środa, 25 kwietnia 2018

.KRONOTERAPIA



Jak wyczytałem w komunikacie Specjalnej Strefy Ekologicznej, z wielką swadą napisanym przez pana Mikołaja Skrzypca, „Policja stara się ustalić nie tylko odpowiedzialnych za nocne rozwieszanie bannerów i zaklejanie tablic wjazdowych do Mielca planszami o treści “Kronobyl” ale też chce dowiedzieć się, kto jest odpowiedzialny za cyt.: “wymyślenie hybrydy słownej Kronobyl”.
 I dalej Ppan Mikołaj pisze: „Można by pomyśleć, że to nie tylko kuriozalne, ale wręcz śmieszne zachowanie osób czy podmiotów wnioskujących o przesłuchanie nas przez policję. Nie do uwierzenia jest, że wspomniana nazwa “Kronobyl” aż tak zabolała pewne osoby. Na pewno wszyscy mielczanie bardzo współczują pokrzywdzonym. Autora niniejszej notatki też dogłębnie poruszył fakt, że ktoś odważył się tak bezczelnie sprofanować słowo “krono”, które to, nie zapominajmy, może mieć wiele znaczeń czy nawiązań, innych niż tylko nazwa fabryk pewnej firmy”.
Ja z kolei pomyślałem sobie, jak to jest w Polsce z wolnością słowa i wolnością wypowiedzi, i jak te podstawowe, konstytucyjne wartości są traktowane i rozumiane przez organa prokuratury, skoro ktoś rozpoczął śledztwo właśnie w takiej kuriozalnej sprawie.
Naprawdę, szanowne „organa ścigania i dochodzenia do prawdy”, nie można w Polsce bezkarnie powiedzieć słowa „kronobyl” jak się ma taką ochotę? Czy szanowne „organa dochodzenia do prawdy” to słowo tak poraża, że koniecznie należy się dowiedzieć, jakiś to mielczanin śmiał je wypowiedzieć, odurzony mieleckim powietrzem?
Czy słowo „kronobyl” zagraża porządkowi publicznemu, bezpieczeństwu państwa., porządkowi moralnemu, wychowaniu młodzieży etc, więc jest uzasadnienie, by ścigać i samo słowo i jego twórców? Czy ja rozumiem, w jakim ja kraju żyję? Czy organa „dochodzenia do prawdy” też rozumieją?


Bo mnie się wydaje, że absolutnie nie rozumiemy. A może nam się wszystkim coś w głowie poprzestawiało. I władzom Kronospanu, i organom „dochodzenia do prawy”, i w końcu mnie samemu. A może jeszcze komuś? Może całe mieleckie społeczeństwo zgłupiało, wdychając mieleckie powietrze i należy go leczyć?

Co będzie, jak zacznę sobie publicznie, w tym felietonie,  powtarzać słowo Kronobyl? No co.  Kronobyl,  Kronobyl, Kronobyl ,Kronobyl, Kronobyl,  Kronobyl,  Kronobyl , Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl!!!!!!!! Ktoś doniesie na mnie, a służby rozpoczną śledztwo, z jakich to powodów mówię to słowo różnymi kształtami czcionki?

 Jeśli nas wszystkich trzeba leczyć, to proponuję terapię, która nazwałem KRONOTERAPIĄ. Żeby uniknąć dochodzenia przez „organa dochodzenia do prawdy” śledztwa w sprawie, kto słowo KRONOTERAPIA stworzył, od razu odpowiem, że takowe słowo funkcjonuje w kilku językach: w fińskim, węgierskim (w razie czego mam zapisane linki), ale także w polskim, chociaż tu zamiennie ze słowem CHRONOTERAPIA.
I na ten moment nie ma znaczenia, co to słowo w którejś kulturze oznacza. Bo doskonale wiemy z najnowszej historii języka, chociażby polskiego, że słowa – nie zmieniając brzmienia – zmieniają znaczenie. I to słowo, które znaczyło kiedyś cos tam, dzisiaj znaczy zupełnie coś innego.

Więc ja proponuję wprowadzenie do języka polskiego/mieleckiego słowa KRONOTERAPIA.
Oznaczało ona będzie zarówno leczenie urazów psychicznych lub mentalnych spowodowanych mieszkaniem w mieleckiej rzeczywistości, czyli także w mieleckim powietrzu, jak też uświadamianie społeczeństwa mieleckiego o zagrożeniach płynących z zanieczyszczenia środowiska,  co sprawi, ze za lat parę, mielczanie będą zdrowsi także na ciele, po uprzednim wyleczeniu urazów psychosomatycznych, które w Mielcu u niektórych objawiają się brakiem tolerancji na wolne słowo.

A krono- albo chronoterapia, to szczególna metoda równoważenia zaburzeń depresyjnych związanych z falami snu, w tym np. z pracą zmianową w nocy, zakłócającą rytm dnia.
Może to być przyczyną depresji, zaburzeń snu; przedwczesnych czuwań, wczesnego budzenie się, przerywanego snu i ogólnie raczej uporczywego uczucia zmęczenia.


Jednak dla nas KRONOTERAPIA może też być leczeniem, jak wskazano wcześniej. I jak sądzę, tak chyba w Mielcu będzie to słowo rozumiane. A zresztą może dojdą i inne znaczenia.

.KRONOTERAPIA



Jak wyczytałem w komunikacie Specjalnej Strefy Ekologicznej, z wielką swadą napisanym przez pana Mikołaja Skrzypca, „Policja stara się ustalić nie tylko odpowiedzialnych za nocne rozwieszanie bannerów i zaklejanie tablic wjazdowych do Mielca planszami o treści “Kronobyl” ale też chce dowiedzieć się, kto jest odpowiedzialny za cyt.: “wymyślenie hybrydy słownej Kronobyl”.

 I dalej Ppan Mikołaj pisze: „Można by pomyśleć, że to nie tylko kuriozalne, ale wręcz śmieszne zachowanie osób czy podmiotów wnioskujących o przesłuchanie nas przez policję. Nie do uwierzenia jest, że wspomniana nazwa “Kronobyl” aż tak zabolała pewne osoby. Na pewno wszyscy mielczanie bardzo współczują pokrzywdzonym. Autora niniejszej notatki też dogłębnie poruszył fakt, że ktoś odważył się tak bezczelnie sprofanować słowo “krono”, które to, nie zapominajmy, może mieć wiele znaczeń czy nawiązań, innych niż tylko nazwa fabryk pewnej firmy”.

Ja z kolei pomyślałem sobie, jak to jest w Polsce z wolnością słowa i wolnością wypowiedzi, i jak te podstawowe, konstytucyjne wartości są traktowane i rozumiane przez organa prokuratury, skoro ktoś rozpoczął śledztwo właśnie w takiej kuriozalnej sprawie.
Naprawdę, szanowne „organa ścigania i dochodzenia do prawdy”, nie można w Polsce bezkarnie powiedzieć słowa „kronobyl” jak się ma taką ochotę? Czy szanowne „organa dochodzenia do prawdy” to słowo tak poraża, że koniecznie należy się dowiedzieć, jakiś to mielczanin śmiał je wypowiedzieć, odurzony mieleckim powietrzem?

Czy słowo „kronobyl” zagraża porządkowi publicznemu, bezpieczeństwu państwa., porządkowi moralnemu, wychowaniu młodzieży etc, więc jest uzasadnienie, by ścigać i samo słowo i jego twórców? Czy ja rozumiem, w jakim ja kraju żyję? Czy organa „dochodzenia do prawdy” też rozumieją?



Bo mnie się wydaje, że absolutnie nie rozumiemy. A może nam się wszystkim coś w głowie poprzestawiało. I władzom Kronospanu, i organom „dochodzenia do prawy”, i w końcu mnie samemu. A może jeszcze komuś? Może całe mieleckie społeczeństwo zgłupiało, wdychając mieleckie powietrze i należy go leczyć?


Co będzie, jak zacznę sobie publicznie, w tym felietonie,  powtarzać słowo Kronobyl? No co.  Kronobyl,  Kronobyl, Kronobyl ,Kronobyl, Kronobyl,  Kronobyl,  Kronobyl , Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl, Kronobyl!!!!!!!! Ktoś doniesie na mnie, a służby rozpoczną śledztwo, z jakich to powodów mówię to słowo różnymi kształtami czcionki?

 
Jeśli tak, to proponuję terapię, która nazwałem KRONOTERAPIĄ. Żeby uniknąć dochodzenia przez „organa dochodzenia do prawdy” śledztwa w sprawie, kto słowo KRONOTERAPIA stworzył, od razu odpowiem, że takowe słowo funkcjonuje w kilku językach: w fińskim, węgierskim (w razie czego mam zapisane linki), ale także w polskim, chociaż tu zamiennie ze słowem CHRONOTERAPIA.

I na ten moment nie ma znaczenia, co to słowo w którejś kulturze oznacza. Bo doskonale wiemy z najnowszej historii języka, chociażby polskiego, że słowa – nie zmieniając brzmienia – zmieniają znaczenie. I to słowo, które znaczyło kiedyś cos tam, dzisiaj znaczy zupełnie coś innego.

Więc ja proponuję wprowadzenie do języka polskiego/mieleckiego słowa KRONOTERAPIA.
Oznaczało ona będzie zarówno leczenie urazów psychicznych lub mentalnych spowodowanych mieszkaniem w mieleckiej rzeczywistości, czyli także w mieleckim powietrzu, jak też uświadamianie społeczeństwa mieleckiego o zagrożeniach płynących z zanieczyszczenia środowiska,  co sprawi, ze za lat parę, mielczanie będą zdrowsi także na ciele, po uprzednim wyleczeniu urazów psychosomatycznych, które w Mielcu u niektórych objawiają się brakiem tolerancji na wolne słowo.

A krono- albo chronoterapia, to szczególna metoda równoważenia zaburzeń depresyjnych związanych z falami snu, w tym np. z pracą zmianową w nocy, zakłócającą rytm dnia.
Może to być przyczyną depresji, zaburzeń snu; przedwczesnych czuwań, wczesnego budzenie się, przerywanego snu i ogólnie raczej uporczywego uczucia zmęczenia.


Jednak dla nas KRONOTERAPIA może też być leczeniem, jak wskazano wcześniej. I jak sądzę, tak chyba w Mielcu będzie to słowo rozumiane. A zresztą może dojdą i inne znaczenia.



niedziela, 22 kwietnia 2018

Msza za miasto Mielec



Gdy starzy ludzie tracą wiarę, to jest gorzej, niż kiedy wiarę tracą ludzie młodzi. Prawem młodych jest bunt i bywa, że po odejściu od Boga wrócą do niego w przyszłości, jeśli ich rodzice będą wierzącymi. Gdy wtedy ich przekonają do powrotu – słowem, przykładem – gdy zachęcą do wiary ich dzieci.

Kiedy starzy ludzie tracą stracą wiarę, wiary nie odzyskają także ich dorosłe dzieci, a wnuki wiary nie poznają. To taka moja teoria, nie poparta żadnymi badaniami, ale moją obserwacją świata.

Żyjemy w świecie…. No właśnie, w jakim my świecie żyjemy? Czy jest to świat chwilowej fluktuacji moralnej, przewartościowań starych prawd, czy może jednak ten świat zmierza nieuchronnie w kierunku coraz większego indyferentyzmu religijnego, a tym samym moralnego? Przyznam, że nie znam na to pytanie odpowiedzi. Wiara mi podpowiada, że to wszystko się odwróci, obserwacja otoczenia nie potwierdza tego mojego przekonania, wywiedzionego z wiary.

Obserwuję, że nie tylko ja nie wiem, w jakim świecie żyjemy, na co ten świat choruje i jakie jest lekarstwo na jego chorobę. Bo to, co obserwujemy, to dla mnie jest choroba społeczeństwa. Nie powolne, ewolucyjne zmiany w genetyce społecznej, ale choroba, rak tkanki społecznej.
W społeczeństwie, jak w organizmie człowieka, cały czas zachodzą zmiany. W człowieku zmienia się kod genetyczny, poprzez powstawanie nowych mutacji genów. Gdy następuje to powoli, mamy do czynienia z ewolucją człowieka, gdy następuje gwałtownie, mamy do czynienia z chorobą, z jakimś rodzajem nowotworu, raka.
Nasze społeczeństwo zostało gwałtownie przekształcone, w ciągu kilku dziesięcioleci nastąpiły zmiany o takiej wielkości, jakie kiedyś (choć inne) zachodziły przez stulecia.
Mamy do czynienia z jakimś rodzajem nowotworu społecznego, z którym nie bardzo wiadomo co zrobić.

W Niedzielę Miłosierdzia byliśmy z Żoną w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Mszę prowadził i kazanie głosił ksiądz profesor z Uniwersytetu Papieskiego. Miało dwie, jakże różne, części. Pierwsza, to był kerygmat (w ujęciu biblijno-teologicznym pojęcie to określa publiczne i uroczyste ogłaszanie dzieła zbawienia przez Boga i objawienia go w ukrzyżowanym i zmartwychwstałym Chrystusie) w który wplecione były fragmenty związane ze świętą Faustyną i jej dziełem. Przyznam, że miałem łzy w oczach. Wspaniałe kazanie. A potem ksiądz profesor przeszedł do omawiania tej złej, niezrozumiałej współczesności. Widać było, że jej absolutnie nie rozumiał. Miałkie komunały mogły przekonać przekonanych, ale nigdy wątpiących, którzy byliby poruszeni pierwszą częścią kazania.

I to był przykład, jak współczesny Kościół nie radzi sobie ze współczesnym światem. To widać w większości kazań, w większości podejmowanych działań ewangelizacyjnych. One utwierdzają przekonanych, choć tu też mam wątpliwości. Wątpliwe, czy trafiają do nieprzekonanych, do tych owiec rozproszonych, do innych owczarni w szczególności.
Kościół nie wie, co czynić ze współczesnym światem. On nie mieści się w modelu, którego nadal pewnie nauczają w seminariach. On zmienia się zbyt szybko, znacznie szybciej, niż programy kształcenia, znacznie szybciej, niż mentalność zamkniętej dość i sztywnej grupy, jaką są diecezjalni księża.
Dlatego tak dobrze ię czuję u dominikanów na Służewcu, którzy - tak mi się wydaje – za tym światem nadążają. Dlatego popieram Papieża Franciszka w jego zmianach Kościoła, tego Papieża, któremu niektórzy polscy duchowni życzą śmierci, a wielu po prostu nie rozumie.

Kościół potrzebuje zmian. Kościół mielecki także.
Sam już nie wiem, dlaczego tak bardzo się zdziwiłem, kiedy na Rynku Starego Miasta w Mielcu ujrzałem w niedzielę 23 kwietnia, księdza proboszcza z Parafii Ducha Świętego ze sporym gronem wiernych, którzy pośród wypoczywających ludzi, pijących piwo i rozmawiających w ogródkach piwnych, rozłożyli ołtarzyk i zaczęli głosić Słowo Boże, okraszając modlitwę muzyką.

Na zdziwione przygotowaniami pytanie mojej Żony: a cóż oni będą robić? - odpowiedziałem żartem – pewnie nawracać tych pijaków. Jakich pijaków? - zdenerwowała się moja Żona. Sam jesteś pijak – skwitowała. Ale okazało się, że rzeczywiście: Słowo Boże skierowano do pijących piwo i jedzących lody.
Nie wiem, ilu z nich było na niedzielnej mszy – my akurat byliśmy – i brakowało im niedzielnego Boga? Pewnie część była, część nie – wszak pogoda zachęca do spacerów a mniej do kościoła. Choć nadal nie było wiadomo, kto Słowa potrzebował, kto nie. Ksiądz zachęcał do wejścia w krąg modlitewno – śpiewający, ale nie bardzo kto się kwapił. My, z rowerami, na sportowo, po chwili odjechaliśmy. Jadąc, myślałem, czy taka forma – rewolucyjna jak na Mielec, jest formą właściwą - to znaczy skuteczną - i czy akurat ludzie wypoczywający niedzielnym popołudniem, są właściwymi odbiorcami takich działań.
Bo że coś trzeba robić, że trzeba szukać innych form ewangelizacji, zmieniania czyli naprawiania, uzdrawiania tego świata, to jestem przekonany. Ja, preferujący czytanie i rozważanie w samotności, raczej nie jestem medialno-wizyjny i takie formy przekazu niekoniecznie do mnie trafiają. Ale myślę, że ludzie bardziej telewizyjni czegoś takiego potrzebują, że coś takiego kupią.

Problem w tym, kiedy i do kogo takie przesłanie kierować. Przesłanie, które winno być nie amatorskie, ale profesjonalne, dobrze wypracowane, dobrze przekazane. Nie powinno być miejsca na amatorszczyznę, słabą improwizację. Myślę, że miejsce powinno być starannie dobrane. Także odbiorcy nieprzypadkowi. Jakie to mają być grupy to sprawa do głębszej analizy.

Kibicuję Księdzu Proboszczowi. To pierwszy tak odważny ruch (ewangelizacyjny) w Mielcu.
A Mielec potrzebuje – moim zdaniem – ewangelizacji. Bo potrzebuje leczenia, w wielu miejscach, społecznej tkanki. Ale jedno i drugie musi być profesjonalne, nie amatorskie. I musi mieć taki przekaz, by było zdolne przekonywać nieprzekonanych. A nie jedynie utwierdzać swoich w wierze. Bo sens takich działań jest wtedy taki sobie.
No i to działanie musi być daleko od jakiejkolwiek polityki.

Cóż na koniec? Powodzenia. Trzymam kciuki. I modlę się za działania Księdza.

Chrzanieni hipokryci



jest to felieton napisany 28 marca 2014 roku. Nic się od tamtych czasów nie zmieniło, prócz partii rządzącej, hipokryzja pozostała, jaka była, dlatego przytaczam znowu ten felieton

Protest rodziców dzieci niepełnosprawnych, jaki ma/miał miejsce w Sejmie, ujawnił porażającą wręcz skalę hipokryzji polskiej klasy politycznej. Dodatkowo także uświadomił niektórym - a tym, którym nie uświadomił, postaram się to uświadomić - w jak przeraźliwie niesprawiedliwym państwie żyjemy.

Zaraz na początku, by zminimalizować próby fałszywych interpretacji tego, co napiszę, oświadczam, że jestem za przyznaniem matkom/ojcom dzieci w pełni niepełnosprawnych (np. dzieci z porażeniem mózgowym i niesprawnością czterokończynową), w którym dochód na jednego członka rodziny jest mniejszy niż np. 2,5 tys. zł., zasiłków w wysokości najniższej krajowej. To tytułem wstępu. A teraz do rzeczy.

Państwa sprawiedliwości społecznej i przestrzegania wszystkich (także wydumanych) praw człowieka, jakie konstruujemy od dłuższego czasu w Europie, a od parunastu lat w Polsce, mają zapewnić swoim obywatelom na koszt społeczeństwa (choć ładniej mówić na koszt państwa, bo to mniej indywidualizuje wydatki) spełnianie wszystkich zachcianek, które mają spowodować, że o państwie będzie można powiedzieć, iż „przestrzega praw człowieka”, że jest państwem sprawiedliwym, że dba o obywatela.

Coraz bardziej dochodzimy do wniosku, że to państwo ma dbać o obywatela, a nie obywatel najpierw o siebie, a potem, pośrednio, o to państwo. Państwo ma dać odszkodowanie, jak przyjdzie powódź, jak grad wybije plony, albo przyjdzie zaraza świń. Żaden polityk nawet się nie zająknie teraz, że trzeba się ubezpieczyć. Jeden wszak próbował. Państwo ma zapewnić darmowe podręczniki, czy ktoś chce czy nie, państwo ma zapewnić darmowe posiłki, wypłatę alimentów, których nie umie /nie chce ściągnąć z rodziców, ma zapłacić za leczenie rolników, ma dać trzynastki leniwym urzędnikom, ma zapłacić za emerytury rolników i górników, wcześniejsze emerytury mundurowych, ma zapłacić za „urlopy dla poratowania zdrowia” dla nauczycieli, spędzane na robotach na Zachodzie,

Za chwilę ktoś dojdzie do wniosku, że powinno rekompensować idiocie albo leniowi zarobki, wszak to nie jego wina, że się nie wykształcił i mało zarabia, kulawej baletnicy za to, ze nikt ją nie chce wziąć do baletu, a kobiecie, która nie może zajść w ciążę, zapłacić za uzyskanie potomstwa.

Już ustawiają się pod Sejmem opiekunowie ludzi dorosłych, niepełnosprawnych, którym także słusznie się należy, tak jak się należy dorosłym niepełnosprawnym za to, że są niepełnosprawni.

Dawniej zgłaszało się pretensje do Pana Boga – „Boże, dlaczegoś mnie takim stworzył” – ale Bóg na ogół nie dysponował gotówką, a na dodatek rzadko odpowiadał, więc przestano po prostu w niego wierzyć, a zwrócono się z pretensjami do państwa. Czyli także do mnie. Mnie akurat Stwórca dał więcej, więc teraz ja daję innym. Tyle tylko, że trochę daję z własnej woli, a resztę zabiera mi Państwo i daje bądź komu. Gdyby dawało matkom niepełnosprawnych dzieci, chwaliłbym je za to. Tylko dlaczego moje pieniądze daje na leczenie rolników, czyli ludzi, którzy mogą na siebie zarobić i siebie utrzymać, a także dodatkowo łożyć na te matki? Dlaczego z moich pieniędzy dopłaca do emerytur górników i strażaków, a także do ogromnych już ( w porównaniu z robotnikami) pensji urzędników, w tym do ich trzynastek?

W dyskusji nad matkami z Sejmie tylko poseł Olejniczak wydał z siebie głos, że trzeba więcej sprawiedliwości, i żeby uzyskać pieniądze dla tych matek, trzeba opodatkować wreszcie rolników. Bo i mają się nieźle, i jeszcze do tego mają wysokie dopłaty z Unii. Ale to był epizod, po którym dostał chyba reprymendę, bo teraz jego szef, Leszek Miller już opowiada, ze pieniądze dla matek są w Funduszu Aktywizacji Zawodowej i gdzieś tam jeszcze. Nie ma sprawiedliwego w Gomorze. Nikt przed wyborami nie pokusi się na podatki od rolników, bo najważniejsze są głosy i miejsca w Parlamencie, Sejmie i radach.
Powiem tak – wymiotować się chce.
Teraz wszyscy, śladem tych potrzebujących matek w Sejmie, powinni iść do rządu, żądać tego, co się im ich zdaniem słusznie należy. Bo wszystkim się nam słusznie wszystko należy.
A jak już zaczniemy dawać wszystko wszystkim, kto ile sobie zażyczy, nawet tylko najbardziej potrzebującym, to skończy się jak z EWK, czyli emeryturami wcześniejszymi kobiet, które niby dostały matki chorych dzieci, które to dzieci w znakomitej większości są już usamodzielnione i pozakładały rodziny, które to matki pracują i biorą jednocześnie emeryturę, a za to pani Poseł dzielnie walcząca w ich obronie, czyli broniąca kolejnej niesprawiedliwości czynionej w majestacie prawa, zdobyła trochę popularności. I to by było na tyle. Choć nie – apeluję na koniec cichutko do polityków, żeby coś zrobili, żeby rolnicy zaczęli płacić podatki, na emerytury i za swoje leczenie.
Tak ogólnie – żeby było sprawiedliwiej.
I poważniej. Żeby pana Posła na wózku pchał facet za 4 tys. miesięcznie, płacone mu przez Pana posła ze swoich, a nie z moich.


Jak Mielec i mielecki Oddział ARP stracili 4 lata.

  Zdjęcie za Radio Leliwa Mniej więcej 4 lata temu został z dnia na dzień pozbawiony pracy ówczesny dyrektor Oddziału ARP w Mielcu pan Kr...