czwartek, 20 grudnia 2018

O wyższości „trucia” przez Kronospan nad „truciem” przez sąsiada


Rok 2018 zapiszemy w historii jako rok przełomowy dla walki ze smogiem w Mielcu i Polsce. I to nie przede wszystkim z powody wielkich protestów Mielczan przeciwko Kronospanowi, które miały miejsce w pierwszej połowie roku, ale głównie dlatego, że radykalnej przemianie uległa świadomość Polaków, dotycząca smogu i jego zabójczych skutków dla ludzkiego życia.

Pamiętam, jak w pierwszych latach działalności Kronospanu w Mielcu, wtedy jeszcze Melnoxa, wszystkie wioski wokoło Mielca i połowa miasta zaopatrywały się w odpady płyt wiórowych z tej firmy, by opalać nimi swoje piece.

Syfu, który wydobywał się z kominów, nie kojarzono jeszcze wtedy z szybszą śmiercią babci czy wujka. Byli starzy, to umarli. Trudno. Nie kojarzono jeszcze z rakami w rodzinie czy u sąsiadów.
Było zimno, trzeba grzać, a tak jest prawie za darmo. A że pali się odpadem, tego nikt nie zauważał.

Ale dokonał się przełom. I nikt i nic już tego nie odwróci. Nawet władza, każda władza, której walka ze smogiem jest „w poprzek”, bo bruździ w ambitnych programach modernizacji, jak choćby wprowadzania samochodów elektrycznych. Że piszę bzdury?

No bo jesteśmy za biedni! No bo ludzie nie mają pieniędzy, żeby palić dobrym węglem! No bo na opalanie gazem mało kogo stać! Władza właśnie wprowadziła zakaz sprzedaży pyłów i floatów/mułów węglowych. Tyle że ma obowiązywać dopiero za dwa lata. Walczy? No walczy. Dopuściła jednocześnie do sprzedaży zakaz mocno zasiarczonego węgla, mimo że takiego w Polsce się nie wydobywa. Po co?

Podobno jesteśmy biedni i nie można zakazać nam palenia mułami węglowymi, bo inaczej niektórzy zamarzną zimą. Może i tak jest. Nie znam skali ubóstwa w Polsce. Pewnie jest duże, ale chyba nie przekracza 80% społeczeństwa posiadającego ogrzewane indywidualnie domy czy lokale. Bo tyle właśnie właścicieli pieców ogrzewa się węglem i innymi podobnymi.

Nie wiem, na ile nie stać nas na ogrzewanie gazem ziemnym. Z wyliczeń, które można znaleźć w Internecie wynika, że te koszty ogrzewania gazem i węglem różnią się o około 15 % na korzyśc węgla. Kwotowo ta różnica wynosi kilkaset złotych rocznie. Dla ogrzewania 120 m2 dobrze ocieplonego domu zaledwie 300 zł. Dużo to czy mało, kiedy przy węglu jest tyle pracy? O truciu nie wspominając?

Może czas obalić mity, plotki, wyliczenia domorosłych energetyków i zacząć od udowodnienia ludziom rzeczywistych kosztów ogrzewania. A dopiero potem przejść do mówienia o ekologii i umieraniu? Chociaż umierania już zaczęliśmy się bać, po informacji,że w Europie z powodu zanieczyszczenia powietrza umiera przedwcześnie ok. 440 tys. osób rocznie, w Polsce jest to ok. 44 tys. Pamiętajmy, że Polacy stanowią 5% populacji Europy.

Teraz pozostaje kwestia, czy bardziej mamy się bać umierania z powodu wyziewów Kronospanu i innych kominów przemysłowych, czy jednak umierania od tzw. niskiej emisji, czyli dymiących domów jednorodzinnych i samochodów, w tym tych pozbawionych filtrów?

Są ludzie, którzy twierdzą, że największym złem jest Kronospan. I walce z nim poświęcają cała swoją energię. Ja go nie bronię. Twierdzę jednak, że mnie najbardziej zatruwa sąsiad. Fakt, tylko zimą, ale zima grzewcza ma u nas 6 miesięcy.

Proponuję jednak spojrzeć na mapki z czujnikami airly, nałożyć na te z lata, te z zimy i wyciągać wnioski.
Dla mnie są one jednoznaczne.
Dla władzy lokalnej jest bardzo wygodne, kiedy tzw. „gniew ludu” znajdzie ujście za bramą Kronospanu. Pokażą na WIOŚ, na marszałka, na rząd i bezradnie rozłożą ręce.
Bo działania wobec mieszkańców zarządzanej gminy są o wiele bardziej ryzykowne i trudniejsze, bo są to działania wobec własnych wyborców, a właściwie przeciw nim.

Łatwiejsze także jest wyjście na protest przeciwko Kronospanowi, niż zapukanie do drzwi sąsiada i zwrócenie mu uwagi, że znowu śmierdzi.

Z walką o czyste powietrze wszyscy mamy pod górkę: i rząd, i marszałek, i prezydent, i każdy sąsiad.
Chociaż z sąsiadami jest różnie. Jak widzą, że zapalisz ognisko ze ściętych gałęzi, to wezwą straż miejską, nawet jak sami palą węglem. Bo palić węglem przez 6 miesięcy można, a spalić gałęzie w ciągu pół godziny nie można. Strzelać tysiące fajerwerków w Mielcu można, ale ogniska zapalić nie można.  Uruchomić w lecie tysiące śmierdzących grilli można, a ogniska z patyków nie można. Do dymiącego grilla straży wezwać nie można, do ogniska należy. Kominek na drewno, który w polskiej rzeczywistości jest śmierdzącym i brudzącym gadzetem, można mieć i używać, a ogniska z drewna zapalić nie można.

Kto wymyślił te kretyńskie przepisy? Ekolog czy polityk?
Jak daleko jesteśmy jako społeczeństwo od prawdziwego dbania o powietrze wokół nas. Bo o wodzie jakoś nadal dziwnie się nie mówi.


niedziela, 16 grudnia 2018

Mielec – nadciąga populizm?


Tak naprawdę to populizm już nadciągnął. To jest felieton sprzed dokładnie czterech lat, kiedy zaczynali rządzić Mielcem PiS i pan prezydent Kozdęba. Czy byłem dobrym przewidującym przyszłość (słowo prorok zostawiam dla ludzi Biblii), czy się myliłem? I na ile ten felieton przyda się dzisiejszej władzy, jakoś tak dziwnie podobnej do tej sprzed lat czterech.


14 grudnia2014 roku
Jest jeszcze czas, by zmienić kierunek marszu. Najlepiej to zrobić, zanim ten marsz się zaczęło, bo jeszcze nie trzeba zawracać. To prawda ze zbioru prawd oczywistych. Tylko co z tego?
Mam wrażenie - po pierwszych krokach uczynionych przez dwie główne siły chcące (i mające) rządzić Mielcem – że obie one rozpoczęły swój polityczny marsz w złą stronę
Pytanie, co to znaczy zła strona? Może dobra strona dla każdego uczestnika marszu to taki jego kierunek, który wiedzie do ponownego zwycięstwa za 4 lata. Mogą tak to definiować. Ale dla obywateli Mielca dobry kierunek to ten, który wiedzie ku pomyślności (co za przewrotne słowo) naszego miasta.

Pomyślność pochodzi od zbitki słownej „po myśli”. Coś idzie po myśli. Po czyjej myśli? Kozdęby, PiSu czy może jednak mielczan? A jak mielczan, to których? Tych ze spotkań prezydenta, którzy oczekują głównie równych chodników i dróg, czy wyborców PiSu, którzy pewnie oczekują tego samego, a dodatkowo są wkurzeni na cały establishment. A może jednak tych bardziej światłych, których zdanie albo ginie pośród słów o chodnikach, dróżkach i placach zabaw, albo wcale nie jest głośno artykułowane?

Spotkania z mielczanami pokazały, że populizm jest kierunkiem, który może być twórczo zagospodarowywany przez Prezydenta, ale ostatnie zachowania PiSu także o tym mogą świadczyć. Robić ludziom dobrze – tak można by uludowić socjalne hasła i PiS, i SLD (zresztą innych partii także). Ludzie wiedzą lepiej! Skąd ja to znam? Odbija mi się czkawką „zbiorowa mądrość klasy robotniczej”. Ale to może być droga do zwycięstwa. Dla jednych i drugich. Zależy kto będzie bardziej ulegał „zbiorowej mądrości”.

Usiłowałem znaleźć w Internecie coś takiego, jak program mieleckiego PiS, ale nie znalazłem. Podpieram się więc jego stanowiskiem o odmowie wspólnej koalicji z prezydentem. Czytam tam takie fragmenty programu radnych PiS, chyba ważne, skoro przytacza się je w takich okolicznościach: a więc zamierzają m.in. obniżyć ceny wody i opłat za wywóz śmieci, wprowadzić bezpłatne bilety komunikacji miejskiej dla osób po 70 roku życia, tanie budownictwo mieszkalne dla młodych ludzi, większe wsparcie mieleckiego sportu, rozbudowę ogólnodostępnej bazy sportowo-rekreacyjnej, a także monitoring powietrza w mieście.

Nihil novisub sole. Obniżenie cen wody oznacza, że będzie więcej ścieków, które są znacznie droższe i ludzie i tak więcej zapłacą. A jak się obniży jedno i drugie to może by tak wskazać źródło sfinansowania. Czy obniży się koszty MPGK, zwolni ludzi, zracjonalizuje gospodarowanie? Pewnie zamiast tego podwyższy się dofinansowanie MPGK. Czyli coś mi się da, a drugą ręką to zabierze. To samo dotyczy bezpłatnej komunikacji MKS. To tanie budownictwo dla młodych to pewnie odprysk programu PiS o milionie mieszkań. Tanie, czyli takie jak to na Inwestorów? Bo normalne bloki raczej wszędzie buduje się za podobną cenę? Czyli raczej tanie czynsze, a jak tak, kto za to zapłaci? Dofinansowanie sportu? Ok. Zobaczymy. No i wyrastające na populistyczne, hasło o monitoringu powietrza. A może coś by zaproponować w celu poprawy powietrza? Bo monitoring to nie jest taka wielka perfuma, która spowoduje, że będzie w mieście pachniało. A jak już przychodzi wymienić z nazwiska, kto truje, to nie ma się odwagi wykrztusić, że Krono, bo strach. A ja mówię o tym łatwo, bo wiem, że dla mnie – tu i teraz - Krono nie jest największym trucicielem. Jest jednym z wielu. Tyle że bardziej medialno widokowym i można na niego zwrócić uwagę i odwrócić uwagę od czegoś innego. Więc może najpierw program ograniczenia niskiej emisji? Tyle że to trudne do wyartykułowania. I niepopulistyczne. Może zdrowa woda do mieszkań? Może edukacja o zatrutej żywności? Jak rozumiem, ta ogólnodostępna baza sportowo – rekreacyjna to m.in. realizacja mojego pomysłu z felietonu   „Boiska dla młodych czy park dla sztywnych”? Czy tak?

No i najmniej populistyczne ale najbardziej ogólnikowe w „strategii rozwoju miasta”, czyli wsparcie przedsiębiorczości i stworzenie warunków mających powstrzymać odpływ młodych. Będę Was wspierał, jak będziecie wspierać i powstrzymywać.

Szanowni Państwo: Panie Prezydencie i klubie PiS – nie idźcie tą drogą. Drogą populizmu, na którą zdajecie się wchodzić na samym początku waszej kohabitacji. Bo za cztery lata mielczan – tych patrzących dalej – naprawdę będzie interesowało kto co zrobił, albo kto co chciał mądrego zrobić i kto mu w tym przeszkadzał, a nie kto kogo chciał załatwić.

Działanie pod publiczkę, wydawanie publicznej kasy, obiecywanie darmowych fragmentów życie, może da wam efekt w postaci kolejnego zwycięstwa wyborczego, wszak wielu nadal oczekuje populistycznych obietnic, ale jak to się skończy dla Mielca po 20 latach rozważnej i mało populistycznej polityki pana Chodorowskiego, nie chcę sobie wyobrażać.

Więc współpracujcie, a nie udajcie współpracę. Wasze słowa, jeśli puste, szybko zweryfikuje czas i wyborcy.

Nie pożądaj żony swojej





Jak się ma za dużo czasu na myślenie filozoficzne i być może nie ma żony, jak nasi księża lub niektórzy katoliccy myśliciele, to wynikiem ich przemyśleń są czasami takie kwiatki umysłowe, jak rosiczka dla muchy.

Przeczytałem felieton pana Zatwarnickiego, zatytułowany „Prowokuję, prorokuję..”, a w nim takie zdanie „Bóg jednak nie przypadkiem łączy miłość z seksualnością; w pragnieniu (nie czytaj: w pożądaniu – przypisek mój) żony, największym w dni płodne, należy dostrzec łaskę”.

Niestety dla mnie – jak się zastanowiłem - okazało się, że od ponad 40 lat pożądam, niestety, swojej małżonki, czynię to nieustannie, bezrefleksyjnie, bezwstydnie wręcz i naprawdę nie zamierzam tego zakończyć, chyba że śmierć nas rozłączy.
Przez moment myślałem, że źle interpretuję zapisane zdanie i zacząłem szukać w Internecie i z każdą otwieraną stroną wzrastało moje przerażenie, z każdym przeczytanym artykułem rósł w mej głowie mętlik. Bo – niestety – zacząłem od autorytetu, od Jana Pawła II, który podobno napisał (cytuję za artykułem) w „Miłości i odpowiedzialności”, że konieczne jest „oczyszczenie” aktu małżeńskiego z jakiejkolwiek „pożądliwości”, która sama w sobie ZAWSZE jest „egoistyczna”.

Jakoś w swojej niedouczonej prostocie myślałem, że jak nie pożądam żony bliźniego swego, a wyłącznie swoją żonę, to pożądanie jej, pożądanie wsparte miłością, która nas łączy, jest jak najbardziej na miejscu, A tu okazuje się, że nie. Różni interpretatorzy wyczyniają ze słowami „pożądanie” i „pragnienie” w kontekście miłości pomiędzy mężem i żoną, autentyczne ekwilibrystyki interpretacyjno-znaczeniowe.

Ja znam wagę nazywania rzeczy. Stworzenie nazwy, stwarza rzecz, zdarzenie czy istotę. Można oczywiście znaczenie przeinterpretowywać na nowo i tu prawdopodobnie ma to miejsce. A że jest nieskuteczne i służy wyłącznie interpretatorom, nijak się mając do rzeczywistości, która nie chce się na nowo stworzyć, to już inna sprawa.

Kaznodzieje swoje, a ludzie swoje. Czytałem na portalu Adonai.pl  „List do chłopców VII - miłość i pożądanie” Jana Bilewicza, którego ja nie mogę zrozumieć, a co dopiero chłopcy, którzy nawet pewnie tego nie usiłują zrobić. I przypomina mi on „mowę – trawę” listów episkopatu do wiernych. A w kolejnym artykule „O współżyciu i czystości małżeńskiej” stwierdza on jednoznacznie, że pożądanie żony jest złem.
Podobnie uważali Ojcowie Kościoła, którzy – jak święty Augustyn – przekonywali, że mąż który pożąda własnej żony, grzeszy, a święty Tomasz z Akwiny uważał, że postępuje z nią wtedy jak z prostytutką.

Więc jak katolik winien współżyć z żoną? Bez emocji? Mając za cel tylko spłodzenie dziecka? A jak ma się żonę, która jest już (albo zawsze była) niepłodna? Albo oboje mają po sześćdziesiąt lat czy więcej, a nadal łączy ich – prócz miłości duchowej – miłość cielesna? A ludzie żyją coraz dłużej i są coraz zdrowsi w późnym wieku. I do coraz późniejszego wieku współżyją płciowo.

Przez lata te ograniczenia miłości małżeńskiej ewoluowały, czasami przybierając wręcz formę karykaturalną (z dzisiejszego punktu widzenia), wreszcie łagodniały,  ale wiele z tego pozostało do dzisiaj. Szczególnie w głowach katolickich teologów. Kiedyś prawie nie wolno było współżyć małżonkom, a przyrost naturalny był wielki, teraz wolno nawet mieć – według niektórych -  przyjemność z seksu, a przyrost naturalny jest minimalny. I wtedy i dzisiaj te wyteoretyzowane zakazy nie za bardzo działały. Dzisiaj praktycznie wcale nie działają. A mimo tego kolejne przemyślenia są pprze co bardziej nawiedzonych myślicieli tworzone.

Na szczęście nie wszyscy duchowni tak myślą i piszą. Bo czytam księdza Józefa Pierzchalskiego (http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/) który ma zupełnie inne spojrzenie na sprawę i w jednym z artykułów pisze młodemu człowiekowi tak: „Myśli erotyczne, wyobrażenia, żądze, które mąż ma wobec żony nie są grzechem. To jest normalne i to powinno mieć miejsce. Myśli pożądliwe wobec żony, wyobrażenia sobie stosunku, pieszczot z nią, nie są absolutnie grzechem. Proszę być spokojnym w tym względzie. Dramatem małżonków jest to, kiedy mąż nie pożąda swojej żony, kiedy już nie patrzy na nią pożądliwie, w określonych chwilach, a równocześnie z miłością”.

Gdzie indziej jeszcze dodaje: „Miłość zawiera się również w pożądaniu. Należy ono do istoty miłości. Można mówić o miłości pożądania”.

Uspokojony tym, że może jednak moje pożądanie swojej własnej żony nie jest grzechem przynajmniej u jednego księdza, który w razie czego da mi rozgrzeszenie, udaję się na spoczynek. Obok swej żony, oczywiście.

Jak Mielec i mielecki Oddział ARP stracili 4 lata.

  Zdjęcie za Radio Leliwa Mniej więcej 4 lata temu został z dnia na dzień pozbawiony pracy ówczesny dyrektor Oddziału ARP w Mielcu pan Kr...