sobota, 23 czerwca 2018

Nie każ mi deptać po kościach pomordowanych, Panie.

I.
Według mnie ludzi można podzielić na dwie grupy: na tych, którzy chcieliby znać przyszłość, i wiele by za tę wiedzę dali, i na tych, którzy przyszłości znać nie chcą i nie potrzebują. A nawet takiej wiedzy najzwyczajniej w świecie się boją.

Po co mam chodzić do lekarza, badać się, jeszcze mi coś znajdzie i …. No, i co? Jak znajdzie, to szybciej umrzesz, niż wtedy, gdyby nie znalazł, gdybyś nie wiedział?
Inny z kolei zapłaci wróżce, cygance, byleby tylko mieć złudzenie, że wie, co się zdarzy. Ba, że będzie umiał przez to zapobiec nieszczęściu. Tak jakby to zapobieganie było wpisane we wróżbę.

Ale czy ci ludzie, którzy chcą znać przyszłość, chcą jednocześnie poznać przeszłość?  Raczej tak nie jest. Raczej są to dla nich byty odrębne. Ci, którzy wybierają przyszłość, starają się najczęściej nie pamiętać przeszłości. Tak własnej, jak i tej zbiorowej.

A co by mieli poznawać? – zapyta ktoś. Przeżyli, to wiedzą.
Oczywiście tak nie jest. Nawet swojego życia nie pamiętamy w całości, a co mówić o tym, co się działo wokół nas, czego nie zauważaliśmy, co było nam wtedy obojętne, czy też celowo zakryte przed naszą świadomością.

Są więc tacy, którzy w archiwach studiują stare księgi, pamiętniki, dokumenty, by poznać to, co dla nich było zakryte, o czym nie wiedzieli, że działo się obok nich, czasami bez wpływu na ich losy, ale często mocno na nich oddziałujące, z czego wtedy nie zdawali sobie sprawy, a co zaciążyło na całym ich życiu. Oczywiście konfiguracji losów ludzkich może być ogromna liczba – ile ludzi, tyle losów. Jednak zawsze wybieramy te najbliżej nas. Wybieramy i na ich bazie, doświadczeniach, budujemy sobie ogląd, wyobrażenie czasów minionych. I nas lub naszych bliskich w nich.

Ja wybieram przeszłość. Bo przeszłość to cały ja. W niej się wychowałem, czy to realnie, przez wiele lat minionych, czy metaforycznie, poprzez studiowanie historii i losów ludzkim w nią wplecionych.

Wybieram przeszłość, bo wybieram życie. Nie ułudę, do której dążę, o której marzę i śnię, mówiąc przez sen, nie coś, co zdarzy się lub nie, mimo planów i przewidywań. Wybieram to co było. Tylko to jest tak naprawdę pewne, oczywiste i jednoznaczne. Jeśli nie jest zakłamane.

Bo nasze życie to tak naprawdę głównie przeszłość. To co jest obecnie, to chwila czasu, która natychmiast przemija, nawet jeśli chcemy ją zatrzymać. To co będzie, to niewiadome, złuda planów i przewidywań, marzenie, które się spełni lub nie. Realna i niezmienna jest tylko przeszłość. W niej jest całe nasze życie. Wszystko, co przeżyliśmy, wszystko, co zaplanowaliśmy i spełniło się, bądź nie, wszystko o czym marzyliśmy i co pozostało marzeniami. Życie to przeszłość. Przeszłość, to my, w całej rozciągłości czasu, działań, niepowodzeń, miłości i zdrad, kłamstw i poświęceń, radości i smutku.

Czy jest coś, co bardziej nas wyraża, jak to, czym byliśmy, jak nasza przeszłość? Bo to, czym jesteśmy obecnie, to tylko przedłużenie w czas teraźniejszy tego, co było.

I mając to w pamięci, dlaczego tak często zamykamy na naszą przeszłość oczy, serca i umysły. Nic nie chcemy o niej wiedzieć. Nie chcemy znać samych siebie. Albo wybieramy z przeszłości tylko to, co nas zadowala, co dla nas piękne, co daje nam satysfakcję bycia lepszym, a pomijamy fakty nieprzyjemne, szkodliwe dla nas……

Stworzyliśmy Instytut Pamięci Narodowej, lokalnie działa Stowarzyszenie Prawda i Pamięć. Wydawać by się mogło, że bardzo potrzebujemy pamięci o przeszłości. I prawdy o niej. Czy aby na pewno? Czy potrzebujemy całej pamięci o nas samych, czy tylko pamięci o tym, jacy byliśmy wspaniali, pamięci o tym, jacy inni byli źli, fałszywi, okrutni wobec nas.
Czy chcemy poznać siebie – jako Naród – czy wręcz przeciwnie, wyjąć z Historii wygodny kawałeczek i w oparciu o niego budować naszą tożsamość.

Jak fałszywa to będzie tożsamość, jacy fałszywi będziemy my sami, jako Polacy, jako Naród, nie trzeba mądrych przekonywać.

Budujemy fałszywe tożsamości. Budujemy fałszywe wyobrażenie o nas o sobie, budujemy zakłamaną społeczność, budujemy fałszywy Naród, wyobrażenie o nim, o nas. Staramy się, by wszyscy byli gładcy i ulizani  jak piękne lalki barbie, jak święte biblijne komiksy, wymuskane, wyładzone, przekolorowane fałszywą dobrocią i fałszywym miłosierdziem.

Budujemy fałszywą historię, zmieniając , zakłamując przeszłość. Bo Historia to ludzie. Dlatego tak jak nie ma ludzi o czarnych lub białych charakterach, tak i historia jarzy się całą paletą barw. Od anielskiej bieli heroizmu, poświęcenia, miłości bliźniego, do czerni zbrodni, zdrady, nienawiści i mordu na tychże bliźnich.

II.

Mój Ojciec od małego czytał mi historię. Historię Polski. Sam, na swoje możliwości, też ją studiował. Pozostało mi po Nim pragnienie poznania tego co było. Poznania całej prawdy o naszej przeszłości, o nas samych.

To pragnienie wzmocniło się z wiekiem, kiedy już jestem starym człowiekiem, bliskim grobu. Wzmocniły go także działania obecnych władz, które w swej tzw. nowej polityce historycznej wybierają z historii to co im pasuje, i z tego budują nową polską tożsamość. Jakże fałszywą tożsamość.

Częścią tej fałszywej tożsamości jest brak w naszej aktualnie szytej historii Żydów, a szczególnie brak szczegółów okresu najtragiczniejszego w dziejach Żydów, Holokaustu. Brak przedstawienia całego spektrum zachowań i postaw Polaków wobec tej tragedii, ale także zachowań i postaw Żydów, które były tragiczne, czasami heroiczne, ale były też takie mało chwalebne.

To pragnienie poznania - w miarę jak się da – prawdy, wzmocniła też sprawa nieszczęsnej ustawy o IPN, ale też nagonka na autorów ogromnego opisu dziejów Żydów po akcji Reinhardt – „Dalej jest noc” - szczególnie na prof. Engelking, w tym wyrzucenie jej za karę za jej postawę z Rady Naukowej Obozy Zagłady w Oświęcimiu.

To pragnienie poznania podkręcił jeszcze pan premier pachnącym fałszem na odległość stwierdzeniem, że Polacy to sami bohaterowie i wszystkim nam należy się wielkie drzewo pamięci w Yad Vashem.
Najlepiej przesadźmy tam dęba Bartka.

Skończyłem czytanie kilku książek o wymordowaniu polskich Żydów, w tym Żydów-Mielczan. Kolejno były to: „Spowiedź” Calka Pierechodnika, „Kronikę Getta Warszawskiego” Emenuela Ringelbluma, „Dalej jest noc” praca zbiorowa pod redakcją prof.prof. Engelking i Grabowski, a na koniec (już po raz drugi, dokładniejszy) „Zagładę Żydów Mieleckich” Andrzeja Krempy, naszego mieleckiego historyka.
Dawniej czytałem jeszcze inne książki, w tym poezję holokaustu, ale już mniej z nich pamiętam.

Im więcej czytałem, im bardziej zanurzałem się w ten przerażający świat lat 1940 – 1944, tym bardziej zaczynałem się identyfikować z tamtymi ludźmi. Myślałem, co ja bym zrobił na ich miejscu, jak bym się zachował, jakie środki bym przedsięwziął, by uchronić przed śmiercią siebie i rodzinę, czy wyrzucił bym za drzwi proszących o pomoc, czy może ukrył bym kogoś, narażając siebie i rodziną na prześladowanie, a najpewniej śmierć, czy zostałbym policjantem w getcie dla ratowania siebie i rodziny, i prowadziłbym na śmierć swoich współziomków, czy jako policjant granatowy wykonywałbym dokładnie polecenia Niemców, łapiąc Żydów, a może nawet bym któregoś zastrzelił, czy będąc sołtysem, osobiście odpowiedzialnym za złapanie ukrywającego się we wsi Żyda, zorganizował bym obławę straży wiejskiej, straży pożarnej i złapanego nieszczęśnika odstawił do żandarmerii, co oznaczało dla niego oczywistą śmierć, czy  raczej naraziłbym wieś na spalenie, jak Podborze, a nie szukał, nie wydał Żyda, czy bałbym się, że Żyd, któremu pomogłem, wyda mnie – torturowany lub nie – gestapo, czy za ukrywanie żądałbym wielkich pieniędzy, czy uczyniłbym to z poczucia miłości bliźniego, czy nie współczułbym Żydom, mówiąc, ze dobrze im tak, bo wyzyskiwali polski naród, czy ukryłbym żydowskie dziecko, czy może w trwodze o swoją rodzinę zaprowadziłbym je na posterunek, gdzie strzelono by mu w głowę, czy  współczułbym mordowanym dzieciom żydowskim, wiezionym do Bełżca czy Treblinki, bo to wszak tylko dzieci, czy też widziałbym w nich dzieci swoich ciemiężycieli, którym dzieje się boska sprawiedliwość,  czy wynosił bym w pole jedzenie, by przeżyli ukrywający się w lesie, czy chętnie szedłbym na obławy, poszukiwania ukrywających się Żydów, bo kazał mi sołtys, bo za odmowę mogliby spalić mój dom, wioskę, czy wreszcie zabiłbym widłami złapanego przez obławę na moim podwórku Żyda, który żądał od sołtysa, by go zawieść na posterunek żandarmerii, gdzie  najpewniej powiedział by, ze go ukrywałem,  za co groziła mi śmierć (zdarzenie z podmieleckiej wioski), czy przynosiłbym jedzenie Żydom z obozu pracy przy zakładach lotniczych, z którymi pracowałem, za co też groziły surowe kary, czy szedłbym rabować, okradać opuszczone żydowskie domy z mebli, pierzyn, ubrań, sprzętu, czy zająłbym ich dom, majątek dany na przechowanie i życzyłbym, by nigdy po ten majątek nie wrócili, czyli życzyłbym im śmierci. Nie pytałem sam siebie, czy- jak to często bywało - zamordowałbym przetrzymywanych Żydów, którym skończyły się pieniądze, albo którzy je mieli, by ich obrabować, nie pytałem siebie, czy zabiłbym złapanego w obławie Żyda, nie pytałem siebie, czy z nienawiści wydałbym Żyda Niemcom, nie pytałem siebie potrafiłbym zamordować spotkanego Żyda by go obrabować, bo cały czas wierzę w siebie, ze nie zrobiłbym tego za żadną cenę. Ale byli tacy, którzy to robili

Takich pytań można mnożyć. Naprawdę był czas, że getto warszawskie śniło mi się w nocy. Że śnili mi się rozstrzeliwani w mieleckich lasach Żydzi, że śniła mi się ta Żydówka z dzieckiem na ręku, którą zastrzelił gdzieś w kępie nad Wisłoką, poniżej Borowej, granatowy policjant, o czym opowiadała mi Babcia. „Jak mógł. Przecież to też był człowiek” – powiedziała.

Tak, to też był człowiek, chociaż z przeczytanych książek wynika, że większość Niemców, a potem część Polaków, nie uważali w latach 1942 – 1944 Żyda za człowieka. Intensywna propaganda, nowa polityka historyczna Niemców, wpajana też Polakom, trafiająca na podatny grunt przygotowany przed wojną przez Falangę czy ONR, gdzie Żyd to był robak, wesz, uczyniły swoje. Dla Niemców, ale i dla części Polaków, życie Żyda nic nie znaczyło.

Przeczytałem te książki. Starałem się dla własnej wiedzy ocenić i Niemców, i Żydów, i Polaków. Wojna wyzwoliła najgorsze cechy charakteru w każdym narodzie, w jego przedstawicielach, biorących udział w tej rzezi lub jej świadkujących. Nie było narodu, któremu można by pobłażać w ocenach. Uświnili się wszyscy.
Barbarzyństwo Niemców jest poza wszelką dyskusją. Polecam przeczytać w Wikipedii opis obozu w Treblince. Piekło Dantego to przy nim prawie raj.
Zachowania dużej części Żydów, którzy jednak byli ofiarami, co pozwala stosować wobec nich taryfę ulgową, też jest poza jakimkolwiek usprawiedliwieniem. Wiem, że większość zostawał policjantami w gettach, by w ten sposób ratować życie swoje i swoich rodzin. Uwierzyli Niemcom, że przeżyją, gdy będą dobrze spełniać swoje obowiązki. Ale gdy przyszło do najgorszego, do deportacji, rozstrzeliwań, ci policjanci żydowscy zachowywali się jak zwierzęta. Także duża część bogatych Żydów nie dzieliła się z umierającymi z głodu braćmi swoim majątkiem, bo liczyła, że mając go, łatwiej przeżyją. Złapani wydawali ukrywających się współbraci, współpracowali z Niemcami w łapaniu ukrywających się Żydów, wydawali ukrywających ich Polaków.
Oczywiście, tak czyniła mniejszość, ale nie można o tym zapominać.
A Polacy? W większości biernie patrzyli na tragedię milionów, niektórzy z nich się cieszyli z dziejowej sprawiedliwości, niektórzy dziękowali Hitlerowi, że zrobił tak wiele dla Polski i wymordował Żydów, bardzo liczni pisali donosy do gestapo, inni wyłapywali Żydów z trwogi, że Niemcy spalą ich domy, ich wsie, albo dlatego, że za Żyda dostawało się litr wódki, albo ze zwykłej nienawiści, albo dlatego, że nie uważali, że Żyd powinien żyć, inni zamykali przed zbiegłymi drzwi, bojąc się represji niemieckich, ale też przyjmowali na przechowanie i mordowali, albo wyganiali – rzadziej – gdy Żydom kończyły się pieniądze. Jednak często było tak, że niektórzy z poświęceniem bezpieczeństwa i życia, ukrywali Żydów, pomagali im wrabiać aryjskie dokumenty, przewozili z miejsca na miejsce. Słowo często jest tu złym słowem, bo gdy popatrzeć, jak niewielu Żydów przeżyło, można by powiedzieć raczej, że rzadko, ale jak się wie, że jedynie nieliczni  z tych bardzo nielicznych,  przeczekali do wyzwolenia w jednym miejscu, to uświadamiamy sobie, że aby pomagać jednemu człowiekowi, potrzeba było wielu ludzi, A i tak często ten wysiłek okazywał się daremnym.

Niemcy – wiadomo.
Żydzi – jak wyżej.
Polacy? Czy mogę potępić Polaków? Nie, nie mogę. Nie mogę wszystkich. Tak jak mogę zrozumieć (albo staram się) Żyda wstępującego do żydowskiej policji, by tak ratować bliskich i siebie, tak rozumiem Polaka, który ze strachu odmawiał pomocy, zamykał drzwi domu, odganiał potrzebujących Żydów ze swojego obejścia, a nawet szedł w obławie z Niemcami, bo tak mu kazano, grożąc spaleniem wsi. Rozumiem go. Choć sam nie wiem, jak ja bym na jego miejscu uczynił. Trzeba powiedzieć, że Żydzi, z własnego wyboru, byli trochę jak kosmici. Chłop podmielecki – pomijam jego antysemityzm – nie miał z przeciętnym Żydem nic wspólnego, nie rozumiał jego mowy, nie rozumiał zwyczajów, był jego klientem i miał pretensje, że Żyd go wykorzystuje. Żyd był bardziej wykształcony, i dla niego chłop był jakimś prymitywnym tubylcem. Takie światy było zupełnie od siebie oddalone i jak jeden się walił, to nawet gruzy nie spadały na drugi.
Mogę jednak potępić i potępiam Polaków mordujących Żydów, wydających ich gestapo, zabijających Żydów jako granatowi policjanci, piszących donosy,  oszukujących ludzi uciekających przed śmiercią, kradnących ich dobytek, zabierających ich domy. I wielu, bardzo wielu potępiam, bo było ich bardzo wielu. Wojna wyzwoliła z nich drapieżne zwierzęta, które wcześniej pętała wiara, wątła kultura, prawo.

Nie, nie należy się wszystkim Polakom drzewo w Yad Vashem. Należy się tym, którzy z poświęceniem, z narażeniem życia, uchronili tych nielicznych przed śmiercią, czy dlatego, że widzieli w nich bliźnich, czy nawet dlatego, że chcieli zarobić, ale byli wierni danemu słowu.
Uratowało się niewielu Żydów. Uratowali się pracując w obozach pracy, w lesie w partyzantce, na aryjskich papierach, uciekając za granicę. Najmniej uratowało się ukrywając w polskich domach na wsi. To było najtrudniejsze. Wieś miała oczy i uszy. Wieś czuwała. Wieś tropiła. I nawet jeśli częściowo można ją zrozumieć, to fakt jest faktem.

Dla mnie Niemcy są narodem, który stać na każdą zbrodnię, każde świństwo. Mit kultury niemieckiej, uczciwej, uporządkowanie, kultury filozofów i muzyków, ludzi uczciwych do szpiku kości, jest kłamstwem. Pokazała to ostatnio afera Volkswagena. Oni mogą wszystko.
Dlatego tak mnie boli, że tak wiele mówi się dzisiaj o Polakach, którzy bali się udzielić pomocy i o tych Polakach, którzy wydawali Żydów, a tak mało o tych potwornych zbrodniach. Nie nazistów, ale Niemców. Piekarzy, lekarzy, fryzjerów, ślusarzy etc.
To głęboko nieuczciwe.

Z drugiej strony jednak tak sobie myślę, jak wiele musi być poczucia winy w naszym narodzie, gdy takim milczeniem otacza tamte zdarzenia, gdy tak pilnie, tak dokładnie wygumkowuje wymazuje je z pamięci.
Nie sięgajmy daleko. Weźmy Mielec.

Nigdy się nie dowiedziałem z jakiś publikacji, jak to było z pożydowskim mieniem w Mielcu. Kto pozajmował ich domu, gdy już odeszli Niemcy i na jakich zasadach, kto się boi, ze wrócą Żydzi i upomną się o swoje. Bo własność jest święta. Także gdy dotyczy innych.
Dlaczego nigdy nie mieliśmy dowagi, by zająć się pamięcią zniszczonych żydowskich cmentarzy?
Dlaczego nie potrafimy uczcić pamięci żydowskiego obozu pracy, a potem obozu koncentracyjnego, który znajdował się na terenie, gdzie dzisiaj jest Inkubator technologiczny Intech2, a przy nim resztki bramy obozowej, która niedługo całkiem zniknie?
Dlaczego nikt nigdy nie zatroszczył się o miejsce mordu i pochówku ok. 800 żydowskich robotników zakładów lotniczych. Nawet nie wiadomo, gdzie jest ich grób.
Podobno po grobach poprowadzono drogę lotniskową, która teraz jest ulicą COP-u. Każdego dnia setki ludzi depcze te groby, nawet nie wiedząc o tym, przejeżdża po nich samochodami.
Dlaczego w latach osiemdziesiątych, gdy odkopano na lotnisku, przy poborze piasku, obok tej drogi, wielkie zbiorowisko kości, szybko je zasypano, wyrównano i zapomniano?
Dlaczego w latach sześćdziesiątych na żydowskim cmentarzu wybudowano budynek poczty?

Pytania znowu można by mnożyć.
Jaka jest nasza pamięć o innych, taka jest nasza pamięć o nas samych. Czego się boimy? Od czego chcemy uciec? Co chcemy udowodnić sobie i światu?

Książka „Dalej jest noc”, której tak obawia się i rząd, i cała prawa strona sceny politycznej, jest – w mojej opinie – napisana uczciwie. Może nie zawsze uczciwe są wyciągane z niej wnioski, które bardziej obwiniają Polaków, kiedy ja, czytelnik, widzę bardzo często tych Polaków usprawiedliwianie.
Zachowania w niej opisane świadczą o ludzkich, ewangelicznych postawach części Polaków, świadczą też o postawach diabelskich, złych i okrutnych, ale usiłuje się zapominać, że to jednak margines, tak w ratowaniu Żydów, jak i w ich unicestwianiu. Bo prawie całe zło jest po stronie niemieckiej.
To trochę tak, jak ktoś obrabował bank, a przygodnemu przechodniowi, każąc stać na czatach, dał 1000 złotych, czyniąc go współsprawcą.
Ale też to pokazuje, jak łatwo można zostać współwinnym, a gdy się nie ma w sobie hamulców, krok po kroku można dojść do Treblinki.

Bo żaden naród nie jest odporny na zło. Polska też. Byli Turkowie z Ormianami, byli Niemcy z Żydami, byli komuniści rosyjscy, byli Rwandyjczycy. Kto będzie kolejny?
Boje się, jak widzę, że w obecnej Polsce zwalniane są hamulce, powstrzymujące rasizm, ksenofobię, nienawiść rasową i nie tylko. Od tego tylko krok do mordów.

I lepiej czytać takie książki, niż krytykować ich autorów pod batutą polityków, nie czytając.


I na koniec powiem, że zamiast wieszać tablice z Dekalogiem w bądź jakim miejscu, powieśmy jedną tablice ku pamięci Żydów Mielczan, których zamordowali Niemcy, a których my nienawidziliśmy w swej polskiej większości. Bo jak nie pozbędziemy się nienawiści, to na cóż nam tablice z Dekalogiem?
  

Ps. A za książkę „Zagłada żydów mieleckich” Pan Andrzej Krępa winien być wytypowany przez Pana Marszałka do wysokiego odznaczenia państwowego. Bo ta książka jest najlepsza spośród wszystkich przeczytanych przez mnie. I jest to książka o naszej, mieleckiej historii.


2 komentarze:

  1. Temat jest bardzo skomplikowany i postawy ludzkie były przeróżne podczas okropieństw wojny ale pamiętać trzeba, że dzisiaj tak naprawdę chodzi o kilkadziesiąt (może kilkaset) mld USD, które jako Polska mamy oddać za mienie bezspadkowe organizacjom żydowskim w USA, czemu ma pomóc ustawa 447 uchwalona w kongresie, przy bezczynności polskiego rządu. Prace pana Grabowskiego i pani Engelking, tak naprawdę są częścią tej narracji przekazywanej w świat, która ma pomóc w dokonaniu na Polsce finansowej egzekucji.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wierzę, że oddamy choćby i miliard nie spadkobiercom

    OdpowiedzUsuń

Czego oczekuję od mieleckich posłów? Czyli słów parę o zarażaniu nienawiścią.

  Patrzę, jak wielu z was, na polską scenę polityczną i, pewnie znowu jak wielu z was, ogarnia mnie obrzydzenie i przerażenie jednocześnie...