poniedziałek, 15 stycznia 2018

Zwierzchnik sędziego





 Polska Temida. Obraz Franciszka Kulona



Panu, który twierdził, że piszę "stronniczo"
(po raz pierwszy opublikowany w 2012 roku)

Sądy są zabezpieczeniem demokracji. Są jednocześnie  jej fundamentem. Kiedy psują się sądy, kiedy toczy je choroba, zaczyna chorować i umiera demokracja, a społeczeństwo staje się kaleką, wymagającą prowadzenia za rękę przez kolejnych dyktatorów.

Chorobą wymiaru sprawiedliwości jest jego wrastanie w społeczeństwo i przejmowanie od niego zarazek wszystkich chorób to społeczeństwo trapiących (chociaż nie jest wykluczone, że zarażanie się jest obustronne). A przecież sędzia powinien być jak lekarz, a nawet jak człowiek  wypalający ogniem zło. Takimi przypadłościami, które trapią społeczeństwo i zarażają sądy, są m.in. nepotyzm, zależność od władzy i pieniędzy.

Słowa prezesa sądu okręgowego o tym, że ma zwierzchnika w osobie premiera rządu, pokazały dno mentalne ludzi kierujących sądami. Obawiam się, że nie był to przypadek odosobniony, co zresztą potwierdza w swej wypowiedzi pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, upatrując zresztą sposobu naprawy tej sytuacji w czymś, co zwykłemu śmiertelnikowi wydaje się metodą na pogrążenie sądów w jakimś absurdzie szklanej wieży – zupełnym uniezależnieniem się organizacyjnym od jakiejkolwiek władzy państwowej. Przy obecnym marnym morale wielu sędziów skończyłby się ten brak kontroli - przy pełnej swobodzie finansowej i samodzielnym ustalaniu standardów moralnych (choćby związanych z zatrudnieniem rodzin) – katastrofą dla społeczeństwa.

A przecież wydawać by się mogło, że w kwestii sędziowskiej podległości sprawa powinna być prosta. Jako urzędnik państwa, przez to państwo utrzymywany na bardzo dobrym poziomie życia, musi być kontrolowany przez społeczeństwo, któremu służy, przy czym jednocześnie, w momentach kiedy wydaje wyrok, kiedy decyduje o wolności, o życiu i śmierci podsądnego, żaden sędzia nie może mieć żadnego zwierzchnika . Nawet jak – organizacyjnie biorąc – komuś podlega.

Sędzia wydający wyrok powinien mieć nad sobą jedynie przepisy prawa i to nie tylko po to, by przytoczyć właściwy paragraf w uzasadnieniu wyroku, ale nade wszystko po to, by działać w zgodzie z prawem, czyli być uczciwym.

Chociaż czy sama litera prawa wystarczy?
Czy po to, by cały wymiar sprawiedliwości działał dobrze, nie jest potrzebny jeszcze jeden czynnik, coraz rzadziej i coraz mniej brany pod uwagę w naszym laicyzującym się społeczeństwie, którego sędziowie są nieodłącznym produktem, ze wszystkimi zaletami ale i wadami. W całej hierarchii sądów i sądzenia zapomina się dzisiaj coraz bardziej – ba, nie jest to trendy - o jeszcze jednym szczeblu, Najwyższym. I nie chodzi tu wcale o Sąd Najwyższy w Warszawie, czy nawet Trybunał w Strasburgu, ludzkie twory, z ludzkimi przypadłościami, ale tego, kto sądził będzie na samym końcu, także sędziów.

Kiedyś było prościej. Prawo ludzkie osadzone było w prawie naturalnym, które stanowiło jego nieodłączną część. Jakże mniej było niejednoznaczności w prawie możliwych do dowolnych interpretacji. Dzisiaj każdy ma swoją własną miarę do mierzenia dobra i zła.

Żeby było ciekawiej, trzeba wspomnieć, że słynny sędzia z Gdańska, dla którego premier jest zwierzchnikiem, ma jednocześnie drugiego zwierzchnika, Najwyższego. Było to widać, kiedy po wpadce poszedł do Kościoła pomodlić się do Boga. Nikt nie wie, o co się modlił albo czy go Bóg wysłuchał. Ja na swój użytek pomyślałem sobie, że to mały biedny człowiek, którego życiowe hasło to „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”. Może nie jest złym człowiekiem,  ale na pewno marnym. A marni ludzie na takich stanowiskach czynią marnym nasze społeczeństwo i dlatego muszą odejść.

Bo sądy są jak społeczeństwo i nie powinniśmy się dziwić, że są, jakie są. Sądy degenerowały się wraz ze społeczeństwem, tracąc smak moralny i możliwość rozróżniania dobra i zła. Nawet jak ich sędziowie formalnie są katolikami. Teraz, wraz z dużą częścią społeczeństwa osiągnęły dno.
Czy się odbiją od niego? Czy społeczeństwo jest gotowe na ozdrowieńczy wstrząs? Kto powinien być pierwszy? Na to pytanie odpowiedź jest prosta – sądy oczywiście. Bo kto i jak ma walczyć ze złem? Zło? W sądach? Ale czy to możliwe? Czy sądy mogą się naprawić, skoro sędziemu łamiącemu prawo przez lata niczego zrobić nie można, bo bronią go koledzy?

Sądy gniją. To było widać od dawna. Prawie dwa lata temu napisałem wiersz „Kwestia smaku”, będący dyskusją z wierszem Herberta „Potęga smaku”. Jak bardzo się nie myliłem w swoich ocenach i jak bardzo nie widzę wyjścia z tej – już naprawdę – katastrofy polskiego państwa i społeczeństwa, aż nie chcę mówić.

Kto powinien być zwierzchnikiem sędziego w jego wyrokach? – zapytam raz jeszcze. Pewnie najlepiej Bóg, a jak sędzia w niego nie wierzy, to sumienie. A jak nie ma sumienia?

Napisałem w tym wierszu za Albertem Camus: „W piwnicach sądu sprzątająca zauważyła martwego szczura”.

To było – niestety - dwa lata temu. Czy dzisiaj nie ma pierwszych oznak dżumy? Czy wyrok na Nergala, wyrok przeciwko Bogu, wydany w gdańskim sądzie rok temu, tej dżumy nie zapoczątkował? I czy to był przypadek, że w Gdańsku?


Ps. Na zakończenie wiersz, który jednocześnie jest zaproszeniem na bliską już promocję mojego trzeciego zbioru poezji „Dies irae. Wiersze niepolityczne.” Ten zbiór wierszy jest poświęcony w dużej części upadkowi Rzeczypospolitej i społeczeństwa, które na naszych oczach się dzieje, a wiersz poniższy – będący dyskusją z tezami wiersza Herberta „Potęga smaku” -  jest jednym, z dwóch traktujących o upadku wymiaru sprawiedliwości. Napisałem go około dwa lata temu (2010 r).


Kwestia smaku

lecz w gruncie rzeczy była to sprawa smaku ..
w którym są włókna duszy i chrząstki sumienia
Zbigniew Herbert

prawda nie wymaga heroicznych cech charakteru
mamy demokrację i wolność słowa
a trójpodział władzy jest rzeczywistością
wystarczy być uczciwym
albo mieć smak którego nie trzeba się wstydzić
którego nie można kupić

dzisiaj sędziów nie trzeba kusić pięknie
podsyłać kobiet one są na wyciągnięcie
dłoni łatwe miękkie jak z reklam
piekło jest tylko w baraku na przedmieściach
gdzie dzieci głodne poza wzrokiem
nie kusi

pałac sprawiedliwości ma marmurowe kolumny
prawda w nim wielobarwna jak parada
równości nierówności na wymiar skrojona
zdefiniowany przez dwójmowę dwójmyślenie
Cycero może służy do ubarwiana retoryki
finezyjnej i lotnej ale nie jest wzorem
do naśladowania

mowa sędziów nie jest parciana naśladują
wielkich mówców cóż kiedy brak systemu
wartości a moralność nie jest zapisana w kodeksach
jedyne co pozostało z Herberta to składnia ich wyroków
„pozbawiona urody koniunktiwu”
w piwnicach sprzątająca zauważyła martwego szczura

estetyka nie jest już pomocna w życiu
a piękno jest niedefiniowalne  nie potrzeba
zgłaszać akcesu wystarczy uznać za ocenę
nazwanie prezydenta „chamem” a obrazą
nazwanie prezydent „tłustym pulpeciarzem”

określić za akt sztuki zbrukaną Biblię katolików
nazwać antysemityzmem i karać za oplutą Torę
zgodzić się że Lech Wałęsa może obrażać bo
„nie jest zwykłym obywatelem, jest osobą wybitną
negatywne opinie o Adamie Michniku godzą
w zasady współżycia społecznego”
a krytyka członka rządu jako jego „ciemnej postaci”
jest karana z mocy prawa

chcieliśmy by sąd rozważał prawdę
polski sąd ma z nią coraz mniej wspólnego
może jedynie język którym da się opisać zło i dobro
koniec wolnego  społeczeństwa zapoczątkowuje
gnicie sądów ten smród

nasze sądy tracą smak
który cechuje ludzi moralnych
ich oczy i uszy nie są uszami społeczeństwa
odmawiają mu posłuchania mając wcześniej napisane akta
nie są już książętami stają się
„Mefistami w leninowskich kurtkach…
wnuczętami Aurory chłopcami o twarzach ziemniaczanych ..
o czerwonych rękach”

smak nie jest już potęgą – Wielki Poeto -
służy do rozpoznawania smaków i pieniędzy
a „bezcenny kapitel ciała głowa”
nie wieńczy kolumn pałacu sprawiedliwości



Jak Mielec i mielecki Oddział ARP stracili 4 lata.

  Zdjęcie za Radio Leliwa Mniej więcej 4 lata temu został z dnia na dzień pozbawiony pracy ówczesny dyrektor Oddziału ARP w Mielcu pan Kr...