i zrównoważonego podejścia do rozwoju gospodarczego, który promuje zrównoważony rozwój, walkę z ubóstwem, szczęście i dobrobyt.

Z polskich sił politycznym ten apel ONZ zauważyło jedynie PiS, biorąc go dość dosłownie, i rozpoczęło w ostatnich kliku latach jego intensywne wdrażanie w życie, lokując u obywateli  kilkadziesiąt miliardów złotych. Wielu ludziom się polepszyło i ma to PiS –owi za Plus.

Inne siły, takie jak np. Wiosna czy nawet niektórzy w PO, szczęście, jako podstawowe prawo człowieka, widzą mniej w kategoriach niezależności ekonomicznej, a bardziej w kategoriach upowszechnienia prawa do samookreślenia seksualnego i korzystania z tego samookreślenia do woli, jako że seksualność człowieka – jak napisała jedna moją mądra była znajoma – jest motorem napędzającym świat i nikt, i nic się jej nie oprze.

A „coming out” (czyli publiczne ujawnienie się) homoseksualisty, koniecznie  w mediach lub przy maksymalnie dużej widowni, jest szczytem elegancji i odwagi dla mediów drugiej strony. Bo najważniejsze - wg tej grupy politycznej - dla społeczeństwa i jego rozwoju gospodarczego jest pokazać, z kim się sypia, najlepiej nie z płcią przeciwną no i może z kim się koleguje. Najlepiej z kimś z „towarzystwa”.

Niedługo, gdy w miejsce Produktu Narodowego Brutto (PKB) wprowadzi się wskaźnik Szczęścia Narodowego (krajowego) Brutto (ang. Gross NationalHappiness, GNH) -instrument służący do mierzenia jakości życia w sposób bardziej całościowy niż PKB - zadowolenie seksualne będzie jednym z jego ważnych parametrów. Czy za tym pójdzie wzrost zadowolonych?

Bo z zadowoleniem z życia w Polsce było do tej pory tak sobie. Według „Wskaźnika zadowolenia z życia” (ang. Satisfaction with Life Index, SLI),w którym poziom odczuwanego szczęścia jest mocno skorelowany ze stanem zdrowia, zamożnością i dostępem do wykształcenia w 2015 r. Polska znajdowała się na dalekim 51 miejscu.

Bardzo jestem ciekawy, jak bardzo przez ostatnie 4 lata ten wskaźnik dla Polaków się poprawił. Bo że tak jest, nie mam wątpliwości.

Czy mielczanie są szczęśliwi?

Przypuszczam, że żadnej dotychczas mieleckiej władzy nie przyszło to pytanie do głowy, a już sprawdzanie stanu tego szczęścia tym bardziej.
Dla władzy najważniejsze zawsze jest, czy ona jest szczęśliwa. W końcu po to się idzie po władzę.
Gdyby szczęście mielczan mierzyć szczęściem ich włodarzy, pewnie nie byłoby najgorzej. A jak z samymi, szarymi mielczanami?
Internet nie dostarcza zbyt optymistycznych danych. Mielczanie w zasadzie są (wg. niego) szczęśliwi w Sylwestra, szczególnie na placu AK, w czasie wygranych lub szczęśliwie zremisowanych meczy, a także w czasie konkursu piosenki dziecięcej, „Szczęśliwym być”, chociaż  gdyby sądzić zdjęciach z konkursu, znowu za najbardziej szczęśliwych można by uznać przedstawicieli władzy lokalnej, organizującej konkurs.

Więc jak nie Internet, to co nam mówi o zadowoleniu, ba, szczęściu, mielczan? Może wybory samorządowe? PiS daje, a przegrywa? Czy szczęśliwi głosowali na tzw. Układ rządzący Miastem, przeciw PiS – owi, czy odwrotnie? Może na Układ głosowali nieszczęśliwi? A może to bez sensu takie dywagacje?

Generalnie żyje się nam lepiej. Nikt już tego nie kwestionuje. Żyje się średnio lepiej, bo średnio lepiej zarabiamy (lub dostajemy). Programy PiS bez wątpienia pomogły w podniesieniu poziomu szczęścia mielczan. Bo jednak pieniądze poprawiają wskaźnik szczęścia, w przeciwieństwie do tego, co mówią posiadający pieniędzy w nadmiarze, że one szczęścia nie dają.
Człowiek wolny, a więc bardziej szczęśliwy, to człowiek mający pieniądze przynajmniej w takiej ilości, by miał zaspokojone podstawowe potrzeby materialne.

Piszę, że najbardziej szczęśliwa jest władza. Ale to tak nie do końca musi być. Kiedyś była szczęśliwsza, bo miała więcej pieniędzy. Kaczyński mocno władzom lokalnym tę ilość pieniędzy ograniczył,  obniżając wynagrodzenia bezpośrednie, ale i zakazując sprawowania przez prezydentów/wójtów funkcji w radach nadzorczych.
I jak w ubiegłym roku p.o. prezydenta Mielca, wtedy wiceprezydent, „dorabiał sobie” w Radzie nadzorczej EC prawie 4 tys. zł miesięcznie, tak teraz, by objąć etat prezesa w innej miejskiej spółce, nie może być radnym. Więc dieta 2 tys. odpada.

Swoją drogą to ciekawa, choć niewielka, spółka, w której na dzisiaj pracują dwaj byli jej prezesi, w tym jeden emeryt, i „bieżący” prezes, też emeryt. O emeryturze podobno niewiele mniejszej niż jego obecna pensja. Dobrze ci nauczyciele zarabiają.

Można być szczęśliwym? Można.

Jaki stąd wniosek? Ano taki, że Mielczanie – przynajmniej ich część – są szczęśliwi. I ja też jestem szczęśliwy.

Więc: co było do udowodnienia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czego oczekuję od mieleckich posłów? Czyli słów parę o zarażaniu nienawiścią.

  Patrzę, jak wielu z was, na polską scenę polityczną i, pewnie znowu jak wielu z was, ogarnia mnie obrzydzenie i przerażenie jednocześnie...