czwartek, 21 grudnia 2017

Ściana na Boże Narodzenie





To,  że kończy się rok, nie jest żadnym końcem. I nawet nie dlatego, że nowy rok jest nowym początkiem. Nie jest końcem, bo to koniec wirtualny, umowny. Cóż to za koniec, jeśli pierwszego stycznia wstaniemy – choćby i z bólem głowy – i nadal będziemy się turlać po naszym świecie.

Może prawdziwym końcem jest śmierć, a prawdziwym początkiem narodziny, a raczej poczęcie. To jest początek. Początek człowieka, początek nowego życia, ale równocześnie początek nowego świata. Bo każdy człowiek to odrębny świat.

Czytałem ostatnio o teorii biocentryzmu. Naukowe wywody, które starały się unieważnić teorię, że zarówno wszechświat powstał przypadkowo, jak i życie jest przypadkiem równie absolutnym. Z małymi odstępstwami, podpierając się fizyką kwantową, teoria ta mówi mniej więcej to samo, co mówi Księga Rodzaju. Oczywiście teoria jest dla bardziej uczonych ludzi, a Biblia, przynajmniej w tej podstawowej warstwie, dla mniej. Nie wpuszczając się w labirynt dość zawiłych wywodów kwantowych, w którym mógłbym pobłądzić, podzielę się jedynie refleksją, która już kiedyś artykułowałem: że zadziwia mnie świat, jego ludzie, którzy nie wierzą, że Człowiek został poczęty z udziałem Ducha Świętego (jakby go sobie nie wyobrażać), bez udziału materialnego ojca, a wierzą, że ten tak potwornie gigantycznie niewyobrażalny stwór, jakim jest Wszechświat, ot tak, sam z siebie, jakby od niechcenia, pewnego „kosmicznego ranka” powstał i trwa. A człowieka ma „na dokładkę”. Też przypadkiem. Więc według nich Ten poczęty z Ducha Świętego, całkiem celowo, można powiedzieć – z premedytacją - nie ma w takim świecie miejsca.

A jednak ma. I żadnego w tym przypadku. No i tak doszliśmy do Bożego Narodzenia, trochę inaczej, bo bez Mędrców, pastuszków i owieczek, a przynajmniej nie po ścieżkach, którymi oni szli do miejsca Narodzin.

Zawsze chodziłem przez życie swoimi ścieżkami. Takiego mnie Bóg stworzył. Do Boga także doszedłem „po swojemu”. Może ciemną doliną, a może po górach. Ale doszedłem. Wielu tak idzie. Wąską ścieżką. Nie w tłumie. Nie w procesji. Ale nocą. Potykając się o kamienie i wpadając w doły po drzewach, które upadły.
Lubię iść swoją drogą. Czy to jest droga do człowieka, czy do Boga. Lubię iść osobno. Drażni mnie tłum. Nie umiem być tym, który prowadzi. Jak Mojżesz. Jak Piłsudski.

Jak się idzie osobno, lepiej widać i lepiej słychać. I ludzi, i ich sprawy, a jak spojrzeć do góry, także gwiazdy. W samotności do Boga jest bliżej niż w procesji ku Jego czci. Dlatego tak cenię Ekstremalną Drogę Krzyżową. Na którą już pewnie nie pójdę, bo sił coraz mniej.

Jak się chodzi samotnie, jest czas, by myśleć. Chodząc po Mielcu, myślę o mieście, chodząc po lesie, myślę o Polsce. W obu źle się dzieje. Łatwiej to zauważyć, gdy nie słucha się buczenia mediów, zgiełku ludzi. Choć przyznam, że mimo wysiłku by zrozumieć, nie rozumiem.

Najpierw nie rozumiem, co się dzieje w Mielcu. Opisałem się o tym tyle, że wstyd mi ponownie wracać do tego. Bardzo choruje Prezydent. Być może umiera. Choć o tym szary człowiek, mielczanin, ja, niczego nie wiemy. Ktoś to ukrywa. W czyim interesie? Chorego Prezydenta? Jego otoczenia? PiS u, który wolałby w tym stanie doczekać do wyborów? Co jakiś czas ktoś puszcza w sieć dzienny post, jakby od Prezydenta, ale widać , że nie. Ktoś śpiewa dla niego kolędy, a drugi ktoś zamieszcza zdjęcia, jakby z dziećmi śpiewał Prezydent. Nie mówi się mielczanom, jakie obowiązują procedury, kiedy Prezydent nie może sprawować swej funkcji. Prawnie nie istnieje możliwość wyznaczenia kogoś do pełnienia obowiązków prezydenta aż do wyborów. O tym także się nie mówi. Czy także zmusza się Prezydenta by nie składał rezygnacji? Co ma oznaczać wyznaczenie wbrew zasadom partyjnym PiS  człowieka – kandydata na ten urząd? Czy to tylko „maskirowka” mająca ukryć prawdziwego kandydata, któremu teraz byłoby niewygodnie? Pytania można mnożyć.

W ten czas, kiedy Bóg znowu się dla nas rodzi, to wszystko po prostu nie wypada. Za chwilę to nie będzie tylko brak dobrego wychowania, barak zasad moralnych, dominacja polityki nad przyzwoitością. Za chwilę to będzie wołało do Nieba o pomstę.

Na ten świąteczny czas politycy zafundowali nam mur. Mur dzielący nasz katolicki kraj na dwie połowy. Mur dzielący na dwie połowy katolików. Mur dzielący na dwie połowy niewierzących. Mur dzielący na dwie połowy wszystkich obywateli. Podobno uczynili reformę wymiaru sprawiedliwości na życzenie obywateli. Ostatnia ankieta Rzeczypospolitej pokazuje, że 53% obywateli uważało, że prezydent Duda powinien zawetować te ustawy a tylko 34% było za podpisaniem.
Ja też uważałem, ze reforma sądów jest potrzebna. Bo już samo rozważanie, czynione powszechnie, także przez sędziów, że nowe prawo będzie sędziów korumpować, pokazuje dobitnie, że sędziwie to tacy sami ludzie, jak reszta obywateli i sami sędziowie o tym doskonale wiedzą. Więc potrzeba zmian, które by temu zapobiegały. Ale to nie są te zmiany, które wprowadza PiS. Te zmiany tylko bardziej uzależnią słabych sędziów od pokusy sprzyjania władzy, chodzenia na jej pasku.
A nie ma nic gorszego, jak słabi sędziowie, słabi i uzależnieni od polityków. Był taki w Gdańsku za PO, teraz będzie ich więcej.
A może jednak nie? Może – trochę w to wierzę – ta większość uczciwych sędziów pokaże, że żadne prawo ich nie złamie. Że jestem łatwowiernym romantykiem?
Bo gdy przyjdzie nam zapłacić izolacją w Unii i Europie, a może docelowo wyjściem z Unii i Europy zachodniej demokracji, przed czym ostrzegałem już ponad rok temu, to będzie tragedia.

Wszyscy czekamy na przyjście Zbawiciela. Czekamy coraz bardziej podzieleni. Coraz bardziej niecierpliwi. Będzie tak, że przy wigilijnych stołach będziemy powstrzymywali się na siłę od jakiejkolwiek dyskusji. Może to dobrze? Może trochę dłużej niż na czas czytania fragmentu Ewangelii, pomyślimy o Bogu Zbawicielu, który właśnie przychodzi. Przychodzi do narodu tak skłóconego, jak dawno nie był, do narodu, któremu wmówiono, że uchodźca tto nie bliźni, narodu, z którego zaczęto wyzwalać te najgorsze, do niedawna ukryte lub maskowane cechy.

Podobno zostawiamy przy wigilijnym stole jedno nakrycie dla nieznajomego gościa. To dzisiaj piękna bajka, w którą nikt prawie nie wierzy. Stajemy się coraz bardziej skłóconym, coraz bardziej szowinistycznym, coraz bardziej nienawidzącym współbraci i obcych narodem.
Narodem Jana Pawła II i świętej Faustyny. Narodem, w którym narodził się Jezus mówiący o Bogu Miłosiernym, nie karzącym, wszystko wybaczającym.

Mówimy: Jezu, ufam tobie. Czy, mówiąc, myślimy?



Ściana na Boże Narodzenie




To,  że kończy się rok, nie jest żadnym końcem. I nawet nie dlatego, że nowy rok jest nowym początkiem. Nie jest końcem, bo to koniec wirtualny, umowny. Cóż to za koniec, jeśli pierwszego stycznia wstaniemy – choćby i z bólem głowy – i nadal będziemy się turlać po naszym świecie.

Może prawdziwym końcem jest śmierć, a prawdziwym początkiem narodziny, a raczej poczęcie. To jest początek. Początek człowieka, początek nowego życia, ale równocześnie początek nowego świata. Bo każdy człowiek to odrębny świat.

Czytałem ostatnio o teorii biocentryzmu. Naukowe wywody, które starały się unieważnić teorię, że zarówno wszechświat powstał przypadkowo, jak i życie jest przypadkiem równie absolutnym. Z małymi odstępstwami, podpierając się fizyką kwantową, teoria ta mówi mniej więcej to samo, co mówi Księga Rodzaju. Oczywiście teoria jest dla bardziej uczonych ludzi, a Biblia, przynajmniej w tej podstawowej warstwie, dla mniej. Nie wpuszczając się w labirynt dość zawiłych wywodów kwantowych, w którym mógłbym pobłądzić, podzielę się jedynie refleksją, która już kiedyś artykułowałem: że zadziwia mnie świat, jego ludzie, którzy nie wierzą, że Człowiek został poczęty z udziałem Ducha Świętego (jakby go sobie nie wyobrażać), bez udziału materialnego ojca, a wierzą, że ten tak potwornie gigantycznie niewyobrażalny stwór, jakim jest Wszechświat, ot tak, sam z siebie, jakby od niechcenia, pewnego „kosmicznego ranka” powstał i trwa. A człowieka ma „na dokładkę”. Też przypadkiem. Więc według nich Ten poczęty z Ducha Świętego, całkiem celowo, można powiedzieć – z premedytacją - nie ma w takim świecie miejsca.

A jednak ma. I żadnego w tym przypadku. No i tak doszliśmy do Bożego Narodzenia, trochę inaczej, bo bez Mędrców, pastuszków i owieczek, a przynajmniej nie po ścieżkach, którymi oni szli do miejsca Narodzin.

Zawsze chodziłem przez życie swoimi ścieżkami. Takiego mnie Bóg stworzył. Do Boga także doszedłem „po swojemu”. Może ciemną doliną, a może po górach. Ale doszedłem. Wielu tak idzie. Wąską ścieżką. Nie w tłumie. Nie w procesji. Ale nocą. Potykając się o kamienie i wpadając w doły po drzewach, które upadły.
Lubię iść swoją drogą. Czy to jest droga do człowieka, czy do Boga. Lubię iść osobno. Drażni mnie tłum. Nie umiem być tym, który prowadzi. Jak Mojżesz. Jak Piłsudski.

Jak się idzie osobno, lepiej widać i lepiej słychać. I ludzi, i ich sprawy, a jak spojrzeć do góry, także gwiazdy. W samotności do Boga jest bliżej niż w procesji ku Jego czci. Dlatego tak cenię Ekstremalną Drogę Krzyżową. Na którą już pewnie nie pójdę, bo sił coraz mniej.

Jak się chodzi samotnie, jest czas, by myśleć. Chodząc po Mielcu, myślę o mieście, chodząc po lesie, myślę o Polsce. W obu źle się dzieje. Łatwiej to zauważyć, gdy nie słucha się buczenia mediów, zgiełku ludzi. Choć przyznam, że mimo wysiłku by zrozumieć, nie rozumiem.

Najpierw nie rozumiem, co się dzieje w Mielcu. Opisałem się o tym tyle, że wstyd mi ponownie wracać do tego. Bardzo choruje Prezydent. Być może umiera. Choć o tym szary człowiek, mielczanin, ja, niczego nie wiemy. Ktoś to ukrywa. W czyim interesie? Chorego Prezydenta? Jego otoczenia? PiS u, który wolałby w tym stanie doczekać do wyborów? Co jakiś czas ktoś puszcza w sieć dzienny post, jakby od Prezydenta, ale widać , że nie. Ktoś śpiewa dla niego kolędy, a drugi ktoś zamieszcza zdjęcia, jakby z dziećmi śpiewał Prezydent. Nie mówi się mielczanom, jakie obowiązują procedury, kiedy Prezydent nie może sprawować swej funkcji. Prawnie nie istnieje możliwość wyznaczenia kogoś do pełnienia obowiązków prezydenta aż do wyborów. O tym także się nie mówi. Czy także zmusza się Prezydenta by nie składał rezygnacji? Co ma oznaczać wyznaczenie wbrew zasadom partyjnym PiS  człowieka – kandydata na ten urząd? Czy to tylko „maskirowka” mająca ukryć prawdziwego kandydata, któremu teraz byłoby niewygodnie? Pytania można mnożyć.

W ten czas, kiedy Bóg znowu się dla nas rodzi, to wszystko po prostu nie wypada. Za chwilę to nie będzie tylko brak dobrego wychowania, barak zasad moralnych, dominacja polityki nad przyzwoitością. Za chwilę to będzie wołało do Nieba o pomstę.

Na ten świąteczny czas politycy zafundowali nam mur. Mur dzielący nasz katolicki kraj na dwie połowy. Mur dzielący na dwie połowy katolików. Mur dzielący na dwie połowy niewierzących. Mur dzielący na dwie połowy wszystkich obywateli. Podobno uczynili reformę wymiaru sprawiedliwości na życzenie obywateli. Ostatnia ankieta Rzeczypospolitej pokazuje, że 53% obywateli uważało, że prezydent Duda powinien zawetować te ustawy a tylko 34% było za podpisaniem.
Ja też uważałem, ze reforma sądów jest potrzebna. Bo już samo rozważanie, czynione powszechnie, także przez sędziów, że nowe prawo będzie sędziów korumpować, pokazuje dobitnie, że sędziwie to tacy sami ludzie, jak reszta obywateli i sami sędziowie o tym doskonale wiedzą. Więc potrzeba zmian, które by temu zapobiegały. Ale to nie są te zmiany, które wprowadza PiS. Te zmiany tylko bardziej uzależnią słabych sędziów od pokusy sprzyjania władzy, chodzenia na jej pasku.
A nie ma nic gorszego, jak słabi sędziowie, słabi i uzależnieni od polityków. Był taki w Gdańsku za PO, teraz będzie ich więcej.
A może jednak nie? Może – trochę w to wierzę – ta większość uczciwych sędziów pokaże, że żadne prawo ich nie złamie. Że jestem łatwowiernym romantykiem?
Bo gdy przyjdzie nam zapłacić izolacją w Unii i Europie, a może docelowo wyjściem z Unii i Europy zachodniej demokracji, przed czym ostrzegałem już ponad rok temu, to będzie tragedia.

Wszyscy czekamy na przyjście Zbawiciela. Czekamy coraz bardziej podzieleni. Coraz bardziej niecierpliwi. Będzie tak, że przy wigilijnych stołach będziemy powstrzymywali się na siłę od jakiejkolwiek dyskusji. Może to dobrze? Może trochę dłużej niż na czas czytania fragmentu Ewangelii, pomyślimy o Bogu Zbawicielu, który właśnie przychodzi. Przychodzi do narodu tak skłóconego, jak dawno nie był, do narodu, któremu wmówiono, że uchodźca tto nie bliźni, narodu, z którego zaczęto wyzwalać te najgorsze, do niedawna ukryte lub maskowane cechy.

Podobno zostawiamy przy wigilijnym stole jedno nakrycie dla nieznajomego gościa. To dzisiaj piękna bajka, w którą nikt prawie nie wierzy. Stajemy się coraz bardziej skłóconym, coraz bardziej szowinistycznym, coraz bardziej nienawidzącym współbraci i obcych narodem.
Narodem Jana Pawła II i świętej Faustyny. Narodem, w którym narodził się Jezus mówiący o Bogu Miłosiernym, nie karzącym, wszystko wybaczającym.

Mówimy: Jezu, ufam tobie. Czy, mówiąc, myślimy?



Czy będzie w Mielcu komisarz


Tytułem wstępu: Sytuacja szybko się zmienia. Kiedy pisałem poniższy felieton dla gazety Profil Mielecki, nie przypuszczałem, że przetrwamy pierwszą dekadę grudnia i nic w kwestii komisarza w Mielcu wiedzieć nie będziemy.
Na dzisiaj chyba nie można już oczekiwać tego najprostszego rozwiązania, że dla dobra Mielca prezydent Kozdęba złoży urząd, którego pełnić nie jest w stanie, o czym wszyscy doskonale wiedzą od dłuższego czasu, a wszyscy „grają głupa”, każdy we własnym interesie. Dzisiaj na jednym z portali przeczytałem informację, że żadnego komisarza nie będzie i że tak oświadczyła chyba pani sekretarz wojewody. Może ja się nie znam na prawie, ale wydaje mi się, że przytoczone poniżej zapisy, nie pozostawiają wątpliwości. Co jeszcze będzie można wykombinować, by ten bardzo niestabilny układ trwał, ba, by wydawał się stabilny?

Trudno kierować wymagania, oczekiwania, wobec człowieka bardzo ciężko chorego, który chciał dobrze dla Miasta, ale Bóg mu na to nie pozwolił. Trudno jednak patrzeć i milczeć, jak wokół rozgrywają się dziwne sprawy, które w finale mają wyłącznie interes osobisty czy partyjny, a dobro miasta i mieszkańców mają gdzieś.
Niestety, panowie. Łatwo się rządzi w łatwych czasach. A teraz mamy złe czasy. Chcieliście rządzić, to rządźcie. Wybrano was na dobre i złe. Mielczanie oczekują od was odwagi do zmierzenia się z tym kamieniem, który zwalił się na Mielec.
I nikt inny tego kamienia nie podniesie, niż PiS.
Czy będzie w Mielcu komisarz?
Ogólnie sytuacja Mielca, jeśli chodzi o sprawowanie w nim władzy samorządowej, jest nieciekawa. Długotrwała choroba prezydenta – według plotek i wbrew wypowiedziom zastępcy prezydenta – wcale nie mająca się ku końcowi, sprawia, że w wielu sprawach zapanował odczuwalny, jeśli nawet nie paraliż, to na pewno pat. A przynajmniej stan odrętwiającego czekania.
Nie dziwi, że krążą w mieście najróżniejsze plotki o możliwych rozwiązaniach tego pata. Jedna z nich dotyczy możliwości powołania przez panią Premier komisarza w Mielcu, który miałby sprawować urząd w zastępstwie. Ta plotka implikuje kolejne, o takich a nie innych działaniach, czy świadomym ich braku, wiodącej siły politycznej naszego miasta. Kto w czym ma interes i dlaczego?
O plotkach można by wiele, ale sensu wiele to nie ma. Zastanówmy się w to miejsce, co na ten temat mówi prawo i jak na jego gruncie może rozwinąć się sytuacja w Mielcu. Tym bardziej, że podobno byli tacy – plotki, plotki – którzy słyszeli/czytali, że pani Wojewoda Podkarpacka zaprzeczyła możliwości powołania komisarza w Mielcu.
W przypadku wygaśnięcia mandatu prezydenta przed upływem kadencji jego funkcję, do czasu objęcia obowiązków przez nowo wybranego prezydenta, pełni osoba wyznaczona przez prezesa Rady Ministrów, czyli tzw. komisarz.
Samo wygaśnięcie mandatu prezydenta następuje m.in. w przypadkach pisemnego zrzeczenia się mandatu, naruszenia ustawowych zakazów łączenia funkcji prezydenta z wykonywaniem funkcji lub prowadzenia działalności gospodarczej, orzeczenia trwałej niezdolności do pracy czy też odwołania w drodze referendum.
Osoba wyznaczona przez premiera (czyli komisarz) przejmuje kompetencje organu, jakim jest prezydent miasta. Sytuacja ta jednak rodzi konieczność przeprowadzenia ponownych wyborów prezydenta miasta. Wybory zarządza w drodze rozporządzenia prezes Rady Ministrów w ciągu 90 dni od wystąpienia przyczyny ich zarządzenia. Samymi wyborami jednak tu się zajmować nie będziemy. Interesujące dla nas jest, kiedy wyborów się nie przeprowadza.
Nie robi się tego, jeżeli data wyborów przedterminowych miałaby przypaść w okresie sześciu miesięcy przed zakończeniem kadencji prezydenta miasta.
Wyborów przedterminowych nie przeprowadza się także wtedy, jeżeli data wyborów miałaby przypaść w okresie dłuższym niż sześć, a krótszym niż 12 miesięcy przed zakończeniem kadencji prezydenta miasta i rada miasta w terminie 30 dni od dnia podjęcia uchwały stwierdzającej wygaśnięcie mandatu prezydenta podejmie uchwałę o nieprzeprowadzaniu wyborów. O takim rozwiązaniu mogą decydować zarówno przesłanki ekonomiczne (prezydentura na rok nie ma sensu) jak i polityczne.
Pamiętać należy, że zgodnie z art. 28e ustawy o samorządzie gminnym wygaśnięcie mandatu prezydenta przed upływem kadencji jest równoznaczne z odwołaniem jego zastępców.
Jak do tej pory żadne z wyżej wymienionych powodów do wygaśnięcia mandatu prezydenta miasta Mielca nie nastąpiły. Choroba prezydenta trwając powyżej 30 dni jest tzw. przeszkodą przemijającą w wykonywaniu zadań i kompetencji prezydenta. W takiej sytuacji zgodnie z art. 28h ustawy o samorządzie gminnym, zadania prezydenta miasta przejmuje jego pierwszy zastępca.
Pierwszy zastępca wykonuje zadania i kompetencje prezydenta w okresie wskazanym w zaświadczeniu lekarskim – jednak nie dłużej niż do dnia wygaśnięcia mandatu prezydenta.
Jakie z powyższego wnioski? Jak może potoczyć się sytuacja w Mielcu? Jak powinna się potoczyć? Jak powinni zachować się ludzie, którzy mogą tu podjąć określone decyzje, by zabezpieczyć w jak największym stopniu interes Mielca i mielczan?
Niech każdy odpowie sobie sam. Ja też już sobie odpowiedziałem.
Niezależnie od możliwych kombinacji podejmowanych działań wierzę, że partyjne, ale i osobiste interesy, nie wezmą góry nad interesem i dobrem Mielca. Wiem też, że najgorszym, choć teoretycznie możliwym rozwiązaniem byłyby teraz przedterminowe wybory. Choć niektórzy mogliby mieć w nich interes.


Czy biblioteka to jeszcze kultura (narodowa)?


Z ciekawością przeczytałem wpisy pod moim felietonikiem  „O inwestycjach z Panem Marcinem”, który to felieton tak naprawdę napisałem w jednym celu - dla mnie najważniejszym, dla innych niekoniecznie – budowy nowego budynku biblioteki.
Sprawa biblioteki, jej nowego budynku, ale także jej  istnienia, to sprawa znacznie szersza, niż tylko kwestia inwestycji i wydania 20 mln złotych.
Sprawa biblioteki (jak i wszystkich bibliotek w Polsce) to tylko wierzchołek ogromnej góry, którą jest kultura narodowa i kultura w ogóle.

Moje felietoniki czytają w większości ludzie (przynajmniej w miarę) wykształceni. Więc rozpisywać się dla nich o roli kultury za bardzo nie muszę. I nie jest istotne, że jedna władza wpisuje do kanonu lektur Gombrowicza, a druga go skreśla i wpisuje Sienkiewicza. Podejrzewam, że dzieci i młodzież i tak rzadko przeczytają jednego czy drugiego. Rzadko, coraz rzadziej. Stąd bardzo prosty i – przepraszam moich oponentów – najgłupszy na świecie wniosek, że biblioteki są zbędne, skoro nie czytają, skoro można sobie kupić książkę w empiku czy innym matrasie, albo zamówić w Amazonie.

No i oczywiście jest książka elektroniczna. To hasło wytrych do świata bez książki. Ja także czytam większość informacji w Internecie. Książki wolę papierowe. Ale to może fanaberia starszego pana. Może i ja za dwa lata, jak będę żył, zacznę czytać z czytnika. Może.
Może rzeczywiście gminy powiatu mieleckiego za 10 lat będą miały jedną, centralną, elektroniczną bibliotekę powiatową, mieszczącą się w dwóch pokojach i mającą za obsługę dwóch informatyków i jedną polonistkę na pół etatu. A może nawet będzie to jedna biblioteka wojewódzka w Rzeszowie, mająca i literaturę piękną i kryminalno – romansową i fachową.  Może. Ale to będzie za 10, może więcej lat. A to już pół kolejnego, straconego dla kultury pokolenia.

A na skwerku za Domem Kultury, którego też nie będzie, bo się rozleci ze starości, a może tylko go przemianujemy na Dom Gier Elektronicznych, będzie ładna zieleń i ludzie będą pili piwo. Dlaczego nie. 

Nie twierdziłem, że biblioteka to na zawsze półki przepełnione zagrzybiałymi książkami. Książki papierowe będą podstawowym nośnikiem literatury  – według mnie – jeszcze przez kilkanaście, może dwadzieścia, trzydzieści lat. Potem zwycięży elektronika. Ale to wcale nie oznacza, że kultura będzie mogła obyć się bez swojej świątyni, jakby to górnolotnie nie brzmiało. Dom Kultury jest mały i się rozpada, część zająć odbywa się w Kanie, blisko kościoła.
Może to coś komuś nasunie.
Modlić też się można w domu, dyskutować o wierze i Bogu na spotkaniach towarzyskich i klubowych. Tylko dlaczego na zachodzie Bóg umiera?
Czy, jeśli kultura polska, jakby nie nazywać, narodowa, nie będzie miała swoich kościołów, to będzie żyła? Nie, zdechnie.

W nowej bibliotece nie mogą stać tylko książki na półkach. Ten nowy budynek biblioteczny musi być otwarty tak na nowe wyzwania społeczne, które niesie czas, jak na nowe technologie. Tam nie mogą pracować jedynie bibliotekarki. Tam muszą pracować animatorzy kultury, muzycy, plastycy, a bywać pisarze i poeci, ale też twórcy audiowizualni.
Tam musi być atrakcyjna i bezpłatna oferta, która ściągnie dzieci i młodzież, zbuduje platformy do rozwoju kulturalnego, do swobody twórczej.
Po „jakiego” dawać kasę na różne dziwne, rozproszone po mieście, działania kulturalne, jak można je tam skupić, tak dać ludziom aktywnym, twórczym, szansę.

Bo jak nie, to nie będzie już niczego - jakby powiedział kandydat na prezydenta Białegostoku, Kononowicz. Tylko Internet za darmo. I każdy będzie miał w kompie cała kulturę świata, tyle tylko, że wcale jej nie będzie konsumował. A kultury narodowej, którą mógłby dotknąć,  posłuchać, oglądnąć w realu, nie będzie gdzie umieścić.
No, może w hali sportowej. Ogromnej. I kultura będzie na kilka tysięcy mieszkańców. Diskopolowa.

Przytaczam głosy z dyskusji:
·        Wielu moich kolegów i znajomych czeka z niecierpliwością na wybudowanie hali widowiskowo-sportowej, dlatego jestem skłonny poświęcić bibliotekę i poczekać na bardziej sprzyjające czasy dla rozwoju kultury i oświaty
·        z tego co wiem to w galerii jest MPiK i książki można kupić v
·        Uważam, że prywatne podmioty są w stanie robić to dużo lepiej i efektywniej. Polski rząd zaś zamiast budować biblioteki, mógłby zlikwidować VAT na książki.

A dlaczego nie sprywatyzować sportu? Przecież to takie dochodowe może być. I wszędzie prawie jest, tylko nie w Polsce. Dlaczego mamy dopłacać do panów, którzy na miesiąc biorą więcej, niż inni zarabiają przez rok?  Nie lubię być demagogiem, znam druga stronę, ale co odpowiedzieć w tej sytuacji? Sprywatyzować kulturę? Narodową? Wtedy nie stworzymy takiej kultury, jak w USA, gdzie ją sprywatyzowano, stworzono swoją narodową, narzucono  światu. Wtedy nie będzie żadnej kultury. Bo amerykańska już u nas jest. Staje się powoli naszą, narodową. Z halołinami i serduszkami w lutym. Z kartkami nie z Bożego Narodzenia, ale ze świąt zimowych. Z jajami na jajecznicę wiosną wielkanocną. Chcemy przyśpieszyć ten proces? Zamerykanizować się całkowicie?

Podobno jesteśmy dumnym, odrębnym od innych Narodem. Tak przynajmniej twierdzi obecna władza. I co? Zacznie pozbywać się ostatków szans na naszą kulturę? Za dwa miliony, które brakuje do budynku biblioteki?
Napisałem na początku coś o ogromnej górze, którą jest kultura. Oby to nie był góra lodowa, która właśnie wpływa na ciepłe wody nic nie chcenia.

Prezydent na posyłki

  Zdjęcie ze strony Miasto Mielec Jakoś tak bez entuzjazmu obejrzałem niedawno film z Denzelem Washingtonem, zatytułowany „Bez litości 3 Ost...