niedziela, 16 grudnia 2018

Nie pożądaj żony swojej





Jak się ma za dużo czasu na myślenie filozoficzne i być może nie ma żony, jak nasi księża lub niektórzy katoliccy myśliciele, to wynikiem ich przemyśleń są czasami takie kwiatki umysłowe, jak rosiczka dla muchy.

Przeczytałem felieton pana Zatwarnickiego, zatytułowany „Prowokuję, prorokuję..”, a w nim takie zdanie „Bóg jednak nie przypadkiem łączy miłość z seksualnością; w pragnieniu (nie czytaj: w pożądaniu – przypisek mój) żony, największym w dni płodne, należy dostrzec łaskę”.

Niestety dla mnie – jak się zastanowiłem - okazało się, że od ponad 40 lat pożądam, niestety, swojej małżonki, czynię to nieustannie, bezrefleksyjnie, bezwstydnie wręcz i naprawdę nie zamierzam tego zakończyć, chyba że śmierć nas rozłączy.
Przez moment myślałem, że źle interpretuję zapisane zdanie i zacząłem szukać w Internecie i z każdą otwieraną stroną wzrastało moje przerażenie, z każdym przeczytanym artykułem rósł w mej głowie mętlik. Bo – niestety – zacząłem od autorytetu, od Jana Pawła II, który podobno napisał (cytuję za artykułem) w „Miłości i odpowiedzialności”, że konieczne jest „oczyszczenie” aktu małżeńskiego z jakiejkolwiek „pożądliwości”, która sama w sobie ZAWSZE jest „egoistyczna”.

Jakoś w swojej niedouczonej prostocie myślałem, że jak nie pożądam żony bliźniego swego, a wyłącznie swoją żonę, to pożądanie jej, pożądanie wsparte miłością, która nas łączy, jest jak najbardziej na miejscu, A tu okazuje się, że nie. Różni interpretatorzy wyczyniają ze słowami „pożądanie” i „pragnienie” w kontekście miłości pomiędzy mężem i żoną, autentyczne ekwilibrystyki interpretacyjno-znaczeniowe.

Ja znam wagę nazywania rzeczy. Stworzenie nazwy, stwarza rzecz, zdarzenie czy istotę. Można oczywiście znaczenie przeinterpretowywać na nowo i tu prawdopodobnie ma to miejsce. A że jest nieskuteczne i służy wyłącznie interpretatorom, nijak się mając do rzeczywistości, która nie chce się na nowo stworzyć, to już inna sprawa.

Kaznodzieje swoje, a ludzie swoje. Czytałem na portalu Adonai.pl  „List do chłopców VII - miłość i pożądanie” Jana Bilewicza, którego ja nie mogę zrozumieć, a co dopiero chłopcy, którzy nawet pewnie tego nie usiłują zrobić. I przypomina mi on „mowę – trawę” listów episkopatu do wiernych. A w kolejnym artykule „O współżyciu i czystości małżeńskiej” stwierdza on jednoznacznie, że pożądanie żony jest złem.
Podobnie uważali Ojcowie Kościoła, którzy – jak święty Augustyn – przekonywali, że mąż który pożąda własnej żony, grzeszy, a święty Tomasz z Akwiny uważał, że postępuje z nią wtedy jak z prostytutką.

Więc jak katolik winien współżyć z żoną? Bez emocji? Mając za cel tylko spłodzenie dziecka? A jak ma się żonę, która jest już (albo zawsze była) niepłodna? Albo oboje mają po sześćdziesiąt lat czy więcej, a nadal łączy ich – prócz miłości duchowej – miłość cielesna? A ludzie żyją coraz dłużej i są coraz zdrowsi w późnym wieku. I do coraz późniejszego wieku współżyją płciowo.

Przez lata te ograniczenia miłości małżeńskiej ewoluowały, czasami przybierając wręcz formę karykaturalną (z dzisiejszego punktu widzenia), wreszcie łagodniały,  ale wiele z tego pozostało do dzisiaj. Szczególnie w głowach katolickich teologów. Kiedyś prawie nie wolno było współżyć małżonkom, a przyrost naturalny był wielki, teraz wolno nawet mieć – według niektórych -  przyjemność z seksu, a przyrost naturalny jest minimalny. I wtedy i dzisiaj te wyteoretyzowane zakazy nie za bardzo działały. Dzisiaj praktycznie wcale nie działają. A mimo tego kolejne przemyślenia są pprze co bardziej nawiedzonych myślicieli tworzone.

Na szczęście nie wszyscy duchowni tak myślą i piszą. Bo czytam księdza Józefa Pierzchalskiego (http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/) który ma zupełnie inne spojrzenie na sprawę i w jednym z artykułów pisze młodemu człowiekowi tak: „Myśli erotyczne, wyobrażenia, żądze, które mąż ma wobec żony nie są grzechem. To jest normalne i to powinno mieć miejsce. Myśli pożądliwe wobec żony, wyobrażenia sobie stosunku, pieszczot z nią, nie są absolutnie grzechem. Proszę być spokojnym w tym względzie. Dramatem małżonków jest to, kiedy mąż nie pożąda swojej żony, kiedy już nie patrzy na nią pożądliwie, w określonych chwilach, a równocześnie z miłością”.

Gdzie indziej jeszcze dodaje: „Miłość zawiera się również w pożądaniu. Należy ono do istoty miłości. Można mówić o miłości pożądania”.

Uspokojony tym, że może jednak moje pożądanie swojej własnej żony nie jest grzechem przynajmniej u jednego księdza, który w razie czego da mi rozgrzeszenie, udaję się na spoczynek. Obok swej żony, oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czy Pan Prezydent Swół, (obecnie jeszcze) prezes „od śmieci”, zezwoli na budowę spalarni śmieci w Mielcu?

  Zdjęcie ze strony Euro Eko Sp. z o.o. Niekończąca się opowieść o nieszkodliwym spalaniu zwożonych z „połowy Polski” śmieci w środku Mie...