czwartek, 27 października 2022

Mieleccy Dedale - czy Marszałek Ortyl i Prezydent Chodorowski zostaną mieleckimi bohaterami


 

Publikowany 2008-04-23 i 2011-08-22

 

Od kilkudziesięciu lat ludzi przyjeżdżających pod dawną bramę WSK - obecnie wjazd do strefy ekonomicznej - wita rzeźba mieleckiego Ikara, człowieka próbującego ulecieć ponad swoje marzenia, swoje ograniczenia, ponad siebie.

 

Odkąd stałem się dorosły, Ikar niedobrze mi się kojarzył – wyleciał w niebo, ale spadł. Pozostał po nim mit i garstka piór, poplamionych woskiem, krew i rozpacz ojca, Dedala, który też wyleciał ponad niemożliwe, ale powrócił cały na Ziemię.

 

Zaproponowałem kiedyś, w jednym z felietonów, budowę na Górce Cyranowskiej pomnika. Nie wiedziałem wtedy jeszcze do końca, co to za pomnik mógłby być, dla kogo i od kogo. Dziś wiem.

 

Pamięć przeszłości, jej osiągnięć i ludzi, którzy za tymi osiągnięciami stoją, jest konieczną do budowania tożsamości zarówno takiej wspólnoty jak naród, ale i takiej małej, jak społeczność miasta czy powiatu.

 

Mielec należy do grupy miast o wielkiej dynamice rozwoju. Posiada ludzi, o których pamięć należy utrwalać dla potomności. Po to, by ci dzisiejsi młodzi, którzy niżej przedstawioną propozycję wyśmieją, jako marnowanie pieniędzy, kiedyś gdy się zestarzeją i bardziej będą cenić to co było, mogli być dumni ze swoich przodków i pamiętali o nich.

 

Moja propozycja jest taka : Na Górce Cyranowskiej zbudujemy pomnik. Będzie przedstawiał mężczyzną z opuszczonymi po ciężkim locie skrzydłami, pomnik Dedala, Mieleckiego Dedala. Człowieka, który miał marzenia i je zrealizował. Człowieka, który przyczynił się do budowania naszej mieleckiej wspólnoty. Prócz napisu np. budowniczym Mielca, albo naszym przodkom, albo jakiegoś innego, na cokole będzie miejsce na tablicę z nazwiskami mielczan, którzy najbardziej zasłużyli się dla miasta a także miejsce na indywidualne tablice dla wyjątkowo wybitnych osób, twórców zrębów naszej miastowości.

 

Kandydaci na wspólną tablicę byliby wyłaniani w następujący sposób. Raz w roku Rada Miasta, wspólnie np z mieleckimi gazetami, ogłaszałaby plebiscyt na mielczanina roku. Dostawałby on statuetkę Ikara (zamiast skałki Korso, chociaż wyłonieni wcześniej laureaci skałki braliby udział w dalszych rozgrywkach). Dlaczego miałaby to być statuetka Ikara? Ikar pojawił się, zabłysnął w Słońcu i przepadł. Tak może będzie z wieloma laureatami corocznego konkursu na mielczanina roku, czego im oczywiście nie życzę. Dopiero upływ czasu jest w stanie zweryfikować dokonania laureata Mieleckiego Ikara i sprawić, że albo nadal jego lot będzie trwał, albo przepadnie w niepamięci.

 

Raz na pięć lat albo nawet raz na 10 lat spośród laureatów Ikara (odległość od daty wręczenia statuetki Ikara do udziału w plebiscycie na Dedala byłaby nie krótsza niż 5 lat) Rada Miasta organizowałaby plebiscyt na człowieka, który otrzyma statuetkę Mieleckiego Dedala. Jego nazwisko wyryto by na wspólnej płycie zasłużonych mielczan, na cokole pomnika. Jeden raz na 20 lat spośród mieleckich Ikarów wyłaniano by Mieleckiego Super-Dedala, który w uznaniu zasług dla miasta miałby na cokole odrębną tablicę. Dobrze byłoby nagradzać mielczan gdy jeszcze żyją.

 

Dla zapoczątkowania tej tradycji na pomniku należałoby – moim zdaniem - powiesić dwie tablice. Dla mnie jest oczywistą sprawą, kogo w ten sposób należałoby wyróżnić, pomijając jeden jedyny raz zaproponowaną procedurę wyłaniania. Jako pierwsi tytuł Mieleckiego Super-Dedala i swoje tablice winni mieć ksiądz Arczewski i dyrektor Ryczaj. Pewnie nie muszę tłumaczyć dlaczego, ale jeśli ktoś chciałby to powiem: dlatego że ksiądz Arczewski był twórcą duchowości mielczan a dyrektor Ryczaj zbudował Mielec wielkim.

 

Możecie się państwo ze mną nie zgadzać, ja będę obstawał przy swojej propozycji. A mam do niej pierwszeństwo.

 

A rzeźby rozsiane po Mielcu są świadectwem pozostałym po dawnej władzy, która – co by o niej nie powiedzieć – pewnie miała także duszę trochę artystyczną, bo widziała koniczność upiększania Mielca przez artystów. Te rzeźby to także jeden z efektów dyrektorowania Pana Ryczaja.

 

Na koniec zwracam się do Rady Miasta, by na chwilę zamknęła oczy i spróbowała spojrzeć na tę sprawę oczami wyobraźni, zapominając na chwilę o bieżących grach politycznych i pieniądzach. Albo jeszcze lepiej, niech cała Rada zrobi sobie wycieczkę, stanie na środku Alei Niepodległości gdzieś obok Domu Kultury i spojrzy w stronę Górki Cyranowskiej. Zobaczycie , Panowie i Panie, na jej szczycie postać ze skrzydłami i nawet jeśli na płycie monumentu nie będzie waszych nazwisk, to będziecie jednak twórcami pamiątki na stulecia. 

 

 

Drugi felieton

 

 

 

Talenty

 

Publikowany 2008-11-16

 

W niedzielnym czytaniu ewangelii słyszeliśmy między innymi takie zdania. „Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć”.

 

I zastanowiłem się przez chwilę i pomyślałem, kto ze znanych mi ludzi otrzymał od Boga talenty i ile i co z nimi uczynił. I przypomniałem sobie dzień czternaście lat temu, gdy przed wyborami prezydenta Mielca w Radzie Miasta, życzyliśmy z kolegą objęcia tej funkcji Panu Chodorowskiemu. Jakoś, choć niedoinformowani, czuliśmy, że to się stanie. I stało się.

Czternaście lat nie rocznica i może dlatego podsumowania nie muszą być rocznicowe.

 

Z perspektywy czasu mogę już dziś powiedzieć, że swoje dorosłe życie spędziłem w dwóch Mielcach, Mielcu Ryczaja i Mielcu Chodorowskiego. I chociaż ten pierwszy trwał lat ponad dwadzieścia pięć a ten drugi trwa czternaście, to ze względu na to, że ma wielką szansę trwać nadal i że jego dokonania już dorównują dokonaniom Mielca pierwszego, uważam , że w pełni równoprawnie można je porównywać.

 

Obaj panowie otrzymali swoje pięć talentów i obaj rozmnożyli je na tyle, by mogli usłyszeć: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię.”

Mielec sprzed lat czternastu, z czasów gdy zapadał się w sobie stary Mielec, był ponurym, biednym miastem bez perspektyw. Dzisiaj jest miastem o wielkiej dynamice rozwoju i nawet jeśli nie najbogatszym, to z perspektywami na dalszą poprawę. Gdy dzisiaj pokazywałem go gościom z Warszawy, zazdrościli nam i przemysłu, i ulic, i łatwości transportu, i ciszy, i czystości, i spokoju życia wreszcie.

 

Na ten sukces oczywiście pracowało wielu ludzi, ale tak się składa, że ich indywidualne sukcesy zapisywane są na konto przywódcy, w tym wypadku Prezydenta Chodorowskiego i na sukces miasta, który jest jego sukcesem.

 

I dalej słyszeliśmy o słudze dobrym i wiernym: „wejdź do radości twego pana”

„Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie”.

 

Nie mogę po tym nie nawiązać do tematu z poprzedniego mojego felietonu, dotykającego spraw dla mnie najistotniejszych. Wiem, że brzmi to patetycznie, gdy ktoś mówi, że najważniejsze dla niego są Rodzina, Bóg i Ojczyzna. Ludzie często boją się wykpienia, posądzenia o staromodność, o nienowoczesność, o zacofanie wręcz. Ja się nie boję wyśmiania. Jestem już za stary na to. Nie boję się także złej oceny mojej osoby przez wielu, nawet możnych. Są sprawy, w którym nie ma mowy o ustępstwach, kompromisach, tchórzostwie.

Taką sprawą jest obrona, nawet dramatyczna, naszej zagrożonej świadomości narodowej.

 

Nie bez powodu narody budują swoim bohaterom panteony, swoim wielkim datom pomniki. Piękne i bogate. Bo tylko takie budzą szacunek, zmuszają do refleksji chociażby tej najprostszej, że skoro wydano tyle pieniędzy na pomnik, to widocznie czczone przez niego wydarzenie czy osoba naprawdę na to zasługują. Monumentalny pomnik odkrywców w Lizbonie przyjeżdżają oglądać ludzie z całego świata.

 

A my mamy skromny Pomnik Wolności. Może on spełniał swe zadanie w latach biednych, ale teraz, w połączeniu z brakiem innych form czczenia rocznicy odzyskania niepodległości i związanych z nią bohaterów narodowych, raczej budzi uczucie zażenowania i wzruszenie ramion, a nie szacunek.

Raz w roku urzędnicy odbębnią przed nim wiec i koniec.

 

Znowu wracam do proponowanego przeze mnie Pomnika Mielczan na Górce Cyranowskiej, (Mieleccy Dedale z 23 kwietnia 2008 – http://felieton.blog.onet.pl )który mógłby być także Pomnikiem Niepodległości . Za pięć lat mamy 75 rocznicę utworzenia PZL i COP – u w Mielcu. Od tego wszystko się u nas zaczęło. Wtedy poczuliśmy, że wolna Polska o nas nie zapomniała.

 

Podejmijmy, Panie Prezydencie Chodorowski, tę wielką ideę budowy w tym miejscu monumentu upamiętniającego mielczan i naszych bohaterów narodowych. Matki z dziećmi będą tam chodziły na spacery i jednymi z pierwszych wrażeń młodych mielczan będą spotkania z przeszłością ich ojców.

 

A żeby Pana nikt nie posądził o to, ze chce Pan zbudować pomnik dla siebie, chociaż zapewne obok jeszcze paru mielczan byłby tam Pan upamiętniony, można przyjąć zasadę, ze nazwiska wpisuje się po śmierci osoby lub po jej zupełnym wycofaniu się z działalności publicznej (inny sposób wyłaniania kandydatów do upamiętnienia zaproponowałem w powyżej przytoczonym felietonie).

 

 

 

 

 

poniedziałek, 24 października 2022

Banki po mielecku. Jak nie nadać rondu imienia mieleckiego bohatera.


zdjęcie za polska-org

 

 Felieton kilkakrotnie już publikowany, bez odzewu ze strony władzy mieleckiej, kłócącej się grupowo i indywidualnie, raz po raz, o nazwanie ulicy czy ronda czyimś nazwiskiem. Pierwsza publikacja felietonu28.08.2007


Stojąc w jedną z sobót w banku mieleckim, a przypadła ona w dzień po interwencji FED i odbiciu giełd światowych w górę, byłem świadkiem rozmowy pracownika banku i jakiejś pani, która miała niewielką wiedzę o współzależności hossy i bessy i jej pieniędzy w funduszu Pionier. A właśnie o te pieniądze pytała. Proszę pana, podobno coś nie jest dobrze z akcjami w Pionierze – zapytała pracownika. Było, ale teraz już jest dobrze – odpowiedział pracownik.

 

I odpowiedział dobrze, bo co miał powiedzieć - zachęcać do odsprzedaży jednostek uczestnictwa i nakręcaniu krachu? A przecież najwięcej pieniędzy do funduszy w Polsce wpłynęło w miesiącu, w którym giełda leciała w dół.

 

Dzisiaj, przyzwyczajeni od niedawna do kilku banków, ze zdziwieniem obserwujemy ich wysyp w ostatnim czasie i udzielanie kredytu każdemu, niezależnie od jego sytuacji materialnej. Optymizm jest duży, i pożyczkobiorców, i banków. Podobno one zawsze wychodzą na swoje. Chociaż jak pokazuje przykład banków amerykańskich, udzielających kredytów na budowę domów ludziom o małej wiarygodności kredytowej, pewnie nie zawsze. Malując kiedyś dom w Ameryce, słuchałem opowiadań starego właściciela firmy, pana Wieliby, o tym, jak jego zły pracownik chciał dostać kredyt na dom. Poprosił swego szefa o to, by wydał mu świadectwo, iż jest wiarygodnym pracownikiem i człowiekiem. Tyle. Żadnego żyrowania. I nie dostał. Zapytałem pana Wielibę, starego człowieka, dlaczego nie zaświadczył, przecież to go nic nie kosztowało. On się oburzył – przecież ja podpisuję ten papier swoim nazwiskiem. Potem, jak ten nicpoń nie będzie spłacał kredytu, ktoś powie, że Wielba jest niewiarygodny, bo dał dobrą opinię oszustowi. Na to sobie nie mogę pozwolić.

Jak daleko do tych czasów odeszliśmy. A jak to było w Mielcu przed laty?

W 1874 roku zarejestrowano Towarzystwo Zaliczkowe w Mielcu., którego celem było „dostarczanie członkom swoim na umiarkowany procent gotowych pieniędzy..”, a które od 1909 roku udzielało kredytów także ludności wiejskiej, stając się przez to przy okazji polem walki PSL Lewica i PSL Piast.

 

W 1882 roku powstało Towarzystwo Ochrony Mniejszej Własności Ziemskiej z celem działalności kredytowej dla gospodarstw obszarniczych mniejszych i gospodarstw chłopskich. Ze względu na wysoki procent pożyczek, nie zyskało uznania na wsi. W 1877 powstało Stowarzyszenie Oszczędności i Pożyczek w Radomyślu , które swą działalność kredytową prowadziło aż do roku 1928. W 1890 roku powstało pierwsze żydowskie Towarzystwo Kredytowe dla Handlu i Przemysłu, którego założycielami i kierownikami przez 45 lat byli Marek Horowitz, Mojżesz Moses i Lejsor Salpeter. W 1895 roku powstało, także żydowskie, Stowarzyszenie Eskontowe i Oszczędności z ograniczoną poręką, złożone przez Szymona i Mojżesza Ascheim i Józefa Rabinowicza. W 1909 roku Symche Friedman, Beniamin Goldberg i Henryk Deresiewicz założyli Towarzystwo Wzajemnego Kredytu, które upadło w czasie wielkiego kryzysu. Podobnie upadły żydowski Bank Kredytowy założony w 1909 roku, Towarzystwo Handlowe, założone w 1910 roku czy Bank dla Handlu, Gospodarstwa i Przemysłu, założony przez Judę Kohna i Beniamina Hermele. Mieszczanie żydowscy założyli jeszcze dwie inne kasy – Zakład Kredytowy rok 1911 i Towarzystwo Pożyczkowe i Oszczędnościowe. Pierwszą założyli Samuel Korn, Izrael Blatberg, Szmaja Eisis i Markus Horowitz a drugą Osias Landau, Józef Wasserstrum i Moses Gelertner.

W 1912 roku koloniści niemieccy z Czermina założyli Spar und Darleheuskasse Vercin fur die ewangelische Gemeinde”

Polacy, szczególnie na wsi, zakładali kasy Stefczyka. Do I wojny było ich w powiecie mieleckim 13 a w 1927 roku zrzeszały 1941 osób.

 

Najstarszą, najbardziej stabilną, trwałą i – jak się potem okazało – najbardziej wiarygodną instytucją było Towarzystwo Zaliczkowe. Miało trudne okresy w swej działalności (lata 1904 – 1909) ale od 1919 roku po wyborze na dyrektora Pana Franciszka Gerarda Rinka przetrwało wszystkie trudne momenty jak wielki kryzys (w 1930 roku osiągnięto zysk w wysokości 77 tys. zł), II wojna światowa (w tym rabunek z banku połowy kapitału przez partyzantów), okres powojenny. I cały czas pod kierownictwem Pana Rinka. Trudno uwierzyć, ale w Mielcu Polacy okazali się lepszymi bankierami niż Żydzi. Towarzystwo od roku 1922 działało pod nazwą Banku Spółdzielczego w Mielcu. Zastępcami Rinka byli Andrzej Leyko i Jakub Maziarz. Po wojnie, w ciągu zaledwie dwu lat, Bank mocno stanął na nogach i w 1946 roku liczył już 1855 członków, zajmując w działalności pierwsze miejsce w województwie.

W 1949 roku, na 75 lecie jego istnienia przeprowadzono w Polsce „reformę” systemu bankowego. Bank Spółdzielczy zamieniono na Kasę Gminną a Dyrektora Rinka zastąpił Pan Brożonowicz.

 

Nie wiem, czy Dyr. Rink ma ulicę w Mielcu. Jeśli nie, to jego nazwisko dla nazwy ulicy brzmi lepiej niż Obrońców Pokoju.

 

 

 

Zachód słońca (nad mieleckim Aeroklubem), czyli jak nie da się zatrzymać przemian

 

Zdjęcie za wcj24

Felieton opublikowany pierwotnie 25 października 2007 roku


Dawno temu wpadł mi w ręce artykuł o zasadach kierowania jakąś tam organizacją gospodarczą. W artykule tym przytoczony był akapit z „Małego Księcia”, na który nie zwróciłem uwagi w czasie czytania książki. Może pamiętacie Państwo scenę, w której Mały Książe prosi Króla - jako tego, który wszystko może - by zarządził zachód słońca. I Król wtedy mówi do Małego Księcia znamienne słowa: „Należy zawsze żądać tego, co można otrzymać. Autorytet opiera się na rozsądku. Będziesz miał swój zachód słońca. Zarządzę go, lecz poczekam w mądrości rządzenia, aż warunki będą sprzyjające”. Czytając ten artykuł uświadomiłem sobie, że każdy kto uczestniczy w jakimś ważnym procesie społecznym, gospodarczym a nawet rodzinnym, winien słowa Króla zawsze mieć w pamięci. Przypomniały mi się one ponownie w związku ze sprawą dziejącą się wciąż na naszych oczach od dłuższego czasu, sprawą wzbudzającą spore emocje w Mielcu.

 

Gdy polskim miastom historia i geografia nie zostawiła tak wiele tradycji, zawartej w murach starych kościołów, pałaców czy domów, jak zostawiła miastom włoskim, tak bardzo ważnym jest, byśmy w Polsce szczególną wagę kładli na pielęgnowanie tradycji niematerialnej lub nie całkiem materialnej. Dlatego tak ważne jest chociażby zachowanie w Mielcu ciągłości takich instytucji jak Aeroklub Mielecki, podtrzymywanie tradycji lotniczych. Niedawno spotkałem się z obecnymi władzami Aeroklubu. Przekonywali mnie do swoich racji, jakimi jest zachowanie Aeroklubu w starej postaci, ja ich do swoich, m.in. do zasadności budowy na lotnisku parku przemysłowego czy konieczności „dogadania się” stron konfliktu. Po tym spotkaniu napisałem felieton „Pieniądze i tradycja”, planując powrót do sprawy po urlopie. W ostatnim czasie stałem się posiadaczem ciekawych informacji. Kilka dotyczy szczegółów stanowiska Mieleckiego Forum na Rzecz Rozwoju Lotniska i Lotnictwa, adresowanego do władz Agencji rozwoju Przemysłu S.A. a jedna informacji o postępowaniu prokuratorskim w sprawach związanych z lotniskiem.

 

Szczególnie doniesienia do prokuratury mogą bulwersować.

Nie podoba mi się, gdy organizacje czy instytucje przyjmują nazwy „na wyrost”. Przypisywanie sobie zadań, które żadną miarą nie będą udziałem tych organizacji może śmieszyć. Tak jest właśnie z Mieleckim Forum. Bo jak się ma nazwa „Mieleckie Forum na Rzecz rozwoju Lotniska i Lotnictwa” do faktu złożenia do prokuratury donosu, mającego zablokować budowę wytwórni samolotów. Tylko dlatego, że wytwórnia ta ma powstać na terenie Parku Przemysłowego, z którym Forum walczy. Lepiej Forum byłoby przemianować np. na „Ratujmy Aeroklub”, wtedy byłoby nieco bliższe prawdy. Tylko jak bardzo bliskie?

Gdy już stałem się mimowolnym posiadaczem - pewnie tylko części - żądań, oskarżeń i postulatów, które Forum skierowało do szefostwa ARP, ogarnęły mnie smutne refleksje. Ustawianie siebie, jako jedynego posiadacza prawdy w jakiejś sprawie nie jest bezpieczne. Tak jest właśnie w tym przypadku. Lista zarzutów pod adresem władz spółki Cargo a także pod adresem ARP , właściciela tejże spółki, jest długa. Zarzuty są, zdaniem skarżących, poważne a moim zdaniem, mało istotne w całości sprawy. Forum występuje w imieniu społeczności Mielca i środowiska lotniczego w całej Polsce. Z daleka czuć z tej postawy fałsz a co najmniej uzurpację . Bo zastanawiam się, dlaczego niby społeczność lotnicza przejmuje się lotniskiem w Mielcu a nie ma nic przeciw przeznaczeniu lotniska w Nowym Mieście na miasteczko filmowe lub lotniska w Stargardzie pod inwestycje parku przemysłowego? A tamte lotniska są większe.

 

W tym roku już raz miałem nadzieję na uratowanie Aeroklubu przez zarząd, który rządził krótki czas, a którego inspiratorem był człowiek, bardzo przeze mnie ceniony, który wie, jak się robi pieniądze i zna się na lotnictwie. Został oskarżony o prywatę, pewnie dlatego, że założył już swoją firmę lotniczą. Na dodatek sąd unieważnił wybór nowego zarządu. Dziś myślę, że źle się stało. Powrót obecnego zarządu przyjąłem jednak z ufnością i wiarą, tym bardziej, że w rozmowie z jego członkami stwierdziłem, że to uczciwi ludzie, którzy chcą dobrze dla Aeroklubu, chociaż może „nie zawsze im wychodzi”. W przeprowadzonej rozmowie radziłem dogadać się z władzami miasta i z ARP w Mielcu. Po to, by razem z innymi, w nowych warunkach, uratować to, co się da. Widzę dziś, że zarząd Aeroklubu pozostał przy swojej koncepcji, by nie zmieniać niczego, by wszystko było, tak jak kiedyś. Tak nie będzie, Panowie. Mielcowi najpierw potrzeba pracy a ludziom dobrych zarobków i to może zagwarantować Strefa, Park Przemysłowy, miasto. Latanie pod niebem jest dla nich ważne wtedy, gdy zaspokoją podstawowe potrzeby. Najpierw należy spróbować się dogadać, ale w nowych i na nowych warunkach. Nie wiem nawet, czy próbowaliście to robić. A żądać trzeba tego, co można otrzymać. A wy żądacie niemożliwego. Jeszcze raz apeluję, by zamiast iść do sądu - co nic nie da - siąść i rozmawiać. O tym, co ma być a nie o tym co było. Także o pieniądzach. Tradycja rzecz święta i należy ją pielęgnować. Ale wszystko się zmienia. Nawet Słońce co wieczór nie zachodzi to samo. I należy uważać, by któryś zachód Słońca nie był dla Aeroklubu tym ostatnim.

 


Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...