czwartek, 20 czerwca 2019

Hipokryzja czy strach? Wokół mieleckiej edukacji seksualnej.


Zdjęcie za hej.mielec

Pan radny powiatowy Kacper Głaz przedstawił projekt Stanowiska Rady Powiatu Mieleckiego w sprawie powstrzymania ideologii LGBT przez wspólnotę samorządową i większością głosów został on przez Radę Powiatu przyjęty. I chwała za to radnym, którzy projekt przegłosowali.
Jest jaki jest. Ważne, że jest. W ślad za nim należy zacząć rozwiązywać problem, od którego się nie ucieknie.
To sensowna edukacja seksualna dzieci mieleckich. O niej w Stanowisku nie było ani słowa, co może w przypadku radnych PiS dziwić nie może. (Stanowisko było kopią publikowanego w Naszym dzienniku, jako wzór do powielenia)

Jak przeczytałem w relacji z obrad na hej.mielec,  największy spór u samorządowców budziła nie sama idea przeciwstawienia się tej ideologii, ale treść zaproponowanego przez młodego radnego PiS Kacpra Głaza stanowiska. Sporo było głosów mówiących o błędach i niefrasobliwym charakterze tego dokumentu”.

W ślad za ta krytyką lewicowa część Rady Powiatu zrodziła konkurencyjny projekt Stanowiska.
Żeby było ciekawiej, był chyba oryginalnym tworem radnego pana Adama Jastrzębia, dyrektora szkoły podstawowej nr 3, więc pewnie nauczyciela.

Można pomyśleć, że nauczyciel i dyrektor wie co pisze, gdy dotyka sprawy edukacji seksualnej dzieci, a od tego cała sprawa przecież się w Polsce zaczęła.

Gdy lewicowi radni zarzucali panu Głazowi niejasność sformułowań, można się by spodziewać, że ich Stanowisko będzie jasne jak czysta woda.
A zaczyna się tak: „W związku z pojawiającymi się próbami wprowadzania zasad i programów mogących wpływać na postawy dzieci i młodzieży a noszących znamiona demoralizacji i deprawacji, czego skutkiem może być zejście z uczciwe drogi”.

Na tym zdanie się kończy, myślę, ze pan dyrektor nie uczy języka polskiego, albo Stanowisko pisał „na kolanie” przed sesją, więc przechodzę z tym do porządku. Ale co to jest „zejście z uczciwej drogi” w kontekście programów „mogących wpływać na postawy dzieci”, za Boga nie rozumiem.

Ale nie to jest tu najważniejsze. Pan dyrektor proponuje radnym „Przeciwdziałanie  wszelakim próbom wprowadzania, (…) jakichkolwiek programów i działań mogących mieć negatywny wpływ na degradacje procesu wychowania dzieci i młodzieży” a także  Skutecznego oddziaływania na samorządy (….)  i wspomaganie ich w walce ze zjawiskami mogącymi mieć negatywny wpływ na wychowanie dzieci i młodzieży”.

I dalej pisze pan radny – dyrektor szkoły w imieniu innych radnych, że „Zobowiązujemy się przeciwdziałać próbom wprowadzania do szkół od najmłodszych lat programów typu edukacja seksualna, spróbuj być homoseksualistą, mogących wzbudzać u dzieci niepotrzebne emocje”.

Jak to czytam, to robi mi się smutno, żeby nie używać bardziej dosadnych określeń. Czy pan radny dyrektor szkoły i wszyscy pozostali radni wiedzą, co to jest edukacja seksualna? Czy wiedzą, w jakiej formie i jakości jest prowadzona w polskich szkołach? Bo przecież jest, nawet jak to się nazywa przygotowaniem do życia w rodzinie i w dużej części przypadków jest prowadzone fatalnie. Czy mają świadomość, że pojęcie edukacji seksualnej nie musi oznaczać nauki nakładania prezerwatywy na sztucznego penisa, czy nauki wszystkich pozycji kamasutry, ale np. mówienie małemu dziecku, że braciszka nie przyniesie bocian, tylko mamusia ma go w brzuszku? Że edukacja seksualna właściwie prowadzona, jest najlepszą drogą do radykalnego uodpornienia dzieci na działalność pedofili? Czy wiedzą, że 40 % dzieci  w przedziale 12 do 14 lat oglądało już filmy porno? Czy wiedzą kiedy zaczyna się absolutnie nieświadoma skutków inicjacja seksualna dzieci? Czy wiedzą, że młodociane ciąże pojawiają się z zupełnej niewiedzy młodych ludzi, często dzieci, którzy potem zostają z problemami sami? Czy mają pojęcie, jak demoralizujący wpływ na młode charaktery i postawy związane z seksualnością  mają współczesne media, któremu to wpływowi bardzo często nie ma się sensownie, z taktem przeciwstawić, tłumacząc że jest inaczej?
Te pytania można by mnożyć. Tylko czy wypada je stawiać dyrektorowi szkoły, który jako radny płodzi taki dokument?

Dla mnie zawód nauczyciela należy do najbardziej konformistycznych zawodów. I jednocześnie najbardziej zadufanych w sobie. Ale jak się człowiek boi mówić, to niech lepiej milczy. Bo z mówienia pod oczekiwania rządzących, albo mających na nich wpływ - tak jak w Polsce - proboszczów, wychodzi jakiś potworek.

Pan radny Kacper za Naszym dziennikiem pisze: Zrobimy wszystko, aby do szkół nie mieli wstępu gorszyciele zainteresowani wczesną seksualizacją polskich dzieci w myśl tzw. standardów Światowej Organizacji Zdrowia.

Zapytam  - nie tylko pana Kacpra – ale wszystkich radnych: czy czytaliście te zasady WHO, o które toczy się bój?
Zakładam z dużą pewnością, że prawie nikt nie czytał.

Ja czytałem. I wiele mi się w nich nie podoba. Nie podoba mi się np, że dzieci w wieku 12 – 15 lat mają być uczone m.in. o: Ciąży (także w związkach między osobami tej samej płci), różnych oczekiwaniach i zachowaniach partnerów związane z podnieceniem seksualnym, o tożsamości płciowej i orientacji seksualnej, w tym „coming out”/homoseksualizm, o tym jak cieszyć się seksualnością w stosowny sposób, o różnych rodzajach (przyjemnych i nieprzyjemnych) związków, rodzin i sposobów życia, i wiele innych.

Tyle tylko, że z braku innych wskazówek, w obliczu takich postaw, jak pana dyrektora, te standardy mogą rzeczywiście być przydatne rodzicom na wczesnym etapie uświadamiania swojego dziecka w wielu sprawach  związanych z płciowością (odrzucam oczywiście zdecydowanie nauczanie małych dzieci przez ludzi obcych), którzy wybiorą sobie z nich to, co ich zdaniem powinni swoim dzieciom mówić.

Jest mi smutno, gdy widzę, jaki jest stosunek nauczycieli tworzących w dużej mierze nasze władze powiatowe i miejskie, to sprawy edukacji seksualnej.

Zapytam jak w tytule: co panami kieruje? Hipokryzja czy strach?

Mamy kolejne chowanie głów (radnych w piasek).
Bo i sama deklaracja sprzeciwu wobec inwazji LGBT im przez usta przejść nie może, i sensowna, robiona z poszanowaniem uczuć dzieci i stanowiska rodziców, ale i realiów współczesnego świata, propozycja edukacji seksualnej, także  wzbudza w nich paniczny strach.



Ps. Krytykowali mnie już różni tacy za rozpoczęcie w Mielcu pisania o tych sprawach (jak wyżej) i krytykowali mnie (i mój konserwatyzm) za sam draft takiego stanowiska „anty LGBT” dla radnych miejskich, które im podrzuciłem ze dwa miesiące temu, ale widzę dzisiaj, że ja jestem motorem postępu w mieleckim powiecie.
A powinni nim być inni.

Poniżej, dla ciekawych, ta moja wersja Stanowiska

Stanowisko Rady Miasta Mielec w sprawie wychowania seksualnego dzieci i młodzieży w szkołach podległych Prezydentowi Miasta Mielec

My, radni Rady Miasta Mielec, mając na uwadze wyzwania, jakie stawia przed nami nowoczesne społeczeństwo, ale także prowokowani niebezpiecznymi dla niego działaniami, jakimi naszym zdaniem było ogłoszenie i masowe propagowanie warszawskiej Deklaracji LGBT+, poczuwamy się w obowiązku do zajęcia stanowiska w sprawie wychowania seksualnego dzieci i młodzieży w szkołach podległych Prezydentowi Miasta Mielec.
1.     Uważamy, że Konstytucja RP wyraźnie stwierdza, że wychowanie dzieci i młodzieży leży w gestii ich rodziców. Państwo, żaden z jego organów,  nie ma prawa bez ich zgody i ich wiedzy ingerować w tak delikatną rzeczywistość dziecka, jaką jest jego dojrzewanie i jego wrażliwość seksualna.
2.     Jako wybrani przedstawiciele mieleckiej społeczności, ale także jako małżonkowie, rodzice czy osoby żyjące samotnie, uważamy, że zmiany w kwestii wychowania seksualnego dzieci i młodzieży muszą być wprowadzane do przedszkoli i szkół wyłącznie za zgodą rodziców lub opiekunów prawnych..
3.     Jednocześnie, mając na uwadze rzeczywiste potrzeby rozsądnej, prowadzonej w uzgodnieniu z rodzicami, edukacji seksualnej dzieci i młodzieży, dostosowanej do ich wieku, rozwoju, ich religii, uważamy za stosowne podjęcie ze wszystkimi środowiskami i osobami zainteresowanymi rozwojem dziecka i trwałością społeczeństwa i jego więzów, a zwłaszcza rodziców, dziadków, małżonków, nauczycieli, wychowawców, kapłanów, i katechetów,  rzeczowej i konstruktywnej dyskusji społecznej o formie i treściach edukacji seksualnej, potrzebnej w naszych szkołach.
4.     Uważamy, ze poprzez tę edukację możemy ukształtować młode pokolenie nie tylko we właściwym rozumieniu wartości małżeństwa i rodziny oraz moralności opartej na prawie naturalnym, ale także w szacunku dla osób o innej od powszechnej orientacji seksualnej.
5.     Celem edukacji seksualnej - w naszym pojęciu - ma być ochrona dzieci i młodzieży przed różnorodnymi destrukcyjnymi zjawiskami im zagrażającymi. Zgadzamy się tu ze stanowiskiem papieża Franciszka, wyrażonej w Amoris laetitia że: „Młodzi ludzie powinni mieć możliwość uświadomienia sobie, że są bombardowani przesłaniami, które nie dążą do ich dobra oraz ich dojrzałości”.  „Nieodpowiedzialna jest wszelka zachęta kierowana do nastolatków, by bawić się swoim ciałem i swoimi pragnieniami, jak gdyby osiągnęli już dojrzałość, wartości, wzajemne zaangażowanie i cele właściwe małżeństwu. W ten sposób beztrosko zachęca się ich do używania innej osoby jako przedmiotu eksperymentów” .
6.     Mając na uwadze dobro mieleckiej społeczności, a nade wszystko jej najmłodszej części, dzieci i młodzieży, deklarujemy z tego miejsca uczynić wszystko, by działać dla jej dobra, wychowując w rodzinach a potem w szkołach do rozsądnej miłości, która będzie służyła im samym, ale i społeczeństwu, a także do poszanowania wszystkich ludzi, także tych o innej orientacji seksualnej, bez uleganiu nieprzemyślanym, a często zgubnym postulatom środowisk LGBT.

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Wojna PiS – u z ruskimi, komarami, radnymi Gackiem i Szczerbą, i Władysławem Gomułką.



O tym ze PiS buduje w Polsce swoistą formę państwowego socjalizmu z elementami kapitalistycznymi, wiedzą już wszyscy co bardziej kumaci w gospodarce ludzie. Czy zapatrzył się w model chiński, czy może turecki lub węgierski, czy jakiś inny, nie ma to teraz znaczenia.

Jednym z jego objawów jest bowiem daleko posunięta ingerencja państwa w sprawy codziennego życia obywateli.
Państwo uważa, że obywatele bez niego radzą sobie źle albo wcale, i na siłę czasami usiłuje im pomagać. Szczególnie tam, gdzie to jest w miarę łatwe i gdzie można zyskać dodatkowe punkty wyborcze.
Pieniądze do rozdawania się w zasadzie skończyły, to można dać narodowi trochę pieniędzy przedsiębiorców, windując płacę minimalną, albo dać mało byle czego, dużo przy tym krzycząc, szczególnie gdy przy okazji trafi się w bolesny punkt obywatela.

Ugryziony przez komara obywatel to mały argument do działań państwa. Tak mały jak komar. Ugryzionych przez komary kilkaset tysięcy ludzi to już argument ważki.
Pogryzione przez komary całe społeczeństwo to w zasadzie więcej niż wypowiedzenie nam wojny przez ruskich, bo w wojnę rany odniosą nieliczni.

Co ma państwo do komara, chciałoby się zapytać? Ano nic, odpowie liberał (chyba że jest to liberał mieleckiego chowu, który także apeluje o interwencję państwa w wojnie z komarami).

Państwo liberalne ma załatwiać podstawowe potrzeby obywateli, takie jak bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne, polityka zagraniczna czy sądownictwo. Nie mają prawa ingerować w wolności jednostki.

Czy komary są zagrożeniem dla państwa? Nie są. Nawet jak wszystkich naraz obywateli w jednym czasie ugryzą w dupę.
Państwu nic do tego, tym bardziej że prawdziwie realna walka z komarami musiała by się skończyć eksterminacją większości pożytecznych owadów , jak pszczoły i zatruciem dużej części populacji ludzi.

No właśnie: już zaniedbując mieleckich liberałów i socjalistów z PiS, jak pan były starosta, (dzielnie kiedyś walczący przeciwko umieszczeniu na wsi produkcji zwierzęcej, bo wiadomo, że wieś służy do wypoczynku po pracy w mieście, a nie do zasmradzania otoczenia gównami zwierząt), zadziwia mnie fakt, że na pierwszej linii żądających zabijania komarów przez opryski samolotami z powietrza, jest pan radny Szczerba, walczący tak dzielnie z Kronospanem, który tez podobno zatruwa mielczan z góry.
A co? Środek na komary to nieszkodliwy perfum? Przeczytajcie sobie karty charakterystyk, które łatwo można znaleźć w Internecie. To trucizna.
I chcecie nas i nasze dzieci truć jak Amerykanie Wietnamczyków?

Ale się pochrzaniło w tym Mielcu i w tej Polsce.

Państwo do walki o dobre samopoczucie ludu pracującego! Żeby go nie swędziało!
Jakby ktoś chciał i mnie dokopać, to dodam na wszelki wypadek, że moja walka z lgbt nie jest tożsama z walką PiSu z tą że zarazą. Ja to czynię całkiem z innych pozycji.
Swoją drogą bardzo zabawnym jest, jak były członek lewicowych formacji doczytuje się w apelu zaproponowanym przez pana Głaza Młodszego odniesień do przemówień Władysława Gomułki.
Czyż może być w Polsce jeszcze bardziej zabawnie?

Wojna PiS – u z ruskimi, komarami, radnymi Gackiem i Szczerbą, i Władysławem Gomułką.



O tym ze PiS buduje w Polsce swoistą formę państwowego socjalizmu z elementami kapitalistycznymi, wiedzą już wszyscy co bardziej kumaci w gospodarce ludzie. Czy zapatrzył się w model chiński, czy może turecki lub węgierski, czy jakiś inny, nie ma to teraz znaczenia.

Jednym z jego objawów jest bowiem daleko posunięta ingerencja państwa w sprawy codziennego życia obywateli.
Państwo uważa, że obywatele bez niego radzą sobie źle albo wcale, i na siłę czasami usiłuje im pomagać. Szczególnie tam, gdzie to jest w miarę łatwe i gdzie można zyskać dodatkowe punkty wyborcze.
Pieniądze do rozdawania się w zasadzie skończyły, to można dać narodowi trochę pieniędzy przedsiębiorców, windując płacę minimalną, albo dać mało byle czego, dużo przy tym krzycząc, szczególnie gdy przy okazji trafi się w bolesny punkt obywatela.

Ugryziony przez komara obywatel to mały argument do działań państwa. Tak mały jak komar. Ugryzionych przez komary kilkaset tysięcy ludzi to już argument ważki.
Pogryzione przez komary całe społeczeństwo to w zasadzie więcej niż wypowiedzenie nam wojny przez ruskich, bo w wojnę rany odniosą nieliczni.

Co ma państwo do komara, chciałoby się zapytać? Ano nic, odpowie liberał (chyba że jest to liberał mieleckiego chowu, który także apeluje o interwencję państwa w wojnie z komarami).

Państwo liberalne ma załatwiać podstawowe potrzeby obywateli, takie jak bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne, polityka zagraniczna czy sądownictwo. Nie mają prawa ingerować w wolności jednostki.

Czy komary są zagrożeniem dla państwa? Nie są. Nawet jak wszystkich naraz obywateli w jednym czasie ugryzą w dupę.
Państwu nic do tego, tym bardziej że prawdziwie realna walka z komarami musiała by się skończyć eksterminacją większości pożytecznych owadów , jak pszczoły i zatruciem dużej części populacji ludzi.

No właśnie: już zaniedbując mieleckich liberałów i socjalistów z PiS, jak pan były starosta, (dzielnie kiedyś walczący przeciwko umieszczeniu na wsi produkcji zwierzęcej, bo wiadomo, że wieś służy do wypoczynku po pracy w mieście, a nie do zasmradzania otoczenia gównami zwierząt), zadziwia mnie fakt, że na pierwszej linii żądających zabijania komarów przez opryski samolotami z powietrza, jest pan radny Szczerba, walczący tak dzielnie z Kronospanem, który tez podobno zatruwa mielczan z góry.
A co? Środek na komary to nieszkodliwy perfum? Przeczytajcie sobie karty charakterystyk, które łatwo można znaleźć w Internecie. To trucizna.
I chcecie nas i nasze dzieci truć jak Amerykanie Wietnamczyków?

Ale się pochrzaniło w tym Mielcu i w tej Polsce.

Państwo do walki o dobre samopoczucie ludu pracującego! Żeby go nie swędziało!
Jakby ktoś chciał i mnie dokopać, to dodam na wszelki wypadek, że moja walka z lgbt nie jest tożsama z walką PiSu z tą że zarazą. Ja to czynię całkiem z innych pozycji.
Swoją drogą bardzo zabawnym jest, jak były członek lewicowych formacji doczytuje się w apelu zaproponowanym przez pana Głaza Młodszego odniesień do przemówień Władysława Gomułki.
Czyż może być w Polsce jeszcze bardziej zabawnie?

niedziela, 16 czerwca 2019

Pan Heniu – wspomnienie świętej pamięci Henryka Noworyty.



Wpisał się w krajobraz Mielca jak Dom Kultury czy stara Hala sportowa. I tak jak Hali sportowej już Go w Mielcu nie ma.

Została pamięć po Nim i Dom kultury, w którym ostatnimi laty przesiadywał, wiodąc z przypadkiem spotkanymi starymi znajomymi długie rozmowy o czasach, które minęły.

Większość starych mielczan pamięta go jako byłego zawodnika i trenera młodych sportowców.
Ja, niewiele ze sportem mający wspólnego, pamiętam go jako pracownika Wydziału Automatyki WSK PZL Mielec, którym w latach osiemdziesiątych ub.w. przyszło mi kierować.
Pan Henryk – bo tak się do Niego zwracałem – był mistrzem Centrali telefonicznej, wchodzącej w skład Wydziału Automatyki, czyli jej jedynym i niepodzielnym szefem.

Młodzi, trzymający w rękach smartfony, nie zrozumieją nigdy, czym wtedy była łączność. Albo raczej czym nie była. Bo mało kto miał telefon, a i te służbowe były i rzadkie, i fatalnie działające. Akurat na początku lat osiemdziesiątych zainstalowano na WSK nową centralę telefoniczną typu Pentaconta. Miała 2000 numerów i zajmowała prawie całe piętro Budynku technicznego. I Pan Henryk tym zarządzał.
Problemy w tym, że nikt tak do końca nie wiedział, jak ona działa, a działać musiała.  Bo trafił się akurat stan wojenny z jego konsekwencjami także w dziedzinie łączności.

Pan Henryk – pomimo formalnie niewysokiej, pełnionej funkcji – był osobą mocną i wiele mogąca. I pewnie to jemu zawdzięczam, że mnie nie odwołano ze stanowiska, gdy 12 grudnia 84, w przeddzień rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, centrala odmówiła posłuszeństwa i cały dzień , do 22.00 WSK było odcięte od świata.

Mogę mówić, że razem rozwijaliśmy łączność wewnątrz WSK, ciężko pracując nad czymś, co  po roku 1989 wycięto na złom i zastąpiono najpierw nowoczesnymi centralami elektronicznymi, a potem telefonią komórkową.
Pan Henryk już tego nie doczekał jako mistrz centrali. Odszedł na emeryturę chyba w 1987 albo 1988 roku. Powyżej jest fotografia z pożegnania. Jego następcą został inżynier automatyk, dzisiejszy wysoki urzędnik administracji państwowej.

Pozostało mi po panu Henryku wiele wspomnień. I to zarówno tych dotyczących wspólnie realizowanych robót telefonicznych (którymi już nikogo dzisiaj nie zainteresuję) , jak też spraw tylko w przy okazji z nimi związanych. A mam na myśli głównie wspomnienia z przeszłości itzw. „dobre rady” jakich udzielał swojemu młodemu kierownikowi starszy o ponad 30 lat człowiek, który w życiu wiele doświadczył i widział. A że był wspaniałym opowiadaczem, słuchało się go bez końca. Było i o zarządzaniu ludźmi, i o unikaniu różnorakich życiowych pułapek, także w pracy, i o kobietach, chociaż głównie współpracownicach – telefonistkach, wtedy niesłychanie ważnych osobach, którymi trudno się zarządzało, i o wielkiej bombie lotniczej, która uderzyła w halę 2, niewybuchła i do tej pory w niej leży, i o wielkich podziemnych fundamentach budowanych w  latach 50 tych, tuż obok Budynku technicznego, których nigdy nie naniesiono na mapy geodezyjne (są, w suche lato wysycha na nich trawa i można je zlokalizować, a na mapach ich nie ma), i o tym, że co tanie, to drogie, gdy zamiast 2 rur pod rozkopaną ulicą dawaliśmy 8, a zamiast jednego kabla 100 parowego, trzy, i o tym (ale to na ucho) że Służba Bezpieczeństwa nad nami i centralą nieustannie czuwa, i o tym, że każdy kierownik ma u siebie co najmniej jedno „gumowe ucho”, i o Żydach, których pracy i śmierci był świadkiem w czasach wojny, i o tym, jak przyjechał pierwszy raz do Mielca. Najmniej mi mówił o grze w piłkę nożną, bo chyba czuł, że wcale mnie to nie interesuje. Tylko jak trenował juniorów, to mówił, że to mu pomaga wciąż utrzymywać dobrą kondycję.  Wtedy byłem pod wielkim wrażeniem, że ma ponad 60 lat i nadal biega po boisku. I może ta właśnie fascynacja jego kondycją jest przyczyną, że ja też w podobnym wieku wciąż trenuję.

Wielu ludzi przeminęło z tamtych czasów. Po wielkich ówczesnych dyrektorach WSK prawie nic nie zostało we wspólnych publicznych wspomnieniach.
Po Mistrzu Noworycie zostało tak wiele wspólnych wspomnień wielu mielczan.

Piszę to słowo Mistrz z dużej litery.
Bo mimo że miał tylko stanowiska mistrza centrali telefonicznej, to dla mnie, jego ówczesnego przełożonego, pozostał Mistrzem. Mistrzem życia.

I niech tak pozostanie.

Jak Mielec i mielecki Oddział ARP stracili 4 lata.

  Zdjęcie za Radio Leliwa Mniej więcej 4 lata temu został z dnia na dzień pozbawiony pracy ówczesny dyrektor Oddziału ARP w Mielcu pan Kr...