wtorek, 22 lutego 2022

Gdy przyjdzie do Mielca wojna….

 

 Zapewne duża część z nas, przynajmniej tych, którzy myślą, myśli co będzie, kiedy rozpocznie się wojna.

Piszę – duża część – bo inna duża część zakłada, że albo wojny nie będzie, albo nas nie będzie dotyczyła.

Więc ta duża część z nas, która nie wyklucza wojny, zakłada jej duże prawdopodobieństwo, a nawet jest jej pewna, zastanawia się, co będzie, jak będzie (wojna) i jak Mielec stanie się jednym z jej celów.

Bo niespodziane dla nas wszystkich znaleźliśmy się w kręgu zainteresowanych wojny. Więc zapewne i w kręgu zainteresowanych wrogiego sztabu, planującego działania zbrojne.

Mielec, do tej pory ciche, małe miasto za lasem, do którego ani ważne drogi nie wiodą, ani nie leżało na kierunku planowanych strategicznych uderzeń, a wojska jak nas odwiedzały, to tylko obrona terytorialna by postrzelać na strzelnicy lub złożyć ślubowanie na Placu AK, nagle stało się znaczącym punktem na mapach sztabowych.

 

I pisząc to, mam przekonanie i świadomość, że pewnie tak się musiało stać, bo i lotnisko, i amerykańskie zakłady zbrojeniowe, i bliskość granicy z Ukrainą i ileś tam innych ważnych spraw, z których nawet sobie nie uświadamiamy.

I że nie można było inaczej.

Bo jeśli nie Amerykanie dzisiaj, to Rosjanie za kilka lat. Tyle że może już w innym, niż go znamy z przyzwyczajenia, Mielcu.

 

Staliśmy się zupełnie niespodziewanie dość dużą bazą wojska amerykańskiego. I rozwój wydarzeń pokaże, czy będzie to baza na miesiące, czy na lata.

 

Niestety, stało się, że demokratyczne Niemcy drugi raz w ciągu stu lat wyhodowały Europie (i światu) führera.

Rozkładane latami na raty, bo na raty, ale wciąż aktualne słowa Churchilla: Jesteśmy, jak się zdaje, bardzo blisko posępnego wyboru między wojną a hańbą. Sądzę, że wybierzemy hańbę, a niedługo potem będziemy musieli prowadzić wojnę w warunkach jeszcze mniej sprzyjających, niż obecne”, pokazują nam, że Europa, a Niemcy w szczególności, przez lata wybierała hańbę, by na końcu dostać wojnę. Bo, niestety, wciąż aktualne jest jego drugie powiedzenie, że „Główną nauką płynącą z historii jest to, że ludzkość niczego się nie uczy”.

 

Ale te stwierdzenia określają wielkie sprawy i wielką historię, która będzie nimi pisana.

A Mielec jest malutki i nasz własny. I za sprawą tych wielkich spraw znalazł się w cieniu wojny.

Póki co my, w Mielcu, Amerykanom musimy wyprodukować i dostarczyć jedzenie i odebrać od nich odchody, jakie po tym jedzeniu pozostaną. To takie podstawowe, ludzkie, a konieczne.

Może jeszcze prąd i woda, a więcej nikt od nas nie oczekuje.

No bo co Mielec może im dać? Święty spokój. Niby pisać jeszcze wolno, jakieś zdjęcia z dala są publikowane, choć rosyjskie i chińskie satelity już wzięły sobie Mielec na cel i pewnie mają dokładniejsze fotografie.

 

I tak niczego zrobić nie możemy. Tylko siąść i dumać. O czym? Ano choćby o koncepcji Trójmorza i o tym, co by było, gdybyśmy jednak od Unii do niego uciekli, czego prawica w Polsce sobie życzyła , a niektórzy, co głupsi, albo prorosyjscy, nadal o tym myślą, i o tym, co by było, gdyby prezydentem USA został jednak wymarzony przez prawicę Trump, który potępia działania Bidena w sprawie Ukrainy, i o tym, dlaczego nadal w tej sytuacji chcemy iść na zwarcie z Unią, czego dowodem są trzy projekty ustaw o Sądzie najwyższym, i o tym, czy przestaniemy importować węgiel z rosyjskiego, anektowanego Donbasu, i o tym, jak zachowamy się wobec ukraińskich uciekinierów i jak im pomożemy, i o wielu innych sprawach.

 

Kończy się świat, jaki znaliśmy, który często tak bardzo się nam nie podobał, bo najczęściej go nie rozumieliśmy i szukaliśmy przyczyn naszego zawodu w spiskach przeciwko nam, naszej polskiej tożsamości, naszej kulturze, a naszej religii w szczególności. Tak bardzo i tak bezmyślnie niektórzy bali się ateistycznego Zachodu, tylko czyhającego na nas, że potrafiło zaakceptować Putina jako obrońcę wiary chrześcijańskiej i tradycji. Co za głupota.

 

I tak sobie można w tym naszym Mielcu, podobnie jak w całej Polsce, choć u nas bliżej frontu, więc bardziej, dumać nad głupotami, które, jako Europa i Polska, uczyniliśmy i bać się, co przyniesie tzw. jutro. I może za chwilę na plan dalszy zejdą partyjne pyskówki i kwestie polskiego ładu, bo zapanuje powszechny nieład.

 

I tylko sobie wystarczy wyobrazić, że nie będzie prądu. A o to tak łatwo. To wtedy niczego nie będzie. Ani gazu, ani ciepła, ani benzyny, ani zakupów, ani bankomatów, …. ani niczego nie będzie, jak kiedyś proroczo przepowiedział kandydat na prezydenta niejaki Kononowicz.

 

Jak by wtedy żył nasz Mielec, a my w nim? Ci na wsi będą w trochę lepszej sytuacji. Bo niektórzy mają piece na węgiel lub drzewo. I mają swoje ziemniaki. I wodę w studni. A to już pozwoli na wegetację. A w Mielcu?

Czy ktoś jest na to przygotowany?

 

I tym Pytaniem kończę.

 

 

Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...