Umarł podobno jeden z najwybitniejszych fizyków epoki. To
znaczy umarł na pewno, a podobno był najwybitniejszym. Był ceniony za swoją wybitność, ale szczególnie za osiągnięcia w udowadnianiu, że to nie wola Boga, lecz prawa fizyki dostarczają nam
rzeczywistego wyjaśnienia tego, jak zaistniał Wszechświat, a nieuchronną
konsekwencją tych praw jest ponoć Wielki
Wybuch: „Ponieważ istnieje grawitacja, Wszechświat może i będzie stwarzał się z
niczego”.
Czy to, co robił, to była fizyka, czy może raczej filozofia, o której twierdził, że umarła, zdania nie są
tożsame. Fakt faktem, że za te najwybitniejsze osiągnięcia ludzkiej myśli nie
dostał Nagrody Nobla, a to daje do myślenia.
Nie wiem, ile przed nim uczonych tak samo twierdziło, że Bóg jest
niepotrzebny do wyjaśniania tej gigantycznej złożoności Wszechświata, i że
wystarczy do tego sama nauka, jej prawa fizyki, opisujące jego zachowanie.
Wielu. I to dysponujących znacznie mniejszą wiedzą niż Hawking.
Nie usiłuję, bo nie mam do tego prawa, wchodzić w polemiki naukowe z tak
mądrymi ludźmi. Jestem jednak uważnym obserwatorem tego, co się w nauce dzieje i w miarę swoich
możliwości, podpierając się autorytetami drugiej strony sporu, wyrabiam sobie
swoje zdanie.
A jest ono takie, ze wraz z odkrywaniem nowego przesuwa się jedynie granica
poznania. Nic więcej. A te prawa fizyki są często wzmacniane „cudownymi
wynalazkami” takimi jak „ciemna materia” a następnie także "ciemna energia". Jak ktoś nie wie co to, to powiem, że
to taka „ptica” której nie ma, a która musi być, bo bez niej, nie da się wytłumaczyć
nie tylko tego, że Wszechświat trwa w miarę stabilnym stanie, ale także tego, ze
w ogóle powstał. Bez „ciemnej materii” nie zawiązały by się gwiazdy, bez niej
galaktyki rozleciały by się w wszystkie strony w Kosmosie.
To coś miało wypełniać ponad 80% masy Wszechświata, a jak wynaleziono "ciemną energię" to proporcje się pozmieniały i widzialnej materii ma być kilka procent, tej niewidzialnej prawie 20 a nieobserwowalnej energii ok 80% . Problemy w tym tylko,
że nijakimi sposobami nie można było ani jednego, ani drugiego zaobserwować. Czyli coś tak jak Pana
Boga. Od niego zależy powstanie Wszechświata, jak wielu wierzy, ale żadną miarą naukową nie można
udowodnić jego istnienia.
Piszę o ciemnej materii w czasie dokonanym przeszłym, jako że niedawno nowi poszukiwacze
nieobecności Boga stwierdzili, że „ciemna materia” nie istnieje. Może dali do
wierzenia coś w zamian, nie wiem.
I to by było na tyle o fizyce czy też filozofii, teraz będzie o umieraniu.
Bo w tym wszystkim pewne jest jedynie to, ze człowiek umarł. Czy wybrał dla
siebie piekło, jak tryumfalnie obwieścił z ambony jakiś ksiądz ze Śląska, tego
nie wiem. Jak w nie nie wierzył, nie mógł wybierać. Nie wiem też, czy pan Bóg z
„klucza” bierze do Nieba wszystkich członków Akademii papieskiej, a Hawking był
takowym. Zostawmy te sprawy, my, wierzący, panu Bogu.
Bo domniemania mogą być prawdziwe, a mogą nie. We mnie na przykład drzemie przeświadczenie,
że całą swoją doczesną działalnością Hawking chciał się zemścić na Bogu, który
obdarzył go takim życiem, jak znamy. Po co? Może właśnie po to, by – genialny –
szukał odpowiedzi i jej nie znalazł. Nie wiem.
Podziwiać należy jego niesamowitą determinację w poszukiwaniu prawdy, która
w jego przypadku – tak, czy siak – była poszukiwanie Boga. Boga w swojej
negacji.
Szukał i nie znalazł. Nie znalazł Boga.
Nie znajdując stwierdził, ze Boga nie ma. Że jest Fizyka.
Stwierdził tak, bo Go nie znalazł.
No i co dalej? Ano nic. Życie będzie się toczyło jak do tej pory, nowi
myśliciele będą na przybliżali do Absolutu. Znowu wyprowadzą kolejny dowód, że Wszechświat
stworzył się sam.
I znowu nie uwierzą, że Syn Boga narodził się z Dziewicy. A Chrystus jest
jedynym spoiwem ludzi z tym Nieskończonym, Niewyobrażonym, Niezrozumiałym,
gdzie nie ma tronów i chórów w naszym pojmowaniu. Spoiwem tego wszystkiego z
naszą Ziemią. Która jest jedyna i taka pozostanie.
Nie wiem, od czego zależy, jakie kto dostanie życie do przeżycia. Życie
jest od Boga. A jakie ono jest, zależy w największej mierze od człowieka.
Hawking dostał życie, o którym wielu z nas powiedziało by, że było byle jakie.
40 lat na wózku w coraz większej nieprawności. Chyba nikt nie zazdrościł mu
jego sławy. Co najwyżej wyrażał uznanie za heroizm.
Czy gdyby szukać ochotnika: za życie 40 lat jak Hawking dowiedziesz, że
Boga nie ma. Czy ktoś by się zgodził. Chyba nie. Bo i po co. Dowieść bezsensu
życia i swojego, i wszystkich? Bo niby po co żyć? Żeby potem wyprowadzić się na
inne planety, jak proponował Hawking? Jaki to ma sens. Czy poszukiwanie bezsensu
jest jeszcze poszukiwaniem prawdy?
Życie jest kruche. Ze skruchą przyznaję to ja, człowiek wysportowany, nie
chorujący na żadne poważniejsze choroby, który dwa dni temu omalże tego życia
nie pożegnał. Z absolutnym zaskoczeniem dla mnie samego, mimo że staram się do
przejścia od jakiegoś czasu przygotowywać.
Dzięki wspaniałym ratownikom naszego pogotowia, ale i mojej Żonie, jednak
nadal żyję. I pewnie nadal będę utrapieniem dla wielu. A póki co dziękuję tą
drogą i składam wyrazy uznania – co rzadko czynię – także personelowi SOR – u naszego
szpitala i personelowi Oddziału Zakaźnego.
Jest sens w tym, co robicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz