Przesąd to „wiara w tajemnicze, nadprzyrodzone związki między zjawiskami, w
fatalną moc słów, rzeczy i znaków oraz praktyki wynikające z tej wiary” (Słownik
języka polskiego).
Badania wskazują, że ledwie co siódmy Polak nie wierzy w przesądy.
Pozostali – różnie - czytają horoskopy w gazetach, kupują przed maturą
czerwoną bieliznę, przyczepiają dziecku do wózka i becika czerwoną kokardę,
która ma chronić przed złymi spojrzeniami, najlepiej z medalikiem, bo wtedy Pan
Bóg lepiej dziecka strzeże, wkładają pannie młodej do butów pieniądze, żeby
była bogata, nie podają rąk przez próg przy powitaniu, w piątek, 13 – tego
uważają bardzo, widząc kominiarza chwytają się za guzik, czterolistną
koniczynę uważają za szczęśliwą itp.
Krytycznym okresem dla kobiety jest ciąża, więc i niebezpieczeństw czyha
więcej. Ścięcie włosów powoduje, że dziecko może mieć krótki rozum, po
farbowaniu będzie rude, natomiast po depilacji grozi dziecku wyłysienie. Jak
kobieta siądzie w ciąży po turecku, to dziecko może mieć krzywe nogi, jak
zobaczy mysz, to dziecko może mieć myszkę na tej części ciała, którą
przestraszona matka dotknie.
Przy chrzcie też nie jest łatwo. Chrzestną nie może być kobieta w
ciąży – wtedy jedno z dzieci może umrzeć. Nie powinna być także wdową, gdyż jej
chrześniak będzie nieszczęśliwy. No i chrzestnymi nie powinno być małżeństwo,
gdyż z pewnością zostanie bezpłodne. Za „Gościem niedzielnym” cytuję wypowiedzi
matek: „Mój Krzysio miał przy sobie w trakcie chrztu notes i długopis,
pieniądze i cukierki, co wróży podobno chęć do nauki, dużo pieniędzy i słodkie
życie. Po powrocie z kościoła został położony na stole, żeby był gościnny”.
Karolina, mama Jasia: „Nie powinno się ubierać dziecka do chrztu od lewej ręki.
Tylko najpierw prawa, a potem lewa. Inaczej będzie leworęczne. Ja oczywiście
nie wierzę w przesądy, ale ubierałam od prawej. Tak na wszelki wypadek”...
Nie powinno stać się z maleńkim dzieckiem przed lustrem, bo będzie miało
problemy z mową albo w późniejszym życiu może się utopić, nie wolno dziecku do
roku obcinać paznokci nożyczkami tylko obgryzać, albo upranych ubranek na dwór
wywieszać. Jeśli ojciec dziecka kupi małemu grzechotkę jako pierwszą zabawkę,
to dziecko zawsze „wygada przed matką to wszystko, co by ojciec chciał przed
nią ukryć”
Z weselem też jest problem, bo niektórzy uważają, że nie może być w maju,
bo wiadomo, że „w maju ślub, w grudniu grób”. Panna młoda nie może mieć
przy sobie pereł oraz róży – to przynosi pecha. Powinna mieć za to pieniądze w
bucie, a but musi być zakryty. Jeśli jest „odkryty” – szczęście
oczywiście wycieka przez dziurki... Pan młody natomiast, aby żyło się
szczęśliwie, nie może zobaczyć wcześniej ślubnej sukni”.
To w większości przesądy wyrastające z zamierzchłych czasów. Niektóre już
„nie żyją”, jak chociażby o weselu w maju, z braku sal weselnych, ale za to
pojawiają się nowe. A przynajmniej powinny. No bo komputery, smartfony,
gadające kuchenki mikrofalowe, robiące za nas zakupy lodówki etc. Ale czy się
pojawiają? Życie w swej istocie nie zmieniło się ani na jotę. Ludzie się rodzą,
żyją, żenią się, chorują, umierają. I nie umierają ze smartfonem w dłoni (choć
może niektórzy usiłują na ostatnią chwilę załapać kontakt ze Stwórcą), lecz,
jak mają szczęście, z dłonią bliskiej osoby, a jak mniej, z krzyżem, a jak
jeszcze mniej, z papierosem.
I piszę o tym wszystkim pamiętając na co dzień o zaleceniach Katechizmu
Kościoła Katolickiego, który bardzo poważnie traktuje wszelkie zaklinanie
rzeczywistości. Czytamy w nim, że zabobon jest „jest wypaczeniem kultu, który
oddajemy prawdziwemu Bogu. Przejawia się on w bałwochwalstwie, jak również w
różnych formach wróżbiarstwa i magii".
Tylko co powiedzieć, gdy nauczeni wrzucaniem monet do różnych Fontann de
Trevi czy Morskich Ok, wierni jasnogórscy – zaraz po wizycie przed obrazem
Marki Boskiej Częstochowskiej – idą na mury Jasnej Góry i tam kładą grosiki na
pękniętym, wielkim dzwonie, będącym tych murów ozdobą?
Ps. Ale co tam?
Rachunek w wysokości 5 tys. zł wystawiło Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie
Ratunkowe jasnowidzowi z Człuchowa, gdy z powodu jego błędnej wizji, 11
ratowników i trzy psy tropiące przez dwa dni szukało w górach pary turystów z
Kalisza. Oboje odnaleźli się w czeskiej Pradze. Nastolatkowie przez zieloną
granicę przedostali się do Czech. TOPR wystawiło jasnowidzowi rachunek za
bezowocne poszukiwania. "Ktoś, kto robi takie wizje komercyjnie musi
odpowiadać za swoją działalność" - powiedział dyżurny TOPR. "Wskutek
jego pomyłki ponieśliśmy znaczne straty. Rodzice zaginionych często korzystają
z usług jasnowidzów, a później okazuje się, że jest to niewiele warte" -
dodał. Można by postawić pytanie, czy tych pieniędzy nie powinien zwrócić
zamawiający usługę państwowy urzędnik.
Nic dodać, nic ująć, tym bardziej że Ministerstwo Pracy i Polityki
Społecznej zaliczało do oficjalnych zawodów wróżki, astrologów i
bioenergoterapeutów. Tak przynajmniej wynika z oficjalnej “Klasyfikacji zawodów
i specjalności” opracowanej przez to ministerstwo. Protesty przeciwko tym
- jak pisze jeden z komentatorów naszego życia publicznego - jawnym
idiotyzmom nie pomogły. Rzecznik byłego MPiPS, Bożena Diaby, przyznała
wprawdzie, iż pewnych zawodów nie można na ową listę wpisać, jak np. mafioso
lub stręczyciel, gdyż są nielegalne – ale nie ma powodu by spychać wróżki do
podziemia, bo „być może wróżenie z kart to jakiś rodzaj oszukiwania, ale ludzie
po prostu lubią się bawić”. No tak. Oszukiwanie dla zabawy jest legalne. I to
by było (prawie) na tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz