sobota, 6 października 2018

Ja już umrę w Pispublice

Polska Pispublika Ludowa staje się na naszych oczach faktem, chociaż większość ludzi, w tym wyborców, tego jeszcze nie dostrzega, a nieliczni, politycy opozycji, snują plany, jak ją unicestwić po przejęciu władzy.
Otóż, szanowni państwo, tworu państwowego stwarzanego aktualnie przez pana Kaczyńskiego unicestwić się przez najbliższych wiele lat nie da. A przynajmniej nie da się tego zrobić na gruncie zmian konstytucyjnych.
Kiedyś napisałem felieton zatytułowany „Sędziowie jak dziwki”. Nigdy nie uważałem, że sędziowie to specjalna kasta ludzi. Ich specjalność mogła polegać co najwyżej na posiadanych przywilejach. W każdej innej sprawie – uważałem i uważam - są jak reszta społeczeństwa, z którego wyszli. I niestety, jak reszta społeczeństwa, mieli i mają do prawa stosunek taki, jak miał śp. Prof. Falandysz. Młodszym przypominam, że pojmowanie prawa przez pana prof. Falandysza to bardziej inteligencka wersja pojmowania prawa przez matkę Kargula, wręczającą synowi dwa granaty przed wyjazdem na proces sądowy: „sąd sądem, a sprawiedliwość (prawo) i tak musi być po naszej stronie”.
Zdolność interpretowania czyli naginania prawa do swoich potrzeb zawsze zadziwiała mnie u prawników. Często pozytywnie. Ale i negatywnie. Jej efektem są warszawskie prywatyzacje, ale także opowiedzenie się przez dużą część sędziów i innych przedstawicieli prawa, za zmianami, jakie wprowadził PiS. Oni dla siebie wyinterpretowali, że wszystko co jest robione, robione jest w zgodzie z Konstytucją.
Taką interpretację ułatwiły im bez wątpienia – w przypadku nowych sędziów Izby Dyscyplinarnej Sądu najwyższego – pensje o wysokości ok. 35 tys. miesięcznie, o 50% przekraczające te, które brali dotychczasowi sędziowie. W przypadku innych – czy to nowych sędziów SN, czy np. prezesów sądów -  była to możliwość awansu, której w innym przypadku by nie mieli.
Takie możliwości zmiany pozycji zmieniają możliwości interpretacyjne tego, co słuszne, co nie, co jest prawdą, a co nie, co zgodne z Konstytucja, a co nie etc. I raz przekonawszy siebie, taki człowiek będzie tego przekonania i swoich pieniędzy, bronił jak niepodległości.
A że odebrać mu ich nie będzie sposobności, tak jak nie będzie możliwości konstytucyjnej zmiany tworzonego właśnie nowego ustroju, zaraz pokrótce pokażę.
Unia grozi Polsce artykułem 7. Grozi, zakładając, że wprowadzone zmiany ustrojowe PiS zechce cofnąć. A on nie zechce, bo tego zrobić się nie da. Bo co można zrobić? Dopuścić trzech wybranych, a niezaprzysiężonych sędziów TK do orzekania? Co to zmieni, skoro prezes trybunału z nadania PiS może manipulować składami, by wyroki były po myśli władzy. Dzisiaj na 15 sędziów TK aż 12 jest wybranych z poparciem PiS na dziewięcioletnie kadencje. Część z nich jest wybrana zgodnie z Konstytucją. Jak ich odwołać? Złamać Konstytucję?
A sędziowie SN? Co można uczynić, by nas nie karał ETS? Ściągnąć z emerytury wysłanych na nią „starych” sędziów i przerwać konstytucyjne kadencje nowo mianowanych sędziów? Łamiąc Konstytucję właśnie i prawo europejskie na dodatek?
Nic się więc nie da zrobić. Jak mi nie wierzycie, popytajcie mądrzejszych ode nie prawników.
Można tu zadać pytanie: po licho więc cała ta zabawa z procedurą oceny praworządności, rozpoczętą przez Komisję Europejską i parlament Europejski, skoro i tak niczego zmienić już się nie da? Czy chodzi o odsunięcie PiS od władzy?
Nawet jak PiS przegra totalnie wybory w 2019 roku – co jest raczej niemożliwe w obecnych warunkach gospodarczych – to Trybunał Konstytucyjny zablokuje nowemu rządowi każdą ustawę i będzie to mógł czynić aż do kolejnych wyborów. Zresztą jaki blok partii – dzisiaj opozycyjnych – mógłby stworzyć rząd? Nie widzę.
A rząd z PiSem? To tak naprawdę zachowanie stanu istniejącego.
A nawet jeśli zdarzyłoby się coś na kształt cudu, i cała dzisiejsza „Zjednoczona Prawica” zostałaby wysłana na śmietnik historii, to co zastaniemy? Dzisiejszą opozycję mająca w ręku wszystkie te instrumenty, które PiS stworzył dla siebie. I co, nie skorzysta z nich do dalszego, totalnego sprawowania władzy?
Będzie z nią jak z sędziami, którzy dzisiaj uważają – obejmując stanowiska – że wszystko jest zgodnie z prawem, bo prawo jest po naszej stronie.
Strach się bać.
Różni ludzie snują różne scenariusze sytuacji po PiSie. Jest scenariusz prof. Matczaka, który zakłada reformy - ogólnie rzecz biorąc - stojące na gruncie konstytucji. Ich wadą jest to, że przywracanie praworządności w rozumieniu dotychczasowej interpretacji prawa i organów europejskich będzie trwało latami, a dodatkowo może być utrudnione bądź całkowicie zablokowane przez obecny TK i prezydenta, którym na pewno będzie do 2020 Andrzej Duda.
Drugi scenariusz to tzw. referendum Schetyny. Nowa większość – omijając TK i prezydenta -  miałaby ogłosić referendum dotyczące pakietu ustaw, które przywracają stary porządek prawny. Oprócz tego, że zwycięstwo w takim referendum, szczególnie w roku 2020 jest mało prawdopodobne (co utwierdziłoby PiS i jej elektorat w przekonaniu o legitymacji do zmian), otwierałoby ono swoistą polityczną „puszkę Pandory”, bo każda kolejna władza mogła by kasować pozostałości po poprzedniej takim jednorazowym aktem. To tylko dalej psułoby ustrój i tym bardziej utrwalało Pispublikę, nawet już bez PiS –u przy władzy.
Szybko, coraz szybciej, zastępujemy więc III Rzeczpospolitą nowym tworem państwowym, który ja nazywam Polska Pispublika Ludowa. Przez najbliższe lata kupione obietnicami społeczeństwo, Lud Polski, będzie ten twór państwowy popierał. Bo rzekomo przywraca on szacunek dla szarego obywatela, dla „zwykłego człowieka”, o którym zapomniały elity tworzące dzisiejszą „totalną” opozycję, 
I nie widać niczego, co by ten stan rzeczy miało zmienić. A na pewno nie ziści się to w sposób przedstawiony powyżej.
Więc co? Ano nic. Ja już pewnie nie doczekam zmiany. Ja już umrę w Pispublice, która będzie wchłaniała w siebie coraz to nowe dziedziny życia społecznego. Teraz czas na samorząd. Na chwilę odłożono sprawę mediów i wolności słowa. Póki co mogę pisać, co myślę. Może za chwilę nie będzie tego można robić. Proszę Boga, by oświecił przywódców Kościoła, by nie dali się wciągnąć w odmęty nowego państwa, zaczarowani oferowanymi przywilejami. Bo stracimy nie tylko demokratyczne państwo, ale i Kościół, od którego już uciekli młodzi ludzie.
Może czas najwyższy, by Kościół opowiedział się za praworządnością, za demokracją? Tak jak to już kiedyś czynił. By opowiedział się za Rzeczpospolitą.
Póki co, gospodarka się rozwija. Pytanie, jak długo. Póki co podróżujemy bez granic. Póki co, jesteśmy bezpieczni. Póki co obiecujemy ludziom nowe przywileje. Póki co…
Niedawno zacytowano w mediach naszego przywódcę, nielegalnie podsłuchiwanego. Mówił, że należy wysłuchiwać, co Lud ma do powiedzenia, na co się skarży, co mu dolega.
A potem należy go zapędzić do roboty za miskę ryżu.
I może to jest trzecia, tym razem moja, i chyba jedyna, koncepcja, odsunięcia od władzy PiSu, likwidacji Pispubliki. Gospodarka kiedyś walnie. Ludowi się pogorszy. Lud wyjdzie na ulice i zażąda rozliczenia „winnych” tego, że miał mieć, a nie ma. I że ma „zaiwaniać za miskę ryżu”. I że zamknięto mu granice i nie da się dorabiać na saksach. I że bezrobocie wzrosło o 10, 15 procent. I lud nie będzie patrzył, czy coś jest zgodne z Konstytucją, czy nie jest, tylko jak za Insurekcji zażąda „wieszania” zdrajców.
Lud jest nieobliczalny, szczególnie gdy pamięta, że niedawno coś miał, niedawno coś mu obiecano, a nie ma. Lud jest okrutny. Może wieszać opozycję, jak jeszcze raz uwierzy władzy, może wieszać władzę, jak jej nie uwierzy.
Tylko że to będzie nowa rewolucja.
I zależy, kto będzie silniejszy: lud czy władza. Resztę znamy z historii.
ps. Niestety, ja już nie doczekam Nowej Rzeczypospolitej. Może właśnie Czwartej. Bo to co nadchodzi czwartą Rzeczpospolitą nie jest. To będzie jakiś koszmarny, ksenofobiczny twór dwóch wrogich plemion, nienawidzących siebie nawzajem, a w częsci każdego obcego. twór państwowy oderwany, wypisany z Europy, z tego świata, z którego tylko chcemy brać pieniądze.
Niestety, ja już umrę w Pispublice.

piątek, 5 października 2018

Ja już umrę w Pispublice



Polska Pispublika Ludowa staje się na naszych oczach faktem, chociaż większość ludzi, w tym wyborców, tego jeszcze nie dostrzega, a nieliczni, politycy opozycji, snują plany, jak ją unicestwić po przejęciu władzy.

Otóż, szanowni państwo, tworu państwowego stwarzanego aktualnie przez pana Kaczyńskiego unicestwić się przez najbliższych wiele lat nie da. A przynajmniej nie da się tego zrobić na gruncie zmian konstytucyjnych.

Kiedyś napisałem felieton zatytułowany „Sędziowie jak dziwki”. Nigdy nie uważałem, że sędziowie to specjalna kasta ludzi. Ich specjalność mogła polegać co najwyżej na posiadanych przywilejach. W każdej innej sprawie – uważałem i uważam - są jak reszta społeczeństwa, z którego wyszli. I niestety, jak reszta społeczeństwa, mieli i mają do prawa stosunek taki, jak miał śp. Prof. Falandysz. Młodszym przypominam, że pojmowanie prawa przez pana prof. Falandysza to bardziej inteligencka wersja pojmowania prawa przez matkę Kargula, wręczającą synowi dwa granaty przed wyjazdem na proces sądowy: „sąd sądem, a sprawiedliwość (prawo) i tak musi być po naszej stronie”.

Zdolność interpretowania czyli naginania prawa do swoich potrzeb zawsze zadziwiała mnie u prawników. Często pozytywnie. Ale i negatywnie. Jej efektem są warszawskie prywatyzacje, ale także opowiedzenie się przez dużą część sędziów i innych przedstawicieli prawa, za zmianami, jakie wprowadził PiS. Oni dla siebie wyinterpretowali, że wszystko co jest robione, robione jest w zgodzie z Konstytucją.
Taką interpretację ułatwiły im bez wątpienia – w przypadku nowych sędziów Izby Dyscyplinarnej Sądu najwyższego – pensje o wysokości ok. 35 tys. miesięcznie, o 50% przekraczające te, które brali dotychczasowi sędziowie. W przypadku innych – czy to nowych sędziów SN, czy np. prezesów sądów -  była to możliwość awansu, której w innym przypadku by nie mieli.

Takie możliwości zmiany pozycji zmieniają możliwości interpretacyjne tego, co słuszne, co nie, co jest prawdą, a co nie, co zgodne z Konstytucja, a co nie etc. I raz przekonawszy siebie, taki człowiek będzie tego przekonania i swoich pieniędzy, bronił jak niepodległości.

A że odebrać mu ich nie będzie sposobności, tak jak nie będzie możliwości konstytucyjnej zmiany tworzonego właśnie nowego ustroju, zaraz pokrótce pokażę.

Unia grozi Polsce artykułem 7. Grozi, zakładając, że wprowadzone zmiany ustrojowe PiS zechce cofnąć. A on nie zechce, bo tego zrobić się nie da. Bo co można zrobić? Dopuścić trzech wybranych, a niezaprzysiężonych sędziów TK do orzekania? Co to zmieni, skoro prezes trybunału z nadania PiS może manipulować składami, by wyroki były po myśli władzy. Dzisiaj na 15 sędziów TK aż 12 jest wybranych z poparciem PiS na dziewięcioletnie kadencje. Część z nich jest wybrana zgodnie z Konstytucją. Jak ich odwołać? Złamać Konstytucję?
A sędziowie SN? Co można uczynić, by nas nie karał ETS? Ściągnąć z emerytury wysłanych na nią „starych” sędziów i przerwać konstytucyjne kadencje nowo mianowanych sędziów? Łamiąc Konstytucję właśnie i prawo europejskie na dodatek?

Nic się więc nie da zrobić. Jak mi nie wierzycie, popytajcie mądrzejszych ode nie prawników.
Można tu zadać pytanie: po licho więc cała ta zabawa z procedurą oceny praworządności, rozpoczętą przez Komisję Europejską i parlament Europejski, skoro i tak niczego zmienić już się nie da? Czy chodzi o odsunięcie PiS od władzy?
Nawet jak PiS przegra totalnie wybory w 2019 roku – co jest raczej niemożliwe w obecnych warunkach gospodarczych – to Trybunał Konstytucyjny zablokuje nowemu rządowi każdą ustawę i będzie to mógł czynić aż do kolejnych wyborów. Zresztą jaki blok partii – dzisiaj opozycyjnych – mógłby stworzyć rząd? Nie widzę.
A rząd z PiSem? To tak naprawdę zachowanie stanu istniejącego.

A nawet jeśli zdarzyłoby się coś na kształt cudu, i cała dzisiejsza „Zjednoczona Prawica” zostałaby wysłana na śmietnik historii, to co zastaniemy? Dzisiejszą opozycję mająca w ręku wszystkie te instrumenty, które PiS stworzył dla siebie. I co, nie skorzysta z nich do dalszego, totalnego sprawowania władzy?
Będzie z nią jak z sędziami, którzy dzisiaj uważają – obejmując stanowiska – że wszystko jest zgodnie z prawem, bo prawo jest po naszej stronie.

Strach się bać.

Różni ludzie snują różne scenariusze sytuacji po PiSie. Jest scenariusz prof. Matczaka, który zakłada reformy - ogólnie rzecz biorąc - stojące na gruncie konstytucji. Ich wadą jest to, że przywracanie praworządności w rozumieniu dotychczasowej interpretacji prawa i organów europejskich będzie trwało latami, a dodatkowo może być utrudnione bądź całkowicie zablokowane przez obecny TK i prezydenta, którym na pewno będzie do 2020 Andrzej Duda.

Drugi scenariusz to tzw. referendum Schetyny. Nowa większość – omijając TK i prezydenta -  miałaby ogłosić referendum dotyczące pakietu ustaw, które przywracają stary porządek prawny. Oprócz tego, że zwycięstwo w takim referendum, szczególnie w roku 2020 jest mało prawdopodobne (co utwierdziłoby PiS i jej elektorat w przekonaniu o legitymacji do zmian), otwierałoby ono swoistą polityczną „puszkę Pandory”, bo każda kolejna władza mogła by kasować pozostałości po poprzedniej takim jednorazowym aktem. To tylko dalej psułoby ustrój i tym bardziej utrwalało Pispublikę, nawet już bez PiS –u przy władzy.

Szybko, coraz szybciej, zastępujemy więc III Rzeczpospolitą nowym tworem państwowym, który ja nazywam Polska Pispublika Ludowa. Przez najbliższe lata kupione obietnicami społeczeństwo, Lud Polski, będzie ten twór państwowy popierał. Bo rzekomo przywraca on szacunek dla szarego obywatela, dla „zwykłego człowieka”, o którym zapomniały elity tworzące dzisiejszą „totalną” opozycję, 
I nie widać niczego, co by ten stan rzeczy miało zmienić. A na pewno nie ziści się to w sposób przedstawiony powyżej.

Więc co? Ano nic. Ja już pewnie nie doczekam zmiany. Ja już umrę w Pispublice, która będzie wchłaniała w siebie coraz to nowe dziedziny życia społecznego. Teraz czas na samorząd. Na chwilę odłożono sprawę mediów i wolności słowa. Póki co mogę pisać, co myślę. Może za chwilę nie będzie tego można robić. Proszę Boga, by oświecił przywódców Kościoła, by nie dali się wciągnąć w odmęty nowego państwa, zaczarowani oferowanymi przywilejami. Bo stracimy nie tylko demokratyczne państwo, ale i Kościół, od którego już uciekli młodzi ludzie.
Może czas najwyższy, by Kościół opowiedział się za praworządnością, za demokracją? Tak jak to już kiedyś czynił. By opowiedział się za Rzeczpospolitą.

Póki co, gospodarka się rozwija. Pytanie, jak długo. Póki co podróżujemy bez granic. Póki co, jesteśmy bezpieczni. Póki co obiecujemy ludziom nowe przywileje. Póki co…

Niedawno zacytowano w mediach naszego przywódcę, nielegalnie podsłuchiwanego. Mówił, że należy wysłuchiwać, co Lud ma do powiedzenia, na co się skarży, co mu dolega.

A potem należy go zapędzić do roboty za miskę ryżu.

I może to jest trzecia, tym razem moja, i chyba jedyna, koncepcja, odsunięcia od władzy PiSu, likwidacji Pispubliki. Gospodarka kiedyś walnie. Ludowi się pogorszy. Lud wyjdzie na ulice i zażąda rozliczenia „winnych” tego, że miał mieć, a nie ma. I że ma „zaiwaniać za miskę ryżu”. I że zamknięto mu granice i nie da się dorabiać na saksach. I że bezrobocie wzrosło o 10, 15 procent. I lud nie będzie patrzył, czy coś jest zgodne z Konstytucją, czy nie jest, tylko jak za Insurekcji zażąda „wieszania” zdrajców.
Lud jest nieobliczalny, szczególnie gdy pamięta, że niedawno coś miał, niedawno coś mu obiecano, a nie ma. Lud jest okrutny. Może wieszać opozycję, jak jeszcze raz uwierzy władzy, może wieszać władzę, jak jej nie uwierzy.

Tylko że to będzie nowa rewolucja.
I zależy, kto będzie silniejszy: lud czy władza. Resztę znamy z historii.

ps. Niestety, ja już nie doczekam Nowej Rzeczypospolitej. Może właśnie Czwartej. Bo to co nadchodzi czwartą Rzeczpospolitą nie jest. To będzie jakiś koszmarny, ksenofobiczny twór dwóch wrogich plemion, nienawidzących siebie nawzajem, a w częsci każdego obcego. twór państwowy oderwany, wypisany z Europy, z tego świata, z którego tylko chcemy brać pieniądze.
Niestety, ja już umrę w Pispublice.


czwartek, 4 października 2018

Ja już umrę w Pispublice


Polska Pispublika Ludowa staje się na naszych oczach faktem, chociaż większość ludzi, w tym wyborców, tego jeszcze nie dostrzega, a nieliczni, politycy opozycji, snują plany, jak ją unicestwić po przejęciu władzy.

Otóż, szanowni państwo, tworu państwowego stwarzanego aktualnie przez pana Kaczyńskiego unicestwić się przez najbliższych wiele lat nie da. A przynajmniej nie da się tego zrobić na gruncie zmian konstytucyjnych.

Kiedyś napisałem felieton zatytułowany „Sędziowie jak dziwki”. Nigdy nie uważałem, że sędziowie to specjalna kasta ludzi. Ich specjalność mogła polegać co najwyżej na posiadanych przywilejach. W każdej innej sprawie – uważałem i uważam - są jak reszta społeczeństwa, z którego wyszli. I niestety, jak reszta społeczeństwa, mieli i mają do prawa stosunek taki, jak miał śp. Prof. Falandysz. Młodszym przypominam, że pojmowanie prawa przez pana prof. Falandysza to bardziej inteligencka wersja pojmowania prawa przez matkę Kargula, wręczającą synowi dwa granaty przed wyjazdem na proces sądowy: „sąd sądem, a sprawiedliwość (prawo) i tak musi być po naszej stronie”.

Zdolność interpretowania czyli naginania prawa do swoich potrzeb zawsze zadziwiała mnie u prawników. Często pozytywnie. Ale i negatywnie. Jej efektem są warszawskie prywatyzacje, ale także opowiedzenie się przez dużą część sędziów i innych przedstawicieli prawa, za zmianami, jakie wprowadził PiS. Oni dla siebie wyinterpretowali, że wszystko co jest robione, robione jest w zgodzie z Konstytucją.
Taką interpretację ułatwiły im bez wątpienia – w przypadku nowych sędziów Izby Dyscyplinarnej Sądu najwyższego – pensje o wysokości ok. 35 tys. miesięcznie, o 50% przekraczające te, które brali dotychczasowi sędziowie. W przypadku innych – czy to nowych sędziów SN, czy np. prezesów sądów -  była to możliwość awansu, której w innym przypadku by nie mieli.

Takie możliwości zmiany pozycji zmieniają możliwości interpretacyjne tego, co słuszne, co nie, co jest prawdą, a co nie, co zgodne z Konstytucja, a co nie etc. I raz przekonawszy siebie, taki człowiek będzie tego przekonania i swoich pieniędzy, bronił jak niepodległości.

A że odebrać mu ich nie będzie sposobności, tak jak nie będzie możliwości konstytucyjnej zmiany tworzonego właśnie nowego ustroju, zaraz pokrótce pokażę.

Unia grozi Polsce artykułem 7. Grozi, zakładając, że wprowadzone zmiany ustrojowe PiS zechce cofnąć. A on nie zechce, bo tego zrobić się nie da. Bo co można zrobić? Dopuścić trzech wybranych, a niezaprzysiężonych sędziów TK do orzekania? Co to zmieni, skoro prezes trybunału z nadania PiS może manipulować składami, by wyroki były po myśli władzy. Dzisiaj na 15 sędziów TK aż 12 jest wybranych z poparciem PiS na dziewięcioletnie kadencje. Część z nich jest wybrana zgodnie z Konstytucją. Jak ich odwołać? Złamać Konstytucję?
A sędziowie SN? Co można uczynić, by nas nie karał ETS? Ściągnąć z emerytury wysłanych na nią „starych” sędziów i przerwać konstytucyjne kadencje nowo mianowanych sędziów? Łamiąc Konstytucję właśnie i prawo europejskie na dodatek?

Nic się więc nie da zrobić. Jak mi nie wierzycie, popytajcie mądrzejszych ode nie prawników.
Można tu zadać pytanie: po licho więc cała ta zabawa z procedurą oceny praworządności, rozpoczętą przez Komisję Europejską i parlament Europejski, skoro i tak niczego zmienić już się nie da? Czy chodzi o odsunięcie PiS od władzy?
Nawet jak PiS przegra totalnie wybory w 2019 roku – co jest raczej niemożliwe w obecnych warunkach gospodarczych – to Trybunał Konstytucyjny zablokuje nowemu rządowi każdą ustawę i będzie to mógł czynić aż do kolejnych wyborów. Zresztą jaki blok partii – dzisiaj opozycyjnych – mógłby stworzyć rząd? Nie widzę.
A rząd z PiSem? To tak naprawdę zachowanie stanu istniejącego.

A nawet jeśli zdarzyłoby się coś na kształt cudu, i cała dzisiejsza „Zjednoczona Prawica” zostałaby wysłana na śmietnik historii, to co zastaniemy? Dzisiejszą opozycję mająca w ręku wszystkie te instrumenty, które PiS stworzył dla siebie. I co, nie skorzysta z nich do dalszego, totalnego sprawowania władzy?
Będzie z nią jak z sędziami, którzy dzisiaj uważają – obejmując stanowiska – że wszystko jest zgodnie z prawem, bo prawo jest po naszej stronie.

Strach się bać.

Różni ludzie snują różne scenariusze sytuacji po PiSie. Jest scenariusz prof. Matczaka, który zakłada reformy - ogólnie rzecz biorąc - stojące na gruncie konstytucji. Ich wadą jest to, że przywracanie praworządności w rozumieniu dotychczasowej interpretacji prawa i organów europejskich będzie trwało latami, a dodatkowo może być utrudnione bądź całkowicie zablokowane przez obecny TK i prezydenta, którym na pewno będzie do 2020 Andrzej Duda.

Drugi scenariusz to tzw. referendum Schetyny. Nowa większość – omijając TK i prezydenta -  miałaby ogłosić referendum dotyczące pakietu ustaw, które przywracają stary porządek prawny. Oprócz tego, że zwycięstwo w takim referendum, szczególnie w roku 2020 jest mało prawdopodobne (co utwierdziłoby PiS i jej elektorat w przekonaniu o legitymacji do zmian), otwierałoby ono swoistą polityczną „puszkę Pandory”, bo każda kolejna władza mogła by kasować pozostałości po poprzedniej takim jednorazowym aktem. To tylko dalej psułoby ustrój i tym bardziej utrwalało Pispublikę, nawet już bez PiS –u przy władzy.

Szybko, coraz szybciej, zastępujemy więc III Rzeczpospolitą nowym tworem państwowym, który ja nazywam Polska Pispublika Ludowa. Przez najbliższe lata kupione obietnicami społeczeństwo, Lud Polski, będzie ten twór państwowy popierał. Bo rzekomo przywraca on szacunek dla szarego obywatela, dla „zwykłego człowieka”, o którym zapomniały elity tworzące dzisiejszą „totalną” opozycję,  
I nie widać niczego, co by ten stan rzeczy miało zmienić. A na pewno nie ziści się to w sposób przedstawiony powyżej.

Więc co? Ano nic. Ja już pewnie nie doczekam zmiany. Ja już umrę w Pispublice, która będzie wchłaniała w siebie coraz to nowe dziedziny życia społecznego. Teraz czas na samorząd. Na chwilę odłożono sprawę mediów i wolności słowa. Póki co mogę pisać, co myślę. Może za chwilę nie będzie tego można robić. Proszę Boga, by oświecił przywódców Kościoła, by nie dali się wciągnąć w odmęty nowego państwa, zaczarowani oferowanymi przywilejami. Bo stracimy nie tylko demokratyczne państwo, ale i Kościół, od którego już uciekli młodzi ludzie.
Może czas najwyższy, by Kościół opowiedział się za praworządnością, za demokracją? Tak jak to już kiedyś czynił. By opowiedział się za Rzeczpospolitą.

Póki co, gospodarka się rozwija. Pytanie, jak długo. Póki co podróżujemy bez granic. Póki co, jesteśmy bezpieczni. Póki co obiecujemy ludziom nowe przywileje. Póki co…

Niedawno zacytowano w mediach naszego przywódcę, nielegalnie podsłuchiwanego. Mówił, że należy wysłuchiwać, co Lud ma do powiedzenia, na co się skarży, co mu dolega.

A potem należy go zapędzić do roboty za miskę ryżu.

I może to jest trzecia, tym razem moja, i chyba jedyna, koncepcja, odsunięcia od władzy PiSu, likwidacji Pispubliki. Gospodarka kiedyś walnie. Ludowi się pogorszy. Lud wyjdzie na ulice i zażąda rozliczenia „winnych” tego, że miał mieć, a nie ma. I że ma „zaiwaniać za miskę ryżu”. I że zamknięto mu granice i nie da się dorabiać na saksach. I że bezrobocie wzrosło o 10, 15 procent. I lud nie będzie patrzył, czy coś jest zgodne z Konstytucją, czy nie jest, tylko jak za Insurekcji zażąda „wieszania” zdrajców.
Lud jest nieobliczalny, szczególnie gdy pamięta, że niedawno coś miał, niedawno coś mu obiecano, a nie ma. Lud jest okrutny. Może wieszać opozycję, jak jeszcze raz uwierzy władzy, może wieszać władzę, jak jej nie uwierzy.

Tylko że to będzie nowa rewolucja.
I zależy, kto będzie silniejszy: lud czy władza. Resztę znamy z historii.


środa, 3 października 2018

O tym, jak 208 lat temu spuściliśmy „łomot" Anglikom.



14 października mija 208 lat od chwili, gdy pierwszy i jedyny raz w historii polscy żołnierze spuścili niezły „łomot” Anglikom.

Jadąc na wczasy do Marbelli mijaliśmy mały zameczek – dzisiaj już ruiny –położony na wzgórzu nad Fuengirolą, brzydkim, andaluzyjskim miastem, w całości zabudowanym hotelami i apartamentowcami.
To wokół tego zameczku od 14 października 1810 roku w ciągu dwu dni maleńki polski oddział piechoty z 4. Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego, liczący 150 osób, pod dowództwem kapitana Młokosiewicza, już wtedy kawalera orderu Virtuti Militari, odpierał atak liczącego 2500 żołnierzy desantu angielsko hiszpańskiego i eskadry złożonej z dwóch okrętów liniowych, zbrojnych w 74 działa każdy, trzech fregat oraz brygów, kanonierek i statków transportowych.
Zameczek miał tylko dwa stare, hiszpańskie działa i dwie dwufuntowe armatki z brązu. Na dodatek trzej hiszpańscy artylerzyści, przydzieleni do ich obsługi, uciekli.
Zastąpili ich polscy piechurzy, którzy kiedyś takie działa zdobywali i cośkolwiek o nich wiedzieli.

I wyobraźcie sobie państwo, że ta nieliczna załoga wsparta w drugim dniu ciężkich walk posiłkami innych garnizonów polskich z okolicy – w sumie 60 żołnierzy  por. Chełmickiego, którzy dotarli do zameczku i 200 żołnierzy majora Bronisza, którzy w drugim dniu zaatakowali z boku Anglików - nie tylko się obroniła, ale śmiałym atakiem 130 piechurów na baterie dział, które Anglicy wywlekli na pobliskie wzgórze, zdobyła tę baterię, skierowała ją na angielskie statki, zmuszając je do odpłynięcia i na dodatek w bitwie wręcz pojmała dowódcę całej ekspedycji, lorda Blayneya, który z murów zameczku nakazał Anglikom przerwanie walk i odwrót.

Był to jedyny w historii przypadek, kiedy polscy żołnierze walczyli przeciwko Anglikom, którzy, mimo 15 krotnej przewagi w ludziach i kosmicznej przewagi w sprzęcie artyleryjskim, ponieśli z rąk Polaków sromotna klęskę.

Ta bitwa powinna być wymieniana tuż obok bitwy pod Kłuszynem czy Kircholmem, a nie jest. Była ona tak nieprawdopodobna, że w jej przebieg opisany w raporcie przez Młokosiewicza nie chciał dać wiary najpierw francuski gen. Sebastiani, dowodzący wojskami napoleońskimi w tamtym rejonie, a potem i cesarski sztab Napoleona. Dopiero skonfrontowanie go z raportami francuskich oficerów i relacją samego Blayneya przypieczętowało sławę Fuengiroli, która niosła się za Młokosiewiczem do końca życia. Do jego kolekcji orderów dołączyła Legia Honorowa, a gdy po latach, już jako generał brygady, złożył dymisję podczas powstania listopadowego, by przysięgać wierność carowi, Mikołaj I uszlachcił Młokosiewicza, obdarzając go herbem Fuengirola.

Oprócz Młokosiewicza 18 grudnia 1810 krzyże Legii Honorowej otrzymali także mjr. Bronisz i por. Chełmicki, którzy ze swoimi nielicznymi oddziałami pośpieszyli na pomoc oblężonym.

Tak to przez przypadek, badając w Internecie, co bym mógł oglądnąć będąc na wczasach w Puerto Banus, części Marbelli, która w Polsce jest znana głównie z tego, ze brała tutaj kolejny swój ślub Doda, poznałem bohaterski fragment naszej historii. O czym państwa i, z przyjemnością informuję. A o samej Marbelli może będzie za jakiś czas.

A dokładniej o bitwie można przeczytać pod linkiem:


Jak Mielec i mielecki Oddział ARP stracili 4 lata.

  Zdjęcie za Radio Leliwa Mniej więcej 4 lata temu został z dnia na dzień pozbawiony pracy ówczesny dyrektor Oddziału ARP w Mielcu pan Kr...