środa, 6 czerwca 2018

Czy jesteśmy przesądni?




Przesąd to „wiara w tajemnicze, nadprzyrodzone związki między zjawiskami, w fatalną moc słów, rzeczy i znaków oraz praktyki wynikające z tej wiary” (Słownik języka polskiego).

Badania wskazują, że ledwie co siódmy Polak nie wierzy w przesądy. Pozostali – różnie - czytają  horoskopy w gazetach, kupują przed maturą czerwoną bieliznę, przyczepiają dziecku do wózka i becika czerwoną kokardę, która ma chronić przed złymi spojrzeniami, najlepiej z medalikiem, bo wtedy Pan Bóg lepiej dziecka strzeże, wkładają pannie młodej do butów pieniądze, żeby była bogata, nie podają rąk przez próg przy powitaniu, w piątek, 13 – tego uważają bardzo, widząc  kominiarza chwytają się za guzik,  czterolistną koniczynę uważają za szczęśliwą itp.

Krytycznym okresem dla kobiety jest ciąża, więc i niebezpieczeństw czyha więcej. Ścięcie włosów powoduje, że dziecko może mieć krótki rozum, po farbowaniu będzie rude, natomiast po depilacji grozi dziecku wyłysienie. Jak kobieta siądzie w ciąży po turecku, to dziecko może mieć krzywe nogi, jak zobaczy mysz, to dziecko może mieć myszkę na tej części ciała, którą przestraszona matka dotknie.

 Przy chrzcie też nie jest łatwo. Chrzestną nie może być kobieta w ciąży – wtedy jedno z dzieci może umrzeć. Nie powinna być także wdową, gdyż jej chrześniak będzie nieszczęśliwy. No i chrzestnymi nie powinno być małżeństwo, gdyż z pewnością zostanie bezpłodne. Za „Gościem niedzielnym” cytuję wypowiedzi matek: „Mój Krzysio miał przy sobie w trakcie chrztu notes i długopis, pieniądze i cukierki, co wróży podobno chęć do nauki, dużo pieniędzy i słodkie życie. Po powrocie z kościoła został położony na stole, żeby był gościnny”. Karolina, mama Jasia: „Nie powinno się ubierać dziecka do chrztu od lewej ręki. Tylko najpierw prawa, a potem lewa. Inaczej będzie leworęczne. Ja oczywiście nie wierzę w przesądy, ale ubierałam od prawej. Tak na wszelki wypadek”...

Nie powinno stać się z maleńkim dzieckiem przed lustrem, bo będzie miało problemy z mową albo w późniejszym życiu może się utopić, nie wolno dziecku do roku obcinać paznokci nożyczkami tylko obgryzać, albo upranych ubranek na dwór wywieszać. Jeśli ojciec dziecka kupi małemu grzechotkę jako pierwszą zabawkę, to dziecko zawsze „wygada przed matką to wszystko, co by ojciec chciał przed nią ukryć”

Z weselem też jest problem, bo niektórzy uważają, że nie może być w maju, bo  wiadomo, że „w maju ślub, w grudniu grób”. Panna młoda nie może mieć przy sobie pereł oraz róży – to przynosi pecha. Powinna mieć za to pieniądze w bucie,  a but musi być zakryty. Jeśli jest „odkryty” – szczęście oczywiście wycieka przez dziurki... Pan młody natomiast, aby żyło się szczęśliwie, nie może zobaczyć wcześniej ślubnej sukni”.

To w większości przesądy wyrastające z zamierzchłych czasów. Niektóre już „nie żyją”, jak chociażby o weselu w maju, z braku sal weselnych, ale za to pojawiają się nowe. A przynajmniej powinny. No bo komputery, smartfony, gadające kuchenki mikrofalowe, robiące za nas zakupy lodówki etc. Ale czy się pojawiają? Życie w swej istocie nie zmieniło się ani na jotę. Ludzie się rodzą, żyją, żenią się, chorują, umierają. I nie umierają ze smartfonem w dłoni (choć może niektórzy usiłują na ostatnią chwilę załapać kontakt ze Stwórcą), lecz, jak mają szczęście, z dłonią bliskiej osoby, a jak mniej, z krzyżem, a jak jeszcze mniej, z papierosem.

I piszę o tym wszystkim pamiętając na co dzień o zaleceniach Katechizmu Kościoła Katolickiego, który bardzo poważnie traktuje wszelkie zaklinanie rzeczywistości. Czytamy w nim, że zabobon jest „jest wypaczeniem kultu, który oddajemy prawdziwemu Bogu. Przejawia się on w bałwochwalstwie, jak również w różnych formach wróżbiarstwa i magii".

Tylko co powiedzieć, gdy nauczeni wrzucaniem monet do różnych Fontann de Trevi czy Morskich Ok, wierni jasnogórscy – zaraz po wizycie przed obrazem Marki Boskiej Częstochowskiej – idą na mury Jasnej Góry i tam kładą grosiki na pękniętym, wielkim dzwonie, będącym tych murów ozdobą? 

Ps. Ale co tam?
Rachunek w wysokości 5 tys. zł wystawiło Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe jasnowidzowi z Człuchowa, gdy z powodu jego błędnej wizji, 11 ratowników i trzy psy tropiące przez dwa dni szukało w górach pary turystów z Kalisza. Oboje odnaleźli się w czeskiej Pradze. Nastolatkowie przez zieloną granicę przedostali się do Czech. TOPR wystawiło jasnowidzowi rachunek za bezowocne poszukiwania. "Ktoś, kto robi takie wizje komercyjnie musi odpowiadać za swoją działalność" - powiedział dyżurny TOPR. "Wskutek jego pomyłki ponieśliśmy znaczne straty. Rodzice zaginionych często korzystają z usług jasnowidzów, a później okazuje się, że jest to niewiele warte" - dodał.  Można by postawić pytanie, czy tych pieniędzy nie powinien zwrócić zamawiający usługę państwowy urzędnik.

Nic dodać, nic ująć, tym bardziej że Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej zaliczało do oficjalnych zawodów wróżki, astrologów i bioenergoterapeutów. Tak przynajmniej wynika z oficjalnej “Klasyfikacji zawodów i specjalności” opracowanej przez to ministerstwo.  Protesty przeciwko tym - jak pisze jeden z komentatorów naszego życia publicznego -  jawnym idiotyzmom nie pomogły. Rzecznik byłego MPiPS, Bożena Diaby, przyznała wprawdzie, iż pewnych zawodów nie można na ową listę wpisać, jak np. mafioso lub stręczyciel, gdyż są nielegalne – ale nie ma powodu by spychać wróżki do podziemia, bo „być może wróżenie z kart to jakiś rodzaj oszukiwania, ale ludzie po prostu lubią się bawić”. No tak. Oszukiwanie dla zabawy jest legalne. I to by było (prawie) na tyle.


wtorek, 5 czerwca 2018

O nazywaniu rzeczy i spraw po imieniu, czyli o poprawności politycznej inaczej


Dawno temu, po przeczytaniu książki “Czarnoksiężnik z Archipelagu”, dowiedziałem się dwóch prawd. Pierwsza, że rzecz zaczyna dla nas tak naprawdę istnieć dopiero wtedy, gdy ją nazwiemy, zdefiniujemy w naszej świadomości i druga, że rzecz nienazwana, tajemnicza może być przerażająca i pozostaje taką aż do czasu , kiedy otrzyma nazwę. Wtedy ustępuje lęk, wtedy przestajemy się bać i nawet jeśli niebezpieczeństwo istnieje, to możemy mu przeciwstawić logicznie przemyślane działanie.

Ten felieton będzie więc o nazywaniu rzeczy „po imieniu”, co jest przeciwieństwem zakłamywania rzeczy, czyli nadawania im takich nazw, by nie bulwersowały, dobrze się sprzedawały, nie drażniły wpływowych grup i pojedynczych ludzi, a często swą nazwą odwracały uwagę od czegoś ważnego, sugerując ludziom, że patrzą na coś innego niż w rzeczywistości, że robią coś innego, niż robią naprawdę.

Całe nasze życie balansuje na wąskiej granicy prawdy i fałszu. By normalnie żyć, najczęściej nie możemy mówić wszystkiego tego, co myślimy. Nasza moralność związana z przykazaniem „Nie mów fałszywego świadectwa” narażona jest na bezustanne wątpliwości i pokusy. I dobrze jest, gdy dotyczy to tak prostych i nie mających szerszych skutków spraw jak poniższa wątpliwość:
powiedzieć, że ma odstające uszy czy nie?

By żyć i poprawnie funkcjonować wśród ludzi, potrzebna jest pewna doza hipokryzji. To rozumieją starsi i to akceptują, a dzieci kiedyś to zrozumieją. Ważna jest wartość progowa tej hipokryzji. Ten próg, niewysoki w życiu prywatnym, jeśli ma ono nie być zakłamane i fałszywe, musi być jeszcze znacząco niższy w życiu społecznym i politycznym. Tu prawie każda dwuznaczność winna być wychwycona, każde kłamstwo czy niedopowiedzenie ujawnione, każda hipokryzja wyśmiana. Inaczej społeczeństwo zejdzie na manowce półdemokracji politycznej poprawności, oligarchii przemilczeń lub dyktatury kłamstw.

Ale do rzeczy. Gdybym zapytał, czy jesteś za zabijaniem niepełnosprawnych dzieci i starców, zapewne wszystkich to pytanie oburzyłoby i wkurzyło. Ale już na pytanie, czy jesteś za aborcją oraz za eutanazją, niektórzy zawahaliby się zapewne z odpowiedzią. Na tych przykładach widać, jak ważnym jest nazywanie spraw ich prawdziwymi nazwami, określanie ich takimi, jakimi są.
Carrie Prejean nie została Miss USA i odebrano jej tytuł Mis Kalifornii bo została ukarana za to, że nie popiera małżeństw homoseksualnych, że twierdziła, iż małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny. Powiedziała to, co jej dyktowało sumienie, a nie poprawność polityczna.

Polityczna poprawność (za Wikipedią) ma w zamierzeniu polegać na unikaniu w dyskursie publicznym stosowania obraźliwych słów i zwrotów oraz zastępowaniu ich wyrażeniami bardziej neutralnymi. Natomiast według „Nonsensopedii polskiej encyklopedii humoru”, poprawność polityczna to filozofia łagodzenia niechęci do żebrzących, brudnych Cyganów, chciwych Żydów, obleśnych pederastów i faszystów Niemców, przez używanie synonimów tj. np odpowiednio:
wędrowni grajkowie, wędrowni kupcy, seksualnie samoakceptowalni i stateczni pedanci".

Tradycją poprawności politycznej stało się także nagminne używanie słowa „inaczej”, np. piękny inaczej, mądry inaczej, kochający inaczej, sprawny inaczej, zdolny inaczej, uczciwy inaczej i tym podobne farmazony.
Tyle teoria, w tym kabaretowa. Praktyka bowiem pokazuje, że z poprawności politycznej uczyniono „kodeks językowy oraz zespół zachowań i opinii prezentowanych jako "antydyskryminacyjne", dotyczących zwłaszcza rasy, płci, seksu i ekologii, prezentowanych przez wpływowe kręgi lewicowe i postępowo-liberalne, które dążą do narzucenia tych zasad społeczeństwu, a napiętnowania i odrzucenia zasad im przeciwnych, uznanych za "politycznie niepoprawne".

Dla mieszkańców Zachodu poprawność polityczna staje się fobią. Durni ludzie pozwalają na wszystkie, najdziwaczniejsze wynaturzenia, akceptując je w poczuciu strachu, by nie być uznanym za homofoba, ksenofoba czy innego foba, lub za wyższy stopień sfobienia, czyli za faszystę, czy antysemitę, które to określenia całkowicie mogą wykluczyć człowieka z życia społecznego. I nie ma się co tutaj śmiać. Poprawność polityczna nie jest śmieszna. Poprawność polityczna jest śmiertelnie poważna. I śmiertelnie groźna. Groźniejsza dla bytowania naszych społeczeństw niż grypa świńska i inne sezonowe choroby, którymi straszą nas media, napędzając kasy koncernom farmaceutycznym, trzymając jednocześnie społeczeństwa w strachu i w zależności.

Oczywiście, takim zagrożeniem do straszenia nie jest już HIV – zauważcie Państwo, cicho o nim, mimo że zabija rocznie miliony Murzynów, przepraszam, mieszkańców Afryki – ale tak się składa, że jego pierwotnymi roznosicielami byli pederaści, przepraszam, geje, a przypominanie o tym jest dzisiaj niepolityczne. Niepolityczne jest dzisiaj (w Anglii) dawanie za lekturę dla dzieci bajki o trzech świnkach, bo świnia może urazić uczucia Muzułmanów (ciekawe, że nie Żydów). A gdy już głupi Angole zamienili tytuł bajeczki dla pierwszaków na "Trzech Lekkomyślnych Małych Budowniczych", to oprócz rasizmu, jacyś jeszcze głupsi od obywateli Albionu angielscy sędziowie zarzucili jej „stereotypowe postrzeganie branży budowlanej”.

Opowieść nie powinna alienować części robotników. Budowlańcy powinni stanowić pozytywny przykład dla dzieci. Tymczasem z bajki wynika, że są lekkomyślni, ich praca jest niewiele warta i są jak świnie. Boże, dlaczego milczysz i nie walniesz piorunem.

 Szwedzkie Stowarzyszenie do Spraw Edukacji Seksualnej oficjalnie zaproponowało zmianę nazwy błony dziewiczej. W feministycznej nowomowie, funkcjonujący od wieków, termin ma zostać zastąpiony określeniem „wianuszek pochwy”. Szefowa stowarzyszenia zakomunikowała, iż raz na zawsze trzeba powiedzieć: „błona dziewicza nie istnieje a „mit o błonie dziewiczej” poczynił „zbyt wielkie szkody przez wiele lat. Powstał, po to, by kontrolować wolność kobiety i jej seksualność”. „Niewinność to niejasne pojęcie, które snuje się wokół mitów o kobiecej seksualności, której organizacja się przeciwstawia”.

Poprawność polityczna dlatego nie jest śmieszna, że jest to ideologia totalitarna w swym działaniu, terroryzująca coraz większe kręgi społeczeństw. A jaki był efekt totalitaryzmów dwudziestego wieku, trzeba wciąż – niestety – przypominać. Tym bardziej, że poprawność polityczna wywodzi się z marksistowskich ruchów minionego wieku wielkich rewolucji. Poprawność polityczna to marksizm przełożony na realia kulturowe. W Ameryce nie należy już używać słowa man, oznaczającego zarówno człowieka jak i mężczyznę, będącego zaimkiem męskim dla oznaczenia obu płci. Należy wyraz man zastąpić słowami: osoba / jednostka / istota ludzka. Podobnie jak zamiast Czarny czy Murzyn należy powiedzieć Afroamerykanin, zamiast Indianin, rdzenny Amerykanin, nazwać homoseksualizm - opcją (bo już nie kochającym inaczej, co może sugerować odstępstwo od normy) Broń Boże nie należy mówić pedał, a nawet pederasta – co jest terminem medycznym – a należy używać słowa gej (gay), mający pierwotnie znaczenie "radosny, wesoły".

Nie powinno się podawać kobietom płaszcza, przepuszczać pierwsze przez drzwi, mówić panno (miss) do niezamężnej, mówić o kobiecie, że jest żoną czy wdową, uważać, że jest słaba płeć i że są męskie cechy. Przestaje się nawet mówić o twórcach USA jako o Ojcach Założycielach a niektórzy już twierdzą, że Bóg Ojciec był kobietą. Za innymi światłymi krajami także w Polsce niektórzy kondotierzy poprawności politycznej próbują wprowadzić do kodeksu karnego zakaz używania pewnych słów i określeń, nazywając to mową nienawiści. I tak od może i nie całkiem głupiej, pierwotnej definicji poprawności politycznej, dochodzimy powoli do sytuacji totalitarnego ograniczenia wolności słowa. Polsce to jeszcze nie grozi - o czym mogą przekonywać choćby badania społeczne dotyczące akceptacji małżeństw homoseksualnych – ale należy dodać nacisk na słowo „jeszcze”.

Niedawno przeczytałem, że w Szwecji od 1946 roku seks ze zwierzętami nie był karalny. Nie był. Bo oto obrońcy praw zwierząt domagają się jego zakazu. I to nie z powodu obrazy moralności publicznej, z powodu zapobieżenia degrengoladzie moralnej niektórych ludzi, ale z powodu obrony praw zwierząt. A do załatwienia są jeszcze prawa dzieci, które bardzo chcą współżyć z dorosłymi zboczeńcami, prawa zboczeńców, którzy bardzo kochają swoje domowe zwierzaki, prawa pedałów, którzy bardzo chcą wychowywać dzieci w duchu wesołości i radości itd. Tak jak rewolucjoniści dwu wieków poprzednich za cel stawiali sobie zniszczenie zachodniej cywilizacji, opartej na chrześcijaństwie (a jednym z celów tego zniszczenia była także pełna swoboda seksualna), tak obecni „rewolucjoniści”, wśród których awangardę stanowią organizacje homoseksualistów, mają za cel zburzenia cywilizacji zachodniej zbudowanej na normach i wartościach judeochrześcijańskich, a także na pełnej akceptacji i ochronie rodziny. Zamiast kultury wyrosłej z tradycji chrześcijańskiej, ma być kontrkultura wyrosła z rewolucji 1968 roku. A nowomowa politycznej poprawności jest jednym z głównych narzędzi tych przemian.


Jak Mielec i mielecki Oddział ARP stracili 4 lata.

  Zdjęcie za Radio Leliwa Mniej więcej 4 lata temu został z dnia na dzień pozbawiony pracy ówczesny dyrektor Oddziału ARP w Mielcu pan Kr...