Nie jestem tzw.
budowlańcem ani politykiem, które to profesje w Polsce służą do
budowania nowego.
Jestem z
wykształcenia inżynierem automatykiem, którego Wydział Automatyki
i Informatyki na pewno nauczył jednego – logicznego myślenia. To
logiczne myślenie można wykorzystywać wszędzie, w pracy
zawodowej, życiu osobistym, pisaniu bajek i felietonów. Co staram
się czynić.
Nie będąc
budowlańcem ani politykiem „wybudowałem” jednak w swoim życiu
wiele hal produkcyjnych i budynków biurowych. To „budowanie” to
było ponoszenie odpowiedzialności za proces inwestycyjny, który
prowadzili fachowcy, czy to moi pracownicy, czy wynajęci do tego
celu budowlańcy i ich nadzorcy. I odpowiadałem za te procesy i w
firmie państwowej, jaką była ARP, i w agencji rozwoju
regionalnego, gdzie przewodniczyłem radzie nadzorczej, a budowaliśmy
tam bardzo dużo, i w końcu w firmie prywatnej.
Z tego tytułu mam
jakie takie pojęcie o budowaniu-inwestowaniu. Niby mam, ale jednego
nie rozumiem. Nie rozumiem mianowicie tego, dlaczego układanie
cegieł i montaż konstrukcji stalowych w firmie prywatnej mają się
różnić od tego z instytucji zarządzanych przez państwo i
samorządy. Wiem, jest ustawa o zamówieniach publicznych, która
jakoś tam komplikuje proces inwestowania. Ale żeby aż tak? ARP i
agencja regionalna też podlegały ustawie.
Każdy inwestor wraz
z projektem dostaje kosztorys. Kompletny dla inwestora, tzw. ślepy
dla wykonawców. Nie zdarzyło mi się, żebyśmy kiedykolwiek
przekroczyli ten kosztorys, zrobiony nam przez biuro projektowe.
Nigdy się nie zdarzyło. Zawsze koszt inwestowania był mniejszy od
założonego w kosztorysie.
Więc cóż u diabla
się dzieje, że jak zaczynają inwestować niektórzy samorządowcy
czy politycy, te wszystkie prawidła sprawdzające się gdzie
indziej, nagle biorą w łeb? Czy może mi to ktoś wyjaśnić?
Przecież obok „sprawy” hali sportowej „siedzieli” i
prezydent budowlaniec, i pani radna architekt (nawet jeśli sławna
potworkiem z Górki Cyranowskiej). A myślę, że jeszcze co najmniej
część innych radnych myśli logicznie. A przynajmniej powinna. Ale
jak słucham rozważań radnych z filmiku zrealizowanego przez portal
Mieleckie Echa, na temat kosztów inwestycji, to są to
rozważania-bredzenia z pogranicza kosmicznej fikcji marnego autora,
a nie logiczne rozważanie inżynierów.
Więc cóż się u licha stało, że nagle wszyscy jakby wpadli w
jakieś niemyślenie? W jakiś indyferentyzm intelektualny. Czy
polityczna poprawność wsparta jeszcze wtedy – bo już dzisiaj
coraz mniej – polityczną pewnością zarówno posiadanej racji,
jedynej prawdy jak i pewnością kolejnej wygranej, znieczuliła,
wyłączyła całkowicie myślenie?
Jest marnie. Martwię
się o nasze wspólne miasto. Dlatego nie muszę być znajomym pana
Kapinosa i zwolennikiem PiS, żeby go popierać. Bo po prosu popieram
Mielec, który z miasta dobrze rządzonego, niezadłużonego, może
stać się pariasem wśród innych miast. Wszyscy się do tego
przyczynili po trosze. Ale na rozliczenia przyjdzie czas. Dzisiaj
trzeba ratować co się da. Czy pan Kapinos potrafi choć trochę
zaradzić? Nie wiem. Czas pokaże. Ale na dzisiaj to nasza może jedyna
nadzieja na jakąkolwiek poprawę.
Choć chyba drugą jest wzmożona aktywność obywateli. Takie poruszenia, jak protest
przeciwko Kronospanowi, nie rodzą się bez odpowiedniego podglebia.
A najczęściej jest nim postępująca frustracja społeczeństwa.
Czynnik trucia, choć najważniejszy, sam z siebie nie zmobilizowałby
takiej aktywności. Coś się po prostu w Mielcu dzieje. Władza to
przegapiła, upajając się wynikami sondażowymi i teraz próbuje
nadrobić błędy. Stąd rada Miasta z udziałem Marszałka, stąd
dodatkowa kontrola WIOŚ w Kronospanie.
Ale to wszystko to
już po piwie. Przynajmniej w Mielcu.
Bo patrząc na to,
co się dzieje w naszym mieście, nie sposób zadać pytania, czy
podobnie nie dzieje się w Polsce. Przyznam, że nie mam na to
pytanie gotowej odpowiedzi, ale wiele wskazuje, że radosna
działalność polityków, budujących nasz nowy dom, naszą kolejną
Rzeczpospolitą, może się skończyć podobną katastrofą jak ta
mielecka, tylko gigantycznych rozmiarów. Bo pieniędzy nie da się
wydrukować jak chcą to zrobić w Afryce Południowej. A na dodatek
wstając z kolan kopnęliśmy w dupę wszystkich wokoło, którzy
podobno mieli nas daleko w tych swoich tyłkach. A to niekoniecznie
będzie miało pozytywne efekty we wzajemnych relacjach. A te jakże
często przelicza się na pieniądze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz