Za: W cieniu jupiterów
Przeżyłem drugą część mojego zawodowego i prywatnego życia w Mielcu. Tak jak i pierwszą. Tyle tylko że pierwsza to był okres komuny, a drugi okres życia to już Trzecia Rzeczpospolita. I tak się złożyło, że w PRL u przepracowałem 15 lat, a w III RP lat 30. Ta wyliczanka przeznaczona jest dla tych, którzy twierdzą, że PRL – em nasiąkłem i teraz to widać.
Bóg mi pozwolił być w środku przemian gospodarczych, jakie działy się w ostatnich trzydziestu latach w Polsce. Oczywiście nie przypisuję tu sobie nie wiadomo jakich zasług, bo byłem przez 15 lat tylko urzędnikiem średniego szczebla w Agencji Rozwoju Przemysłu, która restrukturyzowała przemysł w Mielcu, na Podkarpaciu i dużej części Polski, a przez 10 lat organizowałem i kierowałem znaczącą firmą produkcyjną w naszym mieście. A jednak dużo zrobiłem, i dla Mielca, i dla Polski, i to pozwala mi na patrzenie w przeszłość ze sporą dozą satysfakcji ze swoich dokonań.
Dodatkowo moja praca pozwoliła mi wiele widzieć i przeżyć mnóstwo ciekawych momentów i wydarzeń.
Mało kogo by obeszło, gdybym pisał o zdarzeniach stricte zawodowych. Było, zostało zrobione, trwa. Ciekawsza jest rozrywkowa strona przeszłości. I ta towarzysząca wykonywanej pracy zawodowej, i ta wyłącznie towarzyska, spontaniczna, potrzebna ludziom od święta by nie zwariowali po tygodniu wytężonej pracy.
Z pracą pod koniec XX wieku i na początku wieku XXI było różnie. Duża część ludzi jej nie miała, bezrobocie było wysokie, inwestycje dopiero się rozkręcały. Płace były niskie, pracę było łatwo stracić. Wielu dopiero zaczynało się dorabiać, ciężko pracując.
A jednak, gdy wspominam lata przełomu wieków to muszę powiedzieć, że był to okres imprezowy. Ludzie potrzebowali się spotykać i wspólnie bawić. Pamiętam imprezy w Papilonie, gdy bawili się ludzie starsi, nie dzieci, częste tam i dobre koncerty znanych zespołów, podobnie w Studio 8, częste imprezy w na zamku w Baranowie Sandomierskim organizowane czy to przez oddziały ARP, czy przez centralę, ale także liczne pokazy promocyjne, degustacje, rocznice czegoś tam, ale na wesoło, nie grobowo poważnie, no i liczne imprezy organizowane przez inwestorów, którzy czy to otrzymali zezwolenia na działalność w strefie, czy akurat otwierali zakład, czy z okazji corocznych spotkań inwestorów w miesiącu styczniu, zabawy sylwestrowe, na których spotykali się znani ludzie Mielca, tak w Domu Kultury w roku 2000/2001, jak w Jubilacie czy innych miejscach, czy wiele jeszcze innych.
Można powiedzieć, że w pierwszych 5 – 10 latach XX wieku mielczanie chcieli się bawić i się bawili. A potem wszystko zaczęło zamierać. Ostatnia wielka impreza na jakiej byłem w Mielcu to ta z okazji 20 lecia Strefy i Oddziału ARP w Mielcu. To był rok 2015. Niedługo po tej rocznicy, hucznej bardzo, Platforma Obywatelska przegrała wybory i nastały rządy PiS. Jeszcze było coroczne spotkania inwestorów, ale już coraz bardziej nijakie, aż wreszcie pandemia zupełnie je skasowała.
A impreza z okazji 25 lecia ARP to już była totalna kompromitacja. I wcale nie dlatego, że nie było po niej przyjęcia z wyżerką i muzyką, tylko dlatego, że nie było na niej nikogo z tych ludzi, którzy strefę i ARP budowali. Nie zostali zaproszeni.
Bo władzę w Polsce i w ARP przejęli w 2015 roku smutni pisowscy urzędnicy. Przejęli ją i całkowicie pozbawili uśmiechu. A ludzi pozbawili radości i ochoty do imprezowania.
Oczywiście nie stało się to z dnia na dzień. To trwało chwilę. Najpierw dokonano podziału ludzi na kategorie.
Niektórzy ludzie żyjący zostali prawdziwymi patriotami, a inni, tak jak ja, komuchami albo postkomuchami.
Ludzie zmarli zostali podzieleni na żołnierzy wyklętych i ubeków.
A potem następowały kolejne podziały, zależnie od bieżących politycznych potrzeb PiS u. Nie będę ich tu listował, bo każdy z jakimś się spotkał i każdego w jakiś sposób taki podział boleśnie dotknął lub podniecił.
Fakt faktem, że od paru lat społeczeństwo staje się coraz bardziej ponure. Jeśli napiszę, że najbardziej imprezowe lata w Mielcu to okres rządów SLD (2001 – 2005), to mi skomentują, że to postkomuna radowała się z odzyskanej władzy. Tyle tylko, że to nie postkomuna bawiła się w Papilonie czy Studio 8, czy na innych mieleckich imprezach.
Nie wiem, czy wtedy powodowała ludźmi radość odzyskiwanej pewności na życie z przyszłością, czy poprawiający się stan materialny, czy wchodzenie do Unii i możliwość wyjazdów, czy po prostu tamte władze jednak miały w sobie ten element luzu, jakiejś wyczuwalnej przez wszystkich tolerancji na wspólne radowanie się, bo człowiek mogący się bawić, odreagować, jest łatwiejszy w rządzeniu.
I tego stanu nie zburzyły ani dwa lata rządów PiS z minister Zytą Gilowską, ani przejęcie władzy przez PO. Chociaż już za PO zapał do zabawy zaczął lekko przygasać. Potem nastała rok 2010, katastrofa smoleńska, miesięcznice, tyle obraźliwych słów, i wszystkim zaczęło się odechciewać publicznych zabaw.
A potem przyszli cisi, mali ludzie, bez odrobiny uśmiechu na twarzach, nie rozumiejący bardziej subtelnych żartów, którzy uważali się za wielce pokrzywdzonych przez postkomunistyczny układ magdalenkowy z wielkim pragnieniem odegrania się, odebrania postkomunie co nie jej, tylko ich. I tak się zaczęło. Albo raczej skończyło.
Skończyło się wspólne radosne świętowania. Zaczęły się uroczyste, nudne celebracje różnych tam okazji, najczęściej patriotycznych lub zapowiadanych sukcesów.
Ludzie biedni dostali swoje 500 + ale przez to nie stali się bardziej weseli, ludzie mniej biedni zaczęli się bawić tylko w swoim gronie, obawiając się, że jak będą bawili się publicznie, to ktoś ich sklasyfikuje jako element niepożądany.
Na Mielec nadciągnęła fala szarości, jeśli nie smutku.
Wybraliśmy sobie władze, które też albo nie są w stanie, albo nie chcą wykrzesać z ludzi odrobiny radości. No może poza wspólnym piciem piwa i jedzeniem kiełbasy na masowych spędach disco polo, których już na szczęście przez epidemię nie ma
Radni PiS żrą się z prezydentem i starostą i z radnymi wspierającymi władze, a dodatkowo rywalizują o to, kto będzie bardziej patriotycznie ponury. I jak przychodzi dzień, to wszyscy równo idą pod jakiś pomnik i celebrują. Na poważnie i na patriotycznie. Bez refleksji oczywiście. Żeby się pokazać.
A ludzie mają to daleko gdzieś.
Ludzie by chcieli, żeby znowu było pogodnie i radośnie. Tym bardziej chcą, że mają pracę, pewność i jakie takie zarobki.
A tu tylko ciężka jak kit powaga, nadęty patriotyzm i złość w oczach, że my wam jeszcze pokażemy. My was rozliczymy.
O szalone, piękne lata z początku wieku.
Panie prezydencie Wiśniewski – może ma Pan ciut mało odwagi, ale ma Pan potencjał, by spróbować rozweselić mielczan. Bo na pana Starostę raczej nie liczę. Jest za poważny. Prawie jak pisowiec.
Więc takie moje życzenie na resztę Pana kadencji: niech pan przywróci radość mielczanom. I chęć do wspólnej zabawy. To trudne, jak się ma taką ponurą beznadziejnie opozycję, ale niech Pan próbuje. Proszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz