Czas jest
trudny, szczególnie trudny do pojęcia, zrozumienia tego, co się wokół dzieje, więc
i ludzie czasami nie wiedzą, czego się bać. Większość z nas boi się epidemii
koronawirusa, co świadczy zapewne o naszej „normalności”.
Są i tacy,
którzy boją się wyborów korespondencyjnych i wszechwładzy PiS. Inni znowu drżą
przed możliwymi skutkami kryzysu gospodarczego, który niechybnie po epidemii
przyjdzie.
I to
wszystko są ludzie z kręgu „normalnych” – chociaż chyba jedni bardziej, a inni
mniej.
Jest jednak
specjalna grupa ludzi, którą trudno do „normalnych” zaliczyć.
To ludzie,
którzy w tych nowoczesnych czasach wierzą w uzdrowicieli, wróżbitów, gusła,
przesądy, odczynianie uroków i leczenie włożeniem rąk na czoło, albo piciem
witaminy C lub lekarstwa rozcieńczonego do nieskończoności czyli homeopatię. A
bywa, ze w czarownice także.
Mądrzy
ludzie mówili, że jak człowiek przestaje wierzyć w Boga, to uwierzy we
wszystko. I to się często sprawdzało, choć teraz coraz częściej nie.
Bo sobie
myślę, że wiara w leczenie wszystkiego witaminą C przez pana Ziębę, wiara w
homeopatię, wiara w szkodliwość szczepionek (jak na razie w tej puli wykluczają
pod wpływem strachu nieistniejącą jeszcze szczepionkę na koronawirusa, ale też
kiedyś zmienią zdanie), wiara w horoskopy i wróżenie etc, czy wiara w
szkodliwość fal elektromagnetycznych 5G, jest wspólna zarówno dla wierzących w
Boga, agnostyków, ateistów i deistów jak też czarnoksiężników, wróżów ,
szarlatanów, a czasami nawet lekarzy.
To takie
ponowoczesne ogłupienie ogólne.
Czy tak jest
naprawdę? A może jednak wystarczy mocno wierzyć w Boga, by nie wierzyć w
bzdury? Znam jednak ateistów z bardzo analitycznymi umysłami, dla których każde
irracjonalne zachowanie podlega odrzuceniu. Za takie traktują też religię, ale
to inna sprawa. Mnie niektórzy mało analityczni czytelnicy czy fejsbukowicze uważają
za kościelnego integrystę, radykała, a ja zwyczajnie staram się przestrzegać zupełnie
podstawowych nakazów wiary i nie wstydzę się tej swojej wiary demonstrować
publicznie. Jednocześnie jestem człowiekiem otwartym na odkrycia współczesnej
nauki, w tym kosmologii i staram się je adaptować do swojej religijności. Myślę,
że niewielu katolików tak nowocześnie myśli jak ja. A jednocześnie tak jak ja broni
tradycji i występuje publicznie przeciwko głupocie nowoczesności, która wielu z
nich, także jakoś tam wierzących, złowiła w swoje sidła.
I może
nadszedł czas, by podane wyżej twierdzenie o braku wiary w Boga i skutków tego
stanu, jakoś przeformatować. Może tak, że swój światopogląd należy opierać także
na nauce, a każdy wykształcony i myślący katolik wie, że nauka wcale nie
przeczy religii, a przeciwnie, pomaga w jej pogłębieniu i ugruntowaniu. I
wierzący katolik ma wtedy dwa filary swego światopoglądu: wiarę i naukę, a
ateista tylko jeden.
I jakże
mocnym może się wtedy czuć!
Brałem
udział w fejsbukowej dyskusji mielczan o szkodliwości promieniowania 5G. Ba,
wyśmiewałem stawianą przez niektórych tezę – bo przecież z nią nie dyskutowałem
– że to promieniowanie 5G jest przyczyną koronawirusa.
Dzisiaj, z
rzadka bo z rzadka, ale widzi sie jeszcze e Internecie posty o szkodliwości
szczepień, zamieszczane przez ludzi wierzących w magię, witaminę C na raka i
ogólnoświatowy spisek sił ciemności.
W zwolnione
miejsce wdarła się fala, tsunami postów o szkodliwości promieniowania 5G.
Płonące podobno wieże nadawcze 5G (zresztą stalowe) w Wielkiej Brytanie, Włoszech i Niderlandach, gromady martwych ptaków, zaścielające
pola, choroby głowy i czego by kto nie zechciał spowodowane działaniem fal,
fałszywe informacje, że a to Szwajcaria zakazała 5G, a to Czechy, a to wymyślone
odkrycia profesorów o holokauście 5G, jaki nam szykują wraże siły. I jeszcze niektórzy durni celebryci, którzy przy okazji chcą zyskać większą popularność, podgrzewający atmosferę.
I na nic
tłumaczenia, białe księgi ministerstwa cyfryzacji, wyjaśnienia autorytetów.
Zresztą jakich autorytetów? Jakie społeczeństwo ma autorytety? Każdy najpierw
sobie sam albo w grupie podobnych mu „inteligentnych inaczej” wymyśla
pseudoteorię w sprawie dla niego palącej, a potem tak długo szuka w mediach, aż
znajdzie kogoś, kto potwierdza jego opinię. I ma autorytet. A że akurat to nie
jest facet od fal elektromagnetycznych tylko dla przykładu od badania rozkładu
czegoś tam w społeczeństwie albo od żył podziemnych, to już mu wcale nie
przeszkadza.
I tak
grupowo dochodzą do wniosku, że promieniowanie 5G zabija. I nawet nie raczą
sprawdzić, jakie to promieniowanie. Zabija i już.
A z
promieniowaniem 5G jest tak, że pierwszy jego zakres to częstotliwości 700 mHz,
dokładnie te same, na których teraz transmituje się naziemną telewizję cyfrową.
Drugi zakres częstości 5G to częstotliwość 3,5 GHz od
dekady używana jest powszechnie w urządzeniach szerokopasmowego radiowego
przesyłu danych typu WiMax. A podobne do 5G częstotliwości pasm 2,4 GHz
i 5 GHz są od lat obecne w każdym domu do obsługi urządzeń mających Wi-Fi. Także
wszechobecna już komunikacja Bluetooth odbywa się
na częstotliwości 2,4GHz. Nikt też nie zechce pamiętać, że każdy smart
fon obecnie korzysta ze standardu 4G, który wykorzystuje częstości do 6 GHZ.
Ale
standard 5G będzie też korzystał z częstości wyższych. I znowu od wielu lat na częstotliwości 26 GHz
powszechnie działają radiolinie, stosowane np. w dużych miastach w przypadku
przeszkód w budowie linii kablowy.
AAle można sobie tłumaczyć. Nikt tego tłumaczenia nie przyjmie.
Ale normy mocy promieniowania podnieśli nam 10 razy – usłyszymy. Ano podnieśli. Mamy
teraz takie same jak w reszcie świata, z Unią Europejską włącznie. Jak były 10
razy niższe to też szkodziły i też mielczanie protestowali, a mielecka władza
usłuchała ich protestów i zablokowała budowę masztu telefonii 4G.
I jak tu wierzyć, że władze Mielca będą za rozwojem infrastruktury, jak
wolą słuchać rozhisteryzowanej kobiety zamiast naukowych argumentów?
Marnie to rokuje na przyszłość.
A może władze miasta Mielca, tak postępowe, bo lewicowe, są naprawdę także w
gronie wierzących w zabobony, jak to wyżej opisałem?
Wszyscy
prawie - z władzami miast i gmin –
protestują, bo chcą żyć zdrowiej i bezpieczniej. Wszyscy jednocześnie usiłują
nie zauważyć, ze mimo ogromnego nasycenia przestrzeni falami elektromagnetycznymi,
ludzie żyją dłużej. Znacznie dłużej niż wtedy, gdy był tylko pierwszy i drugi
program TV, a sygnał telefoniczny biegł sobie po drucie.
Ale to też
do nikogo nie dotrze. Bo przecież 5G zabija.
Ba, zabija
jeszcze bardziej, bo z jego powodu powstał koronawirus, więc zabija w
dwójnasób.
No i tak
doszliśmy do konkluzji, że głupota spleciona z zabobonem, a wsparta przez
władze, które bardzo chcą słuchać głosu ludu, może być naprawdę niebezpieczna.
Bo system 5G
i tak powstanie. Najpierw w Chinach, potem w USA, potem pewnie w Unii
Europejskiej. A jak nie powstanie w Polsce, to będziemy latać na Ślężę na
miotłach i potem palić czarownice. A na zarobek pojedziemy do krajów 5G.
Sprzątać i podmywać.
Dobre z poczuciem humoru napisane, tylko bardzo dłuuugie!
OdpowiedzUsuń