środa, 24 lipca 2019

Inna kultura urzędników i posłów i śmierć na pasach


zdjęcie za hej.mielec

W Chorzelowie na przejściu dla pieszych zginął starszy człowiek.

To już kolejna, mielecka ofiara „polskiego przejścia dla pieszych” i braku kultury stanowiących prawo o ruchu drogowym polskich urzędników.
Ale także niefrasobliwości części polskich kierowców.

Jak jeżdżę po Mielcu, to obserwuję, że coraz więcej kierowców zatrzymuje się przez przejściami, by przepuścić pieszych, którzy jeszcze nie weszli na jezdnię, ale dopiero do tego się przygotowują. Sam też staram się takie osoby przepuszczać.

I nawet mniej robię to z troski o bliźniego swego, jak bardziej kierowany obawami o konsekwencje, które mógłbym ponieść, gdybym przechodnia na przejściu potrącił czy zabił. Już pal sześć procesy sądowe, ale może być tak, że trzeba zapłacić ofierze wypadku wielkie odszkodowanie, a i rentą do końca życia.
Rozsądni kierowcy zatrzymają się.
Nawet jak nierozsądni urzędnicy nie chcą zmienić prawa.

Sekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury, pan Rafał Weber, odpowiadając na interpelacje posłów, którzy przytaczali gotowe rozwiązania prawne z krajów Europy Zachodniej, powiedział, że „tamtejsi kierowcy do obowiązku ustępowania pierwszeństwa pieszym mającym zamiar wejść na przejście "są już przyzwyczajeni". Dodał też, że "nie wydaje się właściwym bezpośrednie przeniesienie do polskiego systemu prawnego rozwiązań funkcjonujących w innych państwach europejskich". Argumentował to tym, że "każde społeczeństwo europejskiej posiada inne uwarunkowania kulturowe, prawne, inżynieryjne, edukacyjne, czy też podejście do poszanowania prawa".

Cóż dodać, cóż ująć? Nasi kierowcy nie są przyzwyczajeni (choć duża część jest) to nie należy ich przyzwyczajać! Nie powiedział, co złego jest w „bezpośrednim” przeniesieniu rozwiązań z Europy do Polski. Bo pewnie sam nie wiedział.

A już argument, że Polacy mają inne uwarunkowania kulturowe, mimo że jeżdżą takim samochodami jak np. Niemcy, to już jest argument kuriozalny.

Ale pan minister powiedział jeszcze więcej. Stwierdził mianowicie, że „już z obecnego brzmienia przepisów rozporządzenie w sprawie znaków i sygnałów drogowych wynika to, że kierowca musi przepuścić pieszego oczekującego na chodniku”.W jego ocenie, z obowiązujących dziś przepisów już wynika, że kierowca zbliżając się do przejścia powinien się zatrzymać, "nie tylko jeżeli pieszy znajduje się na przejściu, lecz także wówczas, gdy z zachowania pieszego wynika, że może on wejść na to przejście".

I niech mi ktoś powie, że jak wynika taki stan prawny z analiz mądrych głów, to dlaczego nie można tego napisać w prawie drogowym jednym dosadnym zdaniem, by nikt nie miał trudności interpretacyjnych?
Ani policja, ani sąd, ani - przede wszystkim – kierowca zbliżający się do przejścia dla pieszych?

Na to pytanie pewnie nie znajdziemy dzisiaj odpowiedzi. Póki co pamiętajmy, ze poprzednią próbę załatwienia tej sprawy w 2015 roku storpedowali posłowie PiS. Dzisiaj to oni coś próbują naprawiać, ale jak widać po wystąpieniu ministra, mają inna kulturę. Jak reszta – według nich – Polaków.
Pamiętajmy też, że w ubiegłym roku zabito na pasach w Polsce 285 osób. To o 18 ofiar więcej niż rok wcześniej. Wśród tych ofiar na pewno jedna była z naszego powiatu. Teraz jest kolejna.

Pamiętajmy też, że za bezsensowny najczęściej pośpiech w przejeżdżaniu pasów możemy zapłacić całym życiem.
Ofiary, ale i swoim.

Ps. Pan radny Gacek apeluje do radnych powiatowych o załatwienie sprawy. Powiem tak: niech próbują, zawsze to coś da. Ale generalnie są „za krótcy” do tej sprawy.
Czas zaatakować posłów.




wtorek, 23 lipca 2019

Mielec po stronie miłości


Najważniejsza jest miłość. Ważniejsza niż chleb codzienny, praca i mieszkanie.
Polacy żyją miłością. Głównie miłością do samych siebie. Ale też miłością do innych. To proste, gdy ci inni to żona czy dzieci. Ale są jeszcze inni inni. Czy także do nich Polacy żyją miłością?
Trzeba zadać pytanie,  do jakich innych.
Bo gdy są bardzo inni, Polacy bardziej żyją brakiem miłości do nich.

Ci inni są najczęściej inni od Polaków, którzy ich nie kochają.
I choć często są podobni lub prawie tacy sami, to staramy się, by byli inni. Czynimy ich innymi.
Zapotrzebowanie jest obustronne. Czasami to my chcemy, by byli inni. Często jednak to ci inni bardzo chcą być innymi. I bardzo chcą odróżniać się od innych dla nich, czyli od nas.

Tak jest w przypadku ludzi nieheteronormatywnych. Nie wiem, kto wymyślił ten słowny dziwoląg, chyba ktoś inny, ale chodzi o  czyli lesbijki, geje, osoby biseksualne i transpłciowe – w skrócie „LGBT”.

To są ci nasi inni, którzy bardzo chcą być inni. I bardzo tę swoją inność wciąż podkreślają. Jednocześnie obrażając się na innych, którzy wypominają im, że są inni.
Podkreślają tę swoją inność także w tzw. marszach równości, które wg nich są marszami miłości.
Nie wiem do kogo miłości, może głównie do samych siebie. I do swoich obsesji.

Ja też jestem inny. Dla nich.
Ale nie staram się swojej inności, będącej podobno heteronormatywnością, podkreślać i eksponować. Jak podartych dżinsów albo odkrytych pośladków.
Po prostu jestem inny dla siebie samego.
I dla mojej inności nie żądam żadnych przywilejów.

Inni żądają. Chcą być tacy jak inni dla nich, czyli tacy jak ja. Chociaż doskonale wiedzą, że tacy być nie mogą. Wszak są nieheteronormatywni.
Zresztą nikt nie może być taki, jak jest inny.
To tak, jakby jednonożny człowiek chciał być biegaczem na 100 metrów.
Ja bardzo szanuję jednonożnych ludzi, szczególnie gdy są mądrzy i kochają bliźnich, ale roześmiałbym się w głos, gdyby mi mówili, że chcą wygrywać sprinty.

Albo jakby facet chciał zostać matką. Nie może, ale wszyscy inni wokół niego mówią, że może. I on w to wierzy. Bo jak jeden facet w związku na siłę nazywanym przez innych małżeństwem, jest mężem, a drugi żoną, to ten, który jest żoną może być matką. Logiczne? Oczywiście.
Ale nie dla innych. W tym dla mnie.

Polska żyje miłością. I Polacy także. Choć każdy inną. Bo miłości też są inne. Jak ludzie.

Wyrazicielem albo rzecznikiem  miłości innych został w Polsce Rzecznik praw obywatelskich – co by to nie znaczyło – dla którego wyrazem miłości człowieka do człowieka jest  warszawska Deklaracja LGBT. A raczej jej realizacja w praktyce. Dla tegoż Rzecznika strefy wolne od LGBT są samą nienawiścią, a nawet jej skrajnym wyrazem, czyli faszyzmem, albo lepiej, nazizmem, żeby przypadkiem nie urażać tych innych, którzy przyszli do nas w 1939 roku, a teraz z nienawiścią walczą. I za to rzecznik i inni inni ich bardzo chwalą.

Niemymi rzecznikami tej innej miłości w wydaniu mieleckim jest niema Rada Miasta Mielca, która nie umie albo boi się, albo jest po prostu inna od innych rad, które są odważniejsze, by wyrazić swoją miłość do którychkolwiek innych.

Miłość nas wyzwoli. Prawda?
A może Prawda nas wyzwoli? Prawda mówiona wprost w oczy. Że inny musi być inny, bo nigdy nie będzie taki sam z urodzenia, przyrodzenia, z nazwiska, adresu zamieszkania, preferencji do lubienia czekolady, miłości do prawa.

Wszyscy ludzie są inni. Każdy jest inny od wszystkich innych.

Ale jednocześnie wszyscy ludzie są równi. Równi wobec czego? Wobec prawa. Jakiego? Prawa człowieka?
A co to jest?
Prawo tworzyliśmy przez dwa tysiące lat, licząc Żydów, trzy tysiące. I w tym prawie każdy ma swoje przypisane mu role. Matka rolę matki, ojciec ojca.
Że czasami jedni i drudzy nie umieją być rodzicami, nie przekreśla tego prawa.

Jak przychodzą inni i mówią, że ich to prawo nie obowiązuje, bo oni mają swoje prawa człowieka, to ja mówię, że mnie ich prawa człowieka, które sobie wymyślili, też nie obowiązują.

A jak ci inni chcą zniszczyć moją cywilizację, moją kulturę, to tym bardziej stają się innym, bardzo innym, dla tych innych.
I niech mnie nikt nie szantażuje miłością do innych. Kocham bliźniego swego. Innego także. Ale kocham w ramach prawa, które zostawił mi Bóg.
Kochaj innego (bliźniego) swego, jak siebie samego.
I tak samo ich kocham. Jak siebie w tej odwiecznej kulturze.
Nie poza nią. Nie wbrew niej.

PS. Swoją drogą tak tchórzliwej rady miasta to jeszcze nasze miasto nie miało.

Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...