To co się wyprawia w Polsce z niepełnosprawnymi obywatelami,
czyli obywatelami czwartej kategorii, przechodzi tzw. ludzkie pojęcie.
Od lat nie załapują się do programów „za życiem”, jakby one
aktualnie się nie nazywały. O ile oczywiście kolejny rząd na pomysł takiego
programu przypadkowo wpadnie. Ich kolejne prośby, wysłuchiwane jak
skamlenie psa, kwitowane są najczęściej
jałmużną, rzucaną jak psu, nie jak obywatelowi.
Bo ten niepełnosprawny, nawet jak pozbawiony jest własnej
woli, nadal jest obywatelem. Członkiem naszej polskiej społeczności. Ba,
Polakiem.
W kraju, w którym zapłodnione jajo kobiece zaczyna mieć
prawa przynależne człowiekowi – co zresztą popieram, żeby rozwiać wątpliwości –
dorosły niepełnosprawny takie prawa ma absolutnie teoretycznie.
Zrobił rządzącym świństwo, że urodził się, czy został,
kaleką. I rządzący mają mu to za złe. Że coś ktoś od nich z tego tytułu wymaga.
Nie oglądam telewizyjnych ani jakichkolwiek dyskusji
polityków, nie chodzę na spotkania z nimi, jak dzisiaj, 12 maja, z Beatą Szydło.
To wszystko strata czasu. Przecież i tak wiadomo, co powiedzą. Co mogą powiedzieć. Sensacją jest, jak się pomylą,
jak przypadkiem omsknie im się noga i umysł, i walną jakąś głupotę. Ale to i
tak wychwycą media.
W kraju, w którym rozdaje się pieniądze na lewo i prawo,
najczęściej tym silnym i dobrze uposażonym, żałuje się 500 złotych wsparcia dla
człowieka całe życie niesamodzielnego, dla jego opiekuna, który całe swoje
życie poświęca wychowaniu dziecka lub dorosłego, niepełnosprawnego, ale nadal
dziecka.
I jeden z drugim czy drugą poseł potrafi powiedzieć, że nie
wiadomo, czy te 500 złotych będą dobrze wykorzystane!
Czy będą dobrze wykorzystane przez opiekuna, które całe
swoje życie poświęca dla niepełnosprawnego!!!? Czy będą dobrze wykorzystane przez osobę, od
której poświęcenia powinny się uczyć dzieci w szkołach i na religii!!?
A jednocześnie daje się po 500 złotych wszystkim jak leci
rodzicom zdrowych dzieci, nie pytając, czy się za nie rodzice nie opiją, a
zdrowe dzieci oddadzą do domu dziecka..
Mnie to poraża. Czy jest ktoś, kogo nie? Prócz polityków
oczywiście.
A na chwilę wracając do wzmiankowanej powyżej religii, do
Kościoła, nie można nie zauważyć, że wreszcie także część Kościoła opowiedziała
się za życiem niepełnosprawnym. Ale życiem. Świętym życiem. Że ks. Kardynał Nycz
odwiedził protestujących w Sejmie. Nie wiadomo, co im powiedział, nie wiadomo,
jaką część Kościoła reprezentował, ale to – w moim mniemaniu – przełom, po nieszczęśliwej
wypowiedzi arcybiskupa emeryta Hosera.
Czy to zapoczątkuje przełom polityczny? Czy zmusi polityków rządzącej
partii, by opowiedzieli się nie tylko za życiem poczętym, ale także za życiem
niepełnosprawnym? Nie wiem. Wiem, że danie 4000 zł kobiecie by urodziła
niepełnosprawne, chore dziecko, a potem odwrócenie się do niej plecami, jest
zwykłym sukinsyństwem.
Czy może jednak dopiero życzenie tym politykom, by się im
zrodziły chore, niepełnosprawne dzieci czy wnuki, zmusi ich do działania. Do
zobaczenia tego, co im belka w oku do tej pory zakrywała. Zobaczenia tego, że
są naprawdę nieszczęśliwi ludzie, chorzy i ich opiekunowie, którym trzeba
pomóc.
Jakże cieszy to, że w moim mieście, w Mielcu, po raz kolejny
niepełnosprawni wyszli w marszu na ulice miasta. Po to, by pokazać mielczanom:
patrzcie, jesteśmy wśród was, jesteśmy trochę inni,mniej sprawni, bardziej
potrzebujący waszej pomocy, ale jesteśmy ludźmi takimi samymi jak wy. Ludźmi, których trzeba szanować. Ludźmi,
których bytowanie nie kończy się na jedzeniu i wydalaniu. Którzy potrzebują
także choćby najprostszej rozrywki czy przyjemności, ale przede wszystkim
dobrego słowa. Waszego dobrego słowa. I szacunku.
Tego wszystkiego, czego zabrakło politykom. Już nie będę pisał,
których partii.
P: poniżej link do sprawozdania z Dnia godności w Mielcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz