Najważniejsza jest miłość. Ważniejsza niż chleb codzienny,
praca i mieszkanie.
Polacy żyją miłością. Głównie miłością do samych siebie. Ale
też miłością do innych. To proste, gdy ci inni to żona czy dzieci. Ale są
jeszcze inni inni. Czy także do nich Polacy żyją miłością?
Trzeba zadać pytanie,
do jakich innych.
Bo gdy są bardzo inni, Polacy bardziej żyją brakiem miłości
do nich.
Ci inni są najczęściej inni od Polaków, którzy ich nie
kochają.
I choć często są podobni lub prawie tacy sami, to staramy
się, by byli inni. Czynimy ich innymi.
Zapotrzebowanie jest obustronne. Czasami to my chcemy, by
byli inni. Często jednak to ci inni bardzo chcą być innymi. I bardzo chcą
odróżniać się od innych dla nich, czyli od nas.
Tak jest w przypadku ludzi nieheteronormatywnych. Nie wiem,
kto wymyślił ten słowny dziwoląg, chyba ktoś inny, ale chodzi o czyli lesbijki, geje, osoby biseksualne i
transpłciowe – w skrócie „LGBT”.
To są ci nasi inni, którzy bardzo chcą być inni. I bardzo tę
swoją inność wciąż podkreślają. Jednocześnie obrażając się na innych, którzy
wypominają im, że są inni.
Podkreślają tę swoją inność także w tzw. marszach równości,
które wg nich są marszami miłości.
Nie wiem do kogo miłości, może głównie do samych siebie. I
do swoich obsesji.
Ja też jestem inny. Dla nich.
Ale nie staram się swojej inności, będącej podobno heteronormatywnością,
podkreślać i eksponować. Jak podartych dżinsów albo odkrytych pośladków.
Po prostu jestem inny dla siebie samego.
I dla mojej inności nie żądam żadnych przywilejów.
Inni żądają. Chcą być tacy jak inni dla nich, czyli tacy jak
ja. Chociaż doskonale wiedzą, że tacy być nie mogą. Wszak są
nieheteronormatywni.
Zresztą nikt nie może być taki, jak jest inny.
To tak, jakby jednonożny człowiek chciał być biegaczem na
100 metrów.
Ja bardzo szanuję jednonożnych ludzi, szczególnie gdy są
mądrzy i kochają bliźnich, ale roześmiałbym się w głos, gdyby mi mówili, że
chcą wygrywać sprinty.
Albo jakby facet chciał zostać matką. Nie może, ale wszyscy
inni wokół niego mówią, że może. I on w to wierzy. Bo jak jeden facet w związku
na siłę nazywanym przez innych małżeństwem, jest mężem, a drugi żoną, to ten,
który jest żoną może być matką. Logiczne? Oczywiście.
Ale nie dla innych. W tym dla mnie.
Polska żyje miłością. I Polacy także. Choć każdy inną. Bo
miłości też są inne. Jak ludzie.
Wyrazicielem albo rzecznikiem miłości innych został w Polsce Rzecznik praw
obywatelskich – co by to nie znaczyło – dla którego wyrazem miłości człowieka
do człowieka jest warszawska Deklaracja
LGBT. A raczej jej realizacja w praktyce. Dla tegoż Rzecznika strefy wolne od
LGBT są samą nienawiścią, a nawet jej skrajnym wyrazem, czyli faszyzmem, albo
lepiej, nazizmem, żeby przypadkiem nie urażać tych innych, którzy przyszli do
nas w 1939 roku, a teraz z nienawiścią walczą. I za to rzecznik i inni inni ich
bardzo chwalą.
Niemymi rzecznikami tej innej miłości w wydaniu mieleckim
jest niema Rada Miasta Mielca, która nie umie albo boi się, albo jest po prostu
inna od innych rad, które są odważniejsze, by wyrazić swoją miłość do
którychkolwiek innych.
Miłość nas wyzwoli. Prawda?
A może Prawda nas wyzwoli? Prawda mówiona wprost w oczy. Że
inny musi być inny, bo nigdy nie będzie taki sam z urodzenia, przyrodzenia, z
nazwiska, adresu zamieszkania, preferencji do lubienia czekolady, miłości do
prawa.
Wszyscy ludzie są inni. Każdy jest inny od wszystkich
innych.
Ale jednocześnie wszyscy ludzie są równi. Równi wobec czego?
Wobec prawa. Jakiego? Prawa człowieka?
A co to jest?
Prawo tworzyliśmy przez dwa tysiące lat, licząc Żydów, trzy
tysiące. I w tym prawie każdy ma swoje przypisane mu role. Matka rolę matki,
ojciec ojca.
Że czasami jedni i drudzy nie umieją być rodzicami, nie
przekreśla tego prawa.
Jak przychodzą inni i mówią, że ich to prawo nie obowiązuje,
bo oni mają swoje prawa człowieka, to ja mówię, że mnie ich prawa człowieka,
które sobie wymyślili, też nie obowiązują.
A jak ci inni chcą zniszczyć moją cywilizację, moją kulturę,
to tym bardziej stają się innym, bardzo innym, dla tych innych.
I niech mnie nikt nie szantażuje miłością do innych. Kocham
bliźniego swego. Innego także. Ale kocham w ramach prawa, które zostawił mi
Bóg.
Kochaj innego (bliźniego) swego, jak siebie samego.
I tak samo ich kocham. Jak siebie w tej odwiecznej kulturze.
Nie poza nią. Nie wbrew niej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz