piątek, 21 września 2018

Mielec, sierota po Platformie Obywatelskiej.


Platforma Obywatelska w Mielcu umarła. To pewnik. Nie wiem tylko, czy było to morderstwo z premedytacją, czy śmierć z wychłodzenia i wygłodzenia, bez opieki, jaka należy się pacjentom paliatywnym.

Nad truchłem Platformy Obywatelskiej nadal unosi się w Mielcu duch. I nie wiadomo, czy jest to duch Czarnej Wdowy, czy też złożony z wielu, duch żałobników, opłakujących dawne dobre i pełne życia czasy.

Nie wdając się w jałowe rozważania politologiczne, ale i ambicjonalno - polityczne, trzeba obiektywnie stwierdzić, że doprowadzenie mieleckiej Platformy do agonii i śmierci jest wielką szkodą wyrządzoną nie tylko sympatykom PO i całej opozycji, ale także samemu Mielcowi, który do stabilnego rozwoju potrzebuje tzw. drugiej nogi. Mocnej nogi.

Jej brak w minionej kadencji spowodował, że mielecki jednonożny organizm wykonał ekonomiczny piruet i – jakby powiedziała młodzież – zarył twarzą w glebę.

Kogo jak kogo, ale prezydenta Chodorowskiego i jego współpracowników z Naszego Mielca, stowarzyszenia kojarzonego do dzisiaj jeszcze z Platformą, cechował wielki realizm ekonomiczny, wyczucie sytuacji i ostrożność, która wybudowała Mielec w tym kształcie, jaki dzisiaj widzimy.

Ale czas płynął, Nasz Mielec zostawał coraz bardziej samotny, a mielecka Platforma Obywatelska zaskorupiała się coraz bardziej w jakiejś urojonej skorupce politycznego przetrwana do następnych wyborów. Tak się zaskorupiła, że stała się tylko skorupką. Teraz ją tylko rozgnieść na chodniku. Pozbawiona skorupki jedyna żywa siła identyfikująca się w Mielcu z Platformą, także niedługo wyzionie politycznego ducha.

Dlaczego tak się działo, nie wiem. Obserwuję moje rodzinne miasto Nową Rudę, z której posłanka Platformy, pani Monika Wielichowska, stanowi istny wulkan pomysłów, inicjatyw, realizowanych działań, ale i oczywiście politycznych happeningów, ataków i konferencji prasowych. Tam jest ciekawie, tam się dzieje.
W Mielcu trupia martwota.
Czy to już wiek mieleckiej przywódczyni (?) Platformy robi swoje, czy wielki, paraliżujący strach przed PiSem, czy brak pomysłów, inicjatyw, czy jeszcze co innego? Nie wiem.

Jak by nie było, fakt pozostaje faktem: mieleckiej Platformy nie ma.
Czy ktoś się zastanawia, że to poważny problem dla wielu ludzi?
Wszak wielu mielczan ma poglądy zbliżone do platformianych.
A tu nie mają na kogo głosować. Choć może nie tak do końca.

Bo jednak trochę wykpiwany przeze mnie Nasz Mielec może stanowić jakąś alternatywę dla ludzi o poglądach centrowych, i politycznie, i gospodarczo. Dla ludzi chcących jakiejś stabilizacji czy stabilności  politycznej, dla których głosowanie na komunistyczny ogon czy nieokreśloność Kukiz15 nie wchodzi w grę. Nie mówiąc już o drugiej ręce mieleckiego PiS, czyli grupy pana Skowrona.

Wiem, są w Naszym Mielcu ludzie od lat będący w polityce lokalnej. To mnie, pragnącego wymiany kadr na młode, choć nie głupie, trochę drażni.
Ale może w tym okresie przełomu jest jeszcze ostatni czas, by postawić na podstarzałą stabilność. Bo jak rewolucyjna młodość nie ma za towarzysza mądrej starości, to najczęściej kończy się katastrofą.

Więc może warto raz jeszcze postawić na Nasz Mielec?

A mieleckiej Platformie, której już nie ma, powinniśmy  teraz raz i na zawsze podziękować. Czekając na nowy, demokratyczny i stojący na ekonomicznych realiach miasta i Polski byt, który może założą nowi, młodzi, pełni pomysłów ludzie. Oby jednak to nie byli „liderzy” z mieleckiej szkoły liderów.


czwartek, 20 września 2018

Co bym zrobił (przed wyborami) jako szef mieleckiego PiS



Gdy oglądam mielecki teatrzyk wyborczy, myślę sobie, że gdybym był szefem mieleckiego PiS, to nie wymyślił bym chyba nic lepszego, niż to zostało zrobione, albo stało się niezależnie od woli grających w teatrzyku aktorów.

Oczywiście postawił bym na kandydata na prezydenta osobę taką jak pan Kapinos, który, na tle mieleckiej sceny, ma tylko same zalety. Bo i doświadczenie na stanowisku wiceprezydenta, i działalność w sejmiku, i sprawdzenie się jako p.o. prezydenta, i doświadczenie w prywatnym, dobrym biznesie, i stateczność dojrzałego, zrównoważonego, miłego, rodzinnego człowieka, no i jego zamiłowanie do hodowli róż, co szczególnie ujęło moją małżonkę. A z opinią żony trudno się nie liczyć w podejmowaniu decyzji.

Ale mając taki atut, wsparty wspaniałymi sondażami dla PiS, miałbym w pamięci casus pani Bielec, która pomimo wsparcia całej wierchuszki mieleckiego i wojewódzkiego PiS, mimo  niesłychanie intensywnej akcji propagandowej, przegrała wybory uzupełniające z jakąś sympatyczną panią kwiaciarką.

Czerwone światełko: a może z tymi sondażami nie jest tak do końca prawda? Bo jak mi dzwoni ktoś do domu i pyta, na kogo będę głosował, to może jednak, dla bezpieczeństwa swojego i rodziny,  lepiej odpowiedzieć, że na PiS?

I mając to na uwadze wziął bym się ostro do pracy.
Kto może zagrozić mojemu kandydatowi?
Platforma Obywatelska w Mielcu praktycznie nie istnieje. To też ciekawa sprawa, dlaczego, ale nie na ten felieton.

Odrośle Platformy w postaci Naszego Mielca jest już trochę jak pozostałość po ogonie, który podobno miał kiedyś nasz przodek, a teraz pozostały mu dwie kości ogonowe. No, może trzy. Odkąd zabrakło w polityce pana Chodorowskiego, już nie ogon macha psem, jak było kiedyś, ale pies, buldog, warczy na każde przypomnienie, że miał ogon.

W tej sytuacji, jako trzymający psa na smyczy, zaproponowałbym niektórym członkom Naszego Mielca, żeby Nasz Mielec wystawił kandydata, który, mimo wszystko, nie będzie konkurentem dla kandydata PiS. Pan Piotr Wiech wydawał się spełniać takie warunki. Jednak nigdy człowiek nie wie, czego się po bliźnim spodziewać. Kandydat okazał się zbyt ambitny, uwierzył w swoją misję, a na dodatek, jak sam podkreślił, odchodząc, ma honor, co jest w dzisiejszej polityce wartością tak rzadką, że trzeba się jej bać. No i został zmieniony na człowieka mądrego i sympatycznego, ale będącego jedną z części pozostałości ogona u buldoga pilnującego mieleckiego podwórka, czyli pana Nowakowskiego, na co dzień dyrektora Centrum doskonalenia, podległego Staroście z PiS..

Bardziej należało się bać „spadkobiercy” pamięci zmarłego prezydenta Kozdęby, pana Myśliwca. Niedawna śmierć w młodym wieku, niezależnie od pozostawionych dokonań, ale pozostałych w pamięci mielczan dużych planów i początkowej dynamiki, mogła spowodować przeniesienie sympatii do zmarłego i ew. niechęci do PiS – u na jego „następcę”. Też był kiedyś częścią Naszego Mielca, ale wyewoluował i stał się w miarę samodzielnym bytem politycznym, jeśli przy panu Paprockim jest to w ogóle możliwe. Ale pomyślałbym sobie, że przecież można mu zaoferować, w zamian za „rezygnację” z kandydowania na stanowisko, którego zdobyć i tak ma niewielką szansę, jakąś ciepła posadę w szkolnictwie, z którego się wywodzi, szkolnictwie podległym dziś i jutro PiS-owi, na której to dożyje spokojnie do emerytury. I tak bym zaproponował, jak może to ktoś zrobił, a może nie zrobił, bo tego nie wiem.
Czy jeszcze coś bym zaproponował? Szczerze mówiąc, nie wiem. Z Markiem Paprockim nigdy nic nie wiadomo. Też jest dyrektorem szkoły podległej prezydentowi, ale często, jeszcze za prezydentur pana Chodorowskiego, szedł „w poprzek”. Ale czasy się zmieniają. I ludzie. I ich interesy. O których wiedzą sami zainteresowani.

Gdybym zaproponował na miejsce pana Myśliwca innego dyrektora innej szkoły podległej Staroście, to byłaby to absolutna bezczelność z mojej strony w stosunku do pana Paprockiego. Ale stało się jakoś tak dziwnie. No chyba że trafił się drugi fighter, który da się zabić, a nie sprzedać. Ale ja w to nie wierzę.
Niezależnie od tego, z braku oficjalnego szyldu SLD, starzy sympatycy lewicy zagłosują na komitet Razem dla Ziemi Mieleckiej i jego przedstawiciela. Bo jak powiedział jeden z byłych działaczy PZPR drugiemu, choćbyś sobie podciągnął rurociąg na plebanie i co dzień kąpał się w święconej wodzie i tak pozostaniesz dla nich starym komuchem.

Z piękną panią nauczycielką, której uroda jest tak wielka, że widząc ją, przestaje się myśleć o jej inteligencji, rozmowa byłaby prosta. Wystarczyło, by porozmawiał z nią jej kolega czy dyrektor szkoły i naprowadził na właściwą ścieżkę pedagogicznej kariery. I znowu nie wiem, czy tak było, czy jednak nie doceniam inteligencji tej – byłej już- kandydatki na urząd prezydenta. Ale tak bym zrobił.

Zaproponował bym też – przy możliwości startu w wyborach pana Myśliwca – kandydowanie panu Skowronowi, skądinąd sympatycznemu i mądremu człowiekowi, a jednak swojemu, z koalicji prawicowej, z partii Porozumienie Jarosława Gowina.
Ale zawsze byłaby możliwość, że ci, którzy nie chcą głosować na PiS, nie przeniosą swych głosów w pierwszej turze na Myśliwca i zagłosują na Skowrona, oddając je w drugiej turze kandydatowi PiS. No i tak się stało.
Jednak kiedy nie ma już Myśliwca, pan Skowron stał się niepotrzebną zawadą w programie działań wyborczych. Nie daj Boże, jak jego działanie odbierze PiS – owi głosy i zwycięstwo. Może jednak powinien poświęcić się karierze naukowej i uczelnianej jako rektor WSGiZ? Ja bym go namawiał. Oczywiście, ja jako szef PiS.

No i wreszcie pan Ziomek. Ci kukizowcy są zawsze trochę „powaleni’ i nigdy nie wiadomo, czego się po nich spodziewać. Ale jakbym sobie tak popatrzył na to, co zobaczyłem, to bym nie robił niczego. Za świetną kampanią bilbordową nie nadąża zupełnie – jak na razie - kampania słowna. Wręcz przeciwnie: czytając media można odnieść wrażenie, że zaczyna się jakieś dziwne bredzenie. I o ile nie będzie zbornego, sensownego i dającego jakąś nadzieję programu do mielczan, niewielu zechce oddać na Ziomka swój głos. Więc spoko. Chociaż na jego kandydatów do rady to może i ludzie zechcą głosować. Bo tak naprawdę nie bardzo będą mieli na kogo innego, gdy nie zechcą głosować na cała resztę mocno już  zgranych aktorów, powtarzający od lat te same role, z coraz mniejszym przekonaniem.

W ramach zniechęcenia do wyborów elektoratu innego niż twardy elektorat pisowski, wymyślił bym jeszcze happening w postaci Komitetu Wyborców Zaznacz tutaj. Podpowiedział bym młodym napaleńcom, tzw. liderom mieleckiej społeczności, ludziom, którym się wydaje, że robią politykę, gdy to polityka robi ich na szaro, żeby założyli taki twór, związali z nim nadzieję części niezależnych wyborców, a potem wypięli na nich tylną część ciała. Ośmieszając tym samym proces wyborczy i zniechęcając część ludzi do udziału w nim. I na pewno nie będą to sympatycy PiS.

I tak mając tyle atutów ręku i tak powolnych ludzi dookoła, doprowadził bym do tego, co widzimy.

I do bezapelacyjnego zwycięstwa mieleckiego PiS.
No bo najważniejsze jest dobro mielczan.

To wszystko powyżej, to oczywiście fikcja, która najpewniej nie miała miejsca, ale którą tak sobie wyobraziłem na swój użytek.

środa, 19 września 2018

Co bym zrobił (przed wyborami) jako szef mieleckiego PiS



Gdy oglądam mielecki teatrzyk wyborczy, myślę sobie, że gdybym był szefem mieleckiego PiS, to nie wymyślił bym chyba nic lepszego, niż to zostało zrobione, albo stało się niezależnie od woli grających w teatrzyku aktorów.

Oczywiście postawił bym na kandydata na prezydenta osobę taką jak pan Kapinos, który, na tle mieleckiej sceny, ma tylko same zalety. Bo i doświadczenie na stanowisku wiceprezydenta, i działalność w sejmiku, i sprawdzenie się jako p.o. prezydenta, i doświadczenie w prywatnym, dobrym biznesie, i stateczność dojrzałego, zrównoważonego, miłego, rodzinnego człowieka, no i jego zamiłowanie do hodowli róż, co szczególnie ujęło moją małżonkę. A z opinią żony trudno się nie liczyć w podejmowaniu decyzji.

Ale mając taki atut, wsparty wspaniałymi sondażami dla PiS, miałbym w pamięci casus pani Bielec, która pomimo wsparcia całej wierchuszki mieleckiego i wojewódzkiego PiS, mimo  niesłychanie intensywnej akcji propagandowej, przegrała wybory uzupełniające z jakąś sympatyczną panią kwiaciarką.

Czerwone światełko: a może z tymi sondażami nie jest tak do końca prawda? Bo jak mi dzwoni ktoś do domu i pyta, na kogo będę głosował, to może jednak, dla bezpieczeństwa swojego i rodziny,  lepiej odpowiedzieć, że na PiS?

I mając to na uwadze wziął bym się ostro do pracy.
Kto może zagrozić mojemu kandydatowi?
Platforma Obywatelska w Mielcu praktycznie nie istnieje. To też ciekawa sprawa, dlaczego, ale nie na ten felieton.

Odrośle Platformy w postaci Naszego Mielca jest już trochę jak pozostałość po ogonie, który podobno miał kiedyś nasz przodek, a teraz pozostały mu dwie kości ogonowe. No, może trzy. Odkąd zabrakło w polityce pana Chodorowskiego, już nie ogon macha psem, jak było kiedyś, ale pies, buldog, warczy na każde przypomnienie, że miał ogon.

W tej sytuacji, jako trzymający psa na smyczy, zaproponowałbym niektórym członkom Naszego Mielca, żeby Nasz Mielec wystawił kandydata, który, mimo wszystko, nie będzie konkurentem dla kandydata PiS. Pan Piotr Wiech wydawał się spełniać takie warunki. Jednak nigdy człowiek nie wie, czego się po bliźnim spodziewać. Kandydat okazał się zbyt ambitny, uwierzył w swoją misję, a na dodatek, jak sam podkreślił, odchodząc, ma honor, co jest w dzisiejszej polityce wartością tak rzadką, że trzeba się jej bać. No i został zmieniony na człowieka mądrego i sympatycznego, ale będącego jedną z części pozostałości ogona u buldoga pilnującego mieleckiego podwórka, czyli pana Nowakowskiego, na co dzień dyrektora Centrum doskonalenia, podległego Staroście z PiS..

Bardziej należało się bać „spadkobiercy” pamięci zmarłego prezydenta Kozdęby, pana Myśliwca. Niedawna śmierć w młodym wieku, niezależnie od pozostawionych dokonań, ale pozostałych w pamięci mielczan dużych planów i początkowej dynamiki, mogła spowodować przeniesienie sympatii do zmarłego i ew. niechęci do PiS – u na jego „następcę”. Też był kiedyś częścią Naszego Mielca, ale wyewoluował i stał się w miarę samodzielnym bytem politycznym, jeśli przy panu Paprockim jest to w ogóle możliwe. Ale pomyślałbym sobie, że przecież można mu zaoferować, w zamian za „rezygnację” z kandydowania na stanowisko, którego zdobyć i tak ma niewielką szansę, jakąś ciepła posadę w szkolnictwie, z którego się wywodzi, szkolnictwie podległym dziś i jutro PiS-owi, na której to dożyje spokojnie do emerytury. I tak bym zaproponował, jak może to ktoś zrobił, a może nie zrobił, bo tego nie wiem.
Czy jeszcze coś bym zaproponował? Szczerze mówiąc, nie wiem. Z Markiem Paprockim nigdy nic nie wiadomo. Też jest dyrektorem szkoły podległej prezydentowi, ale często, jeszcze za prezydentur pana Chodorowskiego, szedł „w poprzek”. Ale czasy się zmieniają. I ludzie. I ich interesy. O których wiedzą sami zainteresowani.

Gdybym zaproponował na miejsce pana Myśliwca innego dyrektora innej szkoły podległej Staroście, to byłaby to absolutna bezczelność z mojej strony w stosunku do pana Paprockiego. Ale stało się jakoś tak dziwnie. No chyba że trafił się drugi fighter, który da się zabić, a nie sprzedać. Ale ja w to nie wierzę.
Niezależnie od tego, z braku oficjalnego szyldu SLD, starzy sympatycy lewicy zagłosują na komitet Razem dla Ziemi Mieleckiej i jego przedstawiciela. Bo jak powiedział jeden z byłych działaczy PZPR drugiemu, choćbyś sobie podciągnął rurociąg na plebanie i co dzień kąpał się w święconej wodzie i tak pozostaniesz dla nich starym komuchem.

Z piękną panią nauczycielką, której uroda jest tak wielka, że widząc ją, przestaje się myśleć o jej inteligencji, rozmowa byłaby prosta. Wystarczyło, by porozmawiał z nią jej kolega czy dyrektor szkoły i naprowadził na właściwą ścieżkę pedagogicznej kariery. I znowu nie wiem, czy tak było, czy jednak nie doceniam inteligencji tej – byłej już- kandydatki na urząd prezydenta. Ale tak bym zrobił.

Zaproponował bym też – przy możliwości startu w wyborach pana Myśliwca – kandydowanie panu Skowronowi, skądinąd sympatycznemu i mądremu człowiekowi, a jednak swojemu, z koalicji prawicowej, z partii Porozumienie Jarosława Gowina.
Ale zawsze byłaby możliwość, że ci, którzy nie chcą głosować na PiS, nie przeniosą swych głosów w pierwszej turze na Myśliwca i zagłosują na Skowrona, oddając je w drugiej turze kandydatowi PiS. No i tak się stało.
Jednak kiedy nie ma już Myśliwca, pan Skowron stał się niepotrzebną zawadą w programie działań wyborczych. Nie daj Boże, jak jego działanie odbierze PiS – owi głosy i zwycięstwo. Może jednak powinien poświęcić się karierze naukowej i uczelnianej jako rektor WSGiZ? Ja bym go namawiał. Oczywiście, ja jako szef PiS.

No i wreszcie pan Ziomek. Ci kukizowcy są zawsze trochę „powaleni’ i nigdy nie wiadomo, czego się po nich spodziewać. Ale jakbym sobie tak popatrzył na to, co zobaczyłem, to bym nie robił niczego. Za świetną kampanią bilbordową nie nadąża zupełnie – jak na razie - kampania słowna. Wręcz przeciwnie: czytając media można odnieść wrażenie, że zaczyna się jakieś dziwne bredzenie. I o ile nie będzie zbornego, sensownego i dającego jakąś nadzieję programu do mielczan, niewielu zechce oddać na Ziomka swój głos. Więc spoko. Chociaż na jego kandydatów do rady to może i ludzie zechcą głosować. Bo tak naprawdę nie bardzo będą mieli na kogo innego, gdy nie zechcą głosować na cała resztę mocno już  zgranych aktorów, powtarzający od lat te same role, z coraz mniejszym przekonaniem.

W ramach zniechęcenia do wyborów elektoratu innego niż twardy elektorat pisowski, wymyślił bym jeszcze happening w postaci Komitetu Wyborców Zaznacz tutaj. Podpowiedział bym młodym napaleńcom, tzw. liderom mieleckiej społeczności, ludziom, którym się wydaje, że robią politykę, gdy to polityka robi ich na szaro, żeby założyli taki twór, związali z nim nadzieję części niezależnych wyborców, a potem wypięli na nich tylną część ciała. Ośmieszając tym samym proces wyborczy i zniechęcając część ludzi do udziału w nim. I na pewno nie będą to sympatycy PiS.

I tak mając tyle atutów ręku i tak powolnych ludzi dookoła, doprowadził bym do tego, co widzimy.

I do bezapelacyjnego zwycięstwa mieleckiego PiS.
No bo najważniejsze jest dobro mielczan.

To wszystko powyżej, to oczywiście fikcja, która najpewniej nie miała miejsca, ale którą tak sobie wyobraziłem na swój użytek.


Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...