niedziela, 25 kwietnia 2021

…póki my żyjemy..

 


Patrząc dookoła siebie, kto już umarł na covida i widząc że większość ze znajomych już albo tylko chorowała lżej lub ciężko, albo – niestety – umarła, nie sposób zadać sobie pytania o to, co dalej.

Bo jedno można stwierdzić na pewno: ani ja, ani pewnie nikt z najmądrzejszych profesorów lekarzy, nie wie, co się dzieje. Niezależnie od ilości słów wypowiadanych w tv. Nie wie, na kogo wypadnie, nie wie kiedy i jak, nie wie dlaczego, nie wie, jak będzie dalej. Tak naprawdę nikt niczego nie wie.

Tak jak polski rząd nie wie, dlaczego Polacy umierają w największej  na świecie liczbie w przeliczeniu na 100 tys. mieszkańców. Jedno tylko dzisiaj wiadomo - okres tzw. dożycia do emerytury po ubiegłym roku obniżył się o 14 miesięcy, a po tym zapewne obniży się jeszcze bardziej.

 Pewnie kiedyś Polacy rozliczą rządzących z nadmiarowych śmierci swoich bliskich, z fatalnej organizacji podstawowej opieki zdrowotnej (szpitalnemu i ratowniczemu personelowi  należy się cześć i chwała), z chaosu szczepiennego, z dziwnych „tańców” wokół amantadyny czy milczenia o leku dla astmatyków budozenid, które to leki mogą, jeśli nie leczyć, to łagodzić przebieg choroby.

 Oczywiście nie zostałem antyszczepionkowcem, pisząc o tych lekach (które pewnie także bym zażył, gdybym zachorował).

 Bo nadal uważam ludzi, którzy nie chcą się szczepić, za groźnych dla otoczenia idiotów.

 Do chmary antyszczepionkowców dołączyli dzisiaj ludzie, uważający, że za akcją szczepień stoją wielkie koncerny farmaceutyczne, które we własnym interesie nie dopuszczają do użycia lekarstw wymienionych powyżej. Pominę tu litościwie ocenę ludzi twierdzących, że szczepienia zmieniają nasze DNA, że wraz ze szczepionką wszczepiają na czipy, którymi jakiś Gates będzie kierował naszym (a raczej ich) mózgiem i inne bzdury.

 I ci ludzie oskarżający koncerny farmaceutyczne i uważający, amantadyna nam wystarczy, nie biorą pod uwagę jednej oczywistości: że lepiej nie zachorować, niż się leczyć. Nawet jeśli lek będzie zawsze i w pełni skuteczny, co na dzisiaj jest niesłychanie wątpliwe. I uważają tak ludzie inteligentni.

 Zapominają, że czarną ospę wyeliminowano z chorobowego „jadłospisu” ludzkości nie dzięki tabletkom, ale dzięki masowym sczepieniom.

Ostatnia większa epidemia czarnej ospy, jaka miała miejsce w Polsce (i chyba na świecie), wybuchła we Wrocławiu w 1963 roku. I wtedy, po wprowadzeniu przymusu szczepienia w kilku województwach, zaszczepiono przeciwko czarnej ospie 7,9 mln Polaków, najwięcej w województwie wrocławskim - 2,6 mln, w opolskim - 978 tys., w katowickim - 724,2 tys., w Łodzi i województwie łódzkim - 499,7 tys., a w Warszawie - 465,7 tys.

Dla niedowiarków przypominam, co to jest ospa. Ospa prawdziwa, zwana też naturalną lub czarną - wirusowa choroba zakaźna o ostrym przebiegu, najczęściej przenoszona drogą powietrzną, kropelkową (czyli jak covid). Można się zarazić również przez kontakt ze skórą chorego, jego bielizną, pościelą, narzędziami lekarskimi używanymi w leczeniu zakażonych itp. Okres inkubacji wirusa to 7-17 dni. Objawy: gorączka, dreszcze, bóle głowy i pleców, wysypka plamkowo-grudkowa przechodząca w pęcherzykowatą.

Po ok. 10 dniach pęcherzyki zamieniają się w strupy, które samoistnie odpadają, pozostawiając blizny. Śmiertelność osób niezaszczepionych - średnio ok. 30 proc., zaszczepionych - ok. 3 proc. Ospa od wieków dziesiątkowała ludzi. Skuteczne lekarstwo, szczepionkę przeciwospową stosowaną profilaktycznie, wynalazł dopiero w 1796 r. brytyjski lekarz Edward Jenner. Spopularyzowana została w XIX

 Ale dla naszych dzisiejszych antyszczepionkowców to żaden argument.

Gadają głupoty tak długo, dopóki ktoś z najbliższego ich otoczenia nie umrze, dusząc się pod respiratorem. A potem jest za późno na żal.

 Jak patrzę dookoła, to wiedzę, że większość moich znajomych już chorowała. Wielu z nich, naprawdę wielu, umarło. Ci, którzy chorowali, wcale nie mają pewności, że za kilka miesięcy, w przyszłym roku, nie zachorują ponownie. Tego nikt dzisiaj nie wie. I po chorobie, z której wyszli, mniej lub bardziej uszkodzeni, może przyjdzie taka, z której nie wyjdą żywi. Tylko w urnie.

 Skoro w demokratycznym państwie jest wolność wyboru, co w przypadku szczepień uważam za idiotyzm, bo dając wolność jednym, ogranicza się wolność drugim i naraża się życie i zdrowie tych, którzy szczepić się chcą, istnieje pilna potrzeba wprowadzenia paszportów covidowych, które będą uprawniały do podróży letniej, do pójścia do kina, jak sytuacja pandemiczna znowu ulegnie pogorszeniu. Bo ulegnie. A może nawet do pójścia do sklepu.

 Ci ludzie, beznadziejni tchórze lub zdurniali optymiści, mogą wybrać, czy chcą być w tej uprzywilejowanej kategorii ludzi, czy chcą zostać poza społeczeństwem, chcą być jego pariasami.

Powie ktoś, że to już nie demokracja, ze dyktatura. Może i dyktatura. Ale dyktatura rozsądku nad ciemnotą.

 
Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy. My, bardziej rozsądni, bardziej odważni, którzy nie boją się, jak im kto macha igłą przy ręce, którzy nie wymyślają bzdur o aportowanych liniach komórkowych, którzy są odpowiedzialni i za swoją rodzinę, i za swoich znajomych, i za Polskę.

 

Zdjęcie w czołówce za 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Czego oczekuję od mieleckich posłów? Czyli słów parę o zarażaniu nienawiścią.

  Patrzę, jak wielu z was, na polską scenę polityczną i, pewnie znowu jak wielu z was, ogarnia mnie obrzydzenie i przerażenie jednocześnie...