czwartek, 25 stycznia 2018

O Hitlerze, który zrobił (niektórym) Polakom dobrze


Czasy nadchodzą i odchodzą. Jak ludzie. Są lepsze i gorsze, jak ludzie są dobrzy i źli. Czy w czasach dobrych górą są dobrzy ludzie? W czasach złych – źli? Wiemy, że i w jednych czasach i w drugich, są ludzie źli i dobrzy. Tyle tylko, że może w czasach dobrych ludzie źli są jakby w cieniu, ukryci, nie afiszują się ze swoim złem? Nie wiem.

Czasy dobre nie są definiowane przez wszystkich li tylko poprzez wskazania na górowanie dobra nad złem. Bo o dobru można by zapytać tak samo, jak Piłat pytał Chrystusa o prawdę: a cóż to jest dobro?

No właśnie: cóż to jest dobro? I które czasy z naszych ostatnich można by określić jako czasy dobre? Ostatnie 25 lat kiedy gospodarka dobrze się rozwija? Te lata, kiedy większości żyje się dobrze, czyli dostatnio? Te lata kiedy panuje wolność słowa i ja, w swoich felietonach, mogę pisać co mi się podoba, o jednych dobrze, o drugich źle? Te lata dobrego samopoczucia z okazji stania się Europejczykami? A może te lata, kiedy można porzucić Boga i Kościół, i jest dobrze, bo nic się nie dzieje?

Chciałbym, by w czasach dobrych górowało dobro w starym, ewangelicznym pojmowaniu dobra. Chciałbym, by zło ze wstydu chowało się po katakumbach i jaskiniach, po melinach i spelunach nocnych, nie wychodząc na światło dnia. Ale wiem, że tak nie jest.

Mam świadomość, że dobro rozsiewane wśród ludzi kiedyś wyda plon. Mówił o tym Chrystus, wiemy to z własnego doświadczenia. A jak jest ze złem? Czy zło rozsiewane w skrytości, jak ewangeliczny kąkol, także wydaje plon? Oczywiście tak. Czy winniśmy temu zapobiegać? Każdy będzie zgodny. Ale nie dla każdego zło to zło. Dla wielu zło to dobro.

Obserwuję jak wszystkie siły polityczne w Polsce posługują się bez jakiegokolwiek skrępowania porównywaniem przeciwników bądź do Hitlera czy Goebbelsa, bądź do ss-manów czy innych znanych z najgorszych dni Polski czarnych sił. Czy dziwić więc może, że grupy politycznych idiotów budują Hitlerowi ołtarzyki i czczą go jak narodowego bohatera? Czy jesteśmy zdziwieni, że tacy ludzie idą w Marszu niepodległości? Że w wielu środowiskach politycznych panuje przyzwolenie i cicha akceptacja sił gloryfikujących przemoc? Czy nie zamyka się oczu i sumień, kiedy ludzie antydemokratycznie wygoleni na osiłków idą z pielgrzymką na Jasną Górę, kiedy pewnie rzadko chodzą do kościoła w niedzielę, nie mówiąc już o komunii świętej, a potem zamiast miłości mają do drugich nienawiść? Właściwie trudno zdziwić się czemukolwiek.
To zostało kiedyś zasiane i te ziarna zła, społecznego kąkolu, upadły na podglebie, które pozwoliło im skiełkować, a w ostatnim czasie wybujać w górę.

Pamiętam z dawnych czasów - i jestem przekonany, że nie znajdzie się człowieka z mojego pokolenia, który by choć raz w życiu takich słów nie usłyszał – jak niektórzy mówili: „Hitler jedno zrobił dobrze dla Polski i Polaków, że uwolnił Polskę od Żydów”. Słowo „uwolnił” to taki eufemizm, używany zamiast słowa „wymordował Żydów”. Niektórzy nawet tego nie używali, waląc prosto z mostu i ciesząc się z tego faktu. Miałem wrażenie, że to minęło. Ale nawet jeśli, nawet gdy już nikt tak nie mówi, to nadal pozostaje gleba, na której zło rodzi się nie wiadomo gdzie i kiedy. Może teraz nie wypada atakować Żydów. Rząd ma dobre stosunki z Izraelem. Ale atakować muzułmanów to już można. Rząd wręcz do tego zachęcał swoją polityką i retoryką.
No i co z tego, że muzułmanie. Zło raz wypuszczona rozleje się nie wiadomo gdzie. Zło nie wykarczowane po skiełkowaniu wyrośnie i wzmocni się.
Bo dzisiaj, mimo pielgrzymek na Jasną Górę, jakoś mniej się boi rzucenia w ogień po oddzieleniu go od dobra.

Nie chcę rzucać łatwych oskarżeń przyłączać się do pyskówek polityków, kto bardziej winny.
Winni jesteśmy wszyscy, że na to przyzwalamy. Winny jestem ja sam, że człowiekowi-Polakowi cieszącemu się z wymordowania Żydów nie umiałem rzucić w twarz: ty bandyto, ale kładłem uszy po sobie i odchodziłem zawstydzony, jakbym to ja mówił.

Winni jesteśmy tu w Mielcu, za swoją kunktatorską politykę w stosunku do historii, do pamięci o połowie populacji mielczan żydowskiego pochodzenia, wymordowanych przez Niemców. Nawet nie potrafimy zabezpieczyć ostatniego śladu żydowskiego obozu pracy na terenie Mielca, po którym zostały trzy betonowe słupy bramy wjazdowej i powiesić na nich tablicy pamiątkowej. Na terenie tego obozu, gdzie zginęło kilkaset osób, stoi budynek dawnego Technikum mechanicznego, (obecnie Inkubator technologiczny), w którym uczyłem się przez 5 lat, a o fakcie że to miejsce śmierci dowiedziałem się 40 lat później.

Zło się rodzi wśród nas. Czasy idą złe. Czy zło w tych czasach zatriumfuje? Czy może jednak dobro – jak by niemodnie słowo to brzmiało – jednak zwycięży?

środa, 24 stycznia 2018

Komitet Obrony Dobrego Powietrza – „Mielec 2,5 NO”




Jak niedawno pisałem, po wywrotce różnego rodzaju działań antypisowskich typu: KOD Mielec, PO, Nowoczesna czy SLD, a także Razem (chociaż osobno), Czarne marsze i białe protesty, niektórzy mielczanie podświadomie szukają innych form działalności opozycyjnej wobec rzeczywistości, która ich otacza,  a na której fragmenty (te czy inne) nie wyrażają zgody. Ba, buntują się przeciwko nim.

A czynią to tym chętniej, że nie widzą ze strony władzy żadnych rzeczywistych działań wychodzących naprzeciwko ich głównym oczekiwaniom.

Niektóre z oczekiwań mielczan zostały spełnione, jak zaspokojenie potrzeb najuboższych datkami 500+, co skutecznie wyłączyło z niezadowolenia sporą grupę ludzi, aczkolwiek niekoniecznie w całości.  Także obietnica pogonienia w skarpetkach lub boso aferzystów i „ciapatych” zaspokoiła część niezadowolonych, czyniąc ich zwolennikami władzy lub przynajmniej biernymi zjadaczami chleba.
Tym niemniej, przy braku nadziei na realizację postulatu, że PiS sam się odsunie od władzy, a nawet że zaprzestanie zmieniania ustroju instytucji państwowych (bo jeszcze nie państwa), na co czekała część elit mieleckich, właśnie w nich tkwi zarzewie buntu, choć ich protest sprowadza się dzisiaj do spraw natury ekologicznej. Czyli buntu przeciwko Kronospanowi.

Oczywiście, jak pisałem wyżej,  nie buntuje się 100% mielczan, pewnie nawet nie 50%, ale nawet jak pominąć tych, którzy walczą o swoje miejsca pracy w Krono, wdychając niebezpieczne substancje znacznie częściej  i więcej od reszty mielczan, to będzie to naprawdę znacząca grupa ludzi. W tym i beneficjentów 500+. Bo im więcej mają dzieci (z dofinansowaniem), to bardziej im na tych dzieciach zależy, a ich zdrowiu w szczególności. A jakoś tak się utarło publicznie, że dzieci w Mielcu chorują w duże mierze dzięki zatrutemu powietrzu, czyli Kronospanowi, niezależnie od tego ile w tym jest prawdy. A jak doliczyć jeszcze ludzi popierających akcję ze swojego domu to już jest ilość, której naprawdę lekceważyć nie można. Szczególnie przez nadchodzącymi wyborami.

I teraz zrobi się ciekawie. Kto i jak z polityków lokalnych uzewnętrzni swój polityczny gniew? Gniew, który z prawdziwym zapewne wiele wspólnego miał nie będzie, ale jednak.
Ciekawiej jest tym bardziej, że – jak to już parę razy pisałem – Mielcem i powiatem rządzi przebarwna mieszanka PiS-u, PO/Naszego Mielca, SLD (lub z niego wywiedziona). Jedynie PSL trwa w prawdziwej mieleckiej opozycji, co zapewne zaskutkuje mu pozytywnie w wyborach.

No i teraz jestem ciekawy, kto przeciwko komu wytoczy polityczne armaty ekologiczne? A najważniejsze, kto zechce wkupić się w łaski protestujących, których siła – tak mi się wydaje – będzie rosła, tak jak oddziaływanie ich protestu.

W równie trudnej sytuacji jest i PiS, i PO/Nasz Mielec, jedni bo rządzą, drudzy, bo rządzili 20 lat, czyli tyle ile działa w Mielcu Kronospan. Równie trudną sytuację ma SLD, choć głównie dlatego, ze go praktycznie nie ma.
Jakby nie było, tak będzie. Zapewne śmiesznie.
Dziwię się jedynie, że PSL, który także dość długo rządził, ale nie miastem, nie wykorzystuje swojej „zieloności” i nie odbiera inicjatywy mieleckim „zielonym” . Widać nie czuje sprawy.

A problem jest i zapewne tylko w małym stopniu wyciszy go ewentualne oddanie do eksploatacji słynnego już elektrofiltru. A nie wyciszy, bo poziom nieufności, zarówno do Kronospanu jaki do organów władzy i organów kontrolnych środowiska jest tak niski, że muszą lata upłynąć, wsparte wiarygodnymi pomiarami, by coś się w odbiorze społecznym zmieniło.

Tym bardziej że władze podkarpacia i Mielca nie zrobią niczego w innej ważnej sprawie, czyli ograniczenia emisji niskiej. Wymagałoby to wymiany i pieców węglowych na nowe lub gazowe, i zakazu sprzedaży lichego węgla, czyli wzrostu wydatków dla ubogich obywateli, na co żadna władza sobie nie pozwoli.

O dieslach bez filtrów nawet nie mówię, bo to by wymagało utylizacji złomu, zmiany przepisów o kontroli pojazdów, zamknięcia zachodniej granicy i ceł na samochody, a ja jestem przeciwny wychodzeniu z UE.

Ale czytam na znajomym portalu, że „mielczanie się jednoczą w sprawie powietrza. Chcą zmian w Kronospanie.” Bardziej chcą zamknięcia Kronospanu niż zmian, nawet jak prawie nikt w to zamknięcie nie wierzy. Ale się jednoczą, to prawda. Ponad podziałami.

Tworzą KOD ponad podziałami. A właściwie to KOD-PM2,5 NO, czyli
Komitet Obrony Dobrego Powietrza – „Mielec 2,5 NO”. Mielec bez pyłu PM2,5. Najbardziej rakotwórczego, inwazyjnego czynnika, który wnika w nasze ciała i je niszczy.

I dobrze. Jak nie ma jedności politycznej i moralnej, jak mamy naród podzielony przez pół, to tu raz mielczanie będą mogli pokazać jedność ponad podziałami. I dać wzór do naśladowania dla całej Polski.

Przesadzam? Może.



poniedziałek, 22 stycznia 2018

Kiedy starzy ludzie tracą wiarę




Rozbiórka kościoła Świętego Jakuba w Abbeville -za  W obronie Wiary i Tradycji Katolickiej

 felieton z 28 września 2014 roku

Wątpienie jest przywilejem młodości. Przywilejem młodości jest podważanie zastanych praw i prawd, próba zmiany wszystkiego wokoło siebie. Przede wszystkim jednak młodość podważa, czy nawet odrzuca, otrzymaną od dorosłych wiarę w zastany w porządek rzeczy, w tym – jeśli ją dostała – wiarę w Boga swoich rodziców.
I ten stan rzeczy jest jakby od zawsze naturalny. Młodzi ludzie się buntowali, obalali, zmieniali, aż potem przychodził czas statkowania się, żony, dzieci i domu, i powoli z rewolucjonistów stawali się jeśli nie konformistami to zwyczajnymi, rozsądnymi, ważącymi dobro i zło, prawdę i nieprawdę, ale i stabilność rodziny, ludźmi.
Często też bywało tak – dawnej bywało bardzo często – że powracali do wiary swoich rodziców, którą odrzucili w okresie buntu i stawali się na powrót religijni.

Pisałem w felietonie zatytułowanym „W okopach nie ma ateistów – czyli pogrzeb bez księdza” o znamiennym dość fakcie, iż pomimo coraz mniejszej ilości ludzi chodzących do kościoła, nie maleje liczba pogrzebów katolickich, co w większości przypadków oznacza fakt pojednania się człowieka z Bogiem przed śmiercią. Czyli de facto uznanie istnienia tego Boga, którego obecności w życiu często całym swoim życiem się zaprzeczało.
Z lęku przed śmiercią (to moja interpretacja, faktu nigdy nie poznamy) generał Jaruzelski na parę dni przed odejściem pojednał się z Bogiem, przekreślając tym samym całe swoje cywilne (i wojskowe) wybory. Takich przypadków jest wiele. Bóg zwycięża, ale jest to dla żyjących trochę gorzkie zwycięstwo. Ale nie o tym przypadku chciałem mówić.

Kościoły pustoszeją. Mało w nich widać ludzi młodych. Sporo jest ludzi w moim wieku i starszych, którzy za chwilę, za parę lat odejdą.
Dlaczego tak się dzieje? Czy przyczyną jest to, że ogólnie jest ludziom dobrze i Bóg w codziennym bytowaniu nie jest im do czegokolwiek potrzebny? Czy dlatego też, że media, w większości niekatolickie (a katolickie mają marną słuchalność/oglądalność), lansują styl życia bez Boga, ośmieszając często i Kościół, i religię, i postawy z niej wynikające? Czy może wpływ na ten stan rzeczy ma postawa kleru – i nie myślę tu nawet o skandalach seksualnych, nie tak licznych w Polsce, ale o codziennej relacji księży z wiernymi?

Jak tak nad tym się zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że podstawową przyczyną takiego stanu rzeczy nie są wszystkie wymienione powyżej domniemania, ale – paradoksalnie, biorąc pod uwagę to co napisałem o nawracaniu się przed śmiercią – utrata wiary u ludzi dojrzałych i starych.

Młodzi ludzie kiedyś odchodzili od kościoła i wiary, ale potem powracali. A wracali bardzo często dlatego, że ludzie dorośli, ich rodzice, przy tej wierze trwali i jednak byli jakimś tam – lepszym, gorszym - drogowskazem.

Teraz dorośli ludzie, ludzie którzy młodość spędzili w socjalizmie, a obecnie mają 45 - 65 lat, są – moim zdaniem – bardziej zagubieni w swoich wyborach niż ludzie młodzi, ich potomstwo.

I kiedy oni, dojrzali, tracą wiarę, która także zaczyna im być niekonieczna do codziennego bytowania, kiedy najwięcej ataków na Kościół i księży wywiedzionych jest właśnie z tej grupy wiekowej, bo tymi atakami jakby chcieli usprawiedliwić swoje wybory (młodzi tego jeszcze nie potrzebują), trudno oczekiwać, że ich dzieci będą wracały do wiary, jak to bywało kiedyś.

Wyjazdy za granicę dotyczą w dużym stopniu tej grupy wiekowej, to także powoduje, że tracą związek i z religią, i z dziećmi, którym mieliby ją przekazywać. Przekazują co najwyżej pieniądze.

Ludzie młodsi nie mają szans kształtować swoich doroślejących poglądów na bazie rad rodziców, którzy tak jak ich rodzice, a dziadkowie młodych, (za komuny) twardo przy Kościele trwali. Ludzie młodsi ze swym młodzieńczym, antykościelnym buntem przeszli w dorosłość, i tak zostali. A ta ich dorosłość to lata zupełnego poplątania poglądów. I gdy zaczęli być dorosłymi nie spotkali na swej drodze swoich rodziców, trwających przy Bogu i Kościele, ale rodziców, którzy trwają w zupełnym indyferentyzmie religijnym.
I teraz trudno oczekiwać, że ich dzieci, wchodzące w okres stabilizacji życiowej i rodzinnej, otrzymają od nich katolickie wzory do naśladowania.

I tak to już pewnie zostanie. Ci, którzy kiedyś powracali do kościoła w wieku dojrzałym, powrócą do niego być może na łożu śmierci. A to bardzo źle rokuje, bo jednak wytwarza się coraz większa luka w przekazywaniu tradycji, która może spowodować, że wnukowie i kolejne pokolenia stracą łączność z wiarą. A trudno oczekiwać, że księża będą tylko do ostatnich w życiu sakramentów. Kiedyś i ich zabraknie. Chyba że ktoś coś wymyśli.

niedziela, 21 stycznia 2018

Atmosfera rządów PiS, a atmosfera, którą oddychamy w Mielcu.




zdjęcie za https://polskaniezwykla.pl/web/gallery/photo,435439.html

Skończyły się protesty KOD – u, tak jak skończył się sam KOD. Czarne marsze kobiet nie wzbudzają już emocji w Polsce, poza feministycznym środowiskiem Warszawy i może paru innych większych miast. Opozycja się rozlazła jak stara szmata i trudno wierzyć, że może się jeszcze pozszywać i wyglądać jak przyzwoity, szyty na miarę i potrzeby Polaków polityczny garnitur. Strasznie to smutne, a może tylko będące chichotem historii, że nadzieją części zawiedzionych będzie lewica. Dobrze, jeśli ta cywilizowana, cywilizacyjna i socjaldemokratyczna spod znaku Millera i Czarzastego, potocznie zwana komuną, gorzej jak będą to komunistyczni szaleńcy spod znaku Razem.

Niezależnie od tego wszystkiego jest nadal społeczeństwo ze swoimi bólami, potrzebami i frustracjami. Społeczeństwo, którego 20 % głosowało na PiS, społeczeństwo, którego ponownie na PiS zagłosuje jeszcze większa część, jeśli nic się nie zmieni. A już przy 25 % PiS samotnie będzie mógł zmienić konstytucję.  Na jaką? Bóg to tylko wie. I Kaczyński.

Ale wróćmy do codzienności. Społeczeństwo nie jest obojętne w swej masie, jakby mógł pomyśleć ktoś, kto widzi oklapnięcie wszelkich działań opozycyjnych. Społeczeństwo w środku wrze. Coś w nim bulgocze i przewala się w środku, jak źle przetrawione, szkodliwe jedzenie w ludzkich trzewiach.
Bo społeczeństwo to też taki wielki organizm, albo dwa, jak w Polsce, które podobnie jak on (w odpowiedniej skali) się zachowuje.
Jeden z nich znajduje się w stanie uniesienia, ba, ekstazy prawie, po zwycięstwie nad drugim. Ten drugi, obezwładniony sytuacją, szuka wyładowania swoich frustracji na innych polach.

Takim polem jest sprawa zatruwania Mielca. Sprawa, zdawałoby się, wspólna dla obu stron sporu. A że tak nie jest, wynikać to może z faktu, że za tą marną sytuację odpowiada aktualna władza (pamiętając o zaszłościach, ale jednak), która z różnych powodów niewiele robi, a skoro tak, to popierająca władzę część społeczeństwa i mieleckich mediów nie protestuje i udaje, że ją problem zanieczyszczenia powietrza nie interesuje.
I kiedy część społeczności mieleckiej zwołuje się na facebooku do blokady Kronospanu i ostatecznego załatwienia „śmierdzącej sprawy”, nie ma przy nich mediów, które wolą fotografować „żywe patriotyczne obrazy” tworzone przez przedstawicieli drugiej części społeczeństwa. (po uzyskanej informacji poprawiam: media pytały, ale podobno uznały, że na tym etapie sprawy nie ma o czym pisać).

Fakt faktem, część społeczności mieleckiej żąda załatwienia sprawy zatruwania miasta przez Kronospan. I są w tym żądaniu samotni. Samotni podwójnie. Co prawda władze miasta założyły czujniki zapylenia, co jednak sprawy w najmniejszym stopniu nie rozwiązuje, a tylko ją dodatkowo komplikuje.  Poza tym niczego więcej nie robią. Podobnie jak władze województwa, w których gestii jest nie tylko wydawanie pozwoleń środowiskowych, ale także kontrola ich przestrzegania.
Ale okazuje się, że nie tylko władze administracyjne są co najmniej obojętne. Bo oto na złożone 3 tysiące podpisów pod apelem (nie czytałem) o załatwienie sprawy zatruwania miasta przez Kronospan złożono kontrlistę 6 tysięcy podpisów  w obronie Kronospanu.

Wydaje się to państwu niewiarygodne i absurdalne? Mnie także.
Można by pomyśleć, że mielczanie tak kochają tartaczny smród z nad fabryki i strefy, że nie marzą o niczym innym jak o tym, by nadal wdychali formaldehyd przemieszany z pyłem PM2,5.
Oczywiście, ta druga, większa lista, jest podpisana nie w obronie czystego powietrza, ale w obronie miejsc pracy, którym rzekomo zagrażają działania tych ludzi z pierwszej listy.
Już pomijam spontaniczność podpisów na liście broniącej Kronospanu, pewnie o tym dowiemy się po fakcie, albo wcale. Mogę tylko powiedzieć, że wątpię. Ale to moje zdanie.

Jednak ważniejsze jest coś innego.
Składanie tych list obok siebie i licytowanie się, która jest ważniejsza, wygląda tak, jakby ktoś pytał, czy ważniejsze jest być wyspanym, czy może ważniejsze jest być bogatym. Bo usiłuje się wmówić mielczanom, że można porównywać rzeczy nieporównywalne i licytować się, kto bardziej która popiera (nawet jeśli robi to naprawdę z przekonania).

Powiem tak – ludzie broniący miejsc pracy, a najczęściej mieszkający daleko od Kronospanu i nie narażeni na jego wyziewy, nie mają żadnego prawa zabierania głosu w sprawie o która walczą ludzie z drugiej listy, czyli o czyste powietrze.

A władze administracyjne i szczególnie dziennikarze, nie mają prawa jednej listy przeciwstawiać drugiej liście. Tak jak nie mogą przeciwstawiać prawa do pracy prawu do życia w zdrowiu.  Bo to tak jakby prawo karne dotyczące zabójstwa kontrować prawem cywilnym dotyczącym prawa do gruszy przy miedzy.

Które prawo jest ważniejsze? W sytuacji kiedy o prace jest naprawdę łatwo, a pracowników szuka się ze świecą, prawo do zdrowia przeważa nad prawem do pracy, które to zdrowie innym niszczy.
Bo pracę można wybierać, a ucieczki od zatrutego powietrza nie ma. Tym bardziej, że po prostu można nie zatruwać, tak jak to robi podobno ta sama firma w Austrii. I tu apel do załogi Kronospanu i wszystkich z nią zaprzyjaźnionych: wystosujcie do dyrekcji firmy petycje z 6000 podpisów, aby tak zmodernizował zakład, byście nie musieli sami się zatruwać i zatruwać Mielca. Ot, i tyle. Da się?

Wróćmy jednak z powietrza na ziemię, tym razem tę polityczną. Sam jestem ciekawy, jak to się skończy. Rząd Morawieckiego poprawia ustawę o jakości węgla, której chciano pozbawić takiego parametru jak zasiarczenie. Teraz ma być przywrócony. Jak będzie dalej? Mam nadzieję, że przykład pójdzie z góry i w ślad za Premierem, który nie jest ze Śląska i bardziej rozumie innych, niż górnicy, ludzi, pójdą władze lokalne. W innych rejonach , nie PiS-owskich, już podjęto uchwały antysmogowe. U nas jak do tej pory nie.
Zawsze podkreślałem, że Melnox/Kronospan to tylko 1/3 problemu. Ważnego i koniecznego do rozwiązania, ale pozostaje cała reszta. Piece węglowe, zasiarczone do niemożności i diesle z powyjmowanymi filtrami.

Ale zróbmy to, co w naszej mocy. Zaczynając od Kronospanu. A władze wojewódzkie i miejskie będą głupie, jak temu wkurzeniu dużej części społeczeństwa nie wyjdą naprzeciw. "Oficjalne" media i tak  nie lubią mojego pisania, więc zamilczę z apelem pod ich adresem.

ps. dokładnie  5 lat temu założyłem fejsbukową grupę Mielec bez spalarni śmieci. Spalarni śmieci komunalnych w Mielcu nie ma, są spalarnie odpadów przemysłowych w Kronospanie i BRW (o tej nikt nie mówi). Pozostał problem wielkiego składowiska odpadów przemysłowych w Euro EkO za Kronospanem, z którym była afera z udziałem ABW. I wygląda, ze niewiele się zmieniło, a jeśli, to na gorsze. Ogromna sterta odpadów przemysłowych, nad którą - mam wrażenie - przestano panować. A na to wszystko pada deszcz i potem woda gdzieś płynie. gdzie? Do zbiorników? I potem co? Jest utylizowana? Pytam - dlaczego władze miasta pozostają obojętne na ten fakt? Dlatego, ze kieruje tym składowiskiem radny miejski?

Jak Mielec i mielecki Oddział ARP stracili 4 lata.

  Zdjęcie za Radio Leliwa Mniej więcej 4 lata temu został z dnia na dzień pozbawiony pracy ówczesny dyrektor Oddziału ARP w Mielcu pan Kr...