Totalne zamieszanie wokół kolejnej nowelizacji ustawy o
Instytucie Pamięci Narodowej, zmusza do postawienia przynajmniej dwóch pytań.
Pierwsze, w sumie mniej ważne, to pytanie o powody takiej
niesłychanej wolty elit rządzących Polską. Zapewne o jej przyczynach – pewnie
złożonych i wywiedzionych z najróżniejszych kątów światowej i polskiej polityki
– nie dowiemy się wiele, albo wręcz nic. Pozostają spekulacje. A to, że jedną z
przyczyn jest chwilę wcześniej podpisany kontrakt na dostawę gazu z USA (co ma
nas uniezależnić od Putina). A to, że powodem są fatalne i coraz gorsze
stosunki z Unią Europejską, mogące skutkować opuszczeniem Unii przez Polskę, a
jakiś sojuszników w tym niebezpiecznym świecie mieć trzeba, więc pozostają
Żydzi i niezrównoważony Trump. A to, że w tle sprawy stoi skandal firmy Get
Back i jej prezesa, który załatwiał w Izraelu paszport tego kraju i
obywatelstwo i nie załatwił. A może to najważniejsze – że bez niej Nasz pan
prezydent nie może liczyć na łaskawe przyjęcie przez Ich prezydenta. A tak
bardzo chce. Bo to, że ustawa jest fatalna, miał stwierdzić marionetkowy
Trybunał Konstytucyjny, ale tak długo stwierdzał, że nawet jego mocodawcy go
olali i sami stwierdzili niekonstytucyjność, tfu, nieprzydatność tej ustawy i
ją, w tempie niespotykanym w historii parlamentaryzmu, zmienili.
I tu dochodzimy do drugiego pytania. Pamiętając o tym, jak
wszyscy, cały PiS, bronili tej ustawy po jej uchwaleniu, jak zapowiadali, że
nie pozwolą niczego, nawet joty, w niej zmieniać i tak, jak ją wtedy uchwalili,
tak będą ją stosować, zamykając do więzienia jakiś Grossów i Engelkingów, zadać
sobie należy pytanie o morale ustawodawców.
Jakie ono jest?
Mój świętej pamięci kolega w takich przypadkach przytaczał
polsko – ruskie przysłowie, które brzmiało mniej więcej tak: Zarykałsa miedwiedź,
czto nie budiet w postiepierdieć. Zarykałsa i zesrałsa.
Kto kumaty, to sobie sam przetłumaczy. Dla nie znających
ruskiego, podaję wolny przekład: „Zapewniał niedźwiedź, że nie będzie w poście
pierdział. Zapewniał, a się zesrał”.
I odpowiadam sam sobie: pomijając szeregową poselską brać,
która jak za czasów liberum veto, zagłosuje na każdego, kto da się jej opić, pojeść
i zapewni ciepły kąt na dworze suwerena, są przecież wśród posłów ludzie na
stanowiskach wiążących się z prestiżem, ludzie z dorobkiem naukowym i moralnym,
ludzie do tej pory szanowani cenieni. I co, nie mają twarzy, honoru?
A tu obserwuję postępujący upadek morale tych, którzy mienią
się być elitą naszego narodu. Nie wiem, czy istnieje jeszcze coś takiego, jak
inteligencja, bo niby kto to jest? Absolwenci tych szajsowatych polskich
uczelni, gdzie dyplom kupuje się w Internecie, a zalicza hurtowo?
Ale przecież jakiś autorytetów nam potrzeba. Bez nich, jako
Naród, będziemy kręcili się za własnym ogonem, czcili bożków, wbrew dekalogowi,
który niektórzy bezrefleksyjnie rozwieszają w marmurze, a inni święcą,
jednocześnie w głosowaniach robią ze swojej twarzy dupę.
Jacy jesteśmy, jako Naród? Czy prawo i sprawiedliwość jest
dla nas już tylko nazwą partii, czy może jeszcze cokolwiek więcej znaczy? Czy
prawda i pamięć są tylko synonimem organizacji, zajmującej się półprawdami i
pamięcią wyselekcjonowaną, czy jednak są cechami, które powinien posiadać każdy
szanujący sam siebie Polak? Może postawa sędziów Sądu Najwyższego, stających
twardo w obronie Konstytucji, będzie takim momentem zwrotnym w odbudowie
moralności naszych autorytetów? Bo i sędziowie autorytet w przeszłości
stracili.
Właściwie nie ma co czekać, że posłowie i senatorowie
Najjaśniejszej przegłosują ustawę, że czarne jest białe, bo takie dostaną
polecenie. Nie ma co czekać, bo to już się stało.