poniedziałek, 24 marca 2025

Do wieczności beztrosko… nie bosko

 


Zdjęcie za stroną https://www.galczynski.com/blog/kosciol-pw-swietego-ducha-w-mielcu/

Po moim felietonie, który był kamyczkiem poruszającym medialną lawinę, a traktującym o dość szczególnej otoczce pogrzebu mieleckiego księdza, tematyka pogrzebowa jakoś nie może mnie opuścić. Zresztą prześladuje mnie ta tematyka, pewnie z racji wieku, od wielu lat.

Jeszcze do niedawna pogrzeb równał się obecność na nim księdza. Wierzył, nie wierzył, udawał, nie udawał, przyjął ostatnie namaszczenie, czy nie przyjął, wyspowiadał się, albo i nie wyspowiadał,  rodzina była od kościoła daleko jak od Marsa, to mimo wszystkiego pozostali przy życiu członkowie rodziny sprężali się, szli do kancelarii parafialnej  i negocjując zapłatę, umawiali pogrzeb w kościele z księdzem i organistą.

Coś się powoli zmienia w naszym mieleckim światku, ale nie za bardzo.

W ostatnim czasie wysłuchałem w mieleckim kościele (akurat z okazji pogrzebów) dwu kazań (czy homilii pogrzebowych), jednego w wykonaniu proboszcza i drugiego głoszonego przez wikariusza tej parafii, którego nazwiska nie znam.

Pierwszy „zabił” mnie swoim kazaniem proboszcz. Przyzwyczajony do innej jakości, nie mogłem uwierzyć, że w Mielcu jest kapłan, który mówi takie świetne kazania. Do tej pory przed mszą niedzielną (albo i po niej) słuchałem homilii w Internecie, głoszonych przez jezuitę ojca Prusaka, a teraz nauk rekolekcyjnych doc. Marka Kity. Bo, niestety, mojej parafii w ostatnich latach Bóg nie podesłał księży umiejących ciekawie i mądrze nauczać w homiliach. A tu masz! W sąsiedniej taki orator – i to proboszcz

Jakby tego było mało wysłuchałam niedawno świetnej homilii pogrzebowej w wykonaniu wikariusza tejże parafii.

I słuchałem tej jego, absolutnie nie internetowej, głęboko przemyślanej, niebanalnej homilii i sam do siebie mówiłem, że można. Można tak mówić, żeby stary człowiek, który jak dziecko zaczyna mieć trudności w skupieniu się, wysłuchał uważnie i do końca tego, co mu ksiądz miał do przekazania. Nie będę streszczał, bo na użytek tego felietonu ważnych jest kilka zdań kazania.

Umarł człowiek niewierzący w rodzinie głęboko niewierzącej (o czym dowiedziałem się po mszy). Umarł nagle, bez powodu. Bez cierpienia także. Ale zaskoczył wszystkich. I rodzinę, i znajomych.

Nie wiem, jak to było w szczegółach, ale wszyscy, i prochy zmarłego, i rodzina, i znajomi zmarłego, znaleźliśmy się w kościele na mszy świętej.

Nie wiem, jak się o takiej mszy mówi? Ku  czci, czy w intencji zmarłego?

Zebrani wiedzieli mniej niż ksiądz. A on chyba wiedział co mówi, bo powiedział  (streszczam, nie cytuję) chyba głównie do rodziny, ale tak, jakby mówił do wszystkich: że zmarły potrzebuje naszych modlitw, naszego wstawiennictwa, a jeśli ten fakt lekceważymy,  jeśli takiej potrzeby nie czujemy, jeśli takiej modlitewnej pomoc zmarłemu nie zamierzamy dać, to jesteśmy największymi hipokrytami na świecie.

Ja, czując potrzebę modlitwy za zmarłego, potrzebę polecenia go Bogu, przepuściłem te słowa mimo uszu..

Ale potem pomyślałem, że to chyba do mnie było w małym stopniu. Pomyślałem, że ten ksiądz to prawdziwy gość i wywalił rodzinie w oczy to, co o niej myśli.

Bo chyba nikt z rodziny nie był w czasie tej mszy u komunii, nikt nie zamówił choćby jednej mszy za zmarłego (zrobili to znajomi). Więc pewnie także nikt się nie pomodlił, choć o tym wie tylko Bóg.

I tak sobie na koniec pomyślałem o rodzinie zmarłego: a u licha wam taka kościelna uroczystość była?  Komu i co chcieliście pokazać? Czy nie lepiej było wziąć mistrza ceremonii, niż odstawiać taką komedyjkę? Chyba że mistrz kosztuje znacznie więcej niż ksiądz, kościół i organista razem wzięci, więc wybrano tańszą opcję?

Nie wiem, co powiedziano księdzu, prosząc o pogrzeb. Może skłamano? Choć pewnie  ksiądz i tak wiedział, bo przecież wie mniej więcej, kto jaki w parafii jest.

 Dla mnie ten ksiądz to gość. Nie tylko, że jest świetnym kaznodzieją, to jeszcze potrafi powiedzieć na głos, co myśli. A nie jest to proste.

Zdarzyło mi się już dwukrotnie uczestniczyć w pogrzebie bez księdza. Raz był mistrz, raz mistrzyni. Dobrze, źle? Cóż mi do tego, jak człowiek chce odejść z tego świata.

Śmieszy mnie tylko, jeśli jakikolwiek pogrzeb może śmieszyć, otoczka „generowana” na takim pogrzebie przez mistrza czy mistrzynię ceremonii. Zapewne czyni to w uzgodnieniu z rodziną zmarłego, ale ograniczeń, jak w organizacji kościelnego pochówku, nie ma.

Można zrobić wszystko. Tak, żeby było smutno, i tak żeby było wesoło. Puści się ulubione szanty zmarłego, podeprze turystycznymi piosenkami, zmarłemu rybakowi przyniesie się na ceremonię w wiaderku ryby i komplet wędek, miłośniczce Szopena zagra ktoś na fortepianie (raczej elektrycznym) marsz żałobny, a może i mazurka, lotnikowi wypuści się setki balonów, a może i białych gołębic. Można oczywiście zakazać używania w trakcie ceremonii takich słów jak śmierć, pogrzeb” „zmarła", "pożegnanie", a także ",  "uroczystość", "rodzina", "żałobnicy". Bo ten ktoś właśnie wyjeżdża na wycieczkę, nie umiera.

Jest w polskim slangu takie powiedzenie: „robić sobie jaja z pogrzebu”. Bo jak do tej pory, to ludzie traktowali pogrzeb na poważnie. Nawet jak teologia katolicka tłumaczy, że zmarły przechodzi waśnie do lepszego świata, to i tak płakali.

Niektórzy narzekają, że ksiądz nie angażuje się uczuciowo w prowadzony pogrzeb, a taka pani Aneta, mistrzyni ceremonii (link poniżej) to ma wszystko przygotowane perfect. Nie pomyślą, że zmarłemu wierzącemu „na psa” jest potrzebny na cmentarzu jakiś stand-upper poprawiający swoim komicznym gadaniem humor żałobnikom.

Ale to wszystko jeszcze nic. Niech będą występy, niech sobie zmarły ich posłucha. Choć niby jakby miał posłuchać, skoro zostało po nim tylko trochę pyłu w urnie, a duszy przecież nie miał? Bo mnie bardziej niż jakieś durne występy bawi mówienie o takim zmarłym niewierzącym w sposób, w jaki katolicy mówią o zmarłym, który według ich wiary gdzieś tam, w tym lepszym świecie, nadal jest OSOBĄ, nawet jak tylko duszą.

Że zmarły odszedł do lepszego świata, że stamtąd na nas patrzy, że do zobaczenia.

Jakie patrzy, jakie do zobaczenia? Przecież nie ma tam czegokolwiek. Zero, nul. Powiem szczerze, że nie wiem, dlaczego tak się mówi. Może z kulturowego przyzwyczajenia. Może także żegnają zmarłego niewierzącego koledzy, którzy wierzą i dla nich, wbrew rodzinie, ten zmarły rzeczywiście przeszedł do lepszego świata, czemu dają wyraz. Takimi słowami, czy zamówieniem mszy w intencji duszy zmarłego nie wierzącego. Tylko czy to wypada? Nie wierzył, to nie wierzył.

Jakby nie patrzeć, nie myśleć, będzie takich sytuacji coraz więcej. Tylko czego więcej? Tej hipokryzji, która każe robić katolicki pogrzeb, ani na jotę nie wierząc w życie pozagrobowe, nie wysilając się, by zmniejszyć?zwiększyć? skalę tej hipokryzji , dając na mszę za duszę zmarłego, w które to – duszę i mszę – zupełnie się nie wierzy? Czy może takich pogrzebów z mistrzem/mistrzynią ceremoniału? A może jednego i drugiego? Wszak mistrz jest droższy od księdza.

A skoro teraz uciekamy tak daleko, jak się da, od smutku, choroby, śmierci, to i pogrzeby może będziemy sobie robić na wesoło. Żeby nie myśleć o nicości, w którą wierzymy, nie wierząc.

Będziemy sobie robić jaja z pogrzebu.

Amen.

Z okazji bliskich Świąt Zmartwychwstania Pańskiego życzę wszystkim odrobiny refleksji o życiu

 

 

PS. Poniżej linki do mistrzyni Anety i do dwóch moich wcześniejszych felietonów na podobny temat.

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/500-pogrzebow-anety/yndqjrv?utm_source=onetsg_fb&utm_medium=social&utm_campaign=onetsg_fb&fbclid=IwAR3uzS1KXrffimbieOquxA9YLnrri9BLU3_RDZRQsLAXHsxntREq-IELmQ0

 

A tu linki do moich felietonów na podobny temat. Ostatnio ich nie czytałem, więc może trochę zmieniłem poglądy. Nie wiem.

https://andrzejtalarek.blogspot.com/2019/11/jaki-pogrzeb-z-ksiedzem-czy-bez-ksiedza.html

https://andrzejtalarek.blogspot.com/2019/10/pogrzeb-bez-ksiedza.html

 ps2. Żeby postawić kropkę nad i, to uważam, że i katolicki pogrzeb można zepsuć. Można sobie zrobić na nim jaja z pogrzebu. Najświeższym przykładem jest pogrzeb nieszczęsnej św. pamięci Pani Barbary Skrzypek. To nie było budujące.

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Do wieczności beztrosko… nie bosko

  Zdjęcie za stroną https://www.galczynski.com/blog/kosciol-pw-swietego-ducha-w-mielcu/ Po moim felietonie, który był kamyczkiem poruszaj...