Człowiek, który ma
puste kieszenie nie jest wolny. My te kieszenie wypełniamy” – ogłosił na jednej
z konwencji PiS Jarosław Kaczyński.
Wtórował mu Mateusz
Morawiecki, który określając fundamenty, na jakich PiS chce budować nadal swoją
politykę, powiedział, że są to „równość, wolność i praworządność”
Zaraz przypomniało
mi się słynne i najbardziej oszukańcze hasło naszej cywilizacji, czyli
„Wolność, równość, braterstwo”. Spyta ktoś: a dlaczego oszukańcze? A choćby z
dwu pierwszych powodów. Po pierwsze, to hasło sformułowane w 1793 roku brzmiało
„Liberté, égalité, fraternité, ou la mort”, czyli tłumacząc na chłopski, albo
chcesz być wolnym, równym, naszym bratem, albo cię zabijemy. A po drugie, w 1794
roku z tym hasłem na ustach dokonano pierwszego wielkiego ludobójstwa w
nowożytnej Europie – rzezi Wandii. Wyrżnięto pół miliona Wandejczyków, za to,
że chcieli być katolikami, a nie chcieli być braćmi w rewolucji.
Oczywiście dzisiaj
milczy się i o pierwowzorze, i o rzezi, ogłupiając niemyślący tłum pięknym
„wolność, równość, braterstwo”. Ale ludzie to kupują. Ludzie to lubią.
PiS nie bez powodu
na pierwszym miejscu swojej triady umieścił równość. Równość wszyscy rozumiemy.
A kto rozumie, co to jest wolność?
Dla prezesa
Kaczyńskiego „Równość to przede wszystkim
równość wobec prawa, równość szans na awans, na to, by godnie żyć, to prawo do
godnego życia wszystkich Polaków”.
To każdy zrozumie
(to nic, że każdy po swojemu). A jeszcze gdzieś pod wierzchem większość
domagająca się równości ma włożone, że żeby była równość, to trzeba zabrać bogatym i
dać biednym.
Ale w związku z tym
nie wszyscy chcą równości. I prezes Kaczyński pyta: „Czy wszyscy ją(tę równość) akceptują?”„Wszyscy
wiemy, że nie wszyscy” – odpowiada.
A my możemy
zapytać: a kto nie akceptuje? I mamy odpowiedź: „Ciągle trwa zaciekła obrona przywilejów różnych grup, kast, dlatego
ten problem jest tak ważny. Ma dodatkowe wymiary, wymiar ekonomiczny”.
I ja się tu zgadzam
z Prezesem. Jedną z takich grup/kast są górnicy, którzy po 25 latach pracy przestają
robić cokolwiek i tylko patrzą, jak pojechać za darmo do sanatorium. Taką grupą
są rolnicy, którym się funduje, bez wysiłki z ich strony, emerytury i bezpłatną
opiekę medyczną. Taką grupą są służby mundurowe, który właśnie niedawno znowu
rząd ustąpił i obniżył wiek emerytalny. Taką też grupa są sędziowie i
prokuratorzy. Wreszcie wielka grupa urzędników, na których muszą pracować ci,
za którymi nikt się nie wstawia i którym tylko chce zabrać, prywatni
przedsiębiorcy. Tak, zgadzam się z Prezesem, mam tylko wątpliwość, że widzimy
tych samych uprzywilejowanych.
A
TVP dodaje, że także Niemcy, które nam zazdroszczą wzrostu dobrobytu, równości nie akceptują.
No i druga z
fundamentalnej triady – wolność.
Jak mówił PrezesKaczyński:
„Wolność ma ten aspekt, który jest w
kieszeni. Człowiek, który ma puste kieszenie, pusty portfel, wolny nie jest. My
te kieszenie wypełniamy”. W innym miejscu dodawał: „Podniesienie jakości życia to zwiększenie naszej wolności i naszej
równości!”
Trudno się nie
zgodzić z Prezesem, że człowiek biedny tylko w szczególnych przypadkach będzie
się czuł wolny. Najczęściej tak nie jest. Wszyscy chcemy, by ludzie dobrze
zarabiali na godne życie.
Pojawia się jednak
fundamentalne pytanie: Czy dawanie ludziom pieniędzy, a nie możliwości ich
zarabiania, jest przywracaniem ludziom wolności czy jej odbieraniem?
Niedawno
przerobiliśmy kilka z form dawania pieniędzy jak popadnie. To było 500 plus, to
jest nadal gwałtowne podnoszenie płacy minimalnej, to są trzynaste i czternaste
pensje dla emerytów. Czym to zaczyna skutkować? Ano gwałtownym wzrostem
inflacji (przed czym mądrzy przestrzegali), a więc zabieraniem tego, co się
dało. Bo żeby podnieść długofalowo poziom życia, należy dać możliwość większego
zarobku za większą wydajność pracy. Innej drogi nie ma. Inną drogę znają tylko
populiści.
Czym to się
skończy?
Ekonomicznie
większą inflacją. Społecznie coraz większym uzależnieniem biorących od
dających. Ale być może dającym o to chodzi?
A większe
uzależnienie to mniejsza wolność. To chyba oczywiste? Tego dalej nie potrzeba
udowadniać.
Kogo uzależnienie i
od kogo?
Ano np. emerytów,
którzy dostali obniżenie wieku emerytalnego i poszli na głodowe emerytury, a
teraz będą żądać, będą prosić, całować w rękę, będą wdzięczni, jak im rządzący
dorzucą coś do pustego portfela. A nikt nie powiedział kobiecie, która dostaje
2000 zł emerytury, że jakby dopracowała do 67 lat, to miałaby ok. 3,4 tys. zł. Lepiej dać
zasiłek, o który trzeba poprosić i za który będzie się wdzięcznym i za który z
wdzięczności zagłosuje się na dającego.
A czy dawanie 500
plus każdemu jak leci to nie jest pozbawianie części ludzi wolności? Byłem za
tym, by dać pomoc rodzinom wielodzietnym. To miało sens. Ale wszystkim? Po to,
żeby dziękowali głosami na wyborach? Bogaci i tak nie będą wdzięczni a z
biednych zrobi się niewolników dodatku finansowego, czyli niewolnikiem dającego.
Partii dającej.
Gwałtowny skok
płacy minimalnej zaskutkuje docelowo automatyzacją tych prac, które teraz są
wykonywane ręcznie. I większość niewykształconych, którzy i tak nie są zachęcani
do nauki i ponoszenia umiejętności, stanie się nieprzydatna dla firm. U kogo
będą prosili o wsparcie? A no u rządzących. Czy będą bardziej wolni? Nie.
Jednak PiS ma także
na uwadze inną definicję lub rodzaj wolności. Wg Pana Prezesa „Druga sprawa to wolność. Wolność, która też
jest kwestionowana.Są tacy, którzy chcą nam odebrać wolność poglądów, wolność
słowa, ba, wolność sumienia, wolność religii (związaną bezpośrednio z
sumieniem). Zapowiadają, że w Polsce, jeśli zwyciężą, zniesiona zostanie
demokracja, a ogromna część społeczeństwa, o poglądach innych niż te, które oni
głoszą, będzie w gruncie rzeczy wyłączona z czynnej polityki”.
Czy tak jest, czy
tak nie jest, nie będziemy tu rozważać, bo – moim zdaniem – beneficjenci
wolności pierwszego rodzaju mają daleko gdzieś ten drugi rodzaj wolności. Tą
drugą wolność wyciąga się na użytek elit. By jednych dowartościować, a drugim
przywalić. Kto na tym zyskuje? Na pewno nie Kościół, który dla takiego
rozumienia wolności popiera PiS, zaniedbując własne reformy wewnętrzne i
wyjdzie na tej wolności i tym popieraniu jej, jak przysłowiowy Zabłocki. A zapewne
zyska docelowo lewica, przeciwko której ani rządzący, ani Kościół niestety nie
znajdują ideologicznie przekonującego odporu.
Bo akurat augustyńskie, kościelne wyobrażenie o
wolności, utożsamiające wolność z wyzwoleniem od grzechu, czyli że „im mniej okazji do grzechu świat mi
dostarcza, tym bardziej kwitnie wolność moja”, nie jest akceptowane nawet
przez większość tych, którzy jeszcze chodzą do kościoła.
A teraz pytanie,
dlaczego ludzie to lubią. Dlaczego lubią, jak im się odbiera wolność. Bo że lubią, jest poza dyskusją. Notowania
PiS są tak wysokie, że nie sposób twierdzić inaczej. Rozmowy, szczególnie z
biedniejsza częścią społeczeństwa też nie pozostawiają złudzeń. Ludziom się to
podoba. Dlaczego?
Uproszczeniem
byłoby powiedzieć tylko, że ludzie nie lubią bogatszych od siebie, nie lubią
mających inne poglądy. Pewnie też tych o innej orientacji seksualnej. Bo może
tak jest, ale to jakby dalsza przyczyna.
Najprościej można
ocenić, dlaczego lubią to działacze partyjni. Dla stanowisk. Choć niektórzy może
dodatkowo z przekonania. Podobnie dla kasy lubią dziennikarze w TVP czy PR. Choć
już z dziennikarzami takimi jak Lichocka, czy Ziemkiewicz nie jest prosto.
Ziemkiewicz, wybitny dziennikarz, stał się (dlaczego?) prymitywnym
propagandystą, którego już nikt do dyskusji prócz TVP nie zaprasza. O
Lichockiej nie ma co mówić. Prosta sprawa jest też z awansowanymi sędziowie KRS,
Izby dyscyplinarnej SN i całą gromadką innych, awansowanych na stanowiska. Kasa
i zaszczyty. Gdy wolność można sprzedać okazyjnie. Czy tak, jak to robiliśmy za
komuny? Moim zdaniem nie. Wtedy szansa na tzw. wolność była żadna albo absolutnie
iluzoryczna. Więc nie było co sprzedawać. Może tylko swój honor. Dzisiaj wolność
jest, a niektórzy się jej pozbywają.
Ale rozważmy,
olewając elity, które się sprzedały władzy ( a elity często to robią), dlaczego
prawie połowa społeczeństwa lubi, jak się go pozbawia – bardziej lub mniej - wolności?
To jest ciekawsze pytanie.
Erich Fromm napisał
w 1941 roku fundamentalną pracę o dobrowolnym pozbywaniu się przez ludzi swojej
wolności. To „Ucieczka od wolności”.
Twierdzi on m.in.
że pragnienie wolności nie wypływa z naturalnej, pierwotnej konstytucji
człowieka. W odpowiednio ukształtowanych warunkach mogłoby się ono w ogóle nie
narodzić.
Każdy człowiek stanowi
sam dla siebie jakąś wartość, różną od innych, i chcąc ją zachować, włącza instynkt
obronny, czyli że „sposób życia wyznaczony właściwościami systemu ekonomicznego staje się
podstawowym czynnikiem determinującym całą strukturę charakteru jednostki,
ponieważ nieprzeparty instynkt samozachowawczy nakazuje jej przyjąć warunki, w
jakich zmuszona jest żyć”.
Fromm pisze, że
człowiek jest „kaprysem ewolucji”, u którego można zaobserwować redukcję
instynktownych reakcji na rzecz form kulturowych. Człowiekowi przestaje
wystarczać zaspokojenie potrzeb biologicznych, potrzebne mu są idee: religia, sens
życia, wspólnota społeczna. Fromm porównuje to do wygnania człowieka z Raju, a
jego nieposłuszeństwo jest pierwszym aktem wolności.
Ale niesie to za
sobą cierpienie, konieczność dokonywania wyborów, samotność. Człowiek wolny okazuje
się człowiekiem przerażonym, samotnym, bezsilnym wobec otoczenia. W efekcie
jest zmuszony do budowania od nowa swojego świata, postawienia się trochę w
roli stwórcy, do stworzenia światopoglądu, swoich wartości, swojej tradycji,
odnalezienia siebie na nowo w tym świecie.
A
nade wszystko musi pracować. Jak powiedział Bóg, wyganiając z raju kobietę , że
będzie w bólach rodziła swe dzieci, a mąż będzie nad nią panował. Mężczyźnie
zaś powiedział że w trudzie i znoju będzie uprawiał ziemię, zdobywając w ten
sposób pożywienie. A ziemia, przeklęta po złamaniu zakazu, owocować będzie
cierniem i ostem.
Praca, niestety,
oznacza aktywność twórczą, w której człowiek staje się cząstką ludzkości przez
to, co tworzy. Czy to dla ludzi, czy dla przyrody. Fromm uważa, że tylko taki
człowiek, który umie kochać i pracując – tworzyć, a na dodatek jest gotowy na „wolność
do czegoś”, jest człowiekiem prawdziwe wolnym.
Ale jak być wolnym
w świecie tak zmiennym, tak pozbawionym wartości, które zresztą ludzie sami
odrzucili, świecie pozbawionym autorytetów, które sami obalili, w świecie, o
którym wiemy tak dużo, jak nigdy przedtem, a nie umiemy z tego wyciągnąć
żadnych sensownych wniosków, w świecie, w którym nas jedynie straszą lub chwalą
naszą wspaniałość, usiłując nam sprzedać kolejną niepotrzebną rzecz, w świecie,
gdzie dążenie do sukcesu jest bożkiem, w świecie, który mimo pozorów
bezpieczeństwa, wydaje się nam tak niepewny i tak groźny jak nigdy dotąd, w świecie,
w którym właściwie jedynie należałoby się zamknąć na klucz i nie opuszczać
bezpiecznego mieszkania? Jak być wolnym w takim świecie?
To rodzi wielką
niepewność u większości ludzi, którzy są ludźmi słabymi, wyrzuconymi przez Boga
czy przez życie z bezpiecznego raju, o którym marzyli w snach czy w dzieciństwie.
Poczucie bezsiły, zewsząd obecnego zagrożenia, małej wartości w świecie, rodzi
chęć oddania się w opiekę komuś, kto ma jasne i proste poglądy, zrozumiałe
przez prostaczków, kto wytłumaczy, ze wszystkiemu są winni tamci. Obcy,
złodzieje, sędziowie, emigranci czy jeszcze kto tam będzie podpadnięty
medialnie lub medialnie wykreowany na wroga.
A jeszcze jak
dostaną zapewnienie, ze będzie się o nich dbało, że będą godnie zarabiać, by
godnie żyć, nie trzeba niczego więcej, by oddać się takiej sile bez wahania i
na długo.
Na
jak długo? Ano
tak długo, jak ta siła będzie dbała o oddanych, dawała im pieniądze,
zaspokajała próżność i potrzebę własnej godności, gasiła lęki przed
obcym i
niepewnym. Przed drugą turą wyborów prezydenckich ci którzy oddali
wolność, na pewno dostaną kolejny piękny prezent. Może to będzie kolejne
skrócenie wieku przechodzenia na emeryturę, może obietnica stałe
czternastej i piętnastej emerytury, może dalszego fedrowania
niepotrzebnego węgla. Wyobraźnia rządzących jest bogata. I na nic się
zdadzą gadania ekonomistów, że rozdawanie pieniędzy
musi skończyć się katastrofą. No jak, przecież Delano Roosevelt
wprowadził New Deal!
Zwiększył konsumpcję i uratował Amerykę. Podobnie było po sąsiedzku? No
nie,
nie wymawiaj tego słowa.
Cóż to jest
wolność, jak nie ma pieniędzy? Jak brakuje godności i poczucia własnej
wartości? Taką wolność można oddać. I oddano. I na nic się zdadzą tłumaczenia
Balcerowicza. Nikt go nie słucha. Z tych, co się pozbyli wolności za
bezpieczeństwo. To co, że iluzoryczne? Nie wiedzą tego.
Ale czy podobnie
teraz nie robią biedniejsi Amerykanie głosując na Trumpa? Czy nie dlatego tak
gładko udał się Turcji zamach stanu, przeprowadzony przez obecnego prezydenta?
Czy nie dlatego wygrał Orban?
Ludzie nie lubią
wolności. Wolność to kłopot. To strach. To wyrzeczenia. Większość tzw.
normalnych z ludzi nie jest w stanie i nie ma potrzeby uwalniania się od
ograniczeń zewnętrznych, spełniania się indywidualnie w przestrzeni społecznej,
wypełniania jej swoją wolnością. Bo najczęściej nie ma czym. Więc i pozbycie
się jej nie ciąży.
Większość z nich
też nie wie, a jak wie, to wypycha to ze świadomości, że wolność jest tym
czynnikiem, który umożliwia rozwój i społeczeństwa i jednostki pod każdym względem
Dzięki wolności
może się urzeczywistnić godność ludzka. Dzięki niej realizują się obywatele i
przedsiębiorcy, ludzie tworzą wielkie dzieła kultury, wartości duchowe i
intelektualne, ale i wielkie przedsięwzięcia techniczne i przemysłowe.
Ale to tylko
niektórzy. Bo większość chętnie by skorzystała z efektów tej ich wolności i je
zabrała. Niszcząc przy okazji wolność.
No i doszliśmy wreszcie
do trzeciej części triady z fundamentów polityki PiS – to „praworządność”,
która zastąpiła francuskie „braterstwo”. Mogę tu tylko powiedzieć tyle, że
słusznie, że zastąpiła. Taki zwrot jak „braterstwo”, skierowany do wszystkich
ludzi, a nie poparty prawdziwie chrześcijańską miłością do drugiego człowieka,
naszego brata (choćby czarnego emigranta), jest zwykłym bzdetem,
słowem-wytrychem do głów politycznie poprawnych. Tu się zgadzam z PiS-em, nawet
jak się na dzisiaj nie zgadzam z pisowską retoryką antyimigracyjną. Wobec
emigrantów powoli zmieniam zdanie. Tym szybciej, im mniej dzieci rodzą Polki
katoliczki i nie katoliczki. Ale podobno wolne Polki.
A praworządność w
praktyce? Byłem za zmianami w sądownictwie, ale nie za rewolucją robioną przez
byle jakich ludzi, Piebiaków, Nawackich, czy marnej sędzi, pani Przyłębskiej,
której nikt nie chciał w sądzie, gdy wróciła z dyplomacji.
Co to za sędziowie?
Oni mają być twarzami dobrych zmian w sądownictwie? Uważam, że jak z niewolnika
nie będzie dobrego pracownika, tak z marnego moralnie sędziego nie będzie
sędziowskiego autorytetu. Zmiany pozytywnych moralnie nie robi się rękami ludzi
mało moralnych.
A ci ludzie, nowo
mianowani sędziowie, to jeszcze w większości ludzie zniewoleni przez PiS. Czy
to pieniędzmi, czy możliwością awansu. Prawie jak partyjna nomenklatura.
I na koniec przyszedł
mi do głowy taki bon mot: Najmierniejsi z wiernych, więc najwierniejsi.
I tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz