poniedziałek, 6 września 2021

Niepełnosprawna olimpiada błogosławionej Róży Czackiej


zdjęcie : FitHero Blog

Trwała transmisja z przedostatniego dnia tzw. paraolimpiady w Tokio, gdy akurat rozpoczynałem bieg na orbitreku w mojej siłowni Extreme. Nie mając pojęcia o fakcie transmisji, jako że nie oglądam ich nie tylko w przypadku paraolimpiady, ale żadnych innych, tak od niechcenia  spojrzałem w ekran telewizora, wiszącego na ścianie siłowni i zobaczyłem pary młodych ludzi, przygotowujące się na bieżni do startu. Zdziwiły mnie kabelki, podobne do tych łączących kiedyś słuchawkę telefonu z aparatem, jakimi były połączone dłonie każdej z par. Głos odbiornika był wyłączony, więc musiałem się domyślać, że pewnie zaczyna się bieg na 200 metrów, w którym starują osoby niewidome, biegnące z widzącym „przewodnikiem”.

Ktoś, kto jak ja nie ogląda żadnych transmisji sportowych, ma prawo nie wiedzieć, że na  paraolimpiadach biegają także ludzie niewidomi. Prawo ma, ale mam też od tego momentu poczucie wstydu.

Gdy już jednak uświadomiłem sobie ten dość nieoczywisty dla mnie fakt, że osoby niewidome będą walczyły na bieżni, zrobiło mi się jakoś głupio, że ja, stary, ale pełnosprawny dziad, mogę tu sobie sam przychodzić na treningi i nawet przez myśl mi do dzisiaj nie przeleciało, że są ludzie doświadczeni przez los, których pamiętam z dawna jako ludzi wyizolowanych, zamkniętych, ludzi, których tak naprawdę się bałem, a którzy pragną być tacy sami jak ja także w korzystaniu z przyjemności uprawiania sportu.

I jak już to wszystko przeleciało mi przez głowę, to jeszcze dodatkowo wkurzyłem się, bo na bieżnię lał rzęsisty deszcz, niepełnosprawni sportowcy mokli, a tylko sędziowie siedzieli poprzykrywani płaszczami deszczowymi. Pomyślałem, że dla lekkoatletycznej części paraolimpiady nawet hali z dachem zabrakło, kiedy pełnosprawni, dobrze opłacani sportowcy, mają zapewnione wszystkie wygody i najlepsze warunki do startów.

 Rozpoczął się bieg. Prowadziła reprezentantka Kuby. Biegła tak lekko, tak płynnie, tak szybko, że zamarłem w bezruchu na swoim orbitreku. 20 sekund z jakimś dodatkiem. I za chwilę wulkan radości. Cieszyłem się wraz z nią. To wspaniałe, że się nie poddała w swoim życiu, że zwyciężyła wlcząc ze swoim kalectwem, niepełnosprawnością.

Zacząłem patrzeć na kolejne dyscypliny.

Mężczyźni zwani kiedyś karłami, teraz określani jako niskorośli, rzucali oszczepami,  inni, nie potrafiłem określić ich niepełnosprawności, skakali w dal, potem panie z niepełnosprawnością rąk biegły na  200 metrów (trzecie miejsce Polki), panowie bez jednej nogi  biegli na 1500 metrów.

Ja po chwili odszedłem od ekranu by ćwiczyć na przyrządach, ale to co zobaczyłem, zostało we mnie chyba na zawsze. Po pierwsze, już będę – jak dożyję – na pewno oglądał następną paraolimpiadę.

Po drugie, wyszedłem z siłowni z głową pełną kłębiących się myśli, które nie tylko we mnie zostały, ale zaczęły mi stwarzać jakieś nowe spojrzenie na ten świat, który był i jest, a który był tak bardzo obok mnie. I zrobiło mi się wielki wstyd, że te wiadomości, te obrazy, te apele o ludziach i od ludzi niepełnosprawnych, nie chorych, niepełnosprawnych, tak mało we mnie zostawiały śladów. Jak wyżej wspomniałem, bałem się niepełnosprawności, kalectwa, inności, bałem się ludzi noszących w sobie i na sobie to odium inności. 

I przy tej okazji przypomniał mi się mój przyjaciel ze studiów na Wydziale Automatyki i Informatyki, z którym przemieszkałem 4 lata w jednym pokoju, z którym potem długo korespondowałem, a którego tak naprawdę nie poznałem.

Janek Świerczek, bo o nim myślę, postanowił po studiach pomagać ludziom niewidomym. On, świetny student, mogący pracować w każdej firmie, poszedł pracować wraz ze swoją żoną do Zakładu dla Niewidomych w Laskach – Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych im. Róży Czackiej. Nie było im tam łatwo. Trudne warunki mieszkaniowe, niewysokie płace, kolejne dzieci, nie zniechęciły ich jednak do tej pracy. Gdy na początku lat 90 tych trzeba było pomagać rodzicom Helenki, mieszkającym koło Myślenic, przeniósł się do pracy w Zespole Szkół i Placówek pn. „Centrum dla Niewidomych i Słabowidzących” w Krakowie.

 

Tam opracował  matematyczną, fizyczną i chemiczną  notację brajlowską przyjętą we wszystkich ośrodkach dla niewidomych i w efekcie dzięki jego mrówczej pracy Centralna Komisja Egzaminacyjna mogła tworzyć dla uczniów wspólne arkusze maturalne. Gdy nie była jeszcze oczywistością komputerowa synteza głosu, on był pionierem wprowadzania komputerów do nauki i funkcjonowania osób niewidomych. Miałem przyjemność odwiedzić go w jego szkole w Krakowie. Ja, już dobrze zarabiający wiceprezes spółki i on, oddany bez granic niewidomym, prosty nauczyciel. Z jego szkoły wywodzi sie polska niewidoma biegaczka, uczestniczka olimpiady w Rio de Janeiro.

 

Najpierw odeszła na początku lat dwutysięcznych jego ukochana żona, potem jeden z synów spadł w Tarach z Kościelca i jego  ciało znaleziono go dopiero po kilku miesiącach, wreszcie on sam odszedł 11 lat temu, 29 września 2010 roku.

I teraz znowu powrócił, gdy ćwicząc swoje stare ciało na siłowni obejrzałem bieg niewidomej Kubanki.

W niedzielę odbędą się uroczystości beatyfikacyjne założycielki Lasek, hrabianki Róży Czackiej, matki Elżbiety od Ukrzyżowania Pana Jezusa.

Nigdy się nie interesowałem jej życiem, tak jak nie interesowali mnie ludzie niewidomi. Jej życie naznaczone nieustannym, wielkim cierpieniem, wyrosło w wielkie dzieło pomocy ludziom skrzywdzonym przez los. W wielkie dzieło, które w naszych nowoczesnych czasach, czasach coraz mniej chrześcijańskich, na które jakże często psioczymy, kontynuują inni, wierzący i ateiści, inaczej już patrzący na ludzkie ułomności, na ludzkie tragedie, niż patrzyli ludzie moich czasów, widzący w niepełnosprawnych gorszą kategorię ludzi.

Gdzieś z boku tej ważnej beatyfikacji będzie stał mój zmarły kolega, Janek Świerczek, który swoje życie - po cichu, bez reflektorów, fleszy i artykułów prasowych - poświęcił dla nieszczęśliwych ludzi, by uczynić ich takimi jak my, cieszącymi się nie tylko z codzienności, ale także takich sukcesów, jak wygrana w biegu na olimpiadzie.

 


 

 

Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...