W kościele niedaleko Mielca, jak ktoś dobrze poszuka, można znaleźć bardzo szczególny wizerunek Chrystusa.
Właściwie należałoby powiedzieć, że można znaleźć bardzo szczególny sęk. Bo niektórzy ludzie pierwszym rzutem oka rozpoznają twarz cierpiącego Chrystusa, wpisaną w duży sęk kościelnej ławki. Innym, takim jak ja, by zobaczyli, musi ktoś wskazać szczegóły.
Ludzie potrzebują cudowności, potrzebują cudów. Bez nich dla wielu wiara nie byłaby przekonująca, ba, nawet możliwa. Szukają cudów gdzie tylko można. Stąd liczne pielgrzymki. Od jednego świętego miejsca do drugiego. Wśród Polskich katolików szczególnie modne są wyjazdy do Medjugoria, a także, trudniejsze w realizacji do grobu św. Szarbela. Ludzie szukają cudów cudownych, gdy takie zwyczajne, codzienne cuda, o które się modlą, mają obok siebie, w swoim codziennym życiu. Tylko że często ich nie dostrzegają, nawet je lekceważą.
Ale zamiast daleko jechać, w trudzie i kosztach, często cudownym miejscem pielgrzymek dla nich są szyby w polskich oknach, zapaćkane olejem, lub zespolone, łamiące promienie światła, w których widzą (najczęściej) Matkę Bożą, cudowne są dla nich polskie drzewa, w których gałęzie akurat rosną w krzyż, lub na korze pojawiają się obrazy świętych, jak ostatnio w Parczewie, czy krzyże, jak w Białymstoku.
Kościół oczywiście nie uznaje tych zdarzeń za cudowne, ale ludzie pragnący cudowności wiedzą lepiej. I na nic zdają się negatywne opinie hierarchów. Ludzie szukają dalej. I znajdują.
Czy ten sęk w drewnie kościelnej ławki, w którym niektórzy widzą twarz Chrystusa, czy też może Chrystus z obrazu w drewnianym sęku podmieleckiego kościoła, Chrystus, o którym myślimy, patrząc na ten sęk, ma dla nas, dla mnie, jakieś przesłanie?
Bo dla osoby, która, chyba pierwsza, odkryła ten wizerunek, fakt jego znalezienia ma bardzo wielkie znaczenie. Tak wielkie, że stara się zrobić wszystko, by ten fakt stał się znany szerszemu gronu ludzi. Po co? Dlaczego? Nie mnie rozstrzygać.
Ale mogę i powinienem zapytać sam siebie: a jakie znaczenie ma ten fakt dla mnie?
Dlaczego ten ktoś, kto znalazł sęk i miał widzenie Twarzy, znalazł potem mnie, gdy samemu nic mu się nie udało zrobić z tą wiedzą o sęku – obrazie twarzy Chrystusa.
Dlaczego znalazł akurat mnie, który – co mu powiedziałem – nie szuka takich cudowności, a nawet nie wierzy w prywatne objawienia?
Nie wiem. Tak jak nie wiem, czy dobrze robię, że – na jego ponaglającą prośbę – jednak staram się coś sensownego o sprawie napisać. Tylko co będzie z tą sprawą, jak więcej ludzi się o niej dowie, jak zaczną zadeptywać kościół, by zobaczyć Chrystusa w sęku?
Od kiedy piszę felietony i pozwalam sobie w nich na pisanie w nich więcej niż piszą inni, wielu ludzi podsyła mi różne informacje. Najczęściej dotyczą innych ludzi i ich złego, w mniemaniu piszącego, z jakiś względów postępowania. Najczęściej nie spełniam oczekiwań tych piszących - można by o nich rzec: donoszących albo sygnalistów - by kogoś skrytykować, komuś dokopać, ale prawie zawsze wykorzystuję te wiadomości w swoim pisaniu. Czyli staram się zrobić z informacji dobry użytek. A dobry, to korzystny dla społeczeństwa.
Ale jaka będzie korzyść, kiedy piszę o czymś, czego ja nie widzę, choć inni widzą, czego nie dostrzega ponoć ksiądz proboszcz z tego kościoła, dla którego upublicznienie tego faktu może być kłopotem?
Nie wiedziałem, co zrobić z tą informacją o „cudownym” artefakcie, który nie jest dla mnie cudowny, ale jest bardzo ważny, naprawdę bardzo ważny, dla innej osoby, która mi zaufała, że może ja coś z tym zrobię.
(retusz komputerowy znalazcy)
Ale co ja mogę zrobić? Gdybym wierzył, że to jednak znak, to byłoby prosto. Ale ja nie wierzę w znaki wrośnięte w stuletnie drzewo, ścięte, pocięte, wyheblowane, zbite w mebel . Cóż nam taki znak, nawet jak ma twarz Chrystusa, może powiedzieć?
A może ja się mylę? Może w tych trudnych czasach, kiedy dziesiątki kapłanów, często z tytułami naukowymi, wieszczy bliską Apokalipsę, koniec czasów, zstąpienie Antychrysta na Ziemię (ponoć już to nastąpiło), kiedy inni kapłani w prezydencie Trumpie, którego panowanie ponoć prorocy przewidzieli 50 lat temu, widzą katechona, czyli kogoś, kto Antychrysta pokona, taki znak także ma swoją wagę?
Czy to jest ważne? I czym się różni w swoim znaczeniu dla wierzących taki obraz twarzy Chrystusa z dębowego sęka od chociażby obrazu namalowanego przez wielkiego mistrza malarstwa, wartego miliony złotych, wiszącego w jakimś kościele, przed którym wierni modlą się do Boga?
Czy Chrystus z sęka jest mniej sposobny do modlitwy do niego, niż Chrystus Tintoretta? Czy to ważne, że przed pierwszym w jednym czasie może modlić się jedna osoba, a przed tym drugim wiele?
I czy do prawdziwej modlitwy potrzebne nam są obrazy Chrystusów za miliony złotych, gdy natura podaje nam w darze za darmo coś, przed czym można się zadumać, można się pomodlić, można się wzruszyć?
Zapewne osoba, która prosiła mnie o napisanie paru słów o Chrystusie odkrytym przez nią w sęku w kościelnej ławce, w kościele 12 km od Mielca, nie będzie zadowolona z tego felietonu.
Ale ja naprawdę nie spełniam życzeń i nie piszę niczego wbrew sobie, wbrew moim poglądom.
A mam je, jakie mam.
(rysunkowe wyobrażenie znalazcy)
PS. Aby być w pełni fair wobec człowieka, który mi zaufał, poniżej podaję obszerne fragmenty z jego mejla do mnie
„Oczywiście można patrzeć na takie zjawiska z dystansem. Można uznać, że to wyłącznie efekt przypadku i interpretacji ludzkiego umysłu. W końcu Kościół nie wymaga od wiernych wiary w tego rodzaju zjawiska, podobnie jak w objawienia prywatne – jest to pozostawione indywidualnemu osądowi. Ale o ileż uboższa byłaby wiara, gdyby zamknąć ją tylko w Eucharystii, sakramentach i Biblii. Tak, są to najlepsze narzędzia zbawcze, ale Kościół już dawno rozpoznał, że istnieją zdarzenia pochodzące od Boga albo tworzone przez ludzi, które na co dzień podprowadzają nas do Niego. Święte obrazy, cudowne miejsca i pielgrzymki do nich itp. Ludzie, którzy podchodzą do takich zdarzeń sceptycznie, mogą mieć wiarę silną jak stal – ale czy nie bywa ona równie zimna jak stal? W skrajnej postaci można by przecież uznać za pareidolię również wizerunek z całunu turyńskiego. Tak jak twarze dostrzegane w słojach drewna czy na drzewach, tak i obraz na płótnie mógłby zostać zredukowany do zwykłego przypadku. A jednak dla wielu całun pozostaje jednym z najważniejszych znaków Chrystusowej męki i zmartwychwstania. Czy odrzucając takie obrazy jako zbędną „grę form”, wiara w żywego Chrystusa nie traci swojej głębi, dynamicznej żywotności i pełnego nadziei wymiaru? W dzisiejszych czasach, kiedy tak trudno dotrzeć z wiarą do młodych ludzi, takie obrazy mogą być wyjątkowym narzędziem ewangelizacji. Wyraźny i pełen detali wizerunek Chrystusa na ławce może stać się zaczynem, ziarnem, wokół którego powstanie perła. Być może młody człowiek, patrząc na ten obraz, zada sobie pytanie: „Dlaczego tutaj? Co to dla mnie znaczy?” Może wizerunek stanie się pretekstem do rozmowy o wierze, o poszukiwaniu Boga w codzienności, a nawet w drewnie kościelnej ławki. Ile w nim odniesień do Biblii. Litera „N” na czole to przecież może być skrót od „Nazarejczyk” . Na czole byli oznaczeni wybrani w Apokalipsie. Podbite oko przywodzi na myśl spoliczkowanie przed arcykapłanem. Potargane włosy, otarcia skóry, ból i spokój to cechy Jego męki. Sam wizerunek to miniatura, raptem średnicy 6 cm, ukryty w zakamarku ławki, wśród linii słojów drewna. Czyż nie małych wybiera Chrystus, nie krzyczy, a spokojnie czeka? Czy żeby go dostrzec nie trzeba się wysilić, przystanąć. Gwarantuję, że jak się Go już zobaczy to zachwyci swoim pięknem. Czyż Chrystus nie działa w sposób nieoczywisty? Często Jego obecność objawia się tam, gdzie się jej najmniej spodziewamy. To może być znak, przypomnienie, inspiracja. Nawet jeśli nie wprost, to taki obraz ma w sobie potencjał, by otworzyć serca, by skierować myśli ku temu, co duchowe. I właśnie dlatego warto się nad nim zatrzymać. Wierzyć, choćby wbrew rozsądkowi – bo wiara, która szuka i nie boi się dostrzegać Boga w prostych znakach, jest wiarą żywą. Poza tym, jeżeli by nawet to wszystko co wyżej powiedziano było nieprawdą lub sceptycznie obojętne, to jest on po prostu piękny. To samo powinno wystarczyć by się nim zająć, powiększyć i oddać ludziom by działał”. |
Na wątpliwości odpowiedzcie sobie Państwo sami
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz