poniedziałek, 16 września 2019

O przywództwie


Obraz za Rzeczpospolitą
Podobno było tak, że Moshe Dayan, słynny izraelski minister obrony, pod którego wodzą Żydzi  zwyciężyli Arabów w Wojnie sześciodniowej i pokonali Arabów w Wojnie Jom Kipur, zapytany kiedyś, czemu w izraelskiej armii jest tak wysoki stosunek zabitych oficerów w stosunku do zwykłych żołnierzy odparł, że to dlatego, że „w izraelskiej armii nie ma komendy naprzód – jest komenda „za mną”.

Przypomniała mi się ta anegdota dzisiaj, podczas uroczystej mszy świętej w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, gdzie uczczono jubileusz 15-lecia święceń biskupich honorowego kustosza Sanktuarium, biskupa seniora Jana Zająca.
Biskup Zając za swoje motto biskupie przyjął słowa Chrystusa skierowane do apostołów w ogrodzie Getsemani: Wstańcie, chodźmy. To także tytuł książki Jana Pawła II.

Wstańcie, chodźmy.
Wstaliśmy i idziemy. Kto idzie na przedzie? Widzimy przed sobą przewodnika naszej drogi? Czy wstał wcześniej niż my i idzie przed nami? Czy może wmieszał się w tłum i trudno go dostrzec? A może, nie daj Boże, mówi do nas przez megafon, nie wiadomo skąd, sam bezpieczny i nie utrudzony?

Jakich mamy przywódców naszego Kościoła? Czy tak już przywykli do luksusów, do socjalnego bezpieczeństwa, że nie zechcą ryzykować niebezpieczeństw przywództwa, niebezpieczeństwa związanego z poderwaniem się jako pierwszy do biegu przeciwko wrogom? Czy zmasowana kanonada mediów, skierowana przeciwko Kościołowi, nie pozwala im podnieść głowy z bezpiecznych „okopów świętej Trójcy”, nie mówiąc już o wbiegnięciu na otwarte pole ostrzału?

Powiem tak: podoba mi się postawa abp Jędraszewskiego, chociaż nie podobają mi się słowa, jakich użył do określenia „tęczowej zarazy”, a raczej kontekst, w jakich ich użył. Ale był odważny i umiał pierwszy stanąć na czele wiernych, krzycząc głośno: za mną.
Jego: wstańcie, chodźmy było równoznaczne z przyjęciem przywództwa nad idącą za nim gromadą.

Inni potrafią tylko zrzucić całą sprawę na Pana Boga. Niech sobie radzi. W końcu wszystko może. I wezwać do modlitwy, nic więcej nie czyniąc. Nie wyściubiając z bezpiecznych plebani nawet końca nosa. A jak już modlitwa, to o to, by poprawili się wierni. Nie kapłani. By odważniejsi byli wierni. Nie kapłani. By ryzykowali bardziej wierni. Nie…

Nie czuję jako katolik, że mam przywódcę. Nasza diecezja nie ma przywódcy. Ma swojego biskupa ordynariusza. Czy to wystarczy?
Bardzo lubię biskupa Zająca, choć prawie go nie znam. Byłem kilkakrotnie na mszy świętej, którą prowadził. I raz po mszy w Sanktuarium, tak całkiem na ludzie, wychodząc z kościoła, spotkał człowieka na wózku inwalidzkim. Podszedł, długo rozmawiał. Tak po prostu, serdecznie, jak z kimś bliskim. Bardzo  go przez to polubiłem. I taki łagodny, spoiny, ciepły ton, w jakim zwraca się do wiernych.

Cieszę się, że dzisiaj trafiliśmy na uroczystość jego jubileuszu.
Wstańcie, chodźmy.
To motto jego biskupstwa nie wygląda mi na sztuczne. Wydaje mi się, że naprawdę potrafi przewodzić.
Życzę tego innym.



niedziela, 15 września 2019

Wstańcie, chodźmy


Podobno było tak, że Moshe Dayan, słynny izraelski minister obrony, pod którego wodzą Żydzi  zwyciężyli Arabów w Wojnie sześciodniowej i pokonali Arabów w Wojnie Jom Kipur, zapytany kiedyś, czemu w izraelskiej armii jest tak wysoki stosunek zabitych oficerów w stosunku do zwykłych żołnierzy odparł, że to dlatego, że „w izraelskiej armii nie ma komendy naprzód – jest komenda „za mną”.

Przypomniała mi się ta anegdota dzisiaj, podczas uroczystej mszy świętej w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, gdzie uczczono jubileusz 15-lecia święceń biskupich honorowego kustosza Sanktuarium, biskupa seniora Jana Zająca.
Biskup Zając za swoje motto biskupie przyjął słowa Chrystusa skierowane do apostołów w ogrodzie Getsemani: Wstańcie, chodźmy. To także tytuł książki Jana Pawła II.

Wstańcie, chodźmy.
Wstaliśmy i idziemy. Kto idzie na przedzie? Widzimy przed sobą przewodnika naszej drogi? Czy wstał wcześniej niż my i idzie przed nami? Czy może wmieszał się w tłum i trudno go dostrzec? A może, nie daj Boże, mówi do nas przez megafon, nie wiadomo skąd, sam bezpieczny i nie utrudzony?

Jakich mamy przywódców naszego Kościoła? Czy tak już przywykli do luksusów, do socjalnego bezpieczeństwa, że nie zechcą ryzykować niebezpieczeństw przywództwa, niebezpieczeństwa związanego z poderwaniem się jako pierwszy do biegu przeciwko wrogom? Czy zmasowana kanonada mediów, skierowana przeciwko Kościołowi, nie pozwala im podnieść głowy z bezpiecznych „okopów świętej Trójcy”, nie mówiąc już o wbiegnięciu na otwarte pole ostrzału?

Powiem tak: podoba mi się postawa abp Jędraszewskiego, chociaż nie podobają mi się słowa, jakich użył do określenia „tęczowej zarazy”, a raczej kontekst, w jakich ich użył. Ale był odważny i umiał pierwszy stanąć na czele wiernych, krzycząc głośno: za mną.
Jego: wstańcie, chodźmy było równoznaczne z przyjęciem przywództwa nad idącą za nim gromadą.

Inni potrafią tylko zrzucić całą sprawę na Pana Boga. Niech sobie radzi. W końcu wszystko może. I wezwać do modlitwy, nic więcej nie czyniąc. Nie wyściubiając z bezpiecznych plebani nawet końca nosa. A jak już modlitwa, to o to, by poprawili się wierni. Nie kapłani. By odważniejsi byli wierni. Nie kapłani. By ryzykowali bardziej wierni. Nie…

Nie czuję jako katolik, że mam przywódcę. Nasza diecezja nie ma przywódcy. Ma swojego biskupa ordynariusza. Czy to wystarczy?

Bardzo lubię biskupa Zająca, choć prawie go nie znam. Byłem kilkakrotnie na mszy świętej, którą prowadził. I raz po mszy w Sanktuarium, tak całkiem na ludzie, wychodząc z kościoła, spotkał człowieka na wózku inwalidzkim. Podszedł, długo rozmawiał. Tak po prostu, serdecznie, jak z kimś bliskim. Bardzo  go przez to polubiłem. I taki łagodny, spoiny, ciepły ton, w jakim zwraca się do wiernych.

Cieszę się, że dzisiaj trafiliśmy na uroczystość jego jubileuszu.
Wstańcie, chodźmy.
To motto jego biskupstwa nie wygląda mi na sztuczne. Wydaje mi się, że naprawdę potrafi przewodzić.
Życzę tego innym.



Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...