piątek, 12 stycznia 2018

Jak będzie w Niebie? Chór aniołów czy 72 hurysy?




  „Człowieka nie da się zrozumieć, pytając tylko, skąd pochodzi. Zrozumie się go dopiero wówczas, gdy się także zapyta, dokąd zmierza”. Papież Benedykt XVI


Nasze coraz to szersze pojmowanie tego zupełnie – wydaje się – absurdalnego ogromu Wszechświata, prowadzi najczęściej do dwóch różnych konkluzji. Konkuzji, podkreślmy to, odziedziczonych w dużej mierze po naszych przodkach, którzy Wszechświat zupełnie inaczej lub wcale sobie nie wyobrażali, ale też w dużej części ukształtowanych przez tradycję, wywiedzioną z zapisów świętych ksiąg różnych religii.

Gdy jedni, bardziej czy mniej wykształceni ludzie dość łatwo dochodzą do wniosku, że w tym Wszechświecie nie ma miejsca ani na Boga, ani, tym bardziej, na jakieś miejsce bytowania dusz po śmierci, drudzy, którzy w życie po śmierci nadal wierzą, muszą na nowo zdefiniować swoje wyobrażenie na temat pojęcia Niebo, uwzględniając w tym jakąś dozę otrzymanej wiedzy naukowej.

Pewnie tylko nieliczni i mniej rozgarnięci wierzący wyobrażają sobie nadal Niebo jako ogromną salę, na której środku na tronie siedzi Bóg Ojciec, mający po prawicy, na drugim tronie, Chrystusa, a nad nimi lata w postaci gołębicy Duch Święty. A zebrani zbawieni wznoszą pienia na część Boga, nudząc się setnie przez całą wieczność.

Z kolei niewierzącym – i tym mądrym i tym głupim, których jest większość - taka nieaktualna już od lat wizja Nieba służy do negowania Nieba w ogóle, ba, do wyśmiewania i Nieba, i życia poza grobem, i wyśmiewania tych którzy w Niebo wierzą.


Jak może wyglądać Niebo człowieka wierzącego? Jaki obraz swego pośmiertnego bytowania może on mieć w głowie? Taka koncepcja stworzona samemu lub od kogoś przejęta, wiele mówi o samym wierzącym, ale jeszcze więcej mówi o wierze, o religii, o Słowie, które ona przekazuje. O Bogu w końcu, który to „wszystko stworzył i wszystkim rządzi”? I ewentualnie potwierdzać może choć w części lub wcale, sensowność wyznawanej wiary.

Wielkość, Boskość Ewangelii przejawia się tym, że nie operuje łatwymi, zachęcającymi ludzi do wierzenia, opisami życia po śmierci. To wszystko cudowne, co mamy na temat Nieba w głowach, stworzono przed wiekami na ludzką, indywidualną odpowiedzialność. Bo nikt w Piśmie świętym szczegółów nie przedstawił.
A nie operuje z wielu względów. Otóż człowiek tworzy swoją wizję Nieba na obraz i podobieństwo swojego bytowania na Ziemi. Stąd król na tronie, stąd poddani, stąd zastępy wojsk niebieskich.

Chrystus będąc jako Syn Boży wśród ludzi, mógłby – teoretycznie – mieć wiedzę o wielkości Kosmosu, o sposobie jego stworzenia, o teorii względności i prędkości światła. Mógłby na piasku, zamiast dziwnych znaków, pisać E=mc2. Ale nie pisał i nie mówił. Był człowiekiem tamtego czasu i miał dookoła ludzi tamtego czasu i tamtej wiedzy.
I na szczęście został zesłany 2000 lat temu, bo gdyby przyszedł dzisiaj, pewnie żadnej religii by nie było. Czy dlatego, że ludzie są mądrzejsi? Nie. Ludzie są tak samo mądrzy albo głupi jak przed tym, gdy urodził się Newton, Heisenberg czy Einstein. Troszeczkę więcej wiedzą o świecie, ale ta wiedza wpycha ich w pychę jedynie, a ani trochę nie przybliża do poznania Tajemnicy.
Ta wiedza, wielka, ale dalej niewystarczająca,  sprawia jedynie, że mogą tylko wierzyć, że nie ma Boga. Tak jak większość by robiła, nie mając tej wiedzy.


Ale wróćmy do wyobrażania sobie Nieba. I do mojej po śmierci egzystencji – mam nadzieję - w tym Niebie? Jak to sobie wyobrażam?
Prawdę mówiąc nie usiłuję sobie specjalnie wyobrażać. Mądrzy teolodzy napisali dość sporo o Niebie, ale bardzo ostrożnie. Na szczęcie w Piśmie Świętym nie ma na tyle szczegółowych określeń, które by mnie zmuszały do przyjmowania wyobrażenia Nieba, niemożliwego dla mnie do akceptacji.  Właściwie święty Paweł pisze o trzech poziomach Nieba, nieważne, co by to mogło nie znaczyć. A w słynnej dyskusji Jezusa z saduceuszami, którzy w Niebo nie wierzyli i usiłowali pytaniem o jednej żonie siedmiu braci sprowadzić sprawę Nieba do absurdu, usłyszeli odpowiedź, że «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. (….)Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją».

I tyle. Tylko tyle i aż tyle.

Dusza to dla mnie jakaś forma informacji. Inaczej być chyba nie może, skoro nie jest „obleczona” w materię, a odwzorowuje mnie samego. Jaka to informacja, ile terabajtów zawiera, nie wiem. Nie wiem, co się z nią dzieje po śmierci. Wyobrazić sobie mogę, że można z niej odtworzyć mnie samego, że mogę z tej informacji z martwych powstać z woli Chrystusa, co przewiduje moja wiara, a co czyni zmartwychwstanie bliższe naszej wyobraźni.

Jak będę jako ta forma informacji nazywana Andrzej Talarek, egzystował w wieczności, w tej wieczności, w której czas nie płynie (więc i nudzić się nie ma jak), tego nie wiem.
Wierzę w to jedynie, że mam szansę zbliżyć się do Boga. I że to jest coś, o co warto się starać.
Nie używam łatwych wyobrażeń. Zaspokajających naszą potrzebę porządkowania wszystkiego, także życia pozagrobowego. Wystarczy mi wiara, która na szczęście niewiele na temat Nieba mówi i niczego do końca nie definiuje. Bo inaczej byłoby tak, jak z niebem muzułmanów.

Nawet jak Jezus mówi o prawicy Boga, („Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego” (Mt 26,64)), to mówi bazując na ówczesnej świadomości ludzi, jako że o prawej ręce mówi się w Biblii przede wszystkim jako o symbolu potęgi i pomocy: „Uwielbiona jest potęga prawicy Twej, Panie, Prawica Twa, o Panie, starła nieprzyjaciół” (Wj 15,6); Ludzie łatwiej rozumieją Boga, kiedy ten posługuje się symbolami przez nich zrozumiałymi.
Ale nie jest tak, wg mnie, że to ludzie wymyślili Boga na swój obraz i podobieństwo. Odwracam sytuację – ludzie po prostu tego Boga, w którego wierzą jakoś „uczłowieczają w wyobrażeniach, dostosowują do swojego zasobu wiedzy, swojej mentalności. Bóg jest, a ja sobie usiłuję go wyobrazić   posługując się tymi narzędziami, które kultura i czas mi daje.. 

Wróćmy na chwilę do tego przerażająco ogromnego Kosmosu. Łatwo wpaść w depresję, jeśli go sobie usiłować wyobrazić. Bo gdzie tu człowiek? W tym ogromie. No właśnie. Człowiek, a właściwie Bóg Człowiek, to najwspanialszy podarunek dla człowieka, zagubionego  w trzewiach Kosmosu. Gdyby nie Jezus, rzeczywiście można by zwątpić w takiego Boga, który jest nie do wyobrażenia, takiego Nieba, którego też wyobrazić sobie nie można. Jezus, Bóg i Człowiek usensownia niezrozumiały bezmiar. Kto w Niego uwierzył, żyć będzie. I nie musi się bać, że kolejny „wynalazek” obróci jego wiarę w perzynę.

Nie musi także na siłę uatrakcyjniać nieba, by ludzie chcieli w nie  wierzyć i starać się tam dostać, jak to robiono w Islamie.
„Ortodoksyjni teologowie islamscy jak al Ghazali (zm. 1111 n.e.) i Al-Ash’ari (zm. 935 n.e.) przyznawali, że w Raju dostępne będą przyjemności cielesne. Komentator koraniczny, Al-Suyuti (zm. 1505), napisał:
„Za każdym razem śpiąc z hurysą odnajdujemy jej dziewictwo. Poza tym penis Wybranego nigdy nie mięknie. Erekcja jest wieczna. Uczucie, kiedy za każdym razem się kochasz jest absolutnie wyśmienite i spoza tego świata. I nawet gdybyś chciał zrobić to samo na ziemi, to byłbyś na to za słaby. Każdy Wybrany [tzn muzułmanin] ożeni się z 70 hurysami, poza kobietami ożenionymi na ziemi, i wszystkie będą miały smakowite waginy”.


„Zostało wspomniane przez Daraj Ibn Abi Hatim, że Abu al-Haytham ‚Adullah Ibn Wahb opowiedział od Abu Sa’id al-Khudri, który słyszał Proroka Muhammada mówiącego „Najmniejsza nagroda dla ludzi w Raju jest miejscem, gdzie znajduje się 80.000 służących oraz 72 żony, nad którymi jest gmach udekorowany perłami, akwamarynem, rubinami, i jest tak duży jak od al-Jabiyyah do Sana””. (za https://psychoneurocybernauta.wordpress.com)

Nie wiem, jak mówią Muzułmanom o Niebie teraz, może to powyższe to także przebrzmiała tradycja.
Ale takiej tradycji chrześcijaństwo nie miało. Na szczęście.


wtorek, 9 stycznia 2018

Airly, spotify, nowoczesność i tradycja.




agh.edu.pl


Wynalazki, nowe technologie zmieniają świat. Przemeblowują nam życie. Wpływają na politykę. Zmieniają osobowości. Budują nowy kształt kultury. Organizują, odbudowują społeczeństwo obywatelskie i zmieniają świadomość człowieka, wierzę, że na lepsze.

Niektóre z nich są naszej polskiej proweniencji. Tylko się cieszyć. Tak jest ze słynnym czujnikiem i aplikacją na telefon komórkowy firmy Airly, które w znaczącym stopniu przyczyniają się do wzrostu świadomości społeczeństwa o zagrożeniach płynących z powietrza, a raczej z powietrzem.
System czujników pokazuje, w których częściach miasta ponadnormatywnie wzrosło skażenie pyłem zawieszonym PM10 i PM2,5.

Szeroka i wciąż się rozszerzająca akcja uświadamiania Polaków o wpływie zanieczyszczonego powietrza na ich zdrowie i życie, statystyki pokazujące, że tylko w jednym roku z powodu skażenia zmarło w Polsce 40 tys. ludzi, powodują, że coraz bardziej poważnie do zanieczyszczenia środowiska, w tym powietrza, podchodzimy.

I to jest dobrze. Bardzo dobrze. Bo lekceważenie tej sprawy przez rządzących nas zabija. Powoduje, ze chorujemy coraz częściej i coraz ciężej. Próba ratowania kosztem naszego zdrowia polskich kopalni powoduje, że palimy najgorszym węglem na świecie. Kominy sąsiadów są jak dysze komór gazowych w niemieckich obozach śmierci. Różnią się od nich tylko bardziej rozciągniętym w czasie procesem zabijania.

Jestem ostatnim, który w tej sytuacji broniłby przemysłowych trucicieli, w tym naszego osławionego Kronospanu, przed zarzutami zatruwania mielczan. Niemniej jednak zauważam, że akcja wykorzystywania czujników airly jest bardzo niekonsekwentna. Jest ona skierowana prawie wyłącznie przeciwko Kronospanowi, bo nawet nie przeciwko innym firmom, także mocna trującym, natomiast wcale nie wykorzystuje się jej do uświadamiania mielczan, że sami siebie zatruwamy, że trują nas, i to bardzo, nasi sąsiedzi.  
Mogę się o tym przekonać na swoim osiedlu, przekonuje się o tym moja żona, dużo podróżująca po wioskach powiatu. 
Najlepszym dowodem na to jest skażenie pokazywane jednego dnia w osiedlu Rzochów, większe niż jakiekolwiek inne w Mielcu, nawet tam, gdzie dociera dym z Kronospanu.
Zakładając, że wszystkie mieleckie osiedla niskiej, a gęstej zabudowy, podobnie się ogrzewają, a nie ma powodów, by zakładać inaczej (może za wyjątkiem bogatych osiedli jak przy Wiesiołowskiego), to trzeba by mocno zweryfikować nasze poglądy na to, kto nas truje.

Ale nas, panie, nie stać na palenie gazem – słyszę głosy. Polacy są za biedni. No tak, ale stać nas na umieranie, na choroby, na kalectwo. Taka już nasza tradycja. Polska węglem stoi. A nowoczesne energie? A wiatraki? Za bardzo machają skrzydłami. A solary? Za mało słońca i za drogo. Ogniska zapalić nie wolno ale wystrzelić miliony fajerwerków już tak. No i tak się samooszukujemy, że wszystko to tylko wina Kronospanu. A my biedni, najbiedniejsi.

Należy też pamiętać, że czujniki airly są w sumie dość niedokładne, a o jakości wskazań decyduje także to, gdzie są umieszczone. Dane z tych czujników są sczytywane bardzo często i chwilowy pomiar może szokować, ale wcale średnie skażenie nie musi być szokujące.
Miejmy tego świadomość. Co nie oznacza, że jestem przeciwko montowaniu czujników i uświadamianiu obywateli.
Byle robić to rzetelnie i kompleksowo. Nie bojąc się sąsiadów.
A władze miasta i gminy nie mogą czuć się zwolnione z działania. Czujniki tylko pokazują stan (bardziej lub mniej) rzeczywisty, czujniki nie zmniejszają zanieczyszczeń.

Od tego są władze i nikt ich z tego obowiązku nie zwolni. Trudnego obowiązku. Wymagającego niepopularnych decyzji.
Jak na razie żadnych takich decyzji nasze władze nie podjęły. A tym bardziej nie zrealizowały.

Spotify to także aplikacja na telefon komórkowy. Tyle tylko, że kulturalna. Dostałem taką z rocznym abonamentem pod choinkę. To tak jakbym dostał wszystkie płyty świata. I teraz każdą wolną chwilę spędzam z słuchawkami na uszach. Dla wygody postanowiłem sobie ściągnąć do telefonu Kantaty J.S. Bacha. Kantat jest ponad 200, mnie przez nieuwagę udało się ściągną 1200. Zapewne w różnych wykonaniach, czego jeszcze nie sprawdziłem. Zajęło mi to 3 gigabajty pamięci. To pokazuje, jak daleko odeszliśmy od gramofonu, radia, telewizora. Jak nieprzewidywalnym jest dalszy rozwój mediów. Może już za niedługo, za paręnaście lat, ziemię oplecie gąszcz satelitów i wszystko, telewizje, telefon, radio, będziemy mieli w dłoni, w każdym miejscu, jak GPS.

Już dzisiaj nie słucham prawie radia. Telewizję odbieram czy to z twardego dysku, czy przez Internet. Zostały jeszcze wiadomości, oglądane bezpośrednio. Gazet też nie kupuję. Choć książki tak. Świat się zmienia. Nie wiem, jaki będzie za chwilę.

W tym wszystkim zmienia się społeczeństwo. Staje się inne. Czy lepsze? Nie wiem. Inne. Chcę wierzyć, że nie gorsze. I wierzyć wbrew tendencjom odnotowywanym przez media. Wciąż spada ilość katolików, czy to ogólnie, czy tylko tych zdeklarowanych, a biorących udział w życiu Kościoła, uczestniczących we mszach świętych. Jestem przekonany, że jest to tendencja odwracalna. I to wbrew przykładowi Zachodu.

Czy musi się pogorszyć, by ludzie bardziej masowo wrócili do Kościoła? Pewnie by wrócili, ale kto chce by się pogorszyło? Nikt. Więc co może spowodować odrodzenie chrześcijaństwa w Polsce, a bardziej w Europie? Wzrost wykształcenia? Przecież nie. Społeczeństwo jako całość zawsze będzie głupie, może coraz głupsze, pomimo tego, że nauka będzie odkrywała coraz bardziej nieodkryte. A ludzie coraz bardziej będą wierzyli w czarowników i różnych hochsztaplerów religijnych, a w Boga jakby mniej. Wzrost zamożności też nie, jak powiedzieliśmy. Wzrost ilości obcych z Afryki i Azji? Że ich nie wpuścimy? Może.

A może odrodzenie chrześcijaństwa, czy jego więdnięcie, możemy powstrzymać sami? Tu, u siebie. Świeccy i duchowni. We własnym interesie. Tylko czy się nam chce? I czy wierzymy, że to ma głęboki sens dla naszego społecznego życia? Pewnie coraz mniej?

Może będziemy szli w nowoczesność, która będzie polegać na zupełnym zautomatyzowaniu i zindywidualizowaniu życia, samotności w Internecie, samotnpości bez Boga i drugiego człowieka, konsumpcji która ma nam dać szczęście, chociaż wiemy, że sama przynosi tylko zgryzoty, nawet jak pięknie upakowane.

Nie wiem, jaka będzie nasza nowoczesność. Może dlatego, że nie wyobrażam sobie jej bez tradycji, która tak wielu odrzuca. I która być może w globalnym świecie ludzkich mrówek, prawie identycznych, jest zbędna.
Nie wiem jaka będzie nasza przyszłość. Nie wiem. Wiem, jak będzie moja przyszłość. Nawet jeśli nie wiem, jaka będzie odległa.

No i tak od czujników pyłu zawieszonego PM2,5 przeszedłem do biadolenia nad współczesnością. Ale chyba tak już mam.

Dlaczego nie pójdę wybierać Klimka lub Swoła

  Zdjęcie za WCJ24 z imprezy Biznes dla Stali Stało się to, czego się bałem i przed czym ostrzegałem w moich felietonach. Ale nie tylko...