ilustracja za Gazetą Prawną
Obserwuję trochę z boku wielki spór o polskie sądy. Jak opozycja (totalna) uważam, że nie ma demokracji bez wolnych sądów. Jak spora część społeczeństwa uważam z kolei, że sądom jest potrzebna reforma. I pewnie trochę jak rząd uważam, że trudno tę reformę zrobić razem z sędziami. Zwłaszcza teraz, gdy tak wiele się schrzaniło samemu ze słusznych często pomysłów z początków pierwszej kadencji. Gdy tak naprawdę przestał istnieć Trybunał Konstytucyjny, a wiele innych pomysłów tzw. reformy prawa jest albo wątpliwych, albo całkiem kwestionowanych przez opinię zewnętrzną.
Jednak
nie o tej „gorącej” sprawie chciałem pisać. Ten spór o sądy zapewne skończy się
wraz z końcem tej kadencji, gdy PiS utraci władzę.
Pozostanie
jednak problem dla mnie ważniejszy, niż same sądy, które następna władza
przywróci do kształtu może nie poprzedniego, ale takiego, jaki sobie wyobraża i
jaki zaakceptuje Unia Europejska.
Bo
przecież pozostaną sędziowie, którzy dla własnego interesu, dla kariery, którą
umożliwiła im władza PiS-u i jego koalicjant min. Ziobro, przyjęli oferowane im
stanowiska, idące za tym duże pieniądze i przywileje, czyniąc to wbrew
znakomitej większości środowiska sędziowskiego, które albo z ideowych powodów jest
przeciwne reformom PiS i takim awansom,
albo jednostkowo zawiedzione, że to nie na nie trafiła możliwość awansu.
Zapyta
ktoś – a niby dlaczego to jest takie ważne? Przecież tych sędziów będzie można
wyrzucić na tzw. „zbity pysk”, a jak prawo nie będzie na to pozwalało, to się
zmieni najpierw prawo, a potem sędziów. Bo raz zaczętej destrukcji prawa i
metod z nim postępowania, zaczętej przez PiS, zatrzymać tak łatwo nie będzie
można.
Odpowiadam.
Każdy człowiek żyje jakąś ilość lat. Czas pracy zawodowej jest jeszcze
krótszy. Czas, w jakim możliwe jest
awansowanie, obejmowanie stanowisk, wzrost pozycji zawodowej czy społecznej,
jest znowu podzbiorem tego drugiego.
Przed
człowiekiem czasami otwiera się taka „bramka czasowa”, i gdy znajdzie się w
odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, a jeszcze w odpowiednim towarzystwie,
to może przez nią przejść. Do nowej rzeczywistości osobistej. Do nowego
stanowiska, Do większych pieniędzy. Do zaszczytów. I najczęściej tak jest, że
jest to krótki moment w naszym życiu. I najczęściej tak jest, że występuje raz
i już się nie powtarza.
I
przed takim człowiekiem, który staję przed szansa, staje dylemat: skorzystać z
proponowanej okazji czy nie? A jeśli oferuje nam awans ktoś, z kim politycznie
nie całkiem, albo wcale się nie zgadzamy? Bo przecież mamy świadomość, ze nikt
propozycji nie składa bezinteresownie. Szczególnie na stanowisko państwowe. Bo
prywatnie może liczyć się talent i skuteczność. Na posadzie państwowej
niekoniecznie, a ostatnio coraz rzadziej.
Dlaczego
o tym mówię i dlaczego to dla mnie ważne? AA no z powodu osobistych
doświadczeń. Przed kilkudziesięciu laty stworzyła się sytuacja, że mój przyszły
przełożony bardzo nie lubił mojego poprzednika na stanowisku, które mi później
zaproponował. Na pytanie-propozycję objęcia tego stanowiska odpowiedziałem, że
się zastanowię. Udzielający mi rady mój kolega, równie młody kierownik
wielkiego wydziału produkcyjnego, powiedział jedno: drugi raz ci nie
zaproponują. Akurat niedawno zniesiono stan wojenny i było jak było.
Dziadowsko, partyjnie, biednie. I wydawało się, przeciwnie niż dzisiaj, że ten
stan siermiężnego socjalizmu będzie trwał wiecznie, a nie że się skończy za 4
czy 8 lat. Oczywiście przeszedłem przez tę furtkę, która się przede mną
otworzyła. Lub którą przede mną otworzyła tamta władza. Było nie było,
komunistyczna. I dzięki tej decyzji,
która równała się ze wsparciem władzy, zyskałem określony bagaż doświadczeń
zawodowych i dzisiaj jestem tu, gdzie jestem. Tu, gdzie inaczej bym pewnie nie
doszedł.
I dzisiaj
patrzę na tych awansujących sędziów, którzy są być może większymi
konformistami, niż ja byłem za komuny, bo przecież teraz mamy demokrację i
wydawać by się mogło, że łatwiej dziś podejmować niekonformistyczne decyzje.
Ale przecież nie. Człowiek postał taki sam, jak był zawsze. Jak był za
faraonów, cesarzy, rewolucji francuskiej i bolszewickiej, czy zachodniej
demokracji.
Bo
życie jest jedno. A los daje szanse raz jedynie. I tę szansę się bierze. Czy to
kierownik za komuny, czy sędzia w III RP.
Różnica
jest może taka, że o ile wszystkich, którzy kiedyś poszli na układ z komuną gremialnie
się dzisiaj potępia, no bo dzisiejsze elity rządzące – może z wyjątkiem SLD – mają
inny, solidarnościowy rodowód, o tyle nikt sędziów idących na układ z władzą
pisowską nie krytykuje. Że PiS to zrozumiałe,. Ale wszystkie inne partie także.
Krytykuję się In gremio, nie krytykuje się personalnie. Nawet ci, których TVN uważa
tak ogólnie za „zaprzańców”, nie mogą być i nie są z nazwiska i imienia
krytykowani.
Broń
Boże nie nawołuję do takich działań, tym bardziej że jakoś tych sędziów
rozumiem. Ale po prostu pytam. Wolno mi. Tym bardziej, że ja sam przez
niektórych zapaleńców prawicowych od czasu =do czasu krytykowany jestem.
I
nikomu nie przeszkadza casus pana Piotrowicza, prokuratora stanu wojennego,
który kiedyś tam wykorzystał swoją szanse, bez której pewnie nie byłby dzisiaj tym,
czym jest. Co nie znaczy, że nie uważam go za małego człowieka, nawet jak wiem,
że każdy ma prawo do zmiany poglądów. Ale są granice awansów dla człowieka
godnego szacunku. On takim nie jest.
Więc
jak to jest z tym krytykowaniem zachowań i postaw konformistycznych w
środowisku sędziowskim? Znowu zwycięża kastowa solidarność?
Oczywiście
doskonale wiem, że są ludzie, którzy nie są konformistami. I byli tacy w PRL –
u, i są teraz. Tamci poszli w stanie wojennym do więzienia. Może potem
żałowali, że zrobili taki wybór, może nie? Może nawet są dumni z dokonanych
wyborów i z tego, jak im one ukształtowały późniejsze życie.
Nie
miałem okazji z nikim takim porozmawiać o jego wyborach.
Czy
takimi ludźmi są dzisiaj sędziowie, którzy przeciwstawiają się władzy?
To
byłaby parodia naszej świętej historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz