Żółta rewolucja idzie od Francji przez Europę. Inne rewolucje także
stamtąd wychodziły, by zmieniać świat. Niestety, głównie na gorsze. I nawet jeśli uliczne protesty we Francji już maleją, to problem sukcesywnego niszczenia państw europejskiej demokracji postępuje. Także w Polsce. Wszędzie już ludzie wybierają nie demokrację, ale ponownie socjalizm, tyle że w modnym wydaniu pop, czyli populizm?
Starzy ludzie mówili, że podawanie palca często kończy się
chwyceniem za ręką, że uchylanie drzwi kończy się ich wyważeniem.
Jak jest we Francji, mniej mnie interesuje. Tam lud zawsze żądał wiele. Tam rewolucje
przychodziły, kiedy chciały, ale głównie wtedy, gdy ludziom było mało, mimo że nie było im źle.
W Polsce zaczęto dawać, mówiąc, że nas na to stać, bo
wystarczy nie kraść. Dano jednym, wyszli z żądaniami drudzy. Tymi drugimi byli
policjanci (chociaż wcześniej, na mniejszą skalę, pielęgniarki), następni są pracownicy wymiaru sprawiedliwości, kolejnymi mają być
nauczyciele.
Nikt z nich nie zakłada żółtych kamizelek, nie rozbija szyb
i nie pali samochodów. Przez to niektórzy prawicowi publicyści kontrastują
nasze protesty z tymi z Francji. Z
których zresztą cieszą się jak idioci. Wraz z Putinem.
O ile jednak protesty Francuzów są czystą przemocą, siłową
destrukcją istniejącego porządku, na jaką decydują się albo ludzie zupełnie
zdesperowani, albo tzw. zmieniacze świata, czyli rewolucjoniści, i nie ma w
tych protestach służb państwa, które tego państwa bronią, o tyle w Polsce
protestują – niszcząc państwo w inny, szczególny sposób - ci którzy państwa powinni
bronić.
Bo czyż do takich nie należą policjanci i służby mundurowe?
Czy nie są nimi nauczyciele? Czy nie należą do nich pracownicy wymiaru
sprawiedliwości. Czy wreszcie nie zaliczają się do nich pielęgniarki czy
lekarze, także opłacani w większości przez państwo?
A wszyscy ci ludzie gromadnie już byli, są lub za chwilę
będą na fikcyjnym zwolnieniu chorobowym, które to zwolnienie wystawiają –
niszcząc państwo – lekarze, którzy z kolei na zwolnienia nie pójdą, bo szkoda
im kasy, ale którzy do niszczenia państwa bardzo się przyczynią.
Nie wiem która jeszcze grupa zawodowa na taką formę
destrukcji państwa i porządku prawnego się zdecyduje. Zapewne będą to ci,
których prawo broni przed zwolnieniami z pracy i którym nic za takie „lewe” L4
zrobić nie można. Zresztą kto miałby to skontrolować? Pracownicy ZUS, którzy za
chwilę może także pójdą na zwolnienie chorobowe?
Jeśli mówić o jakiejś epidemii w Polsce, to jest to epidemia
oszustw, akceptowanych przez obywateli, ale także akceptowanych przez coraz
bardziej słabnące państwo.
Z okazji 100-lecia Niepodległości Polski państwo
zaakceptowało (milcząco) oszustwa dziesiątek tysięcy policjantów. Z okazji
adwentu zaakceptuje protest pracowników wymiaru sprawiedliwości. Z okazji
matur, które mogą się nie odbyć, zaakceptuje lewe zwolnienia nauczycieli.
Do czego prowadzi taka akceptacja przez władze powszechnego
łamania prawa? Do anarchii. Ale także – w drugą stronę - do łatwiejszej akceptacji
przez społeczeństwo łamania prawa w wykonaniu rządu i parlamentu. Bo jak
wszyscy, to i babcia. I wszyscy przymkną oczy na szaleństwa babci, bo też maja
coś „za paznokciami”.
I tak sobie będziemy psuli Polskę, z jednej strony łatwym
rozdawnictwem, z drugiej strony akceptacją bezprawia.
A na to wszystko zapracuje sektor prywatny, który na L4
pójść nie może, albo przynajmniej go nie nadużyje, bo zbankrutuje lub go
zwolnią z pracy.
I tak policjanci odejdą na emeryturę w wieku czterdziestu
paru lat i natychmiast zatrudnią się w mojej firmie jako ochroniarze. I siedząc
spokojnie, nie włócząc się po ulicach, wezmą i emeryturę w wysokości prawie dawnej pensji i
dodatkowo pensję ochroniarza. Żyć nie umierać.
Tak trzymać, polski narodzie. Wraz z durnymi, kolejnymi
rządami. I niech nie cieszą się prawicowi publicyści i działacze, że we Francji biją licealistów. To co robią żółte kamizelki we Francji jest - jak na razie - znacznie mniej niebezpieczne niż to, co robią polscy obywatele, z lewym L4 w reku niszcząc i demokrację, i państwo.
Świat się zmienia. To prawda. Ale ludzie – jeśli im na to
pozwolić – nie.