Zdjęcie za hej.mielec
Skromna raczej, nieliczna
gdy liczyć uczestników, choć ogólnopolska uroczystość 40 rocznicy strajków w
mieleckiej WSK, stała się dla mnie przyczyną do szerszej refleksji nad upływem
czasu, a może raczej nad kierunkiem tego upływu.
Bo jakoś tak bezwiednie
skonstatowałem, że czas nie porusza się po prostej, od jakiegoś punktu startu
aż do nieskończoności, lecz raczej po
spirali i że właśnie zatoczył wielkie koło. Niby jesteśmy dalej od, ale
przecież jakby wciąż blisko. I co z tego, że wyżej?
Szczerze mówiąc nawet nie zauważyłem
„przerw w pracy” w WSK PZL Mielec przed 40 laty, chociaż oczywiście tam
już wtedy pracowałem. Owszem, słyszeliśmy o tym, że niektóre wydziały nie pracują, ale my
byliśmy jakoś z boku – utrzymanie ruchu – więc siedzieliśmy u siebie nie
niepokojeni przez nikogo. Maszyny nie pracowały, więc i my nie mieliśmy pracy. No i dylematów, czy strajkować, czy pracować.
Wkrótce zresztą wszystko
wróciło (na jakiś czas) do normy i aż do strajków gdańskich było spokojnie.
Jak mówił w 2009 roku w
przytoczonym przez pana Gąsiewskiego wywiadzie dla Nadwisłocza „Jak obaliłem socjalizm” późniejszy,
chwilowy, dyrektor WSK PZL Mielec, pan Jan Szymański, ludzi wzburzyły braki w
zaopatrzeniu, szczególnie w artykuły spożywcze. Do tego doszły podwyżki cen tychże
i brak podwyżki płac, i czara goryczy się przelała.
Pewnie wszyscy mieli
podobnie. Ja też nie miałem dostępu do sklepu za "żółtymi firankami" (młodzieży wyjaśnię, że to były sklepy dla kasty wybranych: milicjantów, funkcjonariuszy partyjnych, górników). A jednak
dla mnie takie fakty, jak braki w zaopatrzeniu, nie były wystarczającym powodem, albo w ogóle powodem, do
próby obalania władzy. Pewnie tak jest, że moja absolutnie nierewolucyjna
natura nie pozwala mi występować przeciwko żadnej władzy. Ani tej z przeszłości,
ani tej z III RP. Zresztą może powód jest z gruntu inny: jako jednostka aspołeczna
nie lubię iść z tłumem. Szczególnie gdy tłum głosi populistyczne hasła, na
dodatek – w moim przekonaniu – szkodliwe dla społeczności w swej masie.
Zresztą tak naprawdę nikt z wtedy strajkujących robotników WSK nie miała zamiaru obalania ustroju Polski Ludowej. Ba, nikomu to się wtedy nie mieściło w głowie. Ci, którzy odświętnie mówią inaczej, bezczelnie kłamią, albo, jak są młodzi i nie pamiętają, tworza nieprawdziwe mity.
No bo co było dla ówczesnych robotników najważniejsze?
Tylko naiwni albo oszuści będą twierdzić, że nawet jak nie chcieli obalać ustroju, to walczyli wówczas o wolność wyrażania poglądów, wolność słowa, liberalne prawa obywatelskie. No, może o wolność religijną, która była bardzo ograniczona, ale dzisiaj, gdy już jest, to z niej nie za bardzo korzystają.
No bo co było dla ówczesnych robotników najważniejsze?
Tylko naiwni albo oszuści będą twierdzić, że nawet jak nie chcieli obalać ustroju, to walczyli wówczas o wolność wyrażania poglądów, wolność słowa, liberalne prawa obywatelskie. No, może o wolność religijną, która była bardzo ograniczona, ale dzisiaj, gdy już jest, to z niej nie za bardzo korzystają.
Najważniejsze były postulaty
socjalne, podwyżki zarobków, dobre zaopatrzenie, szybkie emerytury i inne
takie. No i zrównanie w przywilejach. Nie zabranie innym, ale dodanie im. pamiętam spotkanie z ówczesnym sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego panem, wtedy towarzyszem, Kotarbą. Jakiś robotnik wstał i zapytał, dlaczego nie mamy wszyscy takich przywilejów jak milicjanci. W odpowiedzi usłyszał - przecież każdy może iść do milicji.
Po pierwszych latach epoki Gierka, kiedy była przez chwilę względna obfitość wszystkiego, przyszły lata, że z zaopatrzeniem było ciężko, więc ludzie o tym myśleli na pierwszym miejscu. jak Wystarczy popatrzeć na
słynne postulaty gdańskie. Jak odrzucić pierwsze 6, które napisali korowscy
doradcy, to co pozostaje? Ano popatrzmy:
- Wypłacić wszystkim pracownikom biorącym udział w strajku wynagrodzenie za okres strajku jak za urlop wypoczynkowy z funduszu CRZZ (czyli Centralnej Rady Związków Zawodowych – przyp. mój).
- Podnieść wynagrodzenie zasadnicze każdego pracownika o 2000 zł na miesiąc jako rekompensatę dotychczasowego wzrostu cen (to było ok 50% średniej płacy – przyp. mój).
- Zagwarantować automatyczny wzrost płac równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza.
- Realizować pełne zaopatrzenie rynku wewnętrznego w artykuły żywnościowe, a eksportować tylko i wyłącznie nadwyżki.
- Wprowadzić na mięso i przetwory kartki – bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji na rynku).
- Znieść ceny komercyjne i sprzedaż za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym.
- Wprowadzić zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej, oraz znieść przywileje MO, SB i aparatu partyjnego poprzez: zrównanie zasiłków rodzinnych , zlikwidowanie specjalnej sprzedaży itp.
- Obniżyć wiek emerytalny dla kobiet do 50 lat, a dla mężczyzn do lat 55 lub [zaliczyć] przepracowanie w PRL 30 lat dla kobiet i 35 lat dla mężczyzn bez względu na wiek.
- Zrównać renty i emerytury starego portfela do poziomu aktualnie wypłacanych.
- Poprawić warunki pracy służby zdrowia, co zapewni pełną opiekę medyczną osobom pracującym.
- Zapewnić odpowiednią liczbę miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących.
- Wprowadzić urlop macierzyński płatny przez okres trzech lat na wychowanie dziecka.
- Skrócić czas oczekiwania na mieszkanie.
- Podnieść diety z 40 zł do 100 zł i dodatek za rozłąkę.
- Wprowadzić wszystkie soboty wolne od pracy. Pracownikom w ruchu ciągłym i systemie 4-brygadowym brak wolnych sobót zrekompensować zwiększonym wymiarem urlopu wypoczynkowego lub innymi płatnymi dniami wolnymi od pracy.
Przypominam, że po obietnicy
podwyżek płac stoczniowcy chcieli zakończyć strajk i iść do domu. Podobno wtedy
Anna Walentynowicz ich jakoś przekonała, żeby zostali w Stoczni. A potem juz poszło z górki. Przynajmniej przez chwilę.
Oj działo się wtedy, działo. Z okiem Centralnego Laboratorium (to tan zapuszczony biurowiec przez dzisiejszymi Zakładami Lotniczymi) obserwowaliśmy przez ponad rok wielki ruch w siedzibie zakładowej Solidarności, która mieściła się w "skrzydle" Hali 2.
Pamiętam wielki kontener na śmieci pomalowany w barwy narodowe. Jakoś to nikomu w entuzjazmie nie przeszkadzało. Co się działo w środku oczywiście nie wiem. Nie bywałem. mam za to cały plik gazetek zakładowej Solidarności. jakoś się zawieruszyły, nie spaliłem i jest pamiątka tych ciekawych czasów.
Potem wielu aresztowali, niektórych zwolnili, zapanowała drętwota lat osiemdziesiątych. Po drodze, gdzieś w 1984 roku dyrektor Zakładu wezwał wszystkich kierowników wydziałów i polecił im założyć u siebie organizację związkową. Takich związków prorządowych, dzisiejsze OPZZ. Ja też u siebie na wydziale założyłem. Myślałem, że będzie trudno z przewodniczącym, ale było łatwo.
A potem to już poleciało z górki. Wszyscy mamy takie same żołądki, więc podwyżki płac były mniej więcej takie same dla wszystkich i o tej samej porze. Oczywiście i tak nie nadążały za podwyżkami cen. szczęśliwy był ten, kto miał na co wydać pieniądze. Oczywiście najwięcej zarabiali robotnicy akordowi. Ale to był czas, że moja żona, położna, przez chwilę zarabiała więcej niż ja, kierownik dużego wydziału.
Doszliśmy do takiego momentu, już na początku lat dziewięćdziesiątych, że zarabialiśmy miliony złotych.
Oj działo się wtedy, działo. Z okiem Centralnego Laboratorium (to tan zapuszczony biurowiec przez dzisiejszymi Zakładami Lotniczymi) obserwowaliśmy przez ponad rok wielki ruch w siedzibie zakładowej Solidarności, która mieściła się w "skrzydle" Hali 2.
Pamiętam wielki kontener na śmieci pomalowany w barwy narodowe. Jakoś to nikomu w entuzjazmie nie przeszkadzało. Co się działo w środku oczywiście nie wiem. Nie bywałem. mam za to cały plik gazetek zakładowej Solidarności. jakoś się zawieruszyły, nie spaliłem i jest pamiątka tych ciekawych czasów.
Potem wielu aresztowali, niektórych zwolnili, zapanowała drętwota lat osiemdziesiątych. Po drodze, gdzieś w 1984 roku dyrektor Zakładu wezwał wszystkich kierowników wydziałów i polecił im założyć u siebie organizację związkową. Takich związków prorządowych, dzisiejsze OPZZ. Ja też u siebie na wydziale założyłem. Myślałem, że będzie trudno z przewodniczącym, ale było łatwo.
A potem to już poleciało z górki. Wszyscy mamy takie same żołądki, więc podwyżki płac były mniej więcej takie same dla wszystkich i o tej samej porze. Oczywiście i tak nie nadążały za podwyżkami cen. szczęśliwy był ten, kto miał na co wydać pieniądze. Oczywiście najwięcej zarabiali robotnicy akordowi. Ale to był czas, że moja żona, położna, przez chwilę zarabiała więcej niż ja, kierownik dużego wydziału.
Doszliśmy do takiego momentu, już na początku lat dziewięćdziesiątych, że zarabialiśmy miliony złotych.
To już było w kapitalizmie, który sobie robotnicy wywalczyli, albo raczej obalili socjalizm. Pamiętam jeden z ostatnich protestów na terenie WSK. Odbywał się pod hasłem: Życie na WSK będzie rajem, gdy się rozstaniemy z dyrektorem Ryczajem.
Trwa wciąż dyskusja, czy socjalizm obalił Wałęsa, czy może Jan Szymański, jak wspominał żartobliwie w wywiadzie, czy może jeszcze inni bohaterowie tamtych czasów. I nie tylko tamtych, bo ci obalający są coraz młodsi. I może jeszcze niedługo ktoś inny się przyzna. Jak zawsze w takich sytuacjach liczba weteranów będzie rosła wraz ze wzrostem odległości w czasie od faktu.
Rzadko słyszy się dzisiaj dyskusję o tym, czy rzeczywiście na WSK robotnicy przeszli z komunistycznego piekła do kapitalistycznego raju.
Trwa wciąż dyskusja, czy socjalizm obalił Wałęsa, czy może Jan Szymański, jak wspominał żartobliwie w wywiadzie, czy może jeszcze inni bohaterowie tamtych czasów. I nie tylko tamtych, bo ci obalający są coraz młodsi. I może jeszcze niedługo ktoś inny się przyzna. Jak zawsze w takich sytuacjach liczba weteranów będzie rosła wraz ze wzrostem odległości w czasie od faktu.
Rzadko słyszy się dzisiaj dyskusję o tym, czy rzeczywiście na WSK robotnicy przeszli z komunistycznego piekła do kapitalistycznego raju.
Choć wydarzenia późniejsze pokazały, że raczej do "ziemi obiecanej" mlekiem i miodem płynącego kapitalizmu nie doszli.
Na podstawie przytoczonych
postulatów gdańskich, ale i z moich obserwacji, mogę stwierdzić, że tak
naprawdę robotnicy tamtego czasu chcieli jedynie tzw. „socjalizmu z ludzką twarzą”. Ten termin zrobił w tym czasie karierę i
jeszcze długo istniał w społecznej świadomości.
Ostatnie 30 lat kapitalizmu w
Polsce uświadomiło ludziom, nie tylko robotnikom, co by to pojęcie dzisiaj nie
znaczyło, że jednak socjalizm nie jest ustrojem, którego należy się wystrzegać
ja diabeł święconej wody. Przeciwnie. Wielu za socjalizmem zaczęło tęsknić. I
to nie tylko starych ludzi, pamiętających tamte czasu i swoją młodość w nich.
Bo ja np. wcale nie tęsknię za socjalizmem, wręcz przeciwnie, boję się, że
powróci.
Tęsknią za socjalizmem, nawet jak tego do czego tęsknią, socjalizmem nie nazywają. Ale przydają mu większość cech jakie miał socjalizm. Akceptują nawet "Wieczór z Dziennikiem" w wydaniu dzisiejszej rządowej Telewizji Polskiej i jego prymitywną propagandą kupują znacznie chętniej niż kiedyś propagandę telewizji Gierka. Najważniejsze jest, by władza dała. A jak chce za to taką nieistotną sprawę, jak wolność słowa? Któż by jej tego nie dał?
Tęsknią za socjalizmem, nawet jak tego do czego tęsknią, socjalizmem nie nazywają. Ale przydają mu większość cech jakie miał socjalizm. Akceptują nawet "Wieczór z Dziennikiem" w wydaniu dzisiejszej rządowej Telewizji Polskiej i jego prymitywną propagandą kupują znacznie chętniej niż kiedyś propagandę telewizji Gierka. Najważniejsze jest, by władza dała. A jak chce za to taką nieistotną sprawę, jak wolność słowa? Któż by jej tego nie dał?
Ale paradoksem historii dla mnie, jej
chichotem, jest fakt, ze spotykam ludzi, którzy kiedyś walczyli z tzw. „realnym
socjalizmem”, a teraz bardzo socjalizmu w nowym wydaniu, teraz pisowskim, chcą.
Oczywiście wynika to z
szerszego kontekstu społecznego, europejskiego czy nawet światowego.
Społeczeństwa zachodnie żądają praw, które może im zapewnić tylko nowy całkiem ustrój
społeczny. Oczywiście, ten nowy zachodni socjalizm okraszony jest jeszcze ideologią
lgbt, prawami człowieka, uświęceniem uchodźców etc, od czego nasz socjalizm narodowy absolutnie
się odżegnuje. Ale zapotrzebowanie na nową wersję socjalizmu, ustroju
sprawiedliwości społecznej, gdzie zabiera się bogatym, a daje „biednym”, jest w Polsce bardzo
wielkie. Podobnie jak na świecie.
A działanie PiS tylko je
potęguje. Nie znaczy to oczywiście, że Platforma także całkiem od reformy
ustroju się odżegnywała, ale czyniła to ostrożniej. No i dlatego przegrała.
Po 40 latach doszliśmy do
punktu, w którym znowu na horyzoncie dziejów majaczy upiór socjalizmu. Ciekawe,
ile czasu upłynie, zanim on zbankrutuje i jacy znowu będą bohaterowie, którzy
będą mogli za ileś lat powiedzieć, że obalili pisocjalizm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz