Podobno
było tak, że Moshe Dayan, słynny izraelski minister obrony, pod którego wodzą Żydzi
zwyciężyli Arabów w Wojnie
sześciodniowej i pokonali Arabów w Wojnie Jom Kipur, zapytany kiedyś, czemu
w izraelskiej armii jest tak wysoki stosunek zabitych oficerów
w stosunku do zwykłych żołnierzy odparł, że to dlatego,
że „w izraelskiej armii nie ma komendy naprzód – jest komenda „za
mną”.
Przypomniała
mi się ta anegdota dzisiaj, podczas uroczystej mszy świętej w Sanktuarium
Bożego Miłosierdzia, gdzie uczczono jubileusz 15-lecia święceń biskupich
honorowego kustosza Sanktuarium, biskupa seniora Jana Zająca.
Biskup
Zając za swoje motto biskupie przyjął słowa Chrystusa skierowane do apostołów w
ogrodzie Getsemani: Wstańcie, chodźmy. To także tytuł książki Jana Pawła II.
Wstańcie,
chodźmy.
Wstaliśmy
i idziemy. Kto idzie na przedzie? Widzimy przed sobą przewodnika naszej drogi?
Czy wstał wcześniej niż my i idzie przed nami? Czy może wmieszał się w tłum i
trudno go dostrzec? A może, nie daj Boże, mówi do nas przez megafon, nie
wiadomo skąd, sam bezpieczny i nie utrudzony?
Jakich
mamy przywódców naszego Kościoła? Czy tak już przywykli do luksusów, do socjalnego
bezpieczeństwa, że nie zechcą ryzykować niebezpieczeństw przywództwa, niebezpieczeństwa
związanego z poderwaniem się jako pierwszy do biegu przeciwko wrogom? Czy
zmasowana kanonada mediów, skierowana przeciwko Kościołowi, nie pozwala im
podnieść głowy z bezpiecznych „okopów świętej Trójcy”, nie mówiąc już o
wbiegnięciu na otwarte pole ostrzału?
Powiem
tak: podoba mi się postawa abp Jędraszewskiego, chociaż nie podobają mi się
słowa, jakich użył do określenia „tęczowej zarazy”, a raczej kontekst, w jakich
ich użył. Ale był odważny i umiał pierwszy stanąć na czele wiernych, krzycząc głośno:
za mną.
Jego:
wstańcie, chodźmy było równoznaczne z przyjęciem przywództwa nad idącą za nim
gromadą.
Inni
potrafią tylko zrzucić całą sprawę na Pana Boga. Niech sobie radzi. W końcu
wszystko może. I wezwać do modlitwy, nic więcej nie czyniąc. Nie wyściubiając z
bezpiecznych plebani nawet końca nosa. A jak już modlitwa, to o to, by
poprawili się wierni. Nie kapłani. By odważniejsi byli wierni. Nie kapłani. By
ryzykowali bardziej wierni. Nie…
Nie
czuję jako katolik, że mam przywódcę. Nasza diecezja nie ma przywódcy. Ma
swojego biskupa ordynariusza. Czy to wystarczy?
Bardzo
lubię biskupa Zająca, choć prawie go nie znam. Byłem kilkakrotnie na mszy
świętej, którą prowadził. I raz po mszy w Sanktuarium, tak całkiem na ludzie,
wychodząc z kościoła, spotkał człowieka na wózku inwalidzkim. Podszedł, długo
rozmawiał. Tak po prostu, serdecznie, jak z kimś bliskim. Bardzo go przez to polubiłem. I taki łagodny, spoiny,
ciepły ton, w jakim zwraca się do wiernych.
Cieszę
się, że dzisiaj trafiliśmy na uroczystość jego jubileuszu.
Wstańcie,
chodźmy.
To
motto jego biskupstwa nie wygląda mi na sztuczne. Wydaje mi się, że naprawdę
potrafi przewodzić.
Życzę
tego innym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz