niedziela, 14 czerwca 2020

Ulica Tadeusza Ryczaja za ulicę Lecha Kaczyńskiego. I Wyklętych.



Dwa wrogie plemiona zamieszkujące Polskę, ani myślą folgować w wojnie, która co dnia wkracza na wyższy poziom obelg, fałszywych memów, półprawd będących pełnymi kłamstwami, politycznych zapasów w błocie, wyzwisk, kalumnii, przeinaczeń i co by tam jeszcze nie wymyśleć.

I nikt już nie wierzy, że skończy się to taplanie w politycznej brei wraz z rozstrzygnięciem wyborów prezydenckich. Niezależnie od tego, kto je wygra.

Niezależnie od powyższego fatalistycznego stwierdzenia nie sposób nie zadać pytania, co mogłoby zakończyć tę bratobójczą, wyniszczającą tkankę społeczną walkę?
Jeśli odpowiem, że jedynie rozsądek przynajmniej części zwalczających się plemion politycznych, to nie będzie to wielkie odkrycie.  Ale od razu ktoś powie, że na co jak na co, ale na rozsądek to liczyć nie można. Tym bardziej, że już nikt dzisiaj nie wierzy w żadne pozytywne deklaracje przeciwnika, a tym bardziej w jego dobre intencje, a brak wiary i zaufania zaczyna też zżerać od wewnątrz tak prawicę jak i opozycję.

Jeśli bym powiedział, że pozytywnie zaskoczył mnie Trzaskowski, stwierdzając, że Lech Kaczyński będzie miał w Warszawie swoją ulicę, to po pierwsze nie byłaby to prawda, a po drugie i tak by mi nie uwierzono.
Miał na to już ponad rok czasu i dzisiaj tej jego deklaracji trudno odebrać inaczej jak elementu gry politycznej przed wyborami.

Żebym mógł przejść do dalszych rozważań, muszę tu jednoznacznie stwierdzić, że moim zdaniem blokowanie przez władze Warszawy, przeszłe i obecne, uczczenia śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego poprzez nadanie jakiejś ważnej ulicy jego imienia jest zwykłym sukinsyństwem. Można go cenić lub nie, ale elementarna uczciwość zmusza do stwierdzenia, że był człowiekiem ważnym dla Polski i Warszawy.
Małostkowość jego politycznych przeciwników doprowadziła do tak kuriozalnej sytuacji, że  sprawa dla każdego demokratycznego narodu oczywista, stała się w Polsce czymś totalnie karykaturalnym, pokazującym na lichotę ludzi nami rządzących.

Powyższe sklasyfikowanie przeciwników Lecha Kaczyńskiego nie oznacza, że jego stronników oceniam inaczej niż jako małostkowych. Akurat po drugiej (PO - wskiej) stronie nie zginęła osoba równie ważna, na której uczczenie lub nie mieliby wpływ, więc nie byli w stanie zachować się podobnie haniebnie. Ale na pewno by się zachowali.
Jedni są warci drugich.

W nawiązaniu do tytułu felietonu zapyta ktoś, a jak się ma Tadeusz Ryczaj do Lecha Kaczyńskiego? Ano ma się tak, jak ma się Mielec do Warszawy. Czyli może by powiedzieć, ze nijak.

Ale to nie byłaby prawda. Bo oba te przypadki niechęci uczczenia osób ważnych dla danego  środowiska pokazują miernotę tak władz lokalnych, rządzących miastami, jak partii, z których się wywodzą. Ale w sporej części pokazują także marność społeczeństw zamieszkujących te miasta. Społeczeństw skonfliktowanych jak partie, które popierają, jak wywodzące się z tych partii tzw. komitety lokalne. Społeczeństw nie ceniących swojej przeszłości, zainteresowanych pełnym garnkiem i jak największym socjalem.

Nie wiem, czy moje pisanie cośkolwiek zmieni w Mielcu. Pewnie nie. Bo PiS będzie twardo stał przy negatywnej ocenie przeszłości i jej ludzi, wspominając krzywdy, rzadziej prawdziwe, częściej wymyślone lub urojone, a tzw. nowa lewica, aktualnie Mielcem rządząca, jest tak nijaka i tak bez kręgosłupa ideowego, że angażowanie się w spór o coś, co nie przyniesie jej doraźnych korzyści politycznych w ogóle nie wchodzi w krąg rozważań.

Nawet nie potrafiła uczcić osoby podobno dla niej ważnej, czyli śp. prezydenta Daniela Kozdęby. Więc jakby miała walczyć o postać z przeszłości.

W minorowym nastroju zbliżam się do końca felietonu, a jednak mimo tego nadal zachowuję jakąś iskierkę nadziei, że ta polityczna głupota i zacietrzewienie naszych  elit zostanie w końcu przełamana odrobiną rozsądku, a świadomość, że przeszłość była bardziej skomplikowana niż budowane o niej mity, i że ludzie w niej działający najczęściej nie mogli dokonywać i nie dokonywali biało czarnych wyborów, bo takie jest życie, pozwoli na zrozumienie racji swoich przeciwników.

Bo w Mielcu jest miejsce zarówno  na ulicę Tadeusza Ryczaj jak i na pomnik Wyklętych. A może i na ulicę Lecha Kaczyńskiego. Tak jak winno to już dawno być w Warszawie.



Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...