Złe przewidywania
czy prognozy mają większą siłę samorealizacji niż dobre. Tak mi
się przynajmniej wydaje. Może dlatego felietoniści i różnej
maści futuryści raczej przewidują czarne scenariusze niż te
pozytywne. Jak by jednak nie było, akurat ten czarny, dotyczący
Mielca, zaczyna się – niestety - realizować.
Radosna twórczość
uchwałodawcza/prawodawcza musiała wydać owoce, jakich zawiązki
widzimy już na wspólnym drzewie wiadomości mieleckiego dobrego i
złego.
A co, nie stać nas?
– zapytali sami siebie mieleccy radni. Wszyscy wydają kasę,
Mielec nie może być gorszy. Przecież i 500 plus (to akurat
popieram) się bilansuje, i wcześniejsze emerytury, i może
mieszkania plus na dodatek, to jaki problem wydać też w Mielcu na
baseny i inne przyjemności, a wszystko – jak czapką magika –
przykryć wydatkami na halę sportową.
Wstyd było mieć
starą, nie będziemy mieć – przez wiele lat – żadnej.
Ostrzegał zmarły Prezydent, chciał remontować halę, ale poległ
wraz ze swoim ostrożnym pesymizmem.
Zwyciężył
optymizm wielkiej zmiany.
Jak się skończy w
Mielcu żałoba, zacznie się szukanie winnych. Najłatwiej znaleźć
tych, którzy bronić się nie mogą. Kampania wyborcza za pasem,
będzie się działo.
Tym bardziej, że do
problemów budżetu dokłada się całkiem ludzki problem, czyli
strach przed skażeniem i zatruciem środowiska, a tym samym powolnym
zatruwaniem mielczan. Ratujmy nasze dzieci! To jedno z haseł. I w
tym wypadku trudno oczekiwać, że na spokojnie ludziom się
wytłumaczy, że nie tylko, że nie tak bardzo, że nie ten, albo że
nie tylko ten. Już nikt nie będzie słuchał, nikt nie uwierzy.
W tym czarnym jak
noc scenariuszu naszej przyszłości ja widzę bardzo małą, ale
jednak, gwiazdkę nadziei. Jeśli potwierdzą się doniesienia i pan
Kapinos zacznie pełnić funkcję prezydenta (chyba dopiero po
podjęciu przez RM uchwały o zaniechaniu wcześniejszych wyborów),
może jakoś ogarnie to, co dla działaczy z krwi i kości albo tylko
ambicji, oderwanych od gospodarczej rzeczywistości, jest nie do
ogarnięcia. Mam nadzieję, choć to tylko nadzieja, że wychowany
przez kilkanaście lat w prywatnej firmie, oderwany od szaleństwa
wydawania nie swoich pieniędzy, jakoś potrafi skonsolidować
rządzenie Mielcem i stworzy nadzieję, na opanowanie tego bajzlu po
wyborach.
Powtarzam – to
tylko nadzieja. Nie znam człowieka, ale znam trochę prywatne firmy.
Szaleństwa nieuzasadnionego wydawania/marnowania pieniędzy, nawet
o wiele mniejszych niż te, o jakich myślimy, kończą karierę
człowieka. I to jest ta moja iskierka nadziei na poprawę sytuacji w
Mielcu. Przynajmniej na rozpoczęcie wychodzenia do normalności.
Nie zazdroszczę mu
zadania, jakiego się podjął. To misja być może samobójcza. Być
może tylko przygotowuje w sposób zaplanowany teren przedwyborczy
dla kogoś innego. A to by było niedobrze. Choć oczywiście może
tak być, że urobi się po pachy, a władzę i tak przejmie ktoś
nieplanowany.
Bo sytuacja, w
jakiej znalazł się mielecki PiS, jako lokalna rządząca partia,
jest także nie do pozazdroszczenia. Ale to jakby mniej moja sprawa.
Fakt, że ludzie
wzięli w swoje ręce sprawę skażenia miasta pokazuje, jak mało
wierzą politykom. Wszystkim.
Zapracowali sobie na
to. Ze wstydu pousychały nawet już te drzewka i krzewy, które w
ramach akcji Krono sadzili bądź gdzie i bądź po co. Ale politycy
mają się dobrze. Niczego nie mają sobie do zarzucenia. A dym leci
coraz większy. Bez wstydu. Największy wtedy, kiedy politycy i urząd
ochrony środowiska świętują, czyli w niedzielę i święta. To są
takie świąteczne awarie. Nie poniedziałkowe, nie wtorkowe, nie
środowe, nie czwartkowe, nie piątkowe (no chyba że w Wielki
Piątek), ale awarie świąteczne. Gdy ludzie oddychają „pełną
piersią” i idą z rodziną na spacery.
Życzę nowemu
naczelnikowi Mielca by – z Bożą pomocą – ogarnął to
wszystko. By za 8 miesięcy było trochę więcej nadziei, niż
dzisiaj.
Życzę mu także,
by wtedy Kronospan już nie dymił. Ale nie w tylko w świątecznym
dniu wyborów. Tak w ogóle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz