piątek, 24 lipca 2020

Wszyscy o was zapomną…..mielczanie!



Każdy człowiek pewnie chce, aby jego życie jakoś się zapisało w pamięci potomnych. Większość z nas może liczyć jedynie na pamięć swoich bliskich, ale i ona najczęściej przeminie w trzecim, czwartym pokoleniu.

Na dzisiaj trudno powiedzieć, czy wielość środków rejestrujących nasze życie, z jaką mamy do czynienia od 20 lat, pomoże tej pamięci czy nie za bardzo.

Bo to, czy człowieka chcemy pamiętać, nie zależy od ilość zdjęć z jego podobizną, ale od tego, co zostawił potomnym prócz odbitki swojej twarzy. Niby to takie oczywiste, ale chyba do niewielu ta prawda dociera.
Jak patrzę na te setki czy tysiące zdjęć, które mam w swoich albumach, to wiem, że większość z nich po mojej śmierci dzieci wyrzucą, bo niczego im nie będą przekazywały. Jakieś nieznane miejsca, jacyś nieznani ludzie, niezrozumiałe fascynacje.

Tak będzie. Wielością zdjęć elektronicznych nie przejdziemy do historii, nie zapiszemy się w pamięci. Zresztą jedno „off” wszystkie je unicestwi.

Te oczywiste dla mnie refleksje wróciły do mnie w tych dniach z dwu powodów.
Jednym z nich jest nieustająca wymiana poglądów o historii (ale i ludzkich postawach) z moim fejsbukowym znajomym, dawnym mieleckim opozycjonistą. Wywodzącym się z dawnej WSK PZL Mielec.

Jest człowiekiem nieprzejednanym, niewybaczającym, twardym, o skrajnych często, ale jednoznacznych, mocno konserwatywnych, katolickich poglądach, zdecydowanym. Pewnie takie cechy musi mieć ktoś, kto kiedyś walczył z władzą komunistyczną. A teraz władzę prawicową mocno popiera.

W fejsbukowej dyskusji nad wierszem Herberta „Przesłanie Pana Cogito” padły m.in. takie zdania:
·       „Dzisiaj wszelkiej maści towarzysze mają odwagę. Nie widziałem jej, gdy nas pałowano i wsadzano do więzień”.
·       A ilu was zostało z tych 10 mln członków?  Może oni winni mieć odwagę was bronić?
·       Bronić nas powinien każdy przyzwoity Polak. Bo to właśnie "kwestia smaku" nad, którą się tak dzisiaj wszyscy rozczulają,
·        (…) A co do pomocy tym nielicznym odważnym w stanie wojennym, nielicznym, bo część internowanych też była odważna, gdy była w tłumie, a po aresztowaniu, gdy zostali sami, to im przeszło: jak sobie Pan wyobraża taką pomoc? Ja o Panu po raz pierwszy dowiedziałem się od Pana. W 2019 roku. Czy to moja wina?

Mój internetowy mentor bardzo popiera upamiętnianie żołnierzy wyklętych, nawet często z nim się o to ścierałem.
I dlatego pomyślałem: a dlaczego nikt nie chce jakoś tam uczcić mieleckich opozycjonistów, ludzi, którzy w latach osiemdziesiątych walczyli z socjalistycznym państwem, którzy za to wiele osobiście wycierpieli, którym zniszczono czy uniemożliwiono kariery, zmuszono do emigracji, którym może ta działalność spaprała życie osobiste?
Tam uczcić! Chociaż ich przypomnieć! Wymienić z nazwiska! Podać, co zrobili dla Mielca. Uhonorować choćby odznaczeniem państwowym! Zapisać w jakiś miejskich kronikach!

Kronikach? Mamy takie? Mamy w ogóle jakąkolwiek politykę historyczną? Coś tam napisze Gąsiewski, czego przeciętny obywatel i tak nie przeczyta, Krempa pisze o wojnie, Wanatowicz przypomina Żydów, a Skrzypczak wysoki patriotyzm.

A o mieleckich opozycjonistach nikt nie pisze, prócz jakiś na wpół podziemnych, prawie powielaczowych wydań dla swoich.
Dlaczego tak się dzieje? Czy dlatego, że ich zasługi – niezależnie od poniesionych cierpień, poświęcenia, życiowych katastrof – są tak mało znaczące dla historii miasta, że niewato o nich mówić?
A może dlatego, że teraz cały splendor bycia zasłużoną prawicą i dziedzicem działań opozycyjnych przejęli ci, którzy z działalnością opozycyjną nie mieli nic wspólnego i bardzo nie chcą, by koło nich plątali dawni opozycjoniści, którzy się naprawdę dla niepodległości przysłużyli, a teraz odstawiono ich do kąta historii?

Ja stawiam na tę drugą wersję.
Dlatego bardziej niż opozycjoniści zasłużeni dla dzisiejszej prawicy są wyklęci, bo oni byli dawno i oni nie pamiętają, bo ich nie ma.  A opozycjoniści są i pamiętają.

Może nie mam w swoich sądach racji. Jak  nie mam, niech mnie ktoś z opozycjonistów poprawi.

Zbieram podpisy poparcia dla nazwania ronda przy dawnej WSK imieniem Tadeusza Ryczaja. Zbieram podpisy i potwierdzam swoje sądy, wyrażone niedawno w felietonie, o rychłym wykreśleniu z naszej zbiorowej pamięci, z naszej mieleckiej historii całej epoki. Tej epoki, której nienawidzi dzisiejsza prawica, której nienawidzą dawni opozycjoniści.
Epoki powojennego Mielca.

Moi pracownicy mają nie więcej niż 40 lat. I gdy pytam, czy poprą inicjatywę, nikt z nich nie wie, kto to był Tadeusz Ryczaj. Czasami jakoś tam zaświta, że to ktoś, coś z WSK.

Cieszycie się, dawni opozycjoniści? Cieszysz się mielecka prawico?
Dobrze mu tak! Nich zniknie z pamięci Mielczan! – mówicie.

Nie cieszcie się. Wasza debilna polityka historyczna daje efekty. Ale nie tylko wasza. Jak bardzo szanuję dorobek prezydenta Chodorowskiego, to muszę stwierdzić, że on ją zapoczątkował. Mógł wiele spraw załatwić, nie załatwił. Także niczego nie zrobił prezydent Kozdęba. Dużo złego natomiast zrobił jego zastępca, jeszcze jako dyrektor Zespołu Szkół Technicznych, który wykreślił z pamięci szkoły i mielczan historię Technikum Mechanicznego, zastępując ją przedwojenną fikcją. No bo jak mówić o komunistycznej szkole. Dobrze że go dosięgła zemsta Losu. Fatalnie wpisał się w politykę historyczną  Mielca prezydent Kapinos, swoją decyzją o zmianie lokalizacji pomnika wyklętych. Teraz kolej na prezydenta Wiśniewskiego. Zobaczymy.

Piszę o debilnej mieleckiej polityce historycznej, bo za taką uważam antagonizowanie jednych przeciwko drugim. Sam przez moment w tym uczestniczyłem, czego żałuję. Ale ja jestem pojedynczym felietonistą amatorem, a wy jedną czy drugą siłą polityczną.

Skończcie u diabła z przymusowym zapominaniem ludzi i zdarzeń z historii Mielca. Jedna z osób, które podpisała listę poparcia, nie znając człowieka, zapytała swojej mamy, a ta jej powiedziała: Ryczaj? To był dobry człowiek.

Jakże inne zdanie niż ma mój internetowy mentor, który Ryczaja obarcza prawie wszystkimi swoimi krzywdami. Myślę, że ma takie prawo. Ale nich łaskawie weźmie pod uwagę to, co myślą o Ryczaju inni ludzie.

Brakuje wam bohaterów, prawico?
Przecież macie ich na kopy. Nie zapominajcie o nich. Nie twórzcie na siłę mitów, które z rzeczywistością często mają mało wspólnego.

Z okazji 99 urodzin księdza kanonika Hanka sprawiono czci godnemu jubilatowi fajną imprezę plenerową i w wielkim orszaku aut i rowerów, w asyście przebranych na partyzantów panów,  zawieziono go na Polanę wyklętych.
Nigdy o księdzu jubilacie nie słyszałem, więc poczytałem trochę o nim. Szczególnie zainteresowały mnie wywiady z nim sprzed 10 lat.
Czytając, nie mogłem oprzeć się negatywnym odczuciom w stosunku do przeprowadzającego wywiad redaktora, który na siłę usiłował z księdza kanonika, jeszcze jako młodego mężczyzny, uczynić partyzanta. Ksiądz bronił się jak mógł, że wcale partyzantem nie był, tylko uciekł do znajomego oddziału przed wywózką na roboty do Niemiec. Ale redaktora nie przekonał. I coś z tego przekonania redaktora chyba zostało.
A ja bym chętnie poczytał o pionierskiej pracy księdza na tzw. Ziemiach Odzyskanych, gdzie od podstaw tworzono polski Kościół, gdzie przyjeżdżali ludzie ze wszystkich stron, gdzie nie było tradycji i kultury, gdzie wiara była i jest bardzo słaba, a ksiądz mimo to działał, budował i odbudowywał kościoły, tworzył Kościół.
Ale to nikogo nie interesuje. Ważne jest, żeby był partyzantem.

Kilka lat temu byłem na otwarciu Inkubatora Technologicznego w Nowej Rudzi – Słupcu. Poświęcał go miejscowy proboszcz. Siedzieliśmy obok siebie. Skąd pan jest?  – zapytał. Z Mielca. A to tam jest ta największa parafia w Polsce – powiedział. Ile macie parafian i księży? – zapytał. Odpowiedziałem, że 28 tysięcy i 11 księży. I spojrzałem na jego buty. Zdarte, pokrzywione, biedne. To była naprawdę biedna parafia. Ale on tam działał.

Pewnie podobnie było i z naszym księdzem kanonikiem Hankiem. Ale czy to kogoś obchodzi? Czy go o to ktoś zapytał? Docenił?
Po co. Najlepiej gdyby był partyzantem.

Ludzie! Prawico i lewico! Opanujcie się. Może trzeba życie brać takim, jakie jest. Przestać nienawidzić, przebaczyć, zapomnieć.

Pozwolić na to, by uczcić sąsiada, który się dla Mielca zasłużył. Odłożyć, zniszczyć zawiść, nienawiść, jaka nam towarzyszy od lat. Bo od lat nie potrafimy docenić tego, co mamy.
Bo wszystkich was zapomną a kolejni będą burzyć pomniki, które zbudujecie i zmieniać nazwy ulicom. Tak dalej nie można.

Tyle.



Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...