poniedziałek, 13 kwietnia 2020

O Kaczyńskim, który nie wierzy w koronawirusa.


Co wolno wojewodzie?

Ano, zgodnie z prawem wolno to co smrodowi. Przepraszam, to co zwykłemu obywatelowi.
Tyle teoria. Praktyka jest jak z przysłowia. Przypominam: Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie.

Ja rozumiem i doceniam, że w 10 rocznicę śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego jego brat wraz z różnymi takimi panami zechciał złożyć wieniec pod pomnikiem upamiętniającym tamto wydarzenie.

Nie rozumiem jednak zupełnie, dlaczego np. nie zachowano zalecanych obywatelom, czyli smrodom, odległości pomiędzy uczestnikami uroczystości, dlaczego stworzono jedną wielką grupę? Nie rozumiem.

Podczas pierwszego posiedzenia Sejmu koronawirusowego, gdy znakomita większość posłów założyła maseczki i rękawice, Jarosław Kaczyński nie poszedł w ich ślady. Więcej. Ostentacyjnie wręcz manifestował swoją niezależność od koronawirusowej paniki. Szczerze mówić wtedy nawet mi się to trochę podobało. Ale to był początek.
Potem, gdy zaostrzenie środków bezpieczeństwa dotknęło wszystkich obywateli, których zamknięto, kazano zachowywać odległości, unikać odwiedzin i spacerów, gdy za chwilę bez maseczki nie da się wyjść z domu, należałoby się dostosowywać do wydanych przez siebie zaleceń, a nie ostentacyjnie je lekceważyć.

Lekceważy Kaczyński, a za nim, jak za panią matką, wszystkie jego „przydupasy”
Jeden, kuzyn Jan Maria Tomaszewski, przyszedł w maseczce, ale na polecenie Kaczyńskiego zdjął ją z twarzy pośpiesznie. Dobrze że chociaż w tym gronie nie było ministra Szumowskiego. On jeden może z podniesionym czołem mówić Polakom, jak się mają zachowywać w czasie pandemii. Bo pan Premier już jakby mniej.

O co w tym wszystkim chodzi. Bo nie bardzo sam siebie przekonuję, że chodzi tylko o pokazanie Polakom, że „my jesteśmy ponad prawo”, pokazanie przez Jarosława Kaczyńskiego, że on stary, to już może się nie bać, bo i tak niedługo umrze.

Wydaje mi się, że Jarosław Kaczyński po prostu nie wierzy w koronawirusa. Nie to, żeby wykluczał obecność czegoś takiego, bo jest na to zbyt inteligentny, ale nie wierzy po pierwsze w to, że jemu osobiście cośkolwiek się stanie, po drugie nie wierzy, że generalnie Polakom ten wirus zaszkodzi – stąd przekonanie, że wybory jednak będą mogły się odbyć,  ba, po trzecie jest moim zdaniem przekonany, że koronawirus jest w jakimś stopniu czynnikiem pozytywnym, bo na tyle odmieni postawy Polaków wobec życia, wobec polityki, że w dłuższej perspektywie – po wygraniu wyborów prezydenckich - ułatwi to PiS-owskiemu rządowi wyjście z kryzysu i umocnienie swojej władzy na dłuższy czas.

Ale żeby i szarzy obywatele uwierzyli w taką misję PiS – u i koronawirusa, to trzeba wirusowi okazać jakąś wzgardę, swoją wyższość, podobnie jak swoim współpracownikom, pokazać, że tak naprawdę i on jest narzędziem w rękach Demiurga.

Czy to się spełni?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wybraliśmy między "gruźlicą" a "zapaleniem płuc".

  zdjęcie za WP   Gdyby mielecki szpital był kierowany przez trzech przywódców, którzy przegrali sromotnie wybory miejskie w Mielcu, a jede...