piątek, 1 listopada 2019

Jaki pogrzeb - z księdzem czy bez księdza? Rozważania na Wszystkich Świętych

W okopach nie ma ateistów - Winston Churchill

Kiedyś portal hej.mielec zamieścił za innym portalem, mało poważnym i niewiarygodnym Asz.dziennik.pl, informację, wykpiwającą wypowiedź księdza z Mielca.


A co ten nasz ksiądz powiedział a raczej napisał w swoim krótkim memie internetowym? Ano powiedział, że:Ateizm kończy się w momencie gdy samolot zaczyna spadać, a feminizm kiedy trzeba wnieść szafę na IV piętro 

I ten wpis stał się przyczyną kpin obu wzmiankowanych portali. Czy słusznie? 


Asz.dziennik.pl puentował, że po tym wpisie ateiści i wierzący dostrzegli, że mają ze sobą wiele wspólnego.
I dalej pisał„wspólnota zażenowanych nie wierzy, że w 2018 roku duchowni nadal próbują nawracać tekstem o tym, że "w okopach nie ma ateistów". Łączy ją też głęboka wiara w to, że tekst o wnoszeniu lodówki na czwarte pięto należy zostawić wąsatym wujom z wesela o 3:00 nad ranem i trzymać go z daleka od ludzi reprezentujących Kościół”.
Już samo stwierdzenie, że ateistów łączy głęboka wiara z nie ateistami jest dla mnie tak zabawne, że można w rozważaniach zaniedbać feministki.
Zacytowane jako motto powiedzenie Winstona Churchilla przypomniałem sobie w kontekście niedawno podanej za źródłami kościelnymi przez różne media – w tryumfalnym często tonie lub ze złośliwą satysfakcją – informacji o tym, że liczba wiernych biorących udział w coniedzielnych mszach świętych spadła w Polsce poniżej 40%.
Jednocześnie wyczytałem informację, że „pogrzeby świeckie nie cieszą się w Polsce popularnością. Szacuje się, że stanowią tylko 2-4% wszystkich pochówków” i zadumałem się głęboko. Tym głębiej, że dowiedziałem się równocześnie, iż przed śmiercią podobno pojednał się z Bogiem gen. Jaruzelski, a nie całkiem jeszcze przed śmiercią stał się chrześcijaninem, i to katolikiem, Michaił Gorbaczow.
W okopach, a więc w bezpośrednim sąsiedztwie śmierci, ludzie niewierzący - rzadko ateiści, a najczęściej osobnicy nie zastanawiający się wcale nad kwestią istnienia lub nie Boga, którym bez Boga jest po prostu wygodnie żyć - stają się nagle i często wierzącymi w Boga i oczekującymi od niego jakiejś tam formy pomocy, najczęściej uratowania życia. I tego faktu żaden ASZdziennik nie unicestwi.
Fakt, że kiedy z tych okopów wychodzą, kiedy kończy się wojna i śmierć odchodzi na bok, powracają do swojego poprzedniego życia, w którym dla Boga nie ma miejsca. I tak się dzieje, bo wciąż żyją w przekonaniu, że wciąż będą żyli, a ryzyko spotkania ze śmiercią ich nie dotyczy.
Trudniej powiedzieć, co myślą ludzie ze spadającego samolotu, jako że niewielu ich przeżywa. Ale ci, którzy przeżyją swoją śmierć i wyjdą cało z katastrofy lotniczej najpewniej już nigdy nie będą ludźmi, jakimi byli przed.
Wojna i jej okrucieństwo z cytowanymi powyżej okopami, nie są w naszym świecie granicą, która determinuje na stałe nasze zachowania. Taką granicą jest jedynie świadomość nieuchronności śmierci. A taka świadomość przychodzi tylko raz. Rzadko już dzisiaj w okopach, kiedy nie wierzymy w wojnę koło naszego domu. Ona przychodzi, kiedy widzimy, że nieodwracalnie doszliśmy już do końca naszej drogi.
I wtedy nawet piewcy materialistycznego egzystencjalizmu, jak Jean Paul Sartre potrafią mieć chwile słabości i uwierzyć w tego Miłosiernego Boga, którego istnienie całe życie negowali i z którym całe życie walczyli, jakby wierzyli, że On jednak jest, ale mieli do niego swoje żale.
Nie mnie oceniać takie zachowania, skoro Jezus powiedział, że „większa będzie radość w niebie z jednego grzesznika, który się upamięta, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują upamiętania.” Więc cieszę się wraz z aniołami nad faktem, że generał Jaruzelski może znaleźć się w niebie, gdzie może i ja trafię, i będziemy razem trwać w bezczasie.
Wracając jednak do początku felietonu, czyli do konstatacji faktu o ilości wierzących w Boga w  naszym społeczeństwie, zadać sobie trzeba pytanie, ile tak naprawdę ich jest. Czy 40% jak wynika z badania udziału we mszach świętych, czy może 96%, jak wynika z ilości grzebanych z udziałem księdza i – jak zakładam – po jakiejś formie pogodzenia się z Panem Bogiem.
Może czasami ma wtedy miejsce słynny zakład Pascala, który umierający czyni, nie mając nic do stracenia, a wiele do zyskania. Ale nawet jeśli tak jest, jeśli czyni to z wyrachowania, to także zaświadcza przynajmniej o swej wątpliwości w brak Boga.
Powie ktoś – bierze się księdza, bo tak wypada. Ale czy teraz coś nie wypada? Nie wypada nie mieć katolickiego pogrzebu w rodzinie? Może w mniejszych środowiskach tak jeszcze jest, ale i wtedy taka decyzja jest określoną deklaracją wiary. 
Pewnie też księża bardzo niechętnie odmawiają katolickiego pogrzebu ludziom niewiele wspólnego przez całe życie z Kościołem mającym. I pewnie czynią to z co najmniej trzech powodów. Pierwszy to konieczność rozstrzygania wątpliwości na korzyść umierającego. Tak naprawdę nigdy nic do końca nie wiadomo. Druga to swoista satysfakcja i chęć pokazania światu, że jednak z tą wiarą w Boga u ludzi – to co że w chwilach ostatecznych – nie jest tak najgorzej. I trzecia to obawa, że odmowa, nawet bardzo uzasadniona – udzielenia katolickiego pogrzebu spotka się ze zmasowaną krytyką mediów – tych niewierzących właśnie – i społeczeństwa parafii.
U mnie wątpliwości budzą tylko decyzje z tej trzeciej grupy. Jak np. użyczenia ateiście Geremkowi warszawskiego kościoła do odprawienia uroczystości pogrzebowych.Bo katolicki pogrzeb i msza pogrzebowa to nie usługa, ale posługa jaką Kościół sprawuje wobec swoich wiernych. Bo jeśli ktoś swoim życiem wyparł się wiary, działał na szkodę Kościoła, lekceważył przykazania i naukę Kościoła, więc dlaczego ma być żegnany przez Kościół?
Kodeks Prawa Kanonicznego określa komu można odmówić pogrzebu katolickiego i tak w Kan. 1184 § 1. „Jeśli przed śmiercią nie dali żadnych oznak pokuty, pogrzebu kościelnego powinni być pozbawieni: 3°inni jawni grzesznicy, którym nie można przyznać pogrzebu bez publicznego zgorszenia wiernych”.
Byśmy jednak nie utonęli w zawiłościach prawa kanonicznego powiem tylko, że tak naprawdę największe kontrowersje wśród internautów (ale i w rozmowach wiernych) budzą nie rozważania natury etyczno-prawnej, związanej z pogrzebem, ale opłaty za pogrzeb.
Przypuszczam, że najbardziej protestują przeciwko nim ci, którzy z Kościołem spotykają się jedynie z okazji ślubu i pogrzebu. Ci są święcie (co by to nie znaczyło) oburzeni na „zdzierstwo” księży, uważając zapewne, że jak już robią Kościołowi łaskę i pozwolą nad truchłem zmówić pacierz, to winni to mieć za darmo. I to niezależnie od tego, czy właściciel truchła, będący w niebie albo nigdzie, wykazywał jakiekolwiek i kiedykolwiek oznaki wiary, czy nie.  C`est la vie.
Ps. można, zamiast korzystać z pomocy księdza na ostatniej drodze, skorzystać z pomocy mistrza ceremonii. O pogrzebach świeckich mówi się też pięknie „humanistyczne” lub „laickie”. Mistrz ceremonii odpowiednio wcześniej przygotowuje mowę, którą wygłasza w kaplicy cmentarnej lub kaplicy domu pogrzebowego. Po odczytaniu mowy w kaplicy mogą mieć miejsce wspólne wspominki czy słuchanie ulubionej muzyki zmarłego. Potem chowa się trumnę w grobie. Prawda, że pięknie? A potem na grobie zakłada się gniazda dla ptaszków. Jak u Kory. Też pięknie i ekologicznie. Może jednak?
 

2 komentarze:

  1. "Ale ci, którzy przeżyją swoją śmierć i wyjdą cało z katastrofy lotniczej najpewniej już nigdy nie będą ludzi jak przed."
    Miało być "ludźmi"?

    "Mistrz ceremonii odpowiednio wcześniej przygotowuje mowę, którą wygłasza w kaplicy cmentarnej lub domu pogrzebowego."
    Tu też coś nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń

Czy mieleckie media powinny upaść, czy nadal być zależne. Odpowiedź panu Redaktorowi Cynkierowi

  Obrazek za Gazetą Wyborczą, która pierwsza poinformowała o nieprawidłowościach wyborczych Znowu się porobiło. Nie pierwszy raz, ale ...