sobota, 12 maja 2018

Czy życzyć wam narodzin chorych dzieci?



To co się wyprawia w Polsce z niepełnosprawnymi obywatelami, czyli obywatelami czwartej kategorii, przechodzi tzw. ludzkie pojęcie.

Od lat nie załapują się do programów „za życiem”, jakby one aktualnie się nie nazywały. O ile oczywiście kolejny rząd na pomysł takiego programu przypadkowo wpadnie. Ich kolejne prośby, wysłuchiwane jak skamlenie  psa, kwitowane są najczęściej jałmużną, rzucaną jak psu, nie jak obywatelowi.

Bo ten niepełnosprawny, nawet jak pozbawiony jest własnej woli, nadal jest obywatelem. Członkiem naszej polskiej społeczności. Ba, Polakiem.

W kraju, w którym zapłodnione jajo kobiece zaczyna mieć prawa przynależne człowiekowi – co zresztą popieram, żeby rozwiać wątpliwości – dorosły niepełnosprawny takie prawa ma absolutnie teoretycznie.
Zrobił rządzącym świństwo, że urodził się, czy został, kaleką. I rządzący mają mu to za złe. Że coś ktoś od nich z tego tytułu wymaga.

Nie oglądam telewizyjnych ani jakichkolwiek dyskusji polityków, nie chodzę na spotkania z nimi, jak dzisiaj, 12 maja, z Beatą Szydło. To wszystko strata czasu. Przecież i tak wiadomo, co powiedzą.  Co mogą powiedzieć. Sensacją jest, jak się pomylą, jak przypadkiem omsknie im się noga i umysł, i walną jakąś głupotę. Ale to i tak wychwycą media.

W kraju, w którym rozdaje się pieniądze na lewo i prawo, najczęściej tym silnym i dobrze uposażonym, żałuje się 500 złotych wsparcia dla człowieka całe życie niesamodzielnego, dla jego opiekuna, który całe swoje życie poświęca wychowaniu dziecka lub dorosłego, niepełnosprawnego, ale nadal dziecka.
I jeden z drugim czy drugą poseł potrafi powiedzieć, że nie wiadomo, czy te 500 złotych będą dobrze wykorzystane!
Czy będą dobrze wykorzystane przez opiekuna, które całe swoje życie poświęca dla niepełnosprawnego!!!?  Czy będą dobrze wykorzystane przez osobę, od której poświęcenia powinny się uczyć dzieci w szkołach i na religii!!?
A jednocześnie daje się po 500 złotych wszystkim jak leci rodzicom zdrowych dzieci, nie pytając, czy się za nie rodzice nie opiją, a zdrowe dzieci oddadzą do domu dziecka..

Mnie to poraża. Czy jest ktoś, kogo nie? Prócz polityków oczywiście.

A na chwilę wracając do wzmiankowanej powyżej religii, do Kościoła, nie można nie zauważyć, że wreszcie także część Kościoła opowiedziała się za życiem niepełnosprawnym. Ale życiem. Świętym życiem. Że ks. Kardynał Nycz odwiedził protestujących w Sejmie. Nie wiadomo, co im powiedział, nie wiadomo, jaką część Kościoła reprezentował, ale to – w moim mniemaniu – przełom, po nieszczęśliwej wypowiedzi arcybiskupa emeryta Hosera.

Czy to zapoczątkuje przełom polityczny? Czy zmusi polityków rządzącej partii, by opowiedzieli się nie tylko za życiem poczętym, ale także za życiem niepełnosprawnym? Nie wiem. Wiem, że danie 4000 zł kobiecie by urodziła niepełnosprawne, chore dziecko, a potem odwrócenie się do niej plecami, jest zwykłym sukinsyństwem.

Czy może jednak dopiero życzenie tym politykom, by się im zrodziły chore, niepełnosprawne dzieci czy wnuki, zmusi ich do działania. Do zobaczenia tego, co im belka w oku do tej pory zakrywała. Zobaczenia tego, że są naprawdę nieszczęśliwi ludzie, chorzy i ich opiekunowie, którym trzeba pomóc.

Jakże cieszy to, że w moim mieście, w Mielcu, po raz kolejny niepełnosprawni wyszli w marszu na ulice miasta. Po to, by pokazać mielczanom: patrzcie, jesteśmy wśród was, jesteśmy trochę inni,mniej sprawni, bardziej potrzebujący waszej pomocy, ale jesteśmy ludźmi takimi samymi jak wy.  Ludźmi, których trzeba szanować. Ludźmi, których bytowanie nie kończy się na jedzeniu i wydalaniu. Którzy potrzebują także choćby najprostszej rozrywki czy przyjemności, ale przede wszystkim dobrego słowa. Waszego dobrego słowa. I szacunku.

Tego wszystkiego, czego zabrakło politykom. Już nie będę pisał, których partii.

P: poniżej link do sprawozdania z Dnia godności w Mielcu.

poniedziałek, 7 maja 2018

Flaga na pupie


Nie tak dawno wywieszało się flagi na 1 maja, po czym 2 maja należało je szybko ściągnąć, by nie wisiały w dniu 3 maja, na który przypadało zniesione Święto Konstytucji 3 maja, a następnie należało je wywiesić przed 9 maja – Dniem Zwycięstwa.

Teraz flagi raczej nie należałoby wywieszać w dniu 1 maja (choć nikt tego nie zakazuje, ale nie wypada), bo niby z jakiej okazji? Komunistyczne Święto Pracy? Niby wolne, niby ustawowe, ale spadek po komunie. A jak się już to czyni publicznie, to z lenistwa, by nie robić tego w długi weekend, gdy wszyscy snują „refleksje o szczytnych kartach historii Polski”, a nie wieszają flagi. Ale prywatnie to i owszem.
Koniecznie jednak należy wywiesić flagę w dniu 2 maja, bo mamy Dzień Flagi. A potem flagi mają wisieć w dniu 3 maja. To oczywiste.
Czy mają wisieć do 9 maja, nie zdecydowano, bo nie wiadomo, czy wojna zakończyła się 9 maja, jak chcą Rosjanie, czy 8 maja, jak uważają Amerykanie i ich zachodni alianci.

Żeby było śmieszniej, należy tu dodać, że w dniu 2 maja 1945 roku polscy żołnierze zdobywający stolicę hitlerowskich Niemiec umieścili biało-czerwoną flagę na Kolumnie Zwycięstwa - Siegessäule oraz na Reichstagu w Berlinie. Wszyscy dzisiaj wiemy, że to byli niesłuszni żołnierze, maszerujący na Zachód z kolejnym okupantem, więc sprawy nie było. Tylko ich krew była, ale to już nikogo dzisiaj nie obchodzi.

I nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego akurat Dzień Flagi przypada w dniu 2 maja.
Choć z uzasadnienia ustawy o ustanowieniu Dnia Flagi wynika, że „chodziło o dzień w którym Polakom towarzyszą refleksje o szczytnych kartach historii Polski, wypełnienie wolnego dnia pomiędzy świętami narodowymi”.

Chociaż generalnie flagę polską szanujemy, i ten szacunek wzrasta z roku na rok, to jednak daleko nam do szacunku, jaki do swojej flagi mają Amerykanie. Nikt do gwiaździstego sztandaru, określonego jak i w Polsce stosownym aktem prawnym, nie przypina na oficjalnych uroczystościach zdjęcia swojego indywidualnego bohatera, bo to jest obraza flagi narodowej.
A taki obrazek flagi polskiej z przyklejonym/przyszytym na niej zdjęciem Lisa „Mściciela” widziałem w rękach tzw. „rekonstruktorów”, czyli ludzi udających żołnierzy wyklętych, niby przeniesionych z tamtych – dla jednych bohaterskich, dla innych złych – czasów w teraźniejszość.

Dla mnie to jest profanacja polskiej flagi. Dla nich pewnie czyn szlachetny. A że wbrew prawu? Niech się prawo martwi. Im nikt krzywdy nie zrobi i złego słowa nie powie. Nawet nie wytłumaczy, że tak nie można. 

Jak ktoś chce mieć białoczerwone gacie, albo gwiaździste, jak amerykańska flaga, jego wola. Ale święto narodowe ma swoje prawa.

No i doszliśmy do świąt narodowych. Mamy jakie mamy. Ich cechą wspólną jest ponuractwo, sztuczna powaga i zadęcie. Nie ma radości, jaka towarzyszy choćby 4 lipca w USA.
Na dodatek w tej polskiej schiozofrenii pisowsko - peowskiej zapewne niewielu się głębiej zastanawia nad sensem tych świat i nad tym jakie my tak naprawdę święta tak uroczyście czcimy w ten długi majowy weekend. Zresztą, kto by się odważył. Zakrzyczy go albo jedna, albo druga strona wariatkowa, jako zaprzańca, renegata i antypatriotę.
Już rok temu napisałem, dlaczego nie czczę Konstytucji 3 maja. Jako chłop z chłopa (no, może inteligent z chłopów) nie mam powodu czcić aktu prawnego stworzonego przez ówczesnych panów dla panów (i w części dla Rzeczypospolitej), gdy chłopi nadal pozostawali niewolnikami. I dziwię się bardzo, że 90% społeczeństwa, która wywodzi się z chłopstwa, oddaje bezmyślnie hołd prawu, które ani nie było dla jego przodków, ani nie było postępowe, i z którego ani jedno zdanie nie przetrwało w dzisiejszym prawodawstwie. W przeciwieństwie choćby do konstytucji USA.

Co my czcimy w te majowe święta? Święto Pracy (dlaczego?), Dzień Flagi(dlaczego?), uchwalenie Konstytucji 3 maja (dlaczego?). Nawet do kościoła 3 maja nie można iść jak w normalne święto nakazane czy niedzielę, bo akurat Święto Matki Bożej Królowej Polski zalicza się do świąt „zniesionych”.
A wszystkie te święta „nie zmuszają” do świętowania, czyli m.in. zaniechania pracy, dlatego kto żyw nadrabia zaległości w ogrodzie i polu.

Fajnie jest mieć długie weekendy, najlepiej całotygodniowe, ale podobnie jak ja zaczynają także myśleć inni. Tu wylinkuję Marcina Celińskiego z Liberte, który w swoim artykule   http://liberte.pl/spalmy-stare-swieta-zbudujmy-nowe/  proponuje na nowo rozważyć i ustanowić święta narodowe. Odpowiednie do czasów i do potrzeb społecznych.

Może byłyby takie, że będziemy w nie naprawdę świętować, zgodnie ze staropolskim znaczeniem tego słowa, czyli bawić się radośnie.
Czego sobie i wszystkim życzę. Choć ja już pewnie nie doczekam.


Jak Mielec i mielecki Oddział ARP stracili 4 lata.

  Zdjęcie za Radio Leliwa Mniej więcej 4 lata temu został z dnia na dzień pozbawiony pracy ówczesny dyrektor Oddziału ARP w Mielcu pan Kr...