środa, 31 stycznia 2024

Zwierzchnik sędziego

 

(po raz pierwszy opublikowany w 2012 roku)

Sądy są zabezpieczeniem demokracji. Są jednocześnie  jej fundamentem. Kiedy psują się sądy, kiedy toczy je choroba, zaczyna chorować i umiera demokracja, a społeczeństwo staje się kaleką, wymagającą prowadzenia za rękę przez kolejnych dyktatorów.

Chorobą wymiaru sprawiedliwości jest jego wrastanie w społeczeństwo i przejmowanie od niego zarazek wszystkich chorób to społeczeństwo trapiących (chociaż nie jest wykluczone, że zarażanie się jest obustronne). A przecież sędzia powinien być jak lekarz, a nawet jak człowiek  wypalający ogniem zło.Takimi przypadłościami, które trapią społeczeństwo i zarażają sądy, sąm.in. nepotyzm, zależność od władzy i pieniędzy.

Słowa prezesa sądu okręgowego o tym, że ma zwierzchnika w osobie premiera rządu, pokazały dno mentalne ludzi kierujących sądami. Obawiam się, że nie był to przypadek odosobniony, co zresztą potwierdza w swej wypowiedzi pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, upatrując zresztą sposobu naprawy tej sytuacji w czymś, co zwykłemu śmiertelnikowi wydaje się metodą na pogrążenie sądów w jakimś absurdzie szklanej wieży – zupełnym uniezależnieniem się organizacyjnym od jakiejkolwiek władzy państwowej. Przy obecnym marnym morale wielu sędziów skończyłby się ten brak kontroli - przy pełnej swobodzie finansowej i samodzielnym ustalaniu standardów moralnych (choćby związanych z zatrudnieniem rodzin) – katastrofą dla społeczeństwa.

A przecież wydawać by się mogło, że w kwestii sędziowskiej podległości sprawa powinna być prosta. Jako urzędnik państwa, przez to państwo utrzymywany na bardzo dobrym poziomie życia, musi być kontrolowany przez społeczeństwo, któremu służy, przy czym jednocześnie, w momentach kiedy wydaje wyrok, kiedy decyduje o wolności, o życiu i śmierci podsądnego, żaden sędzia nie może mieć żadnego zwierzchnika . Nawet jak – organizacyjnie biorąc – komuś podlega.

Sędzia wydający wyrok powinien mieć nad sobą jedynie przepisy prawa i to nie tylko po to, by przytoczyć właściwy paragraf w uzasadnieniu wyroku, ale nade wszystko po to, by działać w zgodzie z prawem, czyli być uczciwym.

Chociaż czy sama litera prawa wystarczy?

Czy po to, by cały wymiar sprawiedliwości działał dobrze, nie jest potrzebny jeszcze jeden czynnik, coraz rzadziej i coraz mniej brany pod uwagę w naszym laicyzującym się społeczeństwie, którego sędziowie są nieodłącznym produktem, ze wszystkimi zaletami ale i wadami. W całej hierarchii sądów i sądzenia zapomina się dzisiaj coraz bardziej – ba, nie jest to trendy - o jeszcze jednym szczeblu, Najwyższym. I nie chodzi tu wcale o Sąd Najwyższy w Warszawie, czy nawet Trybunał w Strasburgu, ludzkie twory, z ludzkimi przypadłościami, ale tego, kto sądził będzie na samym końcu, także sędziów.

Kiedyś było prościej. Prawo ludzkie osadzone było w prawie naturalnym, które stanowiło jego nieodłączną część. Jakże mniej było niejednoznaczności w prawie możliwych do dowolnych interpretacji. Dzisiaj każdy ma swoją własną miarę do mierzenia dobra i zła.

Żeby było ciekawiej, trzeba wspomnieć, że słynny sędzia z Gdańska, dla którego premier jest zwierzchnikiem, ma jednocześnie drugiego zwierzchnika, Najwyższego. Było to widać, kiedy po wpadce poszedł do Kościoła pomodlić się do Boga. Nikt nie wie, o co się modlił, albo czy go Bóg wysłuchał. Ja na swój użytek pomyślałem sobie, że to mały biedny człowiek, którego życiowe hasło to „Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek”. Może nie jest złym człowiekiem,  ale na pewno marnym. A marni ludzie na takich stanowiskach czynią marnym nasze społeczeństwo i dlatego powinni odejść.

Bo sądy są jak społeczeństwo i nie powinniśmy się dziwić, że są, jakie są. Sądy degenerowały się wraz ze społeczeństwem, tracąc smak moralny i możliwość rozróżniania dobra i zła. Nawet jak ich sędziowie formalnie są katolikami. Teraz, wraz z dużą częścią społeczeństwa osiągnęły dno.

Czy się odbiją od niego? Czy społeczeństwo jest gotowe na ozdrowieńczy wstrząs? Kto powinien być pierwszy? Na to pytanie odpowiedź jest prosta – sądy oczywiście. Bo kto i jak ma walczyć ze złem? Zło? W sądach? Ale czy to możliwe? Czy sądy mogą się naprawić, skoro sędziemu łamiącemu prawo przez lata niczego zrobić nie można, bo bronią go koledzy?

Sądy gniją. To było widać od dawna. Prawie dwa lata temu napisałem wiersz „Kwestia smaku”, będący dyskusją z wierszem Herberta „Potęga smaku”. Jak bardzo się nie myliłem w swoich ocenach i jak bardzo nie widzę wyjścia z tej – już naprawdę – katastrofy polskiego państwa i społeczeństwa, aż nie chcę mówić.

Kto powinien być zwierzchnikiem sędziego w jego wyrokach? – zapytam raz jeszcze. Pewnie najlepiej Bóg, a jak sędzia w niego nie wierzy, to sumienie. A jak nie ma sumienia?

Napisałem w tym wierszu za Albertem Camus: „W piwnicach sądu sprzątająca zauważyła martwego szczura”.

To było – niestety - dwa lata temu. Czy dzisiaj nie ma pierwszych oznak dżumy? – pytałem w roku 2012.

A dzisiaj mamy rok 2024 i rozkład wymiaru sprawiedliwości zagraża istnieniu Rzeczypospolitej, ba, grozi wojną domową.

 

Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...