niedziela, 16 sierpnia 2020

Nasz nieżydowski Mielec - 2007

 

 

Podobał się mielczanom koncert żydowskich piosenek i melodii, zafundowany nam przez dyrektora Tejchmę z okazji jubileuszu Festiwalu. Długo mielecka publiczność żegnała oklaskami ostatniego klezmera – Leopolda Kozłowskiego, przez pewien czas mielczanina. Także i ja od dawna jestem zauroczony folklorem umarłego, żydowskiego świata, jego muzyką z tęsknymi skrzypcowymi pasażami, długimi, smutnymi, klarnetowymi zaśpiewami, wtórującym im akordom żydowskiej harmonii i tęsknymi śpiewami w jidysz, w których smutek słów i muzyki ubrany jest w porywający rytm. To, o czym mówię, to muzyka żydowskich podwórek w przeciwieństwie do muzyki żydowskiego salonu, której słuchaliśmy na koncercie.

 

Jednak rodzaj muzyki nie ma znaczenia dla tego felietonu. Zasadniczą jego część napisałem jeszcze przed koncertem a publikuję dziś, by nie być posądzony o tani sentymentalizm i nastrojowość chwili. W felietonie tym chcę postawić pytanie osobom odpowiedzialnym za miasto i, po części, za powiat, czy w nawale czasu jaki poświęcają – tak mniemam - pracy dla przyszłości miasta, wystarcza im czasu, by czasem popatrzeć wstecz. Bo – w moim przekonaniu – obowiązkiem władz jest dbanie nie tylko o przyszłość zbiorowości, którą kierują, ale także o jej przeszłość, o prawdziwą przeszłość. Na szczeblu centralnym wyrazicielem takiego stanowiska jest obecny Prezydent RP, Lech Kaczyński.

 

Małe i biedne miasto na Dolnym Śląsku, koło którego kiedyś się urodziłem, z uporem godnym lepszej sprawy, pomimo niewielkich środków, jakie może przeznaczyć na ten cel ze swego skromnego budżetu, wydaje od paru lat kolejne tomy historii Neurode, zwanego od 62 lat Nową Rudą. Historia tego, przez lata niemieckiego, miasta sięga 1350 roku. Została ona opracowana przez zasłużonego obywatela Neurode, Josepha Wittiga, profesora Uniwersytetu we Wrocławiu (wtedy Breslau) i wydana po raz ostatni w roku 1937.

 

Ze względu na brak środków historia Nowej Rudy wydawana jest w częściach, w dziesięciu tomach. Aktualnie w druku jest tom ósmy. Jestem pełen uznania dla burmistrza miasta, Pana Kilińskiego, młodego człowieka, którego rodzina przybyła gdzieś z Polski, ale który umie wznieść się ponad uprzedzenia i przejąć na własność tradycję i historię tych paru wieków, gdy Polaków tam nie było, tak by pozostawić potomnym, już Polakom, pełną wiedzę o ich mieście. I nie jest ważne, że żyli tam Niemcy. Ważna jest prawda o tym, co i jak było. Jak mi powiedział, najwięcej kłopotów sprawi mu część opisująca dzieje powojenne ze względu na niekompletność dokumentów. Powódź 1997 zniszczyła archiwum. Znak czasu.

 

Nasz Mielec miał szansę na wspaniałą i pełną monografię swoich dziejów. Miał, ale się nie udało. Uprzedzenia rasowe, polityczne i – jak myślę – osobiste autorów monografii, a także czas, w którym powstawała, bardzo zaszkodziły temu monumentalnemu dziełu, powodując bądź to wiele luk, bądź niedopowiedzeń, bądź pobieżnego potraktowania wielu spraw.

 

Jedną z nich jest sprawa społeczności żydowskiej, która stanowiła prawie połowę mieszkańców przedwojennego Mielca. Napisać o Mielcu, tak jak to zrobiono w monografii Mielca, to tak jakby napisać biografię małżeństwa, pisząc tylko o mężu, wspominając jedynie, że miał żonę Żydówkę.

 

Dzisiaj na miejscu spalonej – wraz z Żydami – mieleckiej synagogi rozbudowuje się pawilon Biedronki - ktoś z obecnych władz budowlanych wydał na to pozwolenie. Na miejscu grobu mieleckiego cadyka, w latach sześćdziesiątych wybudowano budynek mieleckiej poczty. Cmentarz żydowski, zniszczony przez Niemców, którzy kazali wykopywać z grobów kości i je wyrzucać, a macewami umacniali brzegi Wisłoki – sam jeszcze na nich siedziałem nad brzegiem, nieświadomy znaczenia tego faktu – stoi opuszczony, z chwastami po pas, z rozlatującymi się, spróchniałymi ławkami. Tymczasem cmentarz naszych „wyzwolicieli”, kilometr dalej, jest zadbany, utrzymywany jak cmentarz żołnierzy polskich.

 

Mam wrażenie, że w moim pięknym mieście ludzie nie otrząsnęli się z trwogi przed pamięcią o Żydach. Ale dlaczego? Chyba już sprawy własności działek i domów na Starym Mielcu są załatwiane, bo wiele nowego się buduje. Nie słyszałem, by Żydzi czegoś żądali, a nawet jeśli, to dotyczy to maleńkiej grupy mielczan. Czego więc się bać? Samych siebie, swojej reakcji na pamięć, na prawdę? Chyba że to nie obawa, tylko niechęć.

 

Jak przypomnę sobie Jana Pawła II i jego przyjaciela, Żyda z Będzina, Kardynała Lustigera ( z domu Lustig), który w tej - podobno tolerancyjnej - Francji, nigdy nie został by nie tylko kardynałem ale nawet biskupem, gdyby nie nasz Papież, to wierzą, że może i w myśleniu mielczan coś się pod jego wpływem zmieniło. Ja chciałbym poznać prawdziwą i pełną historię miasta mojego i uważam, że takich ludzi jest więcej. Myślę, że tak ja jak, tak Pan Prezydent Chodorowski i wielu innych, znaczących ludzi Mielca, osiągnęliśmy już wiek, który zmusza do refleksji , do patrzenia za siebie. Zostawmy naszym potomnym prawdziwą historię Mielca. Jeszcze żyją świadkowie tamtych czasów, jeszcze są archiwa, tylko do nich sięgnąć, jest też dużo materiałów o mieleckich Żydach w Internecie. Trzeba zebrać co się da, poprosić o pomoc historyków – może mieleckich – i spróbować zachować, choćby w naszym muzeum, opublikować. No i zadbać o to, co pozostało z pamiątek materialnych. Bo inaczej pozostanie tylko wstyd, z którym nam będzie coraz trudniej sobie poradzić.

 

A historia Mielca ma też wiele innych białych plam, które należy zapisać, choćby z czasów powojennych. Dotyczy to też osadnictwa niemieckiego. Jakoś tak się złożyło, że i ja, i Pan Starosta, urodziliśmy się w poniemieckich domach.

Na końcu drugiego tomu monografii Mielca jest dział z sylwetkami co znamienitszych mielczan. Na ok. 190 nazwisk jest jeden Żyd, niejaki Abba Fenichel. Może go ktoś znał? Ja miałem w życiu tylko jednego kolegę Żyda. Chodziłem z nim do szkoły podstawowej, potem przez prawie trzy lata do technikum. Gdy przyszedł rok 1968, Andrzej Wanatowicz, bo o nim mowa, wyjechał z matką najpierw do Warszawy, potem w świat. I już go nie widziałem. Czasami zastanawiam się, gdzie jest i jak się potoczyły jego losy. Było , nie było - mielczanina.

 

 

Komu odbija (się) na widok dyni i dlaczego

  Znowu w przełomie października i listopada mamy dwa święta zmarłych. Jedno oficjalne, obchodzone przez wszystkich Polaków, wierzących ...