wtorek, 16 lipca 2019

Przymiarka do prywatyzacji Szpitala? Król jest nagi – dyr. Więcław w roli „dziecka Andersena”.

Przeczytałem na hej.mielec krótką notkę o wystąpieniu dyrektora Szpitala Powiatowego na sesji Rady Powiatu, traktująca o problemach naszego Szpitala, a potem ciekawy felieton pana Kacpra Strykowskiego, rozszerzający nieco spojrzenie na sprawę. I gdyby mówić o bieżącej sytuacji naszej lecznicy, to pewnie niewiele do tego felietonu bym dodał.
Może tylko to, że pan Więcław, dyrektor szpitala, wystąpił przez radnymi i całym mieleckim społeczeństwem w roli „dziecka Andersena” z bajki „Nowe szaty króla”.
Powiedział on w oczy obu opcjom politycznym, żeby nie udawały, że w minionych latach „uszyły” dla naszego szpitala wspaniałe nowe szaty, w których Szpital ten wygląda wspaniale, po królewsku, majestatycznie i władczo.
O tym, że ten okrzyk - „król jest nagi” - może być prawdziwy, świadczy fakt, że obciąża on tak samo krawców z PiS – u, którzy niedawno utracili władzę i swoje „maszyny do szycia”, jak i tych z SLD, potem Razem dla Ziemi Mieleckiej, naszego Mielca  i PSL – u, którzy szyli szaty przez długie lata, a teraz stanowią pracodawców mówiącego te gorzkie słowa Dyrektora Więcława.
Król więc jest najprawdopodobniej nagi, szanowna królewska gawiedzi, drodzy Mielczanie, i co najwyżej cztery listki figowe przykrywają jego starcze przyrodzenie. To te cztery oddziały, przynoszące zyski, czyli pracujące na siebie i dyrekcję.
Dla pociechy powiem, że nie oznacza to wcale, że król przestanie być królem, a szpital szpitalem.
Co najwyżej szybko owinie się go jakimiś starymi łachami, przegoni albo ukryje krawców, utnie część materiału, zakupionego na nowe szaty króla i go odsprzeda, zwolni część kuchcików, sprzątających i pielęgniarek, i jakoś to będzie.
Wszyscy, a radni w szczególności, będą starali się przetrwać do nowych lepszych czasów, kiedy limitów na zabiegi nie będzie, podatki na służbę zdrowia drastycznie wzrosną, a dodatkowo to co wykonane ponad kontrakt i tak zostanie zapłacone. Jak to już bywało.
Tym bardziej że zbliżają się wybory i może znowu dorzuci się trochę pieniędzy. Wszak żyje się nam coraz dostatniej. Szczególnie z budżetu. Jak banki oferują roczną lokatę za 2 % to ZUS waloryzuje wkłady emerytalnie o 9,2 %. Dla mnie fajnie, ale ktoś kiedyś za to zapłaci. Może właśnie służba zdrowia.
Ale wróćmy do rzeczy, czyli możliwego, nie bajkowego rozwoju sytuacji wokół szpitala.
Ja się nie łudzę, że sytuacja się poprawi. Będzie coraz gorzej z finansami państwa. Zaczynamy się rozpędzać. Opozycja też licytuje na obietnice. Grecja coraz bliżej, i to nie ta z wakacji.
I teraz jest dwa możliwe scenariusze, dotyczące Szpitala (albo trzeci łączny).
Po pierwsze - moim zdaniem - przedstawiając katastrofalną sytuację, pan dyrektor Więcław „urabia” radnych, mielczan i załogę szpitala pod drastyczne cięcia oszczędnościowe, jakie by one nie były.
Drugi scenariusz to mentalne przygotowanie społeczeństwa  do prywatyzacji szpitala.
Już kiedyś, w dobrych dla szpitala czasach, mówiono o jego prywatyzacji. Że niby byli chętni, nawet wymieniało się nazwiska. To pewnie plotki, ale może miały cień prawdy. Bo łatwo sprywatyzować dobrze działającą placówkę.
Potem co najwyżej poodcina się więdnące „członki”.
Mówiło się też, że są chętni na prywatyzację poszczególnych oddziałów, wymieniając w tym kontekście powstałą wtedy ProFamilię. Ale to też przestało mieć sens, gdyż znacząca część mieleckich kobiet jeździ i tak rodzić do Rzeszowa. Tylko oddziału położniczego na wszelki wypadek nie remontowano i dzisiaj straszy swoim socjalistycznym wystrojem całą okolicę.
Czy jednak można łatwo sprywatyzować szpital? Łatwo to go można przekształcić w spółkę prawa handlowego. Wtedy właściciel, czyli powiat, nie dołoży tych 10 mln, co się przewiduje na ten rok. Tylko co dalej?
Jest i trzeci powód tego dramatycznego wystąpienia dyrektora Więcława: połączenie opcji pierwszej i drugiej. Najpierw reżim oszczędnościowy, potem prywatyzacja. Nowa spółka będzie miała prościej.
Jak będzie, zobaczymy. Życzę powodzenia, panie Dyrektorze
Ps. Nie silę się na fachowość w sprawach stricte medycznych, ale na moją skromną wiedzę, nie ma racji mój szanowny kolega Kacper, pisząc, że „w odwodzie zostaje jeszcze zmiana formuły organizacyjno-prawnej, czyli przekazanie danego oddziału organowi zewnętrznemu – (…) gdzie nie ma żadnych limitów przeprowadzanych zabiegów”.
Limitów nie ma na położnictwie, na onkologii, przy ratowaniu życia zawałowcom (PAKS) i pewnie w wielu innych specjalnościach, ale na pewno nie we wszystkich. Bo niby dlaczego na endoprotezę stawu czeka się 4 lata? Więc ważne jest rozeznanie w całym tym systemie i wybieranie tego, co jest rentowne i co pozwoli sfinansować działania mniej rentowne, ale potrzebne w danej społeczności.
Ale ględzenie radnych, że szpital nie ma być dochodowy, świadczy o ich niewielkiej kulturze ekonomicznej.

poniedziałek, 15 lipca 2019

Król jest nagi – dyr. Więcław w roli „dziecka Andersena”, czyli wstęp do prywatyzacji Szpitala


Przeczytałem na hej.mielec krótką notkę o wystąpieniu dyrektora Szpitala Powiatowego na sesji Rady Powiatu, traktująca o problemach naszego Szpitala, a potem ciekawy felieton pana Kacpra Strykowskiego, rozszerzający nieco spojrzenie na sprawę. I gdyby mówić o bieżącej sytuacji naszej lecznicy, to pewnie niewiele do tego felietonu bym dodał.

Może tylko to, że pan Więcław, dyrektor szpitala, wystąpił przez radnymi i całym mieleckim społeczeństwem w roli „dziecka Andersena” z bajki „Nowe szaty króla”.

Powiedział on w oczy obu opcjom politycznym, żeby nie udawały, że w minionych latach „uszyły” dla naszego szpitala wspaniałe nowe szaty, w których Szpital ten wygląda wspaniale, po królewsku, majestatycznie i władczo.

O tym, że ten okrzyk - „król jest nagi” - może być prawdziwy, świadczy fakt, że obciąża on tak samo krawców z PiS – u, którzy niedawno utracili władzę i swoje „maszyny do szycia”, jak i tych z SLD, potem Razem dla Ziemi Mieleckiej, naszego Mielca  i PSL – u, którzy szyli szaty przez długie lata, a teraz stanowią pracodawców mówiącego te gorzkie słowa Dyrektora Więcława.

Król więc jest najprawdopodobniej nagi, szanowna królewska gawiedzi, drodzy Mielczanie, i co najwyżej cztery listki figowe przykrywają jego starcze przyrodzenie. To te cztery oddziały, przynoszące zyski, czyli pracujące na siebie i dyrekcję.

Dla pociechy powiem, że nie oznacza to wcale, że król przestanie być królem, a szpital szpitalem.
Co najwyżej szybko owinie się go jakimiś starymi łachami, przegoni albo ukryje krawców, utnie część materiału, zakupionego na nowe szaty króla i go odsprzeda, zwolni część kuchcików, sprzątających i pielęgniarek, i jakoś to będzie.

Wszyscy, a radni w szczególności, będą starali się przetrwać do nowych lepszych czasów, kiedy limitów na zabiegi nie będzie, podatki na służbę zdrowia drastycznie wzrosną, a dodatkowo to co wykonane ponad kontrakt i tak zostanie zapłacone. Jak to już bywało.

Tym bardziej że zbliżają się wybory i może znowu dorzuci się trochę pieniędzy. Wszak żyje się nam coraz dostatniej. Szczególnie z budżetu. Jak banki oferują roczną lokatę za 2 % to ZUS waloryzuje wkłady emerytalnie o 9,2 %. Dla mnie fajnie, ale ktoś kiedyś za to zapłaci. Może właśnie służba zdrowia.


Ale wróćmy do rzeczy, czyli możliwego, nie bajkowego rozwoju sytuacji wokół szpitala.
Ja się nie łudzę, że sytuacja się poprawi. Będzie coraz gorzej z finansami państwa. Zaczynamy się rozpędzać. Opozycja też licytuje na obietnice. Grecja coraz bliżej, i to nie ta z wakacji.

I teraz jest dwa możliwe scenariusze, dotyczące Szpitala (albo trzeci łączny).
Po pierwsze - moim zdaniem - przedstawiając katastrofalną sytuację, pan dyrektor Więcław „urabia” radnych, mielczan i załogę szpitala pod drastyczne cięcia oszczędnościowe, jakie by one nie były.

Drugi scenariusz to mentalne przygotowanie społeczeństwa  do prywatyzacji szpitala.
Już kiedyś, w dobrych dla szpitala czasach, mówiono o jego prywatyzacji. Że niby byli chętni, nawet wymieniało się nazwiska. To pewnie plotki, ale może miały cień prawdy. Bo łatwo sprywatyzować dobrze działającą placówkę.
Potem co najwyżej poodcina się więdnące „członki”.
Mówiło się też, że są chętni na prywatyzację poszczególnych oddziałów, wymieniając w tym kontekście powstałą wtedy ProFamilię. Ale to też przestało mieć sens, gdyż znacząca część mieleckich kobiet jeździ i tak rodzić do Rzeszowa. Tylko oddziału położniczego na wszelki wypadek nie remontowano i dzisiaj straszy swoim socjalistycznym wystrojem całą okolicę.

Czy jednak można łatwo sprywatyzować szpital? Łatwo to go można przekształcić w spółkę prawa handlowego. Wtedy właściciel, czyli powiat, nie dołoży tych 10 mln, co się przewiduje na ten rok. Tylko co dalej?

Jest i trzeci powód tego dramatycznego wystąpienia dyrektora Więcława: połączenie opcji pierwszej i drugiej. Najpierw reżim oszczędnościowy, potem prywatyzacja. Nowa spółka będzie miała prościej.
Jak będzie, zobaczymy. Życzę powodzenia, panie Dyrektorze



Ps. Nie silę się na fachowość w sprawach stricte medycznych, ale na moją skromną wiedzę, nie ma racji mój szanowny kolega Kacper, pisząc, że „w odwodzie zostaje jeszcze zmiana formuły organizacyjno-prawnej, czyli przekazanie danego oddziału organowi zewnętrznemu – (…) gdzie nie ma żadnych limitów przeprowadzanych zabiegów”.
Limitów nie ma na położnictwie, na onkologii, przy ratowaniu życia zawałowcom (PAKS) i pewnie w wielu innych specjalnościach, ale na pewno nie we wszystkich. Bo niby dlaczego na endoprotezę stawu czeka się 4 lata? Więc ważne jest rozeznanie w całym tym systemie i wybieranie tego, co jest rentowne i co pozwoli sfinansować działania mniej rentowne, ale potrzebne w danej społeczności.
Ale ględzenie radnych, że szpital nie ma być dochodowy, świadczy o ich niewielkiej kulturze ekonomicznej.


Prezydent na posyłki

  Zdjęcie ze strony Miasto Mielec Jakoś tak bez entuzjazmu obejrzałem niedawno film z Denzelem Washingtonem, zatytułowany „Bez litości 3 Ost...