sobota, 31 października 2020

Piekło kobiet? Piekło Kościoła? Piekło PiS.

 

Wbrew niedawnym prognozom prorządowych propagandystów, jak np. Rafał Ziemkiewicz, Partia rządząca Polską wcale nie zyskała na protestach kobiet, a wręcz przeciwnie, jej sondażowe poparcie spadło na łeb, na szyję.

 Jednak nie sondaże Kantar czy innych pracowni mnie tu interesują i nie o nich chcę pisać.

 Bo na naszych oczach ma miejsce sondaż najprawdziwszy z prawdziwych. Nie taki, że ktoś dzwoni do wybranej grupy 1000 osób, gdy ankietowany może powiedzieć prawdę, albo i nie, bo ani jedno, ani drugie nie zmusza do jakiegokolwiek wysiłku i nie niesie z sobą jakiegokolwiek ryzyka.

Jesteśmy świadkami czy uczestnikami  sondażu, w którym wielka część społeczeństwa wyraża swą opinię w sposób fizyczny i fizycznie zdeterminowany. Nie licząc się z konsekwencjami, które to może za sobą pociągnąć.

 I wyniki tego sondażu są porażająco negatywne i dla Partii rządzącej, i dla Kościoła.

Przy czym – i to jest już moje dedukowanie z oglądu sytuacji – PiS stracił we wszystkich grupach społecznych, choć najbardziej wśród ludzi młodych, natomiast Kościół stracił głównie u młodych, których zresztą, jak się wydaje, i tak już sobie odpuścił, więc pewnie za bardzo się tym przejmował nie będzie. Choć o katastrofalnych skutkach tego „odpuszczenia” dla przyszłości Kościoła, będę pisał dalej.

 

Kościół już od dłuższego czasu wszedł w okres „ewangelizowania” społeczeństwa przy pomocy sił partii rządzących Polską, a od pięciu lat przy wzmożonej bardzo pomocy Partii tą  Polską samowładnie rządzącej.

Wydawać by się mogło, że takich warunków do ewangelizowania  - głównie ludzi młodych – jakie ma Kościół w Polsce, nie ma żaden Kościół europejski. Lekcje religii w szkołach, do niedawna społeczna presja na uczestniczenie w takich lekcjach, wolne na czas rekolekcji, wielkie uroczystości pierwszej Komunii, dobrze opłacani przez państwo katecheci i wiele innych, stanowią wyróżnik w porównaniu z państwami Europy i Zachodniej, i Środkowej, jak np. Czechy.

A jaki jest efekt? Ano taki, że polska młodzież laicyzuje się najszybciej na świecie. A w polskich kościołach młodych ludzi prawie nie uświadczysz.

Ale gdyby tylko młodzież. Dojrzali ludzie też coraz rzadziej do kościoła chodzą.

 Co w tej sytuacji się dzieje? Jaki jest pomysł na przekonanie społeczeństwa do prawd Ewangelii? Bardziej intensywne ewangelizowanie? Nie. Jest nim wykorzystanie partii rządzącej do realizacji celów ewangelizacyjnych. Gdy kończy się to wspólnymi tańcami rządu  u ojca Rydzyka, można by się tylko roześmiać. Gdy, zamiast przekonywania społeczeństwa do przykazania „nie zabijaj życia poczętego”, używa się wpływu na Partię rządzącą do zmiany prawa, wymuszającego realizację tego przykazania  przez wszystkich obywateli, wierzących i niewierzących, to taka ewangelizacja kończy się na ulicy protestami  i jeszcze większym spadkiem poparcia i dla Kościoła i dla głoszonych przez niego prawd.

 

Protestujące kobiety mówią o „piekle kobiet”. Dla nas starych, pamiętających w jakich warunkach rodziły i wychowywały swoje dzieci nasze matki, takie sformułowanie  jest z gruntu nieprawdziwe, ba, że użyję niemodnego dzisiaj słowa, bluźniercze.

Co dzisiejsze, pięknie ubrane, dostatnie dziewczęta i młode kobiety , wiedzą o piekle kobiet sprzed 70 – 50 lat? Ale też co ich to obchodzi? One maja swoją wizję świata i swoją wizję piekła. Najczęściej jest to piekło tu i teraz, nieważne, jak bardzo dotkliwe.

Bo - jak się wydaje – księża katecheci zupełnie nie potrafili przekonać młodych ludzi do wizji piekła, którą oni głoszą. Jaka ona jest na dzisiaj, nie wiem, bo mnie jeszcze uczono o płomieniach, w których palą się grzesznicy, a teraz, gdy nauka, kosmologia, fizyka, biologia,  poszła tak daleko, pewnie ta wizja się zmieniła.

Swoją drogą nieumiejętność zaadoptowania zdobyczy współczesnej nauki przy nauczaniu Kościoła, jest pewnie jedną z przyczyn „rozjeżdżania się” wizji współczesnego świata w wydaniu katechetów i ludzi młodych.


Co będzie dalej? Ano nie wiem. To znaczy wydaje mi się, że wiem. Młodzi ludzie nadal będą od Kościoła odchodzili, tym szybciej, im bardziej Kościół będzie ewangelizował pospołu z Państwem, a właściwie z Partią rządząca Państwem.

I na nic zda się Katechizmowa wizja piekła, której – tak się wydaje – ludzie, nie tylko młodzi, coraz mniej, albo wcale się nie boją.

Więc jak ich zachęcić, zmobilizować do przestrzegania przykazań Bożych? Jak ich otworzyć na prawdziwą ewangelizację? Mało kto wie. Zresztą, czy są katecheci, którzy dzisiaj potrafili to robić? Bo jak się trafi jakiś ojciec Szustak, to cała reszta „tradycyjnego” Kościoła odsądza go od czci i wiary. A sama ewangelizować nie potrafi.

Ostatnie wydarzenia pokazują, że chyba ani Kościół, ani – na pewno – PiS nie wiedzieli, w jakim kraju żyją. Nie wiedzieli, co dla Polaków jest ważne i jak bardzo mogą być zdeterminowani, bo tego „ważnego” dla siebie bronić. Uliczny sondaż społeczny wyraźnie im to pokazał.

Protesty zwane „strajkiem kobiet” zmieniły już na stałe obraz polskiego społeczeństwa, chociaż raczej należałoby powiedzieć, że wydobyły na światło dzienne z zakamarków, ze swoistej podświadomości zbiorowej, takiego zakurzonego magazynu muzealnego, w której przez lata czekał na ekspozycje, tę część jego obrazu, która była skrzętnie ukrywana przed nadchodzącą współczesnością.

 

Piszę to wszystko nie dlatego, że mi się to podoba, bo mi się nie podoba, ale dlatego, że opisuję to, co się stało i się nie odstanie, niezależnie od zaklęć różnych politycznych i kościelnych szamanów, którzy chcieliby zaczarować rzeczywistość, sprawić, by nadal nie była widzialna.

Ale tego już się zrobić nie da.

Mądry – jak pokazują ostatnie wydarzenia – Lech Kaczyński, bardzo ostrzegał przed zniszczeniem tego kruchego kompromisu. Wiedział, może mu to podpowiedziała jego mądra żona, która nie bała się zabierać głosu w trudnych sprawach społecznych, że będzie to jak wypuszczenie dżina z butelki. A on, raz wypuszczony, już nigdy nie da się zabutelkować i będzie jedynie coraz bardziej ogromniał.

A to oznacza, że za parę lat w miejsce kompromisu będzie zupełna wolna amerykanka.

Ale „sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało”.

Uciekam tu od moralizowana, przedstawiania racji ewangelicznych i konstytucyjnych. One są bardzo mocne. Nie do zbicia na gruncie logicznej dyskusji. Ale tłum, społeczeństwo, logicznie nie dyskutuje.

 

A ja, nie polityk, ale jednak zarządzający ludźmi, bardzo cenię spokój w społeczeństwie i spokój w firmie. I nigdy nie zrobiłbym „głupoty”, nawet najmądrzejszej, najświętszej i najbardziej uzasadnionej, która by ten spokój zburzyła.

 

Bo oto właśnie PiS zaczął wstępować do piekła. Politycznego. Przez swoją głupią decyzję.

 

I tyle.

 

 


Piekło kobiet? Piekło Kościoła? Piekło PiS.

 

Wbrew niedawnym prognozom prorządowych propagandystów, jak np. Rafał Ziemkiewicz, Partia rządząca Polską wcale nie zyskała na protestach kobiet, a wręcz przeciwnie, jej sondażowe poparcie spadło na łeb, na szyję.

 Jednak nie sondaże Kantar czy innych pracowni mnie tu interesują i nie o nich chcę pisać.

 Bo na naszych oczach ma miejsce sondaż najprawdziwszy z prawdziwych. Nie taki, że ktoś dzwoni do wybranej grupy 1000 osób, gdy ankietowany może powiedzieć prawdę, albo i nie, bo ani jedno, ani drugie nie zmusza do jakiegokolwiek wysiłku i nie niesie z sobą jakiegokolwiek ryzyka.

Jesteśmy świadkami czy uczestnikami  sondażu, w którym wielka część społeczeństwa wyraża swą opinię w sposób fizyczny i fizycznie zdeterminowany. Nie licząc się z konsekwencjami, które to może za sobą pociągnąć.

 I wyniki tego sondażu są porażająco negatywne i dla Partii rządzącej, i dla Kościoła.

Przy czym – i to jest już moje dedukowanie z oglądu sytuacji – PiS stracił we wszystkich grupach społecznych, choć najbardziej wśród ludzi młodych, natomiast Kościół stracił głównie u młodych, których zresztą, jak się wydaje, i tak już sobie odpuścił, więc pewnie za bardzo się tym przejmował nie będzie. Choć o katastrofalnych skutkach tego „odpuszczenia” dla przyszłości Kościoła, będę pisał dalej.

 

Kościół już od dłuższego czasu wszedł w okres „ewangelizowania” społeczeństwa przy pomocy sił partii rządzących Polską, a od pięciu lat przy wzmożonej bardzo pomocy Partii tą  Polską samowładnie rządzącej.

Wydawać by się mogło, że takich warunków do ewangelizowania  - głównie ludzi młodych – jakie ma Kościół w Polsce, nie ma żaden Kościół europejski. Lekcje religii w szkołach, do niedawna społeczna presja na uczestniczenie w takich lekcjach, wolne na czas rekolekcji, wielkie uroczystości pierwszej Komunii, dobrze opłacani przez państwo katecheci i wiele innych, stanowią wyróżnik w porównaniu z państwami Europy i Zachodniej, i Środkowej, jak np. Czechy.

A jaki jest efekt? Ano taki, że polska młodzież laicyzuje się najszybciej na świecie. A w polskich kościołach młodych ludzi prawie nie uświadczysz.

Ale gdyby tylko młodzież. Dojrzali ludzie też coraz rzadziej do kościoła chodzą.

 

Co w tej sytuacji się dzieje? Jaki jest pomysł na przekonanie społeczeństwa do prawd Ewangelii? Bardziej intensywne ewangelizowanie? Nie. Jest nim wykorzystanie partii rządzącej do realizacji celów ewangelizacyjnych. Gdy kończy się to wspólnymi tańcami rządu  u ojca Rydzyka, można by się tylko roześmiać. Gdy, zamiast przekonywania społeczeństwa do przykazania „nie zabijaj życia poczętego”, używa się wpływu na Partię rządzącą do zmiany prawa, wymuszającego realizację tego przykazania  przez wszystkich obywateli, wierzących i niewierzących, to taka ewangelizacja kończy się na ulicy protestami  i jeszcze większym spadkiem poparcia i dla Kościoła i dla głoszonych przez niego prawd.

 

Protestujące kobiety mówią o „piekle kobiet”. Dla nas starych, pamiętających w jakich warunkach rodziły i wychowywały swoje dzieci nasze matki, takie sformułowanie  jest z gruntu nieprawdziwe, ba, że użyję niemodnego dzisiaj słowa, bluźniercze.

Co dzisiejsze, pięknie ubrane, dostatnie dziewczęta i młode kobiety , wiedzą o piekle kobiet sprzed 70 – 50 lat? Ale też co ich to obchodzi? One maja swoją wizję świata i swoją wizję piekła. Najczęściej jest to piekło tu i teraz, nieważne, jak bardzo dotkliwe.

 

Bo - jak się wydaje – księża katecheci zupełnie nie potrafili przekonać młodych ludzi do wizji piekła, którą oni głoszą. Jaka ona jest na dzisiaj, nie wiem, bo mnie jeszcze uczono o płomieniach, w których palą się grzesznicy, a teraz, gdy nauka, kosmologia, fizyka, biologia,  poszła tak daleko, pewnie ta wizja się zmieniła.

Swoją drogą nieumiejętność zaadoptowania zdobyczy współczesnej nauki przy nauczaniu Kościoła, jest pewnie jedną z przyczyn „rozjeżdżania się” wizji współczesnego świata w wydaniu katechetów i ludzi młodych.

 

Co będzie dalej? Ano nie wiem. To znaczy wydaje mi się, że wiem. Młodzi ludzie nadal będą od Kościoła odchodzili, tym szybciej, im bardziej Kościół będzie ewangelizował pospołu z Państwem, a właściwie z Partią rządząca Państwem.

I na nic zda się Katechizmowa wizja piekła, której – tak się wydaje – ludzie, nie tylko młodzi, coraz mniej, albo wcale się nie boją.

Więc jak ich zachęcić, zmobilizować do przestrzegania przykazań Bożych? Jak ich otworzyć na prawdziwą ewangelizację? Mało kto wie. Zresztą, czy są katecheci, którzy dzisiaj potrafili to robić? Bo jak się trafi jakiś ojciec Szustak, to cała reszta „tradycyjnego” Kościoła odsądza go od czci i wiary. A sama ewangelizować nie potrafi.

Ostatnie wydarzenia pokazują, że chyba ani Kościół, ani – na pewno – PiS nie wiedzieli, w jakim kraju żyją. Nie wiedzieli, co dla Polaków jest ważne i jak bardzo mogą być zdeterminowani, bo tego „ważnego” dla siebie bronić. Uliczny sondaż społeczny wyraźnie im to pokazał.

 Protesty zwane „strajkiem kobiet” zmieniły już na stałe obraz polskiego społeczeństwa, chociaż raczej należałoby powiedzieć, że wydobyły na światło dzienne z zakamarków, ze swoistej podświadomości zbiorowej, takiego zakurzonego magazynu muzealnego, w której przez lata czekał na ekspozycje, tę część jego obrazu, która była skrzętnie ukrywana przed nadchodzącą współczesnością.

 Piszę to wszystko nie dlatego, że mi się to podoba, bo mi się nie podoba, ale dlatego, że opisuję to, co się stało i się nie odstanie, niezależnie od zaklęć różnych politycznych i kościelnych szamanów, którzy chcieliby zaczarować rzeczywistość, sprawić, by nadal nie była widzialna.

Ale tego już się zrobić nie da.

 Mądry – jak pokazują ostatnie wydarzenia – Lech Kaczyński, bardzo ostrzegał przed zniszczeniem tego kruchego kompromisu. Wiedział, może mu to podpowiedziała jego mądra żona, która nie bała się zabierać głosu w trudnych sprawach społecznych, że będzie to jak wypuszczenie dżina z butelki. A on, raz wypuszczony, już nigdy nie da się zabutelkować i będzie jedynie coraz bardziej ogromniał.

A to oznacza, że za parę lat w miejsce kompromisu będzie zupełna wolna amerykanka.

 Ale „sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało”.

  Uciekam tu od moralizowana, przedstawiania racji ewangelicznych i konstytucyjnych. One są bardzo mocne. Nie do zbicia na gruncie logicznej dyskusji. Ale tłum, społeczeństwo, logicznie nie dyskutuje.

A ja, nie polityk, ale jednak zarządzający ludźmi, bardzo cenię spokój w społeczeństwie i spokój w firmie. I nigdy nie zrobiłbym „głupoty”, nawet najmądrzejszej, najświętszej i najbardziej uzasadnionej, która by ten spokój zburzyła.

 

Bo oto właśnie PiS zaczął wstępować do piekła. Politycznego. Przez swoją głupią decyzję.

 

I tyle.

 

 

czwartek, 29 października 2020

Liściopadowy apel do Prezydenta Wiśniewskiego

 

Szanowny Panie Prezydencie

Jak co roku pod koniec października przypominam urzędnikom rządzącym sprawami miasta, że w Polsce liście spadają z drzew w liścio-,  przepraszam, w listopadzie.

I ta tendencja liści do późnego spadania z drzew na ziemię, co roku, wraz z ociepleniem klimatu, staje się coraz bardziej widoczna.

Z przykrością należy odnotować, że tej tendencji liści do coraz późniejszego spadania, kolejny rok nie dostrzegają miejscy urzędnicy. Skutkiem tego wywóz z posesji odpadów zielonych, w tym spadłych liści właśnie, kończy się faktycznie z końcem października.

 

Zwracam się z tego miejsca do Pana Prezydenta z prośbą o korektę postrzegania jesieni przez urzędników Magistratu i zgodę na trzy, zamiast jednego, wywozy odpadów zielnych z posesji w miesiącu listopadzie.

 

Z wyrazami szacunku

 

Andrzej Talarek

środa, 28 października 2020

Czy Bazylika św. Mateusza w Mielcu potrzebuje obrony przez Ruch Narodowy?

 


 

Trzy dni temu, po rozszerzających się protestach kobiet, ale i po bezmyślnych, brutalnych dewastacjach kościołów, zadałem publicznie na Facebooku kilka pytań: Co dalej? Zakaz in vitro? Zakaz badań prenatalnych? Kościół państwowy? Wyjście z Unii? Wojna domowa?

 

Ktoś mnie wyśmiał, że to głupi, kasandryczny mem. Nazajutrz Jarosław Kaczyński, wicepremier odpowiedzialny za bezpieczeństwo obywateli, wezwał członków Partii i jej sympatyków, do obrony kościołów ”za każdą cenę”.

 

Co oznacza zwrot „za każdą cenę”? Także za cenę życia? Swojego i innych ludzi? Nie sposób nie zadać takiego  pytanie, gdy wzywa do obrony wicepremier naszego rządu, odpowiedzialny za bezpieczeństwo obywateli, a faktycznie Naczelnik Państwa.

 

 W tym samym czasie Zarząd Główny Obozu Narodowo-Radykalnego  „w związku z gwałtownie rosnącą falą skrajnie lewicowej agresji, która wymierzona jest w dużej mierze w Kościół i miejsca kultu religijnego oraz pamięci narodowej, ogłasza powołanie do życia Brygad Narodowych". W poniedziałek prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz zapowiedział stworzenie Straży Narodowej, która ma bronić kościołów.

 

Ale przejdźmy na nasze mieleckie podwórko. Bo oto czytam następny komunikat. Tym razem wydany przez Ruch Narodowy Mielec.

„Dziś wraz ze stowarzyszeniem Patriotyczny Mielec oraz kibicami stajemy w obronie Bazyliki św. Mateusza”.

 

Czyli sytuacja się zacieśnia. Nie wiem, czy Ruch Narodowy odpowiedział na wezwanie księdza proboszcza Kłęczka,  czy tylko na wezwanie premiera Kaczyńskiego. A jest to kolosalna różnica.

 

Bo jeśli na wezwanie pana premiera, to spełnia się moja przepowiadania o Kościele Państwowym, którego Państwo (czytaj: PiS) chce zawłaszczyć dla własnych celów rozprawy z niepokorną częścią społeczeństwa. Jak to zawłaszczanie dla Kościoła się skończy, nie trzeba mówić. Tragicznie. Dalszym odpływem z niego młodych ludzi i dalszym upadkiem autorytetu Kościoła.

 

Jeśli natomiast apel o obronę wystosował do tych organizacji ksiądz proboszcz Kłęczek, to mogę powiedzieć tylko tyle, że zrobił gigantyczny błąd.

 

Równolegle wielu księży w odpowiedzi na zachętę wicepremiera Kaczyńskiego , zachętę, która w efekcie może prowadzić nawet do rozlewu krwi i dalszej eskalacji konfliktu, odpowiedziało sprzeciwem, prosząc wiernych, aby tego nie robili

Bo Kościół nie potrzebuje obrony. Więcej, Kościół nie może być broniony przez siły zewnętrzne

 

Wypowiedź pana prezesa jest antychrześcijańska, oderwana od Ewangelii. Jej przesłania.

"Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj" (List do Rzymian 12, 21).

Naszą odpowiedzią na przemoc nie może być przemoc, naszą odpowiedzią na zło, nie może być zło. Odpowiedzią na agresję nie może być agresja.

 

Może dobrze jest przypomnieć słowa Papieża Franciszka. „Bóg nie potrzebuje być przez nikogo broniony i nie chce, aby Jego imię było używane do terroryzowania ludzi.prosze wszystkich o zaprzestanie używania religii w celu budzenia nienawiści, przemocy, ekstremizmu i ślepego fanatyzmu”.

 

Na dobro powinniśmy odpowiadać dobrem. I przestać słuchać fanatycznych, cynicznych, grających na siebie polityków. Bo jak się raz zacznie, to będzie trudno skończyć. Polityczną głupotę, ale i warty przy Bazylice. Bo ile mogą trwać

 

No dobrze, powie ktoś. A co będzie, jak obsmarują sprejem ścianę kościoła? Uszkodzą zabytkową Bazylikę św. Mateusza?

 

Powiem tak: to wyjdzie na korzyść kościołowi i Kościołowi. I wiernym. Pokaże bowiem głupotę, bezczelność, bark jakichkolwiek zasad tej dziczy, która to zrobi i bardziej nas, wierzących, skonsoliduje wokół i Kościoła  i wokół parafii.

 

 

 

Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...