niedziela, 22 stycznia 2023

Byłem na balu u Rafała (czyli Ralpha Kaminskiego)

Zdjęcie z płyty Bal u Rafała


Zostałem zaproszony na Bal u Rafała. Zaprosiła mnie moja znajoma, która Rafała zna doskonale i ma o nim jak najlepsze zdanie. Ba, jest nim zafascynowana. Sama akurat nie szła, dlatego obiecałem jej, że opiszę moje wrażenia z tego balu i jej niezwłocznie podeślę.

 

Zapukałem w drzwi pod wskazanym adresem. Stając w przedsionku usłyszałem głos pana Kleksa, zapowiadającego, że „Będzie trwał u Rafała bal”.  Przez moment pomyślałem, ze trafiłem do Akademii Pana Kleksa, ale okazało się, że to tylko zachęta dla starych młodych, którzy ją jeszcze pamiętają, żeby też na bal zechcieli wejść.

 

 Piotr Frączewski jako Pan Kleks w Akademii Pana Kleksa

Zechciałem. Moje podejrzenia okazały się absolutną prawdą, bo oto w drzwiach ukazał się sam gospodarz, Ralph, szerokim gestem, choć bez uśmiechu, zapraszający do wejścia. Na chwilę mnie zmroziło, bo gospodarz był rozebrany do pasa. Jego delikatny, prawie dziewczęcy, a może chłopięcy tors mógł wyzwalać różne myśli czy skojarzenia. Jak to, trafiłem na rozbierany bal? – pomyślałem. Jednak czego to się w życiu nie widziało! Odważnie przekroczyłem próg.

 

 Witaj, stary zgredzie - dowcipni powitał mnie Ralph. To miło, że wapniaki też czasem tu trafiają. A „Nie jest łatwo nie jest łatwo tańczyć tu i wracać”.

No nie, dla mnie jest akurat łatwo – zaprotestowałem, ale jakby nieśmiało. „Nie dogadywałem się z chłopcami” – wyznał ni z tego, ni z owego Ralph. Ale ja już nie jestem chłopcem, więc nie będzie źle – rzekłem na to.

 

Weszliśmy. Dookoła bal trwał w najlepsze. Chociaż słowo bal było tu całkiem nie na miejscu. Jedynie gospodarz, który przebrał się szybko w garnitur i wyglądał w nim jak przysłowiowy stróż w Boże Ciało, udekorowany dodatkowo jedwabnym, krasym krawatem, wyglądał trochę balowo. 

 

 

zdjęcie za Interia Muzyka

Reszta gości była w strojach co najmniej niestosownych dla balu, a kiedy już niektóre zafascynowane Balem uczestniczki wypinały do gości prawie gołe pośladki, bal uciekał hen, do wiedeńskiej opery. Tym niemniej tańczący byli zauroczeni i muzyką, która z balem nie miała nawet wspólnego rytmu, i samym Gospodarzem.  Zachwycone Ralphem pary i niepary poruszały się w tanecznych wygibasach, a najtaneczniejsi byli najbardziej wygięci. Słowa mistrza: „Za dziewczyną, za chłopakiem Zanim kaktus uschnie mi teraz w końcu się odważę I pozwolę sobie żyć Urodziny niespodziankę  Ktoś wyprawi w końcu mi Będę bawił się najlepiej Tańczył, płakał, śpiewał, żył” wzbudzały aplauz i pełne zjednoczenie tańczących. 

Takich słów było tańczącym w ekstazie potrzeba i takiego wodzireja przez życie takoż.

 

Nastąpiła chwila przerwy. Podszedłem do Ralpha. Wydawał się być myślami gdzieś daleko. Chyba gdzieś w ogródkach działkowych jego dzieciństwa, bo mówił jakby do siebie: „Halina ma orzech i orzech wciąż grabi Malina ma pierwsza, a babcia wrześniowe Pod ziemią mieszkają Diana i Suzy a kot do kichania Znów mnie doprowadza”

Ale szybko wrócił do rzeczywistości, jakby to coś przestało działać: „Wracam tam Bo czeka już Krystyna Krystyna”   i na odchodne dodał: „Już nie ma zapasów z fabryki lizaków Ani tych zabaw w cyrk i jaskinię strachu I nawet ślimaki zrzuciły skorupy Zbierałem je kiedyś do mikro zagrody”    Coś z nim niedobrze, pomyślałem, ale wypowiadał te słowa w takiej muzycznie ekscytującej otoczce, że zebrani, nie zauważając zupełnie jej monotonii, tak muzycznej, jak psychicznej, przyjęli słowa mistrza z ogromnym aplauzem.

No, fajnie - pomyślałem. Ale niedługo myślałem, bo zgasło światło i przyszedł czas na duchy.

Uduchowiony, a jakże, Ralph, trzymający w rękach magiczną kulę, która pokazywała przeszłość i rzucała ją maleńkimi jak dni pikselami na wszystkie ściany Sali, w pulsującym, acz jednostajnym rytmie kapeli dico, jakimś nieco sfalsetowanym przejęciem głosem, opowiadał o duchach swojej przeszłości: „Gdy tyle miał jeszcze przed W dekady dwie zamknął się Po prostu tak wybrał się Na drogę wziął kilka łez Smutek pokroił jak chleb Tęsknoty oddał i zbiegł Jeszcze pamiętam jak razem tańczymy w tę noc W klubach duchach Których nie ma już I wy też duchy Młode jak w tę noc Chłopcy duchy Nie potańczą już Chłopcy duchy Nie goją matek ran Paweł i jeszcze paru znam”

Obecni na balu dygotali w takt tej niedygotliwej bardzo (dla mnie) muzyki jak płomienie świec, jak uduchowione zjawy, ognie świętego Elma, Kastora i Poluksa lub nawet Bartłomieja. Zwiastowało to rychłe wyładowania elektryczne a nawet burzę z piorunami.  
I chociaż. „Nie pomógł im żaden spec Bez bisów braw zmyli się Może im tam lepiej jest I tyle jest jeszcze przed”   wciąż byli przed. Ale zachwyt rósł i przerastał o niebo mój, gdy zachwycałem się muzyką Emerson, Lake & Palmer. Ale każdy czas ma swoich „pielgrzymów”. Nasi szli do muzycznej Ziemi Świętej, obecni idą do muzycznego  Disneylandu. A Disneylandów buduje się coraz więcej, bo społeczeństwo, zamiast się starzeć, dziecinnieje. I idzie na Bal do Rafała. Mamy demokrację, nie ma cenzury, to im wolno, nadal mają czas na wydoroślenie. Tylko ja jakoś w to nie wierzę, chyba że bardzo mocny wstrząs.
 Nadal mi wolno, nadal jest czas I tylko w myślach zaklinam go Jeszcze nie teraz, jeszcze za dzień Już w Nagasaki, a w Stanach nie Ziemia się kręci, kręcę się ja Zamykam oczy, młodość mi gra Ostatnie nadzieje Ostatnio smutnieję Ostatnia herbatka Dzwudziesto la la tka Ostatnie dwa latka Ostatnia wariatka Ostatnie miłostki Ostatnie zagwozdki Ostatnie kochanie Ostatnie płakanie Ostatnie zawroty Ostatnie tęsknoty Ostatnia wyprawa I ostatnie brawa Ostatnia notatka Dwudziesto la la tka
Te ostatki dla tańczących były tak  ekstatyczne, jakby za chwilę miał nastąpić koniec ich świata, a oni, jak to na końcu bez nadziei, rzucili się w orgiastyczny taniec, w którym wszystko wolno, w którym puszczają wszystkie hamulce. Bo i muzyka końca była prawie kosmiczna, w tle jakby taniec galaktyk, w których ogonach wirowali zaproszeni na bal. Potem nawet było coś nawiązujące do gwiezdnych wojen, ale nie tych pierwowzorów, gdy makiety stacji kosmicznych pichciło się w miniaturze, ale tych komputerowych, absolutnie nieprawdziwych. Takich jak ta muzyka.

 

No ale z gwiazdami trafiłem. Bo płynnie zmieniła się sceneria balu i wszyscy wirujący tanecznie i w niemym, powiedział bym – cielęcym, zachwycie, znaleźli się wśród gwiazd. A tam przewodnikiem był oczywiście sam Mistrz Jedi - Ralph

Ocean gwiazd, a w nim nie zapisane jest To co chcę Kiedyś umiałem kochać się na zabój próbując złapać wiatr, by bliżej być dla kogoś I czas sobie płynie w pościelowej chmurze Przytulam siebie sam Opuszczam cię Opuszczasz mnie tak masz I wiem już że Nie złączy się Planeta i ja”

Te tajemnicze słowa, niosące kosmiczne przesłanie, wstrząsnęły uczestnikami balu. No, prócz mnie, oczywiście. Ja stałem w czarnej masce Lorda Vadera. Wszyscy wyciągnęli swe ręce do Mistrza z bezgłośną prośbą: chcemy być twoimi padawanami! Mistrz patrzył obojętnie, aczkolwiek kalkulował, ile to każdy padawan (nie mylić z patafianem) przyniesie mu dodatkowej mocy. Moc! Tak, MOC! W końcu pokona tego Lorda Sitha Dawida Podsiadłę.

Myślał prosto, ale swoim padwanom wyśpiewywał to kodem: „Nie miałem odwagi by mówić to głośno  To wstyd, latałem z tobą w snach To trochę jak przeszłość, zakłamana przyszłość Sam zapraszałem się pod twój dach… Właściwie to pokój budował niepokój Pożerał mnie strach Coś znowu jest nie tak  Wysyłałem znaki i dla niepoznaki Obracałem w żart”

Aby uczestnicy Balu u Rafała mimo braku refleksji z ich strony nie znudzili się za bardzo, Ralph postawił na zaskoczenie. Oniemiałym z miłości i zachwytu tancerzom ukazał się w pięknej damskiej kreacji. Jednak z jego twarzy i wypowiadanych w natchnieniu słów bił taki smutek, że aż niektórzy z uczestników wpadli w dół depresji i długo nie mogli się z niego wydostać.

 

 zdjęcie za Glamour

Smutek smutek smutek smutek smutek ale mi smutno, że ciebie nie mam najsmutniej mi na świecie jest może gdy znowu się urodzę będziemy w polach wódkę pić ale mi smutno, że twe oczy nie pragną widzieć, widzieć mnie dla ciebie serce trzymam nowe co dawno zagoiło się”
Wszyscy tancerze wpadli po tych słowach w takie spazmy, że Mistrzyni Jedi, w którą przeistoczył się Mistrz, szybko musiał ich pocieszyć słowami: „bo weselę się na wesele
to będzie długa, długa noc lecz to wesele nie jest moje z widowni widzę, miłość tli
ale wspaniale, że cię nie ma nie będę wciąż uganiał się nic już nie zdziałam z twoim serce
pójdę tam gdzie kochają mnie wmawiałem sobie długo (długo, długo) że zauważysz mnie
bo chciałem przenieść góry (góry, góry) w ramionach trzymać cię i chciałem wstrzymać rzeki (rzeki, rzeki) przy tobie budzić się i tracić swoje plany (plany, plany) by dłużej ciebie mieć”

 

Ale nie miał dłużej. Ja też dłużej wytrzymać nie mogłem, bo mnie skręcało od tej pozy, w którą ubrał się Mistrz/Mistrzyni i wszyscy uczestnicy balu, tego udawania wielkości, która była małością i nijakością, kiedy z nad oceanu pożegnań usłyszałem glos psa.

Pomyślałem – tak skamle, chyba mu coś jest. Trzeba pomóc zwierzakowi. Przypomniałem sobie swoją zmarła dawno temu sukę Terrę, która była mądrzejsza od wielu ludzi i tym pchany impulsem rzuciłem się na ratunek.

Jakież było moje zdziwienie i zaskoczenie, gdy zobaczyłem, jak za kulis wyłania się Mistrz Jedi przebrany za psa. Skamlał jednak tak przekonująco, że musiałem go przytulić. Inaczej byłbym bez serca: Przytul, przytul, przytul mnie Smutny jestem tak jak pies Nakarm, nakarm, nakarm mnie Głodny jestem tak jak pies Hau hau hau hau Hau hau hau hau Hau hau hau hau Hau hau hau Kochać, kochać kogoś chcę Głodny jestem tak jak pies Hau hau hau hau Hau hau hau hau Hau hau hau hau Hau hau hau

I patrzę się w okno jak Reksiu i Dolly Gdy wypatrują mnie I smucę się smutkiem jak oni Bo długo nie ma mnie

Ale ja jestem, kochany Ralphalku – powiedziałem i przytuliłem go mocno na pożegnanie. Widziałem, że mu ulżyło.

Dobrze, że przyszedłeś, zgredzie – wyszczekał uprzejmie. Nikt tak, jak wy starzy, nie rozumiecie nas młodych. Oczywiście, Ralphalku – powiedziałem i wyszedłem. Długo za drzwiami słyszałem żałosne ujadanie Ralpha.

Potem w domu długo ściągałem z siebie psią sierść. Ale było warto. Wszak poznałem głębokie problemy nurtujące wielką część młodych ludzi, mieszkających w świecie obok mnie. A trzeba się wzajemnie rozumieć, żeby móc razem żyć.

 

O czym niniejszym donoszę mojej Szanownej Znajomej.

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czego oczekuję od mieleckich posłów? Czyli słów parę o zarażaniu nienawiścią.

  Patrzę, jak wielu z was, na polską scenę polityczną i, pewnie znowu jak wielu z was, ogarnia mnie obrzydzenie i przerażenie jednocześnie...