zdjęcie Mario Giacomellego
Media żyją ze skandali. I z ludzi, którzy te skandale – lub
pseudoskandale, które skandalami można na siłę nazwać - wywołują.
Tak się dzieje w przypadku Kościoła, atakowanego – w dużej części
na „własne życzenie” – ze wszystkich stron i wszystkimi możliwymi środkami.
Zaczęło się od rzeczywistych skandali z przypadkami
pedofili, które zostały najpierw wzmocnione filmem Kler, a potem miejscowo,
wzmacniane nierozsądnymi poczynaniami pojedynczych księży, które rozdmuchiwane
przez lewicowe media, otrzymywały rzekomą rangę uniwersalnej prawidłowości,
właściwej – według tych mediów - dla całego Kościoła i wszystkich jego księży.
Że pedofile, że pazerni na kasę, że popierają tylko PiS i o niczym innych z ambon
nie mówią, że dzieciom na lekcjach religii robią z mózgów galaretę, że dzieci
są przymuszane do szkolnej nauki religii, etc.
W tym miejscu przerwę i zaapeluję do rozsądku wiernych naszego
lokalnego Kościoła, często zupełnie skołowanych natłokiem informacji godzących
w Kościół i księży.
Rozejrzyjcie się dookoła. Co widzicie w mieleckich
parafiach? Jest pedofilia? Nie ma. Jest rozpasanie duchownych w bogactwie? Nie
ma. Jest polityka na kazaniach? Nie ma. Jest pazerność na pieniądze? Nie ma. Jest
przymus nauki religii? Nie ma.
Tu od razu dodam, że ci, którzy uważają, że kościoły
utrzymuje Pan Bóg i państwo polskie, którzy wspólnie uiszczają opłaty za prąd,
ciepło, remonty etc. i którzy głośno protestują przeciwko temu, że za „wynajem” (bo jest to swego rodzaju
wynajem) kościoła na ceremonię ślubną trzeba płacić, niech z tego Kościoła
spadają.
Więc czego do licha chcecie od Kościoła? Od księży? I nie
pytam o to wrogów Kościoła, jak jeden mój kolega, bo oni chcą jego likwidacji.
Pytam wiernych, często wątpiących i często „pyskujących” na Kościół i księży.
Czego chcecie? Zapytajcie samych siebie i sami sobie
odpowiedzcie. Bo jak wszyscy wierzący dopuścimy do dalszej eskalacji nagonki na
Kościół i księży, to nie za 5 czy 10 lat, ale za rok, dwa, obudzimy się w
Polsce Biedronia i Trzaskowskiego, w Polsce „Wiosny”, a jeśli, to i
utęczowionej Platformy Obywatelskiej i Komitetów Obywatelskich, których
członkowie uważają się za lepszych od motłochu. Gdzie dziesięcioletnie dzieci
będą wiedziały, jak zakładać prezerwatywę, kochać muzułmanina i że nie jest im
potrzebny tata bądź mama, a inne za naukę podstaw moralności na lekcjach
religii będą pokazywane palcami i wyśmiewane. W ramach walki z mowa nienawiści.
Jak pisałem, w części ta nagonka na Kościół jest z winy
Kościoła, jego hierarchów. I nie chcę tu wracać do pedofilii, bo to byłoby
najprostsze.
Więc żeby trzymać się teraźniejszości, zatrzymam się na
sprawie palenia dwóch książek i obecności na Jasnej Górze ONR – u, który tam
składał ślubowanie.
Krytykowałem palenie tych głupich książek nie dlatego, że
jestem za szacunkiem do każdej książki, ale dlatego, że ten czyn uważałem za
głupi, szkodzący Kościołowi i dający paliwo antykościelnej lewicy do dalszej z
nim walki. To było nie rozpalenie ognia pod nielubianymi książkami, to było podlanie
benzyny do ognia, którym chcą zniszczyć Kościół. Do swej krytyki nie dorabiałem
ideologii, że to pachnie faszyzmem, cenzurą i innymi bzdetami. Krytykowałem za
brak rozsądku, za brak znajomości świata, w którym ci księża żyją. Wiedziałem, że
całe tłumy „jaśnie oświeconych” rzucą się Kościołowi do gardła za ten
nierozważny czyn jednego księdza.
Gówniane książki, lichy chleb
Dzisiaj mamy wszystkiego za dużo i marnej jakości. I dotyczy
to każdej dziedziny życia.
Także książek i chleba.
Pisał poeta Norwid:
Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba Podnoszą z ziemi przez
uszanowanie Dla darów Nieba.... Tęskno
mi, Panie...
Kiedyś książki z jego wierszami były równie cenne, jak
kiedyś cennym był chleb.
Dzisiaj chleba po dniu nie da się jeść i wyrzucamy go –
przeżarci - do śmieci.
Dzisiaj książki w swej większości są tak gówniane, że
trzymanie ich na półce by przekazać następnemu pokoleniu, traci jakikolwiek
sens. Zresztą za chwilę będą tylko elektroniczne.
Wyrzucamy więc książek coraz więcej (odpady segregowane,
papier, tektura). Ktoś za chwilę
przerobi je na dachówki bitumiczne, opakowania tekturowe, bądź – jak książki o
Harrym Potterze – na papier toaletowy, bo tylko na zasługują.
Łatwość wydawania byle jakiego marnego pisania za równie marne
pieniądze, tak jak łatwość pieczenia byle jakiego pieczywa jak najtaniej jest
częścią naszej cywilizacji masowości, bylejakości i taniości.
Właśnie wyrzuciłem do niebieskich worków na makulaturę
kilkadziesiąt książek, z którymi nie można zrobić nic innego. W większości to
zmarnowany papier, wycięte niepotrzebnie drzewa, produkujące tlen, zużyta
energia. Jak dostaję jakieś wydawnictwa reklamowe, od razu rzucam w kosz, inne
trochę postoją, by sprawdzić, że nikogo nie interesują. I znowu w kosz.
Gówniane książki należy dzisiaj wyrzucać na makulaturę, niszczyć. Przerabiać na inny papier, lub na energię. Do takich książek
zaliczam bzdety o Harrym Potterze. Nie odwołując się przy tym do zapisów Biblii,
jak to czynili palący je księża.
Ale dzisiaj stosy dla książek nie są w modzie. Oświecona
lewica czuwa.
Dlatego wyrzucajmy potterów na makulaturę, wrzucajmy je do niszczarek i przerabiajmy na papier toaletowy. Czy ktoś to zauważy, podniesie krzyk? oczywiście nie.
Więc o co tyle krzyku?
Teraz impreza ONR – u na Jasnej Górze.
Jestem tam często i coraz bardziej wydaje mi się, że ojcowie
paulini zupełnie odlecieli z tego świata i żyją w jakimś swoim jego wyobrażeniu.
Wszystkie te manifestacje przez Obrazem Matki Boskiej częstochowskiej to czyste
bluźnierstwo. I większość z nas, katolików to widzi, tylko hierarchowie nie.
Te tańce z politykami PiS na Jasnej Górze, gdy partia rządząca
wysysa z Kościoła najlepsze soki, by porzucić go, jak będzie zupełnie słaby, to
prawdziwa katastrofa w wydaniu naszych hierarchów.
Bo nasi szeregowi księża, nasi proboszczowie pewnie także,
sprawdzają się w tych trudnych czasach. A nie można tego powiedzieć o
większości biskupów. Zastygli w swoim świecie „książąt Kościoła” i nie potrafią
stać się „normalnymi” przywódcami wspólnot tego dziwnego świata. Czy słyszałem
naszego tarnowskiego biskupa, że do kogoś ostatnio tak po prostu, bez listu
pasterskiego, przemówił? Czy większość wiernych naszej diecezji zna nazwisko
naszego biskupa?
Ale zostawmy ich. Wspomóżmy naszych parafialnych księży. Każdy
z nas to może zrobić. Jak? Wystarczy, jak bardziej tłumnie zaczniemy chodzić na
msze święte, by nie mówili do pustych ławek, by czuli, że ich słuchamy, że bez
nich nie damy sobie sami rady z naszym życiem, że są nam potrzebni. Bo są nam
bardzo potrzebni. Jak ich braknie, zniknie nasz Kościół, świątynie, jak na zachodzie,
zamienią się w kawiarnie, lub jak na wschodzie, w magazyny.
Kim będziemy, my, którzy wierzymy, którzy wciąż czujemy się
katolikami, którzy potrzebujemy Boga do życia jak wody i powietrza?
Jeśli czegoś nie zrobimy, jeśli szybko nie wesprzemy naszych
księży, obudzimy się z „ręką w nocniku”. Zróbmy coś sami, bez biskupów, którzy
zupełnie abdykowali z funkcji książąt, a nie umieją być przywódcami.
Bądźmy wierni!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz