niedziela, 24 marca 2019

Polowanie na samotnego człowieka


Obraz Jarosława Modzelewskiego
Żyjemy w globalnej wiosce. To taki komunał, ale często nim się posługujemy. Najczęściej rozumiemy pod tym pojęciem możliwość globalnego i bardzo łatwego komunikowania się każdego z każdym. Ot, otwieramy Internet i wszystko mamy u siebie. Wszystko wiemy. Wszystko możemy kupić. Ze wszystkim i każdym możemy się natychmiast skomunikować, Wszystko jest łatwo, bez wychodzenia z domu.

Ale jak się tak chwilę zastanowić, to dochodzimy do wniosku, że to „wszystko” to tak naprawdę bardzo niewiele. Że to „wszystko”, nawet jak zawiera w sobie bardzo wiele, więcej niż do niedawna mogliśmy sobie wyobrazić, nie zawiera jednego, najważniejszego: nie pozwala poczuć biskości drugiego człowieka.

Dawna wioska, z której już prawie wszyscy się wyprowadziliśmy do miast lub anonimowych wiejskich osiedli, była swego rodzaju wspólnotą. Wspólnotą interesów, wspólnotą bezpieczeństwa, wspólnotą relacji sąsiedzkich, wspólnotą pomocy czy to przy żniwach czy innych pracach. Była także wspólnotą w wierze. Nawet wioski, w których były dwa kościoły, także tworzyły wspólnotę. Ludzie się rozumieli i szanowali.

Tamte wioski odeszły, tamten czas minął. W globalnej wiosce nie ma żadnej wspólnoty, nawet jak się zawiążą grupy na Fejsbuku, nawet jak ma się 100 tys polubień. To wszystko elektroniczna ułuda, rzadko poprzez wspólny interes mogąca się zmaterializować w proteście przeciwko czemuś. Poza tym samotność w sieci.

Wysłuchałem dzisiaj kazania rekolekcyjnego. Bardzo często pierwsze kazanie powoduje, że pozostałych nie słucham. Dzisiaj było inaczej. Rekolektant na początku powiedział: nie oczekujcie, że odkryję przed wami nowe, że powiem coś, co was zadziwi, poruszy. Rekolekcje służą jedynie uporządkowaniu tego, co już wiecie.
I powiedział o wspólnocie, o jej wartości we współczesnym świecie.
Powiedział też, że trwa rozbijanie wspólnot. Bo wspólnota, to coś niemodnego, przestarzałego, jest jednocześnie dla wielu nowoczesnych groźna.

Bo we wspólnocie jest siła. A silne grupy są groźne dla rządzących społeczeństwami. Łatwiej rządzi się milionem jednostek niż wspólnotą, liczącą milion członków.
A z drugiej strony samotny człowiek jest słaby, członek wspólnoty jest silny jej siła.

Dlatego trwa akcja rozbijania wspólnot. A jak to się robi? Ano tak jak przy polowaniu przez lwy. Najpierw trzeba oddzielić ofiarę od stada, od jego wspólnoty. Jak to się uda, to już po sprawie. Jest nasz.
Niby rzecz oczywista, niby to wiedziałem. Ale rekolektant na nowo uczulił mnie na wartość wspólnoty. I na zagrożenia, jakie na nią czyhają.
Czy to na wspólnotę w wierze, czy na rodzinę, czy wreszcie na największą wspólnotę, jaką jest Naród.

Nie lubię teorii spiskowych, ale to, co się wydarza ostatnio, gdy patrzeć na ten zmasowany atak na Kościół, to nie jest przypadek, to nie jest jedynie skutek błędów hierarchów Kościoła w walce z pedofilią.
Także ta wielka afirmacja homoseksualizmu i wszystkich postulatów środowisk. Jak niedawno powiedział Kaczyński: Kto i w imię czego z niestandardowych zachowań seksualnych (gejów jest ok. 1 proc.) uczynił polityczną świętość i mówi o niej bez przerwy?
To lewica w Polsce, powodowana trudnymi do zrozumienia motywami, za lewicą europejską, chce delegitymizować religię, a Kościół wykluczyć z przestrzeni publicznej. Pomysły z kartą LGBT+ są tego preludium.

Te działania mają jeden cel – zniszczyć wspólnotę Kościoła. Drugi cel to zniszczenie rodziny. Jak powiedział mi jedne z działaczy KOD, trzeba dzieciom od małego mówić, że niekoniecznie musi być mamusia i tatuś, żeby była rodzina. A ma dwójkę małych córek. Na moje pytanie, czy już starszej powiedział, że jest w rodzinie zbędny, nie udzielił mi odpowiedzi.

Jeszcze pozostaje Naród. Fakt, ze podzielony, ale to właśnie ta taktyka: oddzielać od całości, potem jeszcze bardziej dzielić, aż wreszcie zniszczyć. Zrobić człowiekiem Europy. Europejczykiem.

To ogłupienie, nie wiem skąd wychodzące, trwa. A jednocześnie propaguje się sprowadzanie muzułmanów, którzy jak kiedyś zdobędą władzę – choćby we Francji – wyślą tych wszystkich różnokolorowych na odwyk. Czy to jest niemożliwe? Poczytajcie słynną już powieść political fiction Michela Houellebecqa zatytułowaną „Uległość”. Ja już jestem po lekturze.

Skąd więc to wariactwo niszczenia ostatków wspólnot, które nas jeszcze trzymają w całości?

Powiem, że nie wiem. Ale to – moim zdaniem - pokazuje na zbliżający się koniec naszej cywilizacji, naszej kultury. Rzymian podobno zabił ołów, który wchłaniali w dużych dawkach. Co zabija nasz rozum? Chemikalia? Pornografia? Przesyt wszystkiego?
Ale może jest jeszcze szansa, że się nie damy oddzielić od stada? Od wspólnoty, które nas konstytuuje w naszym świecie, w naszym życiu?

Sami sobie odpowiedzcie. A kto może, chce i jest mu to potrzebne, niech idzie do kościoła MBNP w Mielcu na rekolekcje. Ksiądz mądrze mówi, nawet jeśli trochę za długo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wybraliśmy między "gruźlicą" a "zapaleniem płuc".

  zdjęcie za WP   Gdyby mielecki szpital był kierowany przez trzech przywódców, którzy przegrali sromotnie wybory miejskie w Mielcu, a jede...