Publikowany 2008-04-23 i 2011-08-22
Od kilkudziesięciu lat ludzi przyjeżdżających pod dawną bramę WSK - obecnie wjazd do strefy ekonomicznej - wita rzeźba mieleckiego Ikara, człowieka próbującego ulecieć ponad swoje marzenia, swoje ograniczenia, ponad siebie.
Odkąd stałem się dorosły, Ikar niedobrze mi się kojarzył – wyleciał w niebo, ale spadł. Pozostał po nim mit i garstka piór, poplamionych woskiem, krew i rozpacz ojca, Dedala, który też wyleciał ponad niemożliwe, ale powrócił cały na Ziemię.
Zaproponowałem kiedyś, w jednym z felietonów, budowę na Górce Cyranowskiej pomnika. Nie wiedziałem wtedy jeszcze do końca, co to za pomnik mógłby być, dla kogo i od kogo. Dziś wiem.
Pamięć przeszłości, jej osiągnięć i ludzi, którzy za tymi osiągnięciami stoją, jest konieczną do budowania tożsamości zarówno takiej wspólnoty jak naród, ale i takiej małej, jak społeczność miasta czy powiatu.
Mielec należy do grupy miast o wielkiej dynamice rozwoju. Posiada ludzi, o których pamięć należy utrwalać dla potomności. Po to, by ci dzisiejsi młodzi, którzy niżej przedstawioną propozycję wyśmieją, jako marnowanie pieniędzy, kiedyś gdy się zestarzeją i bardziej będą cenić to co było, mogli być dumni ze swoich przodków i pamiętali o nich.
Moja propozycja jest taka : Na Górce Cyranowskiej zbudujemy pomnik. Będzie przedstawiał mężczyzną z opuszczonymi po ciężkim locie skrzydłami, pomnik Dedala, Mieleckiego Dedala. Człowieka, który miał marzenia i je zrealizował. Człowieka, który przyczynił się do budowania naszej mieleckiej wspólnoty. Prócz napisu np. budowniczym Mielca, albo naszym przodkom, albo jakiegoś innego, na cokole będzie miejsce na tablicę z nazwiskami mielczan, którzy najbardziej zasłużyli się dla miasta a także miejsce na indywidualne tablice dla wyjątkowo wybitnych osób, twórców zrębów naszej miastowości.
Kandydaci na wspólną tablicę byliby wyłaniani w następujący sposób. Raz w roku Rada Miasta, wspólnie np z mieleckimi gazetami, ogłaszałaby plebiscyt na mielczanina roku. Dostawałby on statuetkę Ikara (zamiast skałki Korso, chociaż wyłonieni wcześniej laureaci skałki braliby udział w dalszych rozgrywkach). Dlaczego miałaby to być statuetka Ikara? Ikar pojawił się, zabłysnął w Słońcu i przepadł. Tak może będzie z wieloma laureatami corocznego konkursu na mielczanina roku, czego im oczywiście nie życzę. Dopiero upływ czasu jest w stanie zweryfikować dokonania laureata Mieleckiego Ikara i sprawić, że albo nadal jego lot będzie trwał, albo przepadnie w niepamięci.
Raz na pięć lat albo nawet raz na 10 lat spośród laureatów Ikara (odległość od daty wręczenia statuetki Ikara do udziału w plebiscycie na Dedala byłaby nie krótsza niż 5 lat) Rada Miasta organizowałaby plebiscyt na człowieka, który otrzyma statuetkę Mieleckiego Dedala. Jego nazwisko wyryto by na wspólnej płycie zasłużonych mielczan, na cokole pomnika. Jeden raz na 20 lat spośród mieleckich Ikarów wyłaniano by Mieleckiego Super-Dedala, który w uznaniu zasług dla miasta miałby na cokole odrębną tablicę. Dobrze byłoby nagradzać mielczan gdy jeszcze żyją.
Dla zapoczątkowania tej tradycji na pomniku należałoby – moim zdaniem - powiesić dwie tablice. Dla mnie jest oczywistą sprawą, kogo w ten sposób należałoby wyróżnić, pomijając jeden jedyny raz zaproponowaną procedurę wyłaniania. Jako pierwsi tytuł Mieleckiego Super-Dedala i swoje tablice winni mieć ksiądz Arczewski i dyrektor Ryczaj. Pewnie nie muszę tłumaczyć dlaczego, ale jeśli ktoś chciałby to powiem: dlatego że ksiądz Arczewski był twórcą duchowości mielczan a dyrektor Ryczaj zbudował Mielec wielkim.
Możecie się państwo ze mną nie zgadzać, ja będę obstawał przy swojej propozycji. A mam do niej pierwszeństwo.
A rzeźby rozsiane po Mielcu są świadectwem pozostałym po dawnej władzy, która – co by o niej nie powiedzieć – pewnie miała także duszę trochę artystyczną, bo widziała koniczność upiększania Mielca przez artystów. Te rzeźby to także jeden z efektów dyrektorowania Pana Ryczaja.
Na koniec zwracam się do Rady Miasta, by na chwilę zamknęła oczy i spróbowała spojrzeć na tę sprawę oczami wyobraźni, zapominając na chwilę o bieżących grach politycznych i pieniądzach. Albo jeszcze lepiej, niech cała Rada zrobi sobie wycieczkę, stanie na środku Alei Niepodległości gdzieś obok Domu Kultury i spojrzy w stronę Górki Cyranowskiej. Zobaczycie , Panowie i Panie, na jej szczycie postać ze skrzydłami i nawet jeśli na płycie monumentu nie będzie waszych nazwisk, to będziecie jednak twórcami pamiątki na stulecia.
Drugi felieton
Talenty
Publikowany 2008-11-16
W niedzielnym czytaniu ewangelii słyszeliśmy między innymi takie zdania. „Pewien człowiek, mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć”.
I zastanowiłem się przez chwilę i pomyślałem, kto ze znanych mi ludzi otrzymał od Boga talenty i ile i co z nimi uczynił. I przypomniałem sobie dzień czternaście lat temu, gdy przed wyborami prezydenta Mielca w Radzie Miasta, życzyliśmy z kolegą objęcia tej funkcji Panu Chodorowskiemu. Jakoś, choć niedoinformowani, czuliśmy, że to się stanie. I stało się.
Czternaście lat nie rocznica i może dlatego podsumowania nie muszą być rocznicowe.
Z perspektywy czasu mogę już dziś powiedzieć, że swoje dorosłe życie spędziłem w dwóch Mielcach, Mielcu Ryczaja i Mielcu Chodorowskiego. I chociaż ten pierwszy trwał lat ponad dwadzieścia pięć a ten drugi trwa czternaście, to ze względu na to, że ma wielką szansę trwać nadal i że jego dokonania już dorównują dokonaniom Mielca pierwszego, uważam , że w pełni równoprawnie można je porównywać.
Obaj panowie otrzymali swoje pięć talentów i obaj rozmnożyli je na tyle, by mogli usłyszeć: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię.”
Mielec sprzed lat czternastu, z czasów gdy zapadał się w sobie stary Mielec, był ponurym, biednym miastem bez perspektyw. Dzisiaj jest miastem o wielkiej dynamice rozwoju i nawet jeśli nie najbogatszym, to z perspektywami na dalszą poprawę. Gdy dzisiaj pokazywałem go gościom z Warszawy, zazdrościli nam i przemysłu, i ulic, i łatwości transportu, i ciszy, i czystości, i spokoju życia wreszcie.
Na ten sukces oczywiście pracowało wielu ludzi, ale tak się składa, że ich indywidualne sukcesy zapisywane są na konto przywódcy, w tym wypadku Prezydenta Chodorowskiego i na sukces miasta, który jest jego sukcesem.
I dalej słyszeliśmy o słudze dobrym i wiernym: „wejdź do radości twego pana”
„Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie”.
Nie mogę po tym nie nawiązać do tematu z poprzedniego mojego felietonu, dotykającego spraw dla mnie najistotniejszych. Wiem, że brzmi to patetycznie, gdy ktoś mówi, że najważniejsze dla niego są Rodzina, Bóg i Ojczyzna. Ludzie często boją się wykpienia, posądzenia o staromodność, o nienowoczesność, o zacofanie wręcz. Ja się nie boję wyśmiania. Jestem już za stary na to. Nie boję się także złej oceny mojej osoby przez wielu, nawet możnych. Są sprawy, w którym nie ma mowy o ustępstwach, kompromisach, tchórzostwie.
Taką sprawą jest obrona, nawet dramatyczna, naszej zagrożonej świadomości narodowej.
Nie bez powodu narody budują swoim bohaterom panteony, swoim wielkim datom pomniki. Piękne i bogate. Bo tylko takie budzą szacunek, zmuszają do refleksji chociażby tej najprostszej, że skoro wydano tyle pieniędzy na pomnik, to widocznie czczone przez niego wydarzenie czy osoba naprawdę na to zasługują. Monumentalny pomnik odkrywców w Lizbonie przyjeżdżają oglądać ludzie z całego świata.
A my mamy skromny Pomnik Wolności. Może on spełniał swe zadanie w latach biednych, ale teraz, w połączeniu z brakiem innych form czczenia rocznicy odzyskania niepodległości i związanych z nią bohaterów narodowych, raczej budzi uczucie zażenowania i wzruszenie ramion, a nie szacunek.
Raz w roku urzędnicy odbębnią przed nim wiec i koniec.
Znowu wracam do proponowanego przeze mnie Pomnika Mielczan na Górce Cyranowskiej, (Mieleccy Dedale z 23 kwietnia 2008 – http://felieton.blog.onet.pl )który mógłby być także Pomnikiem Niepodległości . Za pięć lat mamy 75 rocznicę utworzenia PZL i COP – u w Mielcu. Od tego wszystko się u nas zaczęło. Wtedy poczuliśmy, że wolna Polska o nas nie zapomniała.
Podejmijmy, Panie Prezydencie Chodorowski, tę wielką ideę budowy w tym miejscu monumentu upamiętniającego mielczan i naszych bohaterów narodowych. Matki z dziećmi będą tam chodziły na spacery i jednymi z pierwszych wrażeń młodych mielczan będą spotkania z przeszłością ich ojców.
A żeby Pana nikt nie posądził o to, ze chce Pan zbudować pomnik dla siebie, chociaż zapewne obok jeszcze paru mielczan byłby tam Pan upamiętniony, można przyjąć zasadę, ze nazwiska wpisuje się po śmierci osoby lub po jej zupełnym wycofaniu się z działalności publicznej (inny sposób wyłaniania kandydatów do upamiętnienia zaproponowałem w powyżej przytoczonym felietonie).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz