czwartek, 20 lutego 2020

Chudy albo gruby – czyli o mieleckiej Kooperatywie Spożywczej.



Czytam już drugi felieton/informację, zamieszczone na hej.mielec przez panią Darię Rogowską, propagatorkę diety roślinnej i zdrowego odżywania. Przy tym także fizjoterapeutkę, dietetyka, psychodietetyka.

W drugiej informacji zachwala kooperatywę, czyli„wspólnotę ludzi, którzy chcą kupować jakościowe produkty bez pośredników, prosto od rolnika, najlepiej lokalnego i angażować się w robienie zakupów z innymi. Drugim ogniwem kooperatywy są rolnicy, którzy troszczą się o jakość swoich upraw, ale też o środowisko”.

No i super. Zapyta ktoś, a po co się czepiać? Po co udowadniać, że jabłka nie urodzą się kwadratowe, tylko okrągłe? Wszyscy to wiemy. Wszyscy?

Pisze dalej Pani Daria: Zależy nam na rolnikach, którzy dbają o swoją ziemię, w której jest życie. Szukamy rolników, którzy nie stosują nawozów sztucznych, dbają o bioróżnorodność swoich upraw.

A jakie niby nawozy mają stosować rolnicy, którzy dbają o bioróżnorodność i jeszcze chcą się z tej produkcji utrzymać? I posłać swoje dzieci na studia? I wybudować dom? To, co zrobi pod siebie ich krowa, koń i trochę kur? Bo jak zajmują się warzywami, to raczej wielkiej ilości tzw. obornika nie będą posiadali.

Takich bioróżnorodnych małych rolników jest w Mielcu na pęczki, ale ze swoich działek pracowniczych raczej nic do kooperatywy nie sprzedadzą. A jakby już, jakby wyliczyli sobie realną cenę swojej pietruszki, to nie kosztowała by 20 zł, jak było na wiosnę, co wszystkich zaszokowało, ale może 40 złotych. Zresztą kto z nich wyhoduje pietruszkę wiosną?

Minęły już czasy, kiedy obiektem pożądania były idealnie okrągłe jabłka z supermarketu, teraz świadomi konsumenci chcą naturalnych produktów -pisze Pani Daria. Ja mam u siebie na działce 7 jabłoni. I mam naturalne produkty. To znaczy nie pryskam drzew. Jak jest dobrze, to spadnie połowa jabłek, które będą robaczywe, jak gorzej, to więcej. Z tych co zostaną, można dla siebie zrobić sok, ale nikt o zdrowych zmysłach nie zasadzi dzisiaj wielkiego sadu po to, by go najpierw zjadły szkodniki, a potem ktoś od niego kupił łaskawie trochę pokrytych plamami jabłek, dając za nie grosze i grymasząc.

Spółdzielnie spożywcze prężnie rozwijały się już w przedwojennej Polsce jako odpowiedź na potrzeby mniej zamożnej części społeczeństwa. Tak. A teraz będą dla tej zamożnej części społeczeństwa, która może, jak coś takiego znajdzie, zapłacić trzy razy więcej za zielone niepryskane. Na pewno nie pryskane?

Wszyscy chcemy zdrowo jeść. Ja także.
Pisze Pani Daria: Docelowo chcielibyśmy kupować żywność bez chemii. Rolnicy nie tylko pryskają, ale też nawożą sztucznie, stosują odchwaszczanie chemiczne.

Jest Pani młoda i piękna. I nie pamięta Pani (na szczęście) tych czasów, gdy ja i moi rówieśnicy, jedliśmy żywność (prawie) bez chemii. I zachowaliśmy się prawie tak, jak Pani propaguje – prawie nie jedliśmy mięsa. Główną cześć naszej diety stanowiły ziemniaki, pieczywo, trochę nabiału.
A nie jedliśmy mięsa – to znaczy jedliśmy raz, dwa razy w tygodniu, w niedzielę, czasami w sobotę – dlatego, że go nie było, bo rolnicy hodowali zwierzęta ekologicznie. I że było drogie. A kura przywożona ze wsi i trzymana w wannie na świąteczny obiad w kolejną niedzielę, stała się symbolem tamtych czasów. A i tak mieliśmy lepiej, niż dzieci II Rzeczypospolitej, gdzie był zwyczajny głód ekologiczny.

Gdy tak patrzę na Wasze zdjęcie, sytych młodych ludzi, chcących nie jeść w Kooperatywie mięsa i porównuję to zdjęcie ze zdjęciami z tamtych lat, których można wiele znaleźć na stronie „Jeśli jesteś z Mielca, to …” to widzę na tych starych zdjęciach samych szczupłych młodzieńców, szczupłe kobiety, a wśród dzieci żadnych utytych. A – nie obrażając Was – popatrzcie na siebie! A my naprawdę się nie odchudzaliśmy. Przeciwnie! Chcieliśmy zjeść jak najwięcej.
Może prze tę Kooperatywę tylko chcecie być szczuplejsi. Gratuluję wam postanowienia. Może chcecie być zdrowsi bez chemii? Też wam dobrze życzę.
A może zamiast ograniczać mięso, wyrzućcie do śmieci cukier?

Ale może jednak was dodatkowo uświadomię, że gdy latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, gdy polskie dzieci jadły mięso raz w tygodniu, hinduskie dzieci umierały z głodu. Tak, umierały masowo.

A kiedy przestały umierać? Ano wtedy, jak zaczęła się tzw. „zielona rewolucja” czyli właśnie przemysłowa i schemizowana produkcja wszelakiej żywności.
Od tego czasu przybyło pewnie pięć miliardów ludzi. I w zasadzie nie umierają z głodu. Można powiedzieć, że raczej się przejadają. Szczególnie węglowodanami.

Tylko tacy jak Wy, pięknoduchy, próbują zawracać Wisłę kijem i domagają się, by znowu małe dzieci umierały z niedożywienia. Że to nieprawda?
Wiem, że tego nie chcecie. Ale spełnienie waszych marzeń tym by się skończyło.

Wbijcie sobie to do głowy: inaczej już nie będzie. Ludzie wciąż będą chcieli zaspokajać głód – to najpierw- a potem zjeść dobrze – to w kolejnym kroku. I najpewniej będą chcieli jeść mięso. Bo tak jest skonstruowany człowiek.
Chociaż rzeczywiście powinien jeść więcej warzyw. Dużo więcej. A żeby tak było, to muszą to być warzywa z hiszpańskich folii, schemizowane.

A żeby zmienić człowieka, przekonstruować, to trzeba mu zmienić geny. Chińczycy, wbrew protestom świata, zaczęli to robić.
Czy coronavirus jest jakimś odpadkiem z  tych eksperymentów? Nie wiem. Ale wszystko możliwe.


 A to już moje zdjęcie z technikum, gdy jedliśmy trochę lepiej, choć nie tak jak dzisiaj.

poniedziałek, 17 lutego 2020

O tym jak PiS zabiera Polakom wolność i dlaczego ludzie to lubią

Człowiek, który ma puste kieszenie nie jest wolny. My te kieszenie wypełniamy” – ogłosił na jednej z konwencji PiS Jarosław Kaczyński.

Wtórował mu Mateusz Morawiecki, który określając fundamenty, na jakich PiS chce budować nadal swoją politykę, powiedział, że są to „równość, wolność i praworządność”

Zaraz przypomniało mi się słynne i najbardziej oszukańcze hasło naszej cywilizacji, czyli „Wolność, równość, braterstwo”. Spyta ktoś: a dlaczego oszukańcze? A choćby z dwu pierwszych powodów. Po pierwsze, to hasło sformułowane w 1793 roku brzmiało „Liberté, égalité, fraternité, ou la mort”, czyli tłumacząc na chłopski, albo chcesz być wolnym, równym, naszym bratem, albo cię zabijemy. A po drugie, w 1794 roku z tym hasłem na ustach dokonano pierwszego wielkiego ludobójstwa w nowożytnej Europie – rzezi Wandii. Wyrżnięto pół miliona Wandejczyków, za to, że chcieli być katolikami, a nie chcieli być braćmi w rewolucji.

Oczywiście dzisiaj milczy się i o pierwowzorze, i o rzezi, ogłupiając niemyślący tłum pięknym „wolność, równość, braterstwo”. Ale ludzie to kupują. Ludzie to lubią.

PiS nie bez powodu na pierwszym miejscu swojej triady umieścił równość. Równość wszyscy rozumiemy. A kto rozumie, co to jest wolność?

Dla prezesa Kaczyńskiego „Równość to przede wszystkim równość wobec prawa, równość szans na awans, na to, by godnie żyć, to prawo do godnego życia wszystkich Polaków”.
To każdy zrozumie (to nic, że każdy po swojemu). A jeszcze gdzieś pod wierzchem większość domagająca się równości ma włożone, że żeby była równość, to trzeba zabrać bogatym i dać biednym.
 
Ale w związku z tym nie wszyscy chcą równości. I prezes Kaczyński pyta: „Czy wszyscy ją(tę równość) akceptują?”„Wszyscy wiemy, że nie wszyscy” – odpowiada.

A my możemy zapytać: a kto nie akceptuje? I mamy odpowiedź: „Ciągle trwa zaciekła obrona przywilejów różnych grup, kast, dlatego ten problem jest tak ważny. Ma dodatkowe wymiary, wymiar ekonomiczny”
I ja się tu zgadzam z Prezesem. Jedną z takich grup/kast są górnicy, którzy po 25 latach pracy przestają robić cokolwiek i tylko patrzą, jak pojechać za darmo do sanatorium. Taką grupą są rolnicy, którym się funduje, bez wysiłki z ich strony, emerytury i bezpłatną opiekę medyczną. Taką grupą są służby mundurowe, który właśnie niedawno znowu rząd ustąpił i obniżył wiek emerytalny. Taką też grupa są sędziowie i prokuratorzy. Wreszcie wielka grupa urzędników, na których muszą pracować ci, za którymi nikt się nie wstawia i którym tylko chce zabrać, prywatni przedsiębiorcy. Tak, zgadzam się z Prezesem, mam tylko wątpliwość, że widzimy tych samych uprzywilejowanych.
 
 A TVP dodaje, że także Niemcy, które nam zazdroszczą wzrostu dobrobytu, równości nie akceptują.

No i druga z fundamentalnej triady – wolność.

Jak mówił PrezesKaczyński: „Wolność ma ten aspekt, który jest w kieszeni. Człowiek, który ma puste kieszenie, pusty portfel, wolny nie jest. My te kieszenie wypełniamy”. W innym miejscu dodawał: „Podniesienie jakości życia to zwiększenie naszej wolności i naszej równości!”

Trudno się nie zgodzić z Prezesem, że człowiek biedny tylko w szczególnych przypadkach będzie się czuł wolny. Najczęściej tak nie jest. Wszyscy chcemy, by ludzie dobrze zarabiali na godne życie.

Pojawia się jednak fundamentalne pytanie: Czy dawanie ludziom pieniędzy, a nie możliwości ich zarabiania, jest przywracaniem ludziom wolności czy jej odbieraniem?

Niedawno przerobiliśmy kilka z form dawania pieniędzy jak popadnie. To było 500 plus, to jest nadal gwałtowne podnoszenie płacy minimalnej, to są trzynaste i czternaste pensje dla emerytów. Czym to zaczyna skutkować? Ano gwałtownym wzrostem inflacji (przed czym mądrzy przestrzegali), a więc zabieraniem tego, co się dało. Bo żeby podnieść długofalowo poziom życia, należy dać możliwość większego zarobku za większą wydajność pracy. Innej drogi nie ma. Inną drogę znają tylko populiści.

Czym to się skończy?
Ekonomicznie większą inflacją. Społecznie coraz większym uzależnieniem biorących od dających. Ale być może dającym o to chodzi?
A większe uzależnienie to mniejsza wolność. To chyba oczywiste? Tego dalej nie potrzeba udowadniać.
Kogo uzależnienie i od kogo?
Ano np. emerytów, którzy dostali obniżenie wieku emerytalnego i poszli na głodowe emerytury, a teraz będą żądać, będą prosić, całować w rękę, będą wdzięczni, jak im rządzący dorzucą coś do pustego portfela. A nikt nie powiedział kobiecie, która dostaje 2000 zł emerytury, że jakby dopracowała do 67 lat, to miałaby ok. 3,4 tys. zł. Lepiej dać zasiłek, o który trzeba poprosić i za który będzie się wdzięcznym i za który z wdzięczności zagłosuje się na dającego.

A czy dawanie 500 plus każdemu jak leci to nie jest pozbawianie części ludzi wolności? Byłem za tym, by dać pomoc rodzinom wielodzietnym. To miało sens. Ale wszystkim? Po to, żeby dziękowali głosami na wyborach? Bogaci i tak nie będą wdzięczni a z biednych zrobi się niewolników dodatku finansowego, czyli niewolnikiem dającego. Partii dającej.

Gwałtowny skok płacy minimalnej zaskutkuje docelowo automatyzacją tych prac, które teraz są wykonywane ręcznie. I większość niewykształconych, którzy i tak nie są zachęcani do nauki i ponoszenia umiejętności, stanie się nieprzydatna dla firm. U kogo będą prosili o wsparcie? A no u rządzących. Czy będą bardziej wolni? Nie.

Jednak PiS ma także na uwadze inną definicję lub rodzaj wolności. Wg Pana Prezesa „Druga sprawa to wolność. Wolność, która też jest kwestionowana.Są tacy, którzy chcą nam odebrać wolność poglądów, wolność słowa, ba, wolność sumienia, wolność religii (związaną bezpośrednio z sumieniem). Zapowiadają, że w Polsce, jeśli zwyciężą, zniesiona zostanie demokracja, a ogromna część społeczeństwa, o poglądach innych niż te, które oni głoszą, będzie w gruncie rzeczy wyłączona z czynnej polityki”.

Czy tak jest, czy tak nie jest, nie będziemy tu rozważać, bo – moim zdaniem – beneficjenci wolności pierwszego rodzaju mają daleko gdzieś ten drugi rodzaj wolności. Tą drugą wolność wyciąga się na użytek elit. By jednych dowartościować, a drugim przywalić. Kto na tym zyskuje? Na pewno nie Kościół, który dla takiego rozumienia wolności popiera PiS, zaniedbując własne reformy wewnętrzne i wyjdzie na tej wolności i tym popieraniu jej, jak przysłowiowy Zabłocki. A zapewne zyska docelowo lewica, przeciwko której ani rządzący, ani Kościół niestety nie znajdują ideologicznie przekonującego odporu.
Bo akurat  augustyńskie, kościelne wyobrażenie o wolności, utożsamiające wolność z wyzwoleniem od grzechu, czyli że „im mniej okazji do grzechu świat mi dostarcza, tym bardziej kwitnie wolność moja”, nie jest akceptowane nawet przez większość tych, którzy jeszcze chodzą do kościoła.

A teraz pytanie, dlaczego ludzie to lubią. Dlaczego lubią, jak im się odbiera wolność.  Bo że lubią, jest poza dyskusją. Notowania PiS są tak wysokie, że nie sposób twierdzić inaczej. Rozmowy, szczególnie z biedniejsza częścią społeczeństwa też nie pozostawiają złudzeń. Ludziom się to podoba. Dlaczego?
Uproszczeniem byłoby powiedzieć tylko, że ludzie nie lubią bogatszych od siebie, nie lubią mających inne poglądy. Pewnie też tych o innej orientacji seksualnej. Bo może tak jest, ale to jakby dalsza przyczyna.

Najprościej można ocenić, dlaczego lubią to działacze partyjni. Dla stanowisk. Choć niektórzy może dodatkowo z przekonania. Podobnie dla kasy lubią dziennikarze w TVP czy PR. Choć już z dziennikarzami takimi jak Lichocka, czy Ziemkiewicz nie jest prosto. Ziemkiewicz, wybitny dziennikarz, stał się (dlaczego?) prymitywnym propagandystą, którego już nikt do dyskusji prócz TVP nie zaprasza. O Lichockiej nie ma co mówić. Prosta sprawa jest też z awansowanymi sędziowie KRS, Izby dyscyplinarnej SN i całą gromadką innych, awansowanych na stanowiska. Kasa i zaszczyty. Gdy wolność można sprzedać okazyjnie. Czy tak, jak to robiliśmy za komuny? Moim zdaniem nie. Wtedy szansa na tzw. wolność była żadna albo absolutnie iluzoryczna. Więc nie było co sprzedawać. Może tylko swój honor. Dzisiaj wolność jest, a niektórzy się jej pozbywają.

Ale rozważmy, olewając elity, które się sprzedały władzy ( a elity często to robią), dlaczego prawie połowa społeczeństwa lubi, jak się go pozbawia – bardziej lub mniej - wolności? To jest ciekawsze pytanie.

Erich Fromm napisał w 1941 roku fundamentalną pracę o dobrowolnym pozbywaniu się przez ludzi swojej wolności. To „Ucieczka od wolności”.
Twierdzi on m.in. że pragnienie wolności nie wypływa z naturalnej, pierwotnej konstytucji człowieka. W odpowiednio ukształtowanych warunkach mogłoby się ono w ogóle nie narodzić.
Każdy człowiek stanowi sam dla siebie jakąś wartość, różną od innych, i chcąc ją zachować, włącza instynkt obronny,  czyli że „sposób życia wyznaczony właściwościami systemu ekonomicznego staje się podstawowym czynnikiem determinującym całą strukturę charakteru jednostki, ponieważ nieprzeparty instynkt samozachowawczy nakazuje jej przyjąć warunki, w jakich zmuszona jest żyć”.

Fromm pisze, że człowiek jest „kaprysem ewolucji”, u którego można zaobserwować redukcję instynktownych reakcji na rzecz form kulturowych. Człowiekowi przestaje wystarczać zaspokojenie potrzeb biologicznych, potrzebne mu są idee: religia, sens życia, wspólnota społeczna. Fromm porównuje to do wygnania człowieka z Raju, a jego nieposłuszeństwo jest pierwszym aktem wolności.

Ale niesie to za sobą cierpienie, konieczność dokonywania wyborów, samotność. Człowiek wolny okazuje się człowiekiem przerażonym, samotnym, bezsilnym wobec otoczenia. W efekcie jest zmuszony do budowania od nowa swojego świata, postawienia się trochę w roli stwórcy, do stworzenia światopoglądu, swoich wartości, swojej tradycji, odnalezienia siebie na nowo w tym świecie.

A nade wszystko musi pracować. Jak powiedział Bóg, wyganiając z raju kobietę , że będzie w bólach rodziła swe dzieci, a mąż będzie nad nią panował. Mężczyźnie zaś powiedział że w trudzie i znoju będzie uprawiał ziemię, zdobywając w ten sposób pożywienie. A ziemia, przeklęta po złamaniu zakazu, owocować będzie cierniem i ostem.

Praca, niestety, oznacza aktywność twórczą, w której człowiek staje się cząstką ludzkości przez to, co tworzy. Czy to dla ludzi, czy dla przyrody. Fromm uważa, że tylko taki człowiek, który umie kochać i pracując – tworzyć, a na dodatek jest gotowy na „wolność do czegoś”, jest człowiekiem prawdziwe wolnym.

Ale jak być wolnym w świecie tak zmiennym, tak pozbawionym wartości, które zresztą ludzie sami odrzucili, świecie pozbawionym autorytetów, które sami obalili, w świecie, o którym wiemy tak dużo, jak nigdy przedtem, a nie umiemy z tego wyciągnąć żadnych sensownych wniosków, w świecie, w którym nas jedynie straszą lub chwalą naszą wspaniałość, usiłując nam sprzedać kolejną niepotrzebną rzecz, w świecie, gdzie dążenie do sukcesu jest bożkiem, w świecie, który mimo pozorów bezpieczeństwa, wydaje się nam tak niepewny i tak groźny jak nigdy dotąd, w świecie, w którym właściwie jedynie należałoby się zamknąć na klucz i nie opuszczać bezpiecznego mieszkania? Jak być wolnym w takim świecie?
To rodzi wielką niepewność u większości ludzi, którzy są ludźmi słabymi, wyrzuconymi przez Boga czy przez życie z bezpiecznego raju, o którym marzyli w snach czy w dzieciństwie. Poczucie bezsiły, zewsząd obecnego zagrożenia, małej wartości w świecie, rodzi chęć oddania się w opiekę komuś, kto ma jasne i proste poglądy, zrozumiałe przez prostaczków, kto wytłumaczy, ze wszystkiemu są winni tamci. Obcy, złodzieje, sędziowie, emigranci czy jeszcze kto tam będzie podpadnięty medialnie lub medialnie wykreowany na wroga.
A jeszcze jak dostaną zapewnienie, ze będzie się o nich dbało, że będą godnie zarabiać, by godnie żyć, nie trzeba niczego więcej, by oddać się takiej sile bez wahania i na długo.

Na jak długo? Ano tak długo, jak ta siła będzie dbała o oddanych, dawała im pieniądze, zaspokajała próżność i potrzebę własnej godności, gasiła lęki przed obcym i niepewnym. Przed drugą turą wyborów prezydenckich ci którzy oddali wolność, na pewno dostaną kolejny piękny prezent. Może to będzie kolejne skrócenie wieku przechodzenia na emeryturę, może obietnica stałe czternastej i piętnastej emerytury, może dalszego fedrowania niepotrzebnego węgla. Wyobraźnia rządzących jest bogata. I na nic się zdadzą gadania ekonomistów, że rozdawanie pieniędzy musi skończyć się katastrofą. No jak, przecież Delano Roosevelt wprowadził New Deal! Zwiększył konsumpcję i uratował Amerykę. Podobnie było po sąsiedzku? No nie, nie wymawiaj tego słowa.

Cóż to jest wolność, jak nie ma pieniędzy? Jak brakuje godności i poczucia własnej wartości? Taką wolność można oddać. I oddano. I na nic się zdadzą tłumaczenia Balcerowicza. Nikt go nie słucha. Z tych, co się pozbyli wolności za bezpieczeństwo. To co, że iluzoryczne? Nie wiedzą tego.
Ale czy podobnie teraz nie robią biedniejsi Amerykanie głosując na Trumpa? Czy nie dlatego tak gładko udał się Turcji zamach stanu, przeprowadzony przez obecnego prezydenta? Czy nie dlatego wygrał Orban?

Ludzie nie lubią wolności. Wolność to kłopot. To strach. To wyrzeczenia. Większość tzw. normalnych z ludzi nie jest w stanie i nie ma potrzeby uwalniania się od ograniczeń zewnętrznych, spełniania się indywidualnie w przestrzeni społecznej, wypełniania jej swoją wolnością. Bo najczęściej nie ma czym. Więc i pozbycie się jej nie ciąży.

Większość z nich też nie wie, a jak wie, to wypycha to ze świadomości, że wolność jest tym czynnikiem, który umożliwia rozwój i społeczeństwa i jednostki pod każdym względem
Dzięki wolności może się urzeczywistnić godność ludzka. Dzięki niej realizują się obywatele i przedsiębiorcy, ludzie tworzą wielkie dzieła kultury, wartości duchowe i intelektualne, ale i wielkie przedsięwzięcia techniczne i przemysłowe.

Ale to tylko niektórzy. Bo większość chętnie by skorzystała z efektów tej ich wolności i je zabrała. Niszcząc przy okazji wolność.

No i doszliśmy wreszcie do trzeciej części triady z fundamentów polityki PiS – to „praworządność”, która zastąpiła francuskie „braterstwo”. Mogę tu tylko powiedzieć tyle, że słusznie, że zastąpiła. Taki zwrot jak „braterstwo”, skierowany do wszystkich ludzi, a nie poparty prawdziwie chrześcijańską miłością do drugiego człowieka, naszego brata (choćby czarnego emigranta), jest zwykłym bzdetem, słowem-wytrychem do głów politycznie poprawnych. Tu się zgadzam z PiS-em, nawet jak się na dzisiaj nie zgadzam z pisowską retoryką antyimigracyjną. Wobec emigrantów powoli zmieniam zdanie. Tym szybciej, im mniej dzieci rodzą Polki katoliczki i nie katoliczki. Ale podobno wolne Polki.

A praworządność w praktyce? Byłem za zmianami w sądownictwie, ale nie za rewolucją robioną przez byle jakich ludzi, Piebiaków, Nawackich, czy marnej sędzi, pani Przyłębskiej, której nikt nie chciał w sądzie, gdy wróciła z dyplomacji.
Co to za sędziowie? Oni mają być twarzami dobrych zmian w sądownictwie? Uważam, że jak z niewolnika nie będzie dobrego pracownika, tak z marnego moralnie sędziego nie będzie sędziowskiego autorytetu. Zmiany pozytywnych moralnie nie robi się rękami ludzi mało moralnych.
A ci ludzie, nowo mianowani sędziowie, to jeszcze w większości ludzie zniewoleni przez PiS. Czy to pieniędzmi, czy możliwością awansu. Prawie jak partyjna nomenklatura.


I na koniec przyszedł mi do głowy taki bon mot: Najmierniejsi z wiernych, więc najwierniejsi.
I tyle.

O tym, jak PiS odbiera ludziom wolność i dlaczego ludzie to lubią.

Człowiek, który ma puste kieszenie nie jest wolny. My te kieszenie wypełniamy” – ogłosił na jednej z konwencji PiS Jarosław Kaczyński.

Wtórował mu Mateusz Morawiecki, który określając fundamenty, na jakich PiS chce budować nadal swoją politykę, powiedział, że są to „równość, wolność i praworządność”

Zaraz przypomniało mi się słynne i najbardziej oszukańcze hasło naszej cywilizacji, czyli „Wolność, równość, braterstwo”. Spyta ktoś: a dlaczego oszukańcze? A choćby z dwu pierwszych powodów. Po pierwsze to hasło sformułowane w 1793 roku brzmiało „Liberté, égalité, fraternité, ou la mort”, czyli tłumacząc na chłopski, albo chcesz być wolnym, równym, naszym bratem, albo cię zabijemy. A po drugie w 1794 roku z tym hasłem na ustach dokonano pierwszego wielkiego ludobójstwa w nowożytnej Europie – rzezi Wandii. Wyrżnięto pół miliona Wandejczyków, za to, że chcieli być katolikami, a nie chcieli być braćmi w rewolucji.

Oczywiście dzisiaj milczy się i o pierwowzorze, i o rzezi, ogłupiając niemyślący tłum pięknym „wolność, równość, braterstwo”. Ale ludzie to kupują. Ludzie to lubią.

PiS nie bez powodu na pierwszym miejscu swojej triady umieścił równość. Równość wszyscy rozumiemy. A kto rozumie, co to jest wolność?

Dla prezesa Kaczyńskiego „Równość to przede wszystkim równość wobec prawa, równość szans na awans, na to, by godnie żyć, to prawo do godnego życia wszystkich Polaków”.
To każdy zrozumie (to nic, że każdy po swojemu). A jeszcze gdzieś pod wierzchem większość domagająca się równości ma, że żeby była równość, to trzeba zabrać bogatym i dać biednym. A nawet jak tylko biednym, to nie myśli, że skądś na tych biednych trzeba wziąć, czyli pewnie od bogatych.
Ale w związku z tym nie wszyscy chcą równości. I prezes Kaczyński pyta: „Czy wszyscy ją(tę równość) akceptują?”„Wszyscy wiemy, że nie wszyscy” – sam odpowiada.

A my możemy zapytać: a kto nie akceptuje? I mamy odpowiedź: „Ciągle trwa zaciekła obrona przywilejów różnych grup, kast, dlatego ten problem jest tak ważny. Ma dodatkowe wymiary, wymiar ekonomiczny”. A TVP dodaje, że także Niemcy, które nam zazdroszczą wzrostu dobrobytu.

I ja się tu zgadzam z Prezesem. Jedną z takich grup są górnicy, którzy po 25 latach pracy przestają robić cokolwiek i tylko patrzą, jak pojechać za darmo do sanatorium. Taką grupą są rolnicy, którym się funduje, bez wysiłki z ich strony, emerytury i bezpłatną opiekę medyczną. Taką grupą są służby mundurowe, który właśnie niedawno znowu rząd ustąpił i obniżył wiek emerytalny. Taką też grupa są sędziowie i prokuratorzy. Wreszcie wielka grupa urzędników, na których muszą pracować ci, za którymi nikt się nie wstawia i którym tylko chce zabrać, prywatni przedsiębiorcy. Tak, zgadzam się z Prezesem, mam tylko wątpliwość, że widzimy tych samych uprzywilejowanych.

No i druga z fundamentalnej triady – wolność.

Jak mówił PrezesKaczyński: „Wolność ma ten aspekt, który jest w kieszeni. Człowiek, który ma puste kieszenie, pusty portfel wolny nie jest. My te kieszenie wypełniamy”. W innym miejscu dodał: „Podniesienie jakości życia to zwiększenie naszej wolności i naszej równości!”

Trudno się nie zgodzić z Prezesem, że człowiek biedny tylko w szczególnych przypadkach będzie się czuł wolny. Najczęściej tak nie jest. Wszyscy chcemy, by ludzie dobrze zarabiali na godne życie.

Pojawia się jednak fundamentalne pytanie: Czy dawanie ludziom pieniędzy, a nie możliwości ich zarabiania, jest przywracaniem ludziom wolności czy jej odbieraniem?

Niedawno przerobiliśmy kilka z form dawania pieniędzy jak popadnie. To było 500 plus, to jest nadal gwałtowne podnoszenie płacy minimalnej, to są trzynaste i czternaste pensje dla emerytów. Czym to zaczyna skutkować? Ano gwałtownym wzrostem inflacji (przed czym mądrzy przestrzegali), a więc zabieraniem tego, co się dało. Bo żeby podnieść długofalowo poziom życia należy dać możliwość większego zarobku za większa wydajność, Innej drogi nie ma. Inną drogę znają tylko populiści.

Czym to się skończy?
Ekonomicznie większą inflacją. Społecznie coraz większym uzależnieniem biorących od dających. Ale być może dającym o to chodzi?
A większe uzależnienie to mniejsza wolność. To chyba oczywiste? Tego dalej nie potzreba udowadniać.
Kogo uzależnienie i od kogo?
Ano np. emerytów, którzy dostali obniżenie wieku emerytalnego i poszli na głodowe emerytury, a teraz będą żądać, będą prosić, całować w rękę, będą wdzięczni, jak im rządzący dorzucą coś do pustego portfela. A nikt nie powiedział kobiecie, która dostaje 2000 zł emerytury, że jakby dopracowała do 67 lat, to miałaby ok. 3,4 tys. zł. Lepiej dać zasiłek, o który trzeba poprosić i za który będzie się wdzięcznym, i za który z wdzięczności zagłosuje się na dającego.

A czy dawanie 500 plus każdemu jak leci to nie jest pozbawianie części ludzi wolności? Byłem za tym, by dać pomoc rodzinom wielodzietnym. To miało sens. Ale wszystkim? Po to, żeby dziękowali głosami na wyborach? Bogaci i tak nie będą wdzięczni a z biednych zrobi się niewolników dodatku finansowego, czyli niewolnikiem dającego. Partii dającej.

Gwałtowny skok płacy minimalnej zaskutkuje docelowo automatyzacją tych prac, które teraz są wykonywane ręcznie. I większość niewykształconych, którzy i tak nie są zachęcani do nauki i ponoszenia umiejętności, stanie się nieprzydatna dla firm. U kogo będą prosili o wsparcie? A no u rządzących. Czy będą bardziej wolni? Nie.

Jednak PiS ma także na uwadze inną definicję lub rodzaj wolności. Wg Pana Prezesa „Druga sprawa to wolność. Wolność, która też jest kwestionowana.Są tacy, którzy chcą nam odebrać wolność poglądów, wolność słowa, ba, wolność sumienia, wolność religii (związaną bezpośrednio z sumieniem). Zapowiadają, że w Polsce, jeśli zwyciężą, zniesiona zostanie demokracja, a ogromna część społeczeństwa, o poglądach innych niż te, które oni głoszą, będzie w gruncie rzeczy wyłączona z czynnej polityki”.

Czy tak jest, czy tak nie jest, nie będziemy tu rozważać, bo – moim zdaniem – beneficjenci wolności pierwszego rodzaju mają daleko gdzieś ten drugi rodzaj wolności. Tą drugą wolność wyciąga się na użytek elit. By jednych dowartościować a drugim przywalić. Kto na tym zyskuje? Na pewno nie Kościół, który dla takiego rozumienia wolności popiera PiS, zaniedbując własne reformy wewnętrzne i wyjdzie na tej wolności i tym popieraniu jej, jak przysłowiowy Zabłocki. A zapewne zyska docelowo lewica, przeciwko której ani rządzący, ani Kościół niestety nie znajdują ideologicznie przekonującego odporu.
Bo akurat  augustyńskie, kościelne wyobrażenie o wolności, utożsamiające wolność z wyzwoleniem od grzechu, czyli że „im mniej okazji do grzechu świat mi dostarcza, tym bardziej kwitnie wolność moja”, nie jest akceptowane nawet przez większość tych, którzy jeszcze chodzą do kościoła.

A teraz pytanie, dlaczego ludzie to lubią. Dlaczego lubią, jak im się odbiera wolność.  Bo że lubią, jest poza dyskusją. Notowania PiS są tak wysokie, że nie sposób twierdzić inaczej. Rozmowy, szczególnie z biedniejsza częścią społeczeństwa też nie pozostawiają złudzeń. Ludziom się to podoba. Dlaczego?
Uproszczeniem byłoby powiedzieć tylko, że ludzie nie lubią bogatszych od siebie, nie lubią mających inne poglądy. Pewnie też tych o innej orientacji seksualnej. Bo może tak jest, ale to jakby dalsza przyczyna.

Najprościej można ocenić, dlaczego lubią to działacze partyjni. Dla stanowisk. Choć niektórzy może dodatkowo z przekonania. Podobnie dla kasy lubią dziennikarze w TVP czy PR. Choć już z dziennikarzami takimi jak Lichocka, czy Ziemkiewicz nie jest prosto. Ziemkiewicz, wybitny dziennikarz, stał się (dlaczego?) prymitywnym propagandystą, którego już nikt do dyskusji prócz TVP nie zaprasza. O Lichockiej nie ma co mówić. Prosta sprawa jest też z awansowanymi sędziowie KRS, Izby dyscyplinarnej SN i całą gromadką innych, awansowanych na stanowiska. Kasa i zaszczyty. Gdy wolność można sprzedać okazyjnie. Czy tak, jak to robiliśmy za komuny? Moim zdaniem nie. Wtedy szansa na tzw. wolność była żadna albo absolutnie iluzoryczna. Więc nie było co sprzedawać. Może tylko swój honor. Dzisiaj wolność jest, a niektórzy się jej pozbywają.

Ale rozważmy, olewając elity, które się sprzedały władzy ( a elity często to robią), dlaczego prawie połowa społeczeństwa lubi, jak się go pozbawia – bardziej lub mniej - wolności? To jest ciekawsze pytanie.

Erich Fromm napisał w 1941 roku fundamentalną pracę o dobrowolnym pozbywaniu się przez ludzi swojej wolności. To „Ucieczka od wolności”.
Twierdzi on m.in. że pragnienie wolności nie wypływa z naturalnej, pierwotnej konstytucji człowieka. W odpowiednio ukształtowanych warunkach mogłoby się ono w ogóle nie narodzić.
Każdy człowiek stanowi sam dla siebie jakąś wartość, różną od innych, i chcąc ją zachować, włącza instynkt obronny,  czyli że „sposób życia wyznaczony właściwościami systemu ekonomicznego staje się podstawowym czynnikiem determinującym całą strukturę charakteru jednostki, ponieważ nieprzeparty instynkt samozachowawczy nakazuje jej przyjąć warunki, w jakich zmuszona jest żyć”.

Fromm pisze, że człowiek jest „kaprysem ewolucji”, u którego można zaobserwować redukcję instynktownych reakcji na rzecz form kulturowych. Człowiekowi przestaje wystarczać zaspokojenie potrzeb biologicznych, potrzebne mu są idee: religia, sens życia, wspólnota społeczna. Fromm porównuje to do wygnania człowieka z Raju, a jego nieposłuszeństwo jest pierwszym aktem wolności.

Ale niesie to za sobą cierpienie, konieczność dokonywania wyborów, samotność. Człowiek wolny okazuje się człowiekiem przerażonym, samotnym, bezsilnym wobec otoczenia. W efekcie jest zmuszony do budowania od nowa swojego świata, postawienia się trochę w roli stwórcy, do stworzenia światopoglądu, swoich wartości, swojej tradycji, odnalezienia siebie na nowo w tym świecie.

A nade wszystko musi pracować. Jak powiedział Bóg, wyganiając z raju kobietę , że będzie w bólach rodziła swe dzieci, a mąż będzie nad nią panował. Mężczyźnie zaś powiedział że w trudzie i znoju będzie uprawiał ziemię, zdobywając w ten sposób pożywienie. A ziemia, przeklęta po złamaniu zakazu, owocować będzie cierniem i ostem.

Praca niestety oznacza aktywność twórczą, w której człowiek staje się cząstką ludzkości przez to, co tworzy. Czy to dla ludzi, czy dla przyrody. Fromm uważa, ze tylko taki człowiek, który umie kochać i pracując – tworzyć, a na dodatek jest gotowy na „wolność do czegoś” jest człowiekiem prawdziwe wolnym.

Ale jak być wolnym w świecie tak zmiennym, tak pozbawionym wartości, które zresztą ludzie sami odrzucili, świecie pozbawionym autorytetów, które sami obalili, w świecie, o którym wiemy tak dużo, jak nigdy przedtem, a nie umiemy z tego wyciągnąć żadnych sensownych wniosków, w świecie, w którym nas jedynie straszą lub chwalą naszą wspaniałość, usiłując nam sprzedać kolejną niepotrzebną rzecz, w świecie, gdzie dążenie do sukcesu jest bożkiem, w świecie, który mimo pozorów bezpieczeństwa, wydaje się nam tak niepewny i tak groźny jak nigdy dotąd, w świecie, w którym właściwie jedynie należałoby się zamknąć na klucz i nie opuszczać bezpiecznego mieszkania? Jak być wolnym w takim świecie?
To rodzi wielką niepewność u większości ludzi, którzy są ludźmi słabymi, wyrzuconymi przez Boga czy przez życie z bezpiecznego raju, o którym marzyli w snach czy w dzieciństwie. Poczucie bezsiły, zewsząd obecnego zagrożenia, małej wartości w świecie, rodzi chęć oddania się w opiekę komuś, kto ma jasne i proste poglądy, zrozumiałe przez prostaczków, kto wytłumaczy, ze wszystkiemu są winni tamci. Obcy, złodzieje, sędziowie, emigranci czy jeszcze kto tam będzie podpadnięty medialnie lub medialnie wykreowany na wroga.
A jeszcze jak dostaną zapewnienie, ze będzie się o nich dbało, że będą godnie zarabiać, by godnie żyć, nie trzeba niczego więcej, by oddać się takiej sile bez wahania i na długo.

Na jak długo? Ano tak długo, jak ta siła będzie dbała o oddanych, dawała im pieniądze, zaspokajała próżność i potrzebę własnej godności, gasiła lęki przed obcym i niepewnym. Przed drugą turą wyborów prezydenckich ci którzy oddali wolność, na pewno dostaną kolejny piękny prezent. Może to będzie kolejne skrócenie wieku przechodzenia na emeryturę, może obietnica stałe czternastej i piętnastej emerytury, może dalszego fedrowania niepotrzebnego węgla. Wyobraźnia rządzących jest bogata. I na nic się zdadzą gadania ekonomistów, że rozdawanie pieniędzy musi skończyć się katastrofą. No jak, przecież Delano Roosevelt wprowadził New Deal! Zwiększył konsumpcję i uratował Amerykę. Podobnie było po sąsiedzku? No nie, nie wymawiaj tego słowa.

Cóż to jest wolność, jak nie ma pieniędzy? Jak brakuje godności i poczucia własnej wartości? Taką wolność można oddać. I oddano. I na nic się zdadzą tłumaczenia Balcerowicza. Nikt go nie słucha. Z tych, co się pozbyli wolności za bezpieczeństwo. To co, że iluzoryczne? Nie wiedzą tego.
Ale czy podobnie teraz nie robią biedniejsi Amerykanie głosując na Trumpa? Czy nie dlatego tak gładko udał się Turcji zamach stanu, przeprowadzony przez obecnego prezydenta? Czy nie dlatego wygrał Orban?

Ludzie nie lubią wolności. Wolność to kłopot. To strach. To wyrzeczenia. Większość tzw. normalnych z ludzi nie jest w stanie i nie ma potrzeby uwalniania się od ograniczeń zewnętrznych, spełniania się indywidualnie w przestrzeni społecznej, wypełniania jej swoją wolnością. Bo najczęściej nie ma czym. Więc i pozbycie się jej nie ciąży.

Większość z nich też nie wie, a jak wie, to wypycha to ze świadomości, że wolność jest tym czynnikiem, który umożliwia rozwój i społeczeństwa i jednostki pod każdym względem
Dzięki wolności może się urzeczywistnić godność ludzka. Dzięki niej realizują się obywatele i przedsiębiorcy, ludzie tworzą wielkie dzieła kultury, wartości duchowe i intelektualne, ale i wielkie przedsięwzięcia techniczne i przemysłowe.

Ale to tylko niektórzy. Bo większość chętnie by skorzystała z efektów tej ich wolności i je zabrała. Niszcząc przy okazji wolność.

No i doszliśmy wreszcie do trzeciej części triady z fundamentów polityki PiS – to „praworządność”, która zastąpiła francuskie „braterstwo”. Mogę tu tylko powiedzieć tyle, że słusznie, że zastąpiła. Taki zwrot jak „braterstwo”, skierowany do wszystkich ludzi, a nie poparty prawdziwie chrześcijańską miłością do drugiego człowieka, naszego brata (choćby czarnego emigranta), jest zwykłym bzdetem, słowem-wytrychem do głów politycznie poprawnych. Tu się zgadzam z PiS-em, nawet jak się na dzisiaj nie zgadzam z pisowską retoryką antyimigracyjną. Wobec emigrantów powoli zmieniam zdanie. Tym szybciej, im mniej dzieci rodzą Polki katoliczki i nie katoliczki. Ale podobno wolne Polki.

A praworządność w praktyce? Byłem za zmianami w sądownictwie, ale nie za rewolucją robioną przez byle jakich ludzi, Piebiaków, Nawackich, czy marnej sędzi, pani Przyłębskiej, której nikt nie chciał w sądzie, gdy wróciła z dyplomacji.
Co to za sędziowie? Oni mają być twarzami dobrych zmian w sądownictwie? Uważam, że jak z niewolnika nie będzie dobrego pracownika, tak z marnego moralnie sędziego nie będzie sędziowskiego autorytetu. Zmiany pozytywnych moralnie nie robi się rękami ludzi mało moralnych.
A ci ludzie, nowo mianowani sędziowie, to jeszcze w większości ludzie zniewoleni przez PiS. Czy to pieniędzmi, czy możliwością awansu. Prawie jak partyjna nomenklatura.


I na koniec przyszedł mi do głowy taki bon mot: Najmierniejsi z wiernych, więc najwierniejsi.
I tyle.

Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...