Przeczytałem na hej.mielec krótką notkę o wystąpieniu
dyrektora Szpitala Powiatowego na sesji Rady Powiatu, traktująca o problemach
naszego Szpitala, a potem ciekawy felieton pana Kacpra Strykowskiego,
rozszerzający nieco spojrzenie na sprawę. I gdyby mówić o bieżącej sytuacji naszej lecznicy,
to pewnie niewiele do tego felietonu bym dodał.
Może tylko to, że pan Więcław, dyrektor szpitala, wystąpił
przez radnymi i całym mieleckim społeczeństwem w roli „dziecka Andersena” z
bajki „Nowe szaty króla”.
Powiedział on w oczy obu opcjom politycznym, żeby nie
udawały, że w minionych latach „uszyły” dla naszego szpitala wspaniałe nowe
szaty, w których Szpital ten wygląda wspaniale, po królewsku, majestatycznie i
władczo.
O tym, że ten okrzyk - „król jest nagi” - może być
prawdziwy, świadczy fakt, że obciąża on tak samo krawców z PiS – u, którzy
niedawno utracili władzę i swoje „maszyny do szycia”, jak i tych z SLD, potem
Razem dla Ziemi Mieleckiej, naszego Mielca
i PSL – u, którzy szyli szaty przez długie lata, a teraz stanowią
pracodawców mówiącego te gorzkie słowa Dyrektora Więcława.
Król więc jest najprawdopodobniej nagi, szanowna królewska gawiedzi,
drodzy Mielczanie, i co najwyżej cztery listki figowe przykrywają jego starcze przyrodzenie.
To te cztery oddziały, przynoszące zyski, czyli pracujące na siebie i dyrekcję.
Dla pociechy powiem, że nie oznacza to wcale, że król
przestanie być królem, a szpital szpitalem.
Co najwyżej szybko owinie się go jakimiś starymi łachami,
przegoni albo ukryje krawców, utnie część materiału, zakupionego na nowe szaty króla i go
odsprzeda, zwolni część kuchcików, sprzątających i pielęgniarek, i jakoś to
będzie.
Wszyscy, a radni w szczególności, będą starali się przetrwać do nowych lepszych
czasów, kiedy limitów na zabiegi nie będzie, podatki na służbę zdrowia
drastycznie wzrosną, a dodatkowo to co wykonane ponad kontrakt i tak zostanie
zapłacone. Jak to już bywało.
Tym bardziej że zbliżają się wybory i może znowu dorzuci się
trochę pieniędzy. Wszak żyje się nam coraz dostatniej. Szczególnie z budżetu.
Jak banki oferują roczną lokatę za 2 % to ZUS waloryzuje wkłady emerytalnie o
9,2 %. Dla mnie fajnie, ale ktoś kiedyś za to zapłaci. Może właśnie służba
zdrowia.
Ale wróćmy do rzeczy, czyli możliwego, nie bajkowego rozwoju sytuacji wokół szpitala.
Ja się nie łudzę, że sytuacja się poprawi. Będzie coraz
gorzej z finansami państwa. Zaczynamy się rozpędzać. Opozycja też licytuje na
obietnice. Grecja coraz bliżej, i to nie ta z wakacji.
I teraz jest dwa możliwe scenariusze, dotyczące Szpitala (albo trzeci łączny).
Po pierwsze - moim zdaniem - przedstawiając katastrofalną sytuację, pan
dyrektor Więcław „urabia” radnych, mielczan i załogę szpitala pod drastyczne
cięcia oszczędnościowe, jakie by one nie były.
Drugi scenariusz to mentalne przygotowanie
społeczeństwa do prywatyzacji szpitala.
Już kiedyś, w dobrych dla szpitala czasach, mówiono o jego
prywatyzacji. Że niby byli chętni, nawet wymieniało się nazwiska. To pewnie
plotki, ale może miały cień prawdy. Bo łatwo sprywatyzować dobrze działającą
placówkę.
Potem co najwyżej poodcina się więdnące „członki”.
Mówiło się też, że są chętni na prywatyzację poszczególnych
oddziałów, wymieniając w tym kontekście powstałą wtedy ProFamilię. Ale to też
przestało mieć sens, gdyż znacząca część mieleckich kobiet jeździ i tak rodzić do
Rzeszowa. Tylko oddziału położniczego na wszelki wypadek nie remontowano i
dzisiaj straszy swoim socjalistycznym wystrojem całą okolicę.
Czy jednak można łatwo sprywatyzować szpital? Łatwo to go można
przekształcić w spółkę prawa handlowego. Wtedy właściciel, czyli powiat, nie
dołoży tych 10 mln, co się przewiduje na ten rok. Tylko co dalej?
Jest i trzeci powód tego dramatycznego wystąpienia dyrektora
Więcława: połączenie opcji pierwszej i drugiej. Najpierw reżim oszczędnościowy,
potem prywatyzacja. Nowa spółka będzie miała prościej.
Jak będzie, zobaczymy. Życzę powodzenia, panie Dyrektorze
Ps. Nie silę się na fachowość w sprawach stricte medycznych,
ale na moją skromną wiedzę, nie ma racji mój szanowny kolega Kacper, pisząc, że
„w odwodzie zostaje jeszcze zmiana formuły organizacyjno-prawnej, czyli
przekazanie danego oddziału organowi zewnętrznemu – (…) gdzie nie ma żadnych
limitów przeprowadzanych zabiegów”.
Limitów nie ma na położnictwie, na onkologii, przy ratowaniu
życia zawałowcom (PAKS) i pewnie w wielu innych specjalnościach, ale na pewno
nie we wszystkich. Bo niby dlaczego na endoprotezę stawu czeka się 4 lata? Więc
ważne jest rozeznanie w całym tym systemie i wybieranie tego, co jest rentowne
i co pozwoli sfinansować działania mniej rentowne, ale potrzebne w danej społeczności.
Ale ględzenie radnych, że szpital nie ma być dochodowy, świadczy
o ich niewielkiej kulturze ekonomicznej.
Miałem nieprzyjemność "zwiedzić" w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy kilka szpitali w Polsce. Zarówno "państwowe" jak i prywatne. W jednych i drugich leczenie darmowe (NFZ). Ale chroń mnie panie Boże przed państwowymi. Obsługa, warunki urągające ludzkiej godności. Wiem, że prywatnym nie opłacają się wszystkie usługi medyczne, ale wynika to raczej z ustawienia punktacji przez zleceniodawcę, czyli państwo. Rozumiem, że nie jest opłacalne wyłożyć 10 milionów na sprzęt, który zostanie użyty 10 razy w roku i szpital dostanie za to zwrot 10.000zł. Może pogrupować takie usługi, żeby w jednym szpitalu było 10 pacjentów na dzień, a nie na rok? Organizacja? Może polepszyłoby się w Mielcu po prywatyzacji?
OdpowiedzUsuń